Autor: Anna Wielopolska

Korespondentka Obserwatora Finansowego w USA.

Nawet Thatcher miałaby trudności bez Unii Europejskiej

W natłoku podnoszących nerwowość zdarzeń, jak podwyżka stóp procentowych w USA, wybory w Holandii i tureckie awantury z Niemcami i Holandią, minęło 60 lat od rozpoczęcia procesu integracji europejskiej. To okazja do wielu analiz.
Nawet Thatcher miałaby trudności bez Unii Europejskiej

60 rocznica powstania Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej jest okazją do analiz, co dalej z integracją. Lepszy skutek byłby, gdyby integracja gospodarcza rozwijała się razem z integracją różnych modeli społecznych krajów członkowskich, bo ta różnorodność wymuszałaby naturalne tempo integracji. Tak się nie stało. Dani Rodrik z Harvardu pyta ile więcej może tolerować Europa. W zgrabnym szkicu rozwoju Unii Rodrik odnosi się krytycznie do raportu szefa Europejskiej Komisji Jean-Claude’a Junckera o przyszłości UE: Juncker wymienia pięć możliwych ścieżek rozwoju Unii, ale nie dotyka centralnego problemu jaki Unia ma przed sobą.

Unia albo musi bardziej zintegrować się politycznie, aby dogonić integrację gospodarczą, albo gospodarcza integracja musi być znacznie ograniczona. To jest wyzwaniem albowiem mniej niż jedna na pięć osób w krajach członkowskich Wspólnoty popiera oddanie większej władzy politycznej do centrów Unii.

Daniel Gros z Center for European Policy Studies uważa, że przyszłość europejskiej integracji widzi się przez pryzmat tego, na co się patrzy. Na przykład niektóre ekonomiczne wskaźniki są optymistyczne, jak choćby stopa zatrudnienia, która wróciła do poziomu sprzed kryzysu, czy wzrost gospodarczy PKB na głowę mieszkańca – w ubiegłym roku w UE był wyższy niż w USA.

Natomiast trzy czynniki wskazują podwyższone ryzyko rozpadnięcia się strefy euro, ale w perspektywie długoterminowej:

  1. wskaźnik wiary uczestników rynku, że strefa się rozpadnie, tzw. Sentix, który w ostatnim czasie podniósł się znacznie, głównie z powodu sytuacji we Włoszech i Francji.
  2. wzajemne relacje bilansów centralnych banków krajów strefy, tzw. TARGET2, pokazujący przepływ kapitału. Ten z kolei zdaje się być pozytywny dla utrzymania się strefy, bo kapitał nie odpływa znacznie do Niemiec.
  3. Trzeci wskaźnik, zdaniem Grosa być może najbardziej wiarygodny, to szeroko cytowana rozpiętość różnic w rentowności 10-letnich obligacji, za które na przykład rząd włoski płaci o 1,8 proc. więcej niż rząd niemiecki.

To długoletnia perspektywa, nie najlepiej wróżąca strefie. Krótkoterminowa natomiast jest bardziej pozytywna, bo różnice rentowności na przykład 1-rocznych czy 2-letnich obligacji są znacznie niższe. Słowem strefa euro wysyła mieszane sygnały.

Dwóch ekonomistów wysunęło śmiałą hipotezę, że przyspieszenie wzrostu gospodarczego Wielkiej Brytanii w latach 80. było tyle samo wynikiem osławionych prorynkowych reform Margaret Thatcher, co skutkiem tego, że w latach 70. Wielka Brytania wprowadzała prawa i zasady Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej (do której przystąpiła w 1973 r.). Reformy Thatcher były możliwe dzięki temu, że Brytania miała poparcie ze strony przedsiębiorczości z krajów Wspólnoty i temu, że rynek Wspólnoty był otwarty dla przedsiębiorstw brytyjskich.

Amerykańska Federalna Rezerwa podniosła stopy procentowe o kolejne 25 punktów bazowych. Największym problemem zdaje się to być dla Chin. Ostatnia rzecz jakiej potrzebuje teraz chińska gospodarka, to zacieśnianie kredytowego cyklu i zyskującego na wartości amerykańskiego dolara, uważa Desmond Lachman z American Enterprise Institute.

Przez minione dwa lata niskich stóp procentowych w USA Chiny miały problem odpływu kapitału. Łączna suma ulokowana poza granicami przez chińskie firmy i osoby indywidualne jest szacowana na ponad 1 bilion dolarów.

Aby ograniczyć skutki wypływu (czyli osłabiania waluty) chiński rząd zmniejszył rezerwy zagraniczne z 4 bln do 3 bln dolarów. To hamuje jednak osiągnięcie dwóch podstawowych celów chińskiego rządu: uzyskania pełnej wymienialności i statusu międzynarodowej waluty dla renminbi.

Zwyżkujący dolar może spowodować obniżenie wartości renminbi. Jeśli rząd Chin na to pozwoli ryzykuje zwyżkę wartości swojej waluty względem innych walut. A to z kolei uniemożliwia zmniejszenie niebezpiecznej kredytowej bańki, która ma wartość 90 proc. PKB Chin. Alarmuje to administrację Trumpa, która chce wyrównania zasad konkurencji i oskarża rząd Chin o manipulacje walutowe. Ekonomista Zhang Jun z szanghajskiego uniwersytetu wyjaśnia dlaczego jest to wyimaginowane oskarżenie.

