Autor: Ignacy Morawski

Ekonomista, założyciel serwisu SpotData.

Włosi wolą gospodarkę w rytm Verdiego, a nie Wagnera

W najbliższą niedzielę i poniedziałek we Włoszech odbędą się wybory parlamentarne. Ich wynik może mieć duże znaczenie dla przyszłości całej strefy euro, gdyż trzeszcząca w szwach włoska gospodarka destabilizuje Europę. Patrząc na kandydatów, ich programy i charaktery, można mieć obawy o przyszłość, niezależnie od wyniku wyborów.
Włosi wolą gospodarkę w rytm Verdiego, a nie Wagnera

Silvio Berlusconi wciąż chce rządzić Włochami. (CC-BY-NC-SA Andres-Ubierna)

2013 rok przynosi wielką konfrontację niemiecko – włoską. Nie dla wszystkich jest ona widoczna, nie wszystkich ekscytuje, nie ma pewnie wielkiego znaczenia dla przyszłości świata. Jednak fakt, że opery na całym świecie obchodzą 200 setną rocznicę urodzin Giuseppe Verdiego i Ryszarda Wagnera dla fanów muzyki ma znaczenie niebagatelne. Obaj uważani są za gigantów opery, obaj bardzo różni, sami zresztą nie lubili się wzajemnie, co nadaje ich muzycznej konfrontacji smaku.

Kiedy w grudniu mediolańska La Scala otworzyła nowy sezon Wagnerem, w kraju podniósł się tumult. Interweniował prezydent, decyzje krytykowały największe media. Włoska duma została urażona. Trudno było nie dostrzec podtekstu. Ostatnie lata to wielki triumf polityczny Niemiec, które stają się europejskim hegemonem i upokorzenie Włoch, które jako jedyny z krajów założycieli Unii Europejskiej znalazły się w grupie krajów zagrożonych bankructwem.

Włosi są smutni i nie mają nadziei – mówił ostatnio w wywiadzie dla GW znany włoski pisarz Roberto Gervaso. Dla wszystkich Włochów jasne jest, że kraj znajduje się na ścieżce spadkowej – traci bogactwo, wpływy, prestiż. Verdi na świecie tryumfuje, ale to rzadki przypadek, kiedy „towar” włoski może na prawdę konkurować z „towarem” niemieckim.

Nadchodzące wybory parlamentarne we Włoszech w naturalny sposób wzbudzają w rozpolitykowanych obywatelach dyskusję o tym, jak włoskiemu upadkowi zaradzić. Na kraj patrzy też cała Europa, bo włoski rynek długu – największy na kontynencie – ma potencjał wybuchowy tak potężny, że może rozsadzić strefę euro na najmniejsze kawałki. „The Economist” poświęcił Włochom swój tytułowy tekst w ostatnim numerze.

Niestety trudno skądkolwiek dopatrzeć się sygnałów nadziei, że wybory fundamentalnie zmienią oblicze Włoch. Dominują raczej obawy, że mogą potwierdzić nieudolność włoskich partii i całego systemu politycznego.

Giovanni, młody doktorant ekonomii ze słynnej amerykańskiej politechniki MIT, mówi to, co myśli wielu ekonomistów: – Jestem pesymistą, myślę, że ten parlament zakończy życie po kilku miesiącach. Obym się mylił.

(infografika: DG/CC BY-NC Truus, BobJan too)

(infografika: DG/CC BY-NC Truus, BobJan too)

Lewicowo-prawicowy klincz

Włosi przygnieceni są wieloma ciężarami. Dług publiczny, sięgający 125 proc. PKB, wysysa oszczędności i blokuje inwestycje. Nieefektywna administracja i system sądownictwa (Włochy zajmują przedostatnie miejsce w UE w rankingu Doing Business) zabijają przedsiębiorczość. Nieelastyczny rynek pracy zniechęca firmy do zatrudniania i inwestowania w pracowników. Niewidoczna sieć powiązań między politykami, dużym biznesem i sektorem bankowym ogranicza konkurencję. Korupcja i niechęć polityków wobec inwestorów zagranicznych nie sprzyja napływowi kapitału.

Tę listę można wydłużać. Tylko fakt, że kraj ma dużą pulę oszczędności prywatnych i jedną z największych w Europie baz małych firm przemysłowych, ratuje gospodarkę przed głębszym załamaniem.

Co na to politycy? Oni są prawdopodobnie częścią problemu. Partie, które odważnie chcą odmienić oblicze Włoch, mają w sondażach poparcie rzędu kilku-kilkunastu procent. Najsilniejsze koalicje zaś nie oferują przekonujących recept na rozwój. A nade wszystko, żadna partia nie ma lidera, który oferowałby nadzieję na przełamanie historycznej nieskuteczności włoskich rządów.  

Sytuację przed włoskimi wyborami można porównać do amerykańskiej sceny politycznej, tyle że w krzywym zwierciadle. Silvio Berlusconi i jego prawicowa koalicja złożona z Ludu Wolności (PdL – Popolo della Liberta) i kilku mniejszych partii są trochę jak Mitt Romney, tyle że groteskowi. Nawołują do wielkich cięć podatków, straszą lewicowym interwencjonizmem, ale jednocześnie nie oferują żadnych koncepcji, jak owe cięcia finansować.