Decyzje o kursie renminbi są powodowane wewnętrznymi czynnikami a nie podwyższaniem konkurencyjności chińskich firm względem amerykańskich. Na przykład niedawna deprecjacja była konieczna dla ochłodzenia rynku nieruchomości. Jun przypomina też, że regulacje przepływu kapitału z i do Chin są także kontrowersyjne. Całkowite uwolnienie przepływu, rekomendowane przez zachodnich ekonomistów, jest zdaniem ekonomistów z Chin zbyt ryzykowne, bo chiński rynek finansowy nie jest dostatecznie dobrze rozwinięty i ustabilizowany. Dlatego Chiny liberalizują reguły stopniowo. Już od 20 lat, przypomina Jun.

Oskarżenia o wykorzystywanie kursu własnej waluty do podniesienia konkurencyjności własnych firm odpierają także Niemcy. Marcel Fratzscher z uniwersytetu Humboldta i szef berlińskiego think-tanku DIW wyjaśnia, jak bardzo nierozumiane są przyczyny niemieckiej nadwyżki w handlu zagranicznym.

Nadwyżka ta sięgnęła ostatnio bulwersującej ekonomistów wartości 8,7 proc. niemieckiego PKB (270 mld euro). Zdaniem krytyków z administracji Trumpa, jak również z wielu krajów Europy, Niemcy wykorzystują dla eksportu słabość euro, na której utrzymanie mają decydujący wpływ [poprzez wpływy w europejskim Banku Centralnym – przyp. AW]. Fratzscher przypomina, że Niemcy przed wejściem do strefy euro zawsze dążyły do posiadania silnej marki, tak, aby niemieckie przedsiębiorstwa były konkurencyjne z powodu własnej innowacyjności z nie przez słabość swojej waluty.

Oskarżenia Niemiec wynikają z trzech błędnych ocen – przekonuje Fratzscher. Po pierwsze manipulacja eksportem poprzez kurs walutowy nie jest za bardzo możliwa z powodu globalnej integracji łańcuchów dostawczych w produkcji. Po drugie fałszywa jest wiara, że o kursie waluty decydują politycy i centralni bankierzy; w zaawansowanych gospodarkach kurs waluty jest wypadkową siły gospodarki. Wreszcie fałszywa jest wiara samych Niemców, że nadwyżka odzwierciedla atrakcyjność niemieckich produktów. Jest raczej skutkiem preferencji eksportowych, decyzji inwestycyjnych i średnioterminowe oszczędności.

Chiny natomiast zdają się mieć kolejny duży sukces. Obok bezprecedensowej w historii ekspansji gospodarki i podobnie nadzwyczajnej redukcji biedy, Chiny także zdołały odwrócić tendencję wzrostu nierówności ekonomicznych społeczeństwa. Kluczową rolę odegrał rozwój urbanizacji, który powoduje zacieśnienie rynku pracy w regionach wiejskich a więc tendencję równoważenia dochodów w miastach i na wsi.

Różnice w zasobności pomiędzy Ameryką a innymi krajami, nawet bogatymi, nie prędko będą wyrównane. James Pethokoukis z American Enterprise Institute wylicza dziesięć powodów, dla których Ameryka jest dużo bogatsza.

  1. Kultura przedsiębiorczości i system finansowy wspierający ją.
  2. Najlepsze na świecie uniwersytety i elastyczny, nieskrępowany związkami zawodowymi i własnością państwową przedsiębiorstw rynek pracy.
  3. Gospodarka USA jest 4-krotnie większa niż Japonii, 5-krotnie niż Niemiec I 7-krotnie niż brytyjska.
  4. Większa populacja, ponad 320 milionów osób, a siła nabywcza każdego obywatela jest także większa – 56 tysięcy dolarów PKB na głowę mieszkańca (47 tys. w Niemczech).

>>Więcej

Nie wolno zapomnieć o analizach cudu gospodarczego Islandii, która dla wielu ekonomistów jest wzorcem, co i jak powinno być zrobione, aby wyprowadzić kraj z głębokiego kryzysu. Są to dewaluacja waluty i kontrola kapitału. Tani pieniądz przyciągnął turystów, co zdaniem noblisty Paula Krugmana byłoby bardzo owocne w przypadku Grecji czy Irlandii. Po 9 latach kontrola kapitału została jednak właśnie zniesiona.

Publicysta Bloomberga Leonid Bershidsky przypomina, iż OECD sugeruje, że Islandia aby utrzymać sukces musi wciąż trzymać rynek finansowy relatywnie zamknięty. Zniesienie kontroli kapitału otwiera zaś drogę napływu, co podniesie wartość korony. W tej gospodarce ma to kluczowe znaczenie, sukces Islandii jest bowiem kombinacją wysokiej turystycznej atrakcyjności i odcięcia się od międzynarodowych rynków finansowych.

 


Tagi


Artykuły powiązane

Krótkoterminowe trudności, długoterminowe szanse

Kategoria: Trendy gospodarcze
Napływ imigrantów z Ukrainy w czasie obecnej wojny krótkoterminowo powoduje trudności, natomiast w długim terminie jest szansą na uzupełnienie polskiego rynku pracy - mówi Obserwatorowi Finansowemu Beata Javorcik, Główna Ekonomistka EBOR.
Krótkoterminowe trudności, długoterminowe szanse