W międzyczasie Berlusconi musi bronić się w sądach przed oskarżeniami o gwałty i korupcję. Jego największy rywal, Pier Luigi Bersani i centro-lewicowa koalicja Włochy. Dobro Wspólne (Italia. Bene Comune) z Partią Demokratyczną na czele przypominają trochę Baracka Obamę, tyle że nie mają nawet 1 proc. charyzmy amerykańskiego prezydenta. Bersani obiecuje pracę, pomoc dla przemysłu, niższe podatki dla biedniejszych i wyższe dla bogatszych, więcej pieniędzy na edukację i naukę. Ale nie daje odpowiedzi, jak wyzwoli się z powiązań z bardzo lewicowymi związkami zawodowymi.

Pomiędzy nogami dwóch największych plącze się koalicja Wybór Obywatelski – z Montim dla Włoch (Scelta Civica – Con Monti per l’Italia), złożona z małych partii centrowych. Wskazuje ona na konieczność kontynuowania reform podjętych przez premiera Mario Montiego, które polegają głównie na oszczędnościach fiskalnych i reformach rynku pracy. Włoscy ekonomiści rzadko są bardzo entuzjastycznie nastawieni do Montiego.

Widzą, że przywrócił on zaufanie do Włoch na świecie, ale jednocześnie realne efekty jego reform wydają się mizerne. Znany ekonomista Francesco Giavazzi twierdzi, że Monti to taka bańka spekulacyjna na rynku politycznym – oczekiwania wobec premiera są napompowane do granic możliwości, co przyciąga inwestorów, ale jednocześnie bańkę tę trzeba jak najszybciej wypełnić głębszymi reformami.

Wreszcie jest siła polityczna, która stanowi jeden z największych współczesnych ruchów populistycznych – Ruch Pięciu Gwiazd (Movimento di Cinque Stelle), prowadzony przez znanego komika Beppe Grillo. Jest to ruch buntu przeciw całej klasie politycznej i elitom ogólnie. Sam Grillo w ogóle nie występuje w telewizji, nie stroni od wulgarnego i agresywnego języka, kampanię prowadzi w Internecie.

Również w Internecie wybierani byli kandydaci ruchu, w zwykłym powszechnym głosowaniu. Program jest „ambitny”: wymienić elity polityczne i biznesowe Włoch. Frustracja wśród Włochów jest tak duża, że Ruch może liczyć na podobne poparcie, co koalicja Montiego. A wsparcia udzielają mu niektóre bardzo znane osoby, jak np. noblista literacki Dario Fo.

Lider, nie program

Włosi są bardzo niezdecydowani, komu powierzyć swój głos. Sondaże pokazują, że aż 30 proc. wyborców nie wie jeszcze, kogo poprzeć. To bardzo dużo. Może to wynikać z faktu, że nie sam program polityczny jest istotny dla naprawy włoskiej gospodarki, ale umiejętność jego wprowadzenia w życie.

Jak słusznie napisali analitycy firmy badawczej Oxford Economics: „Bieżąca sytuacja włoskiej gospodarki nie zostawia zbyt wiele miejsca partiom politycznym na proponowania różnych od siebie rozwiązań”. Lista reform, jakich potrzebuje włoska gospodarka, jest dość oczywista dla większości ekspertów: obniżenie wydatków publicznych, skierowanie większej części wydatków na cele produktywne (badania, inwestycje), obniżenie podatków, uproszczenie podatków, reforma systemu sądownictwa, reforma rynku pracy, reforma systemu bankowego, liberalizacja niektórych rynków usług, prywatyzacja.

Różni ekonomiści nadają różnym postulatom odmienną wagę, ale panuje zgoda, że potrzebne są działania wykraczające poza drobne kroczki. Międzynarodowy Fundusz Walutowy opublikował analizę, z której wynika, że przy wprowadzeniu wszystkich reform PKB Włoch mógłby rosnąć nawet o 2 pkt proc. rocznie szybciej! Byłby to gigantyczny impuls.

(infografika: DG/ CC by David Barrie)

(infografika: DG/ CC by David Barrie)

Zdolność polityczna poszczególnych partii do przeprowadzania zmian jest jednak bardzo ograniczona. Mało która z nich posiada taką siłę, by przełamać mur oporu różnych grup interesów. Liberalizacji rynków pracy i usług sprzeciwiają się zarówno związki zawodowe jak i przedstawiciele wielu wolnych zawodów, reformy wydatkowe napotykają opór grup interesów w administracji publicznej i wielu instytucjach publicznych (np. uniwersytetach), prywatyzacja jest źle odbierana przez pracowników państwowych przedsiębiorstw, ewentualne opodatkowanie majątków naturalnie spotyka się ze sprzeciwem wpływowych zamożnych osób, a banki sprzeciwiają się zmianom w systemie bankowym. Można by tak wymieniać bez końca. Włochy są rozdzierane przez różne grupy interesów, z którymi partie polityczne są mocno związane.

Co gorsze, na nieudolność polityczną nakłada się system wyborczy sprzyjający fragmentacji partyjnej. W niższej izbie parlamentu większość automatycznie zdobywa koalicja, która zdobędzie w wyborach więcej głosów niż inne partie. Jednak w Senacie, który we Włoszech ma wysokie kompetencje, miejsca przydzielane są wedle regionów – to znaczy, że większość miejsc przyznanych danemu regionowi otrzymuje partia zdobywająca więcej głosów niż inne partie w tym regionie. To sprawia, że trudno sformować większość w obu izbach.

Scenariusze: dwa słabe, jeden tragiczny

Scenariuszy powyborczych jest wiele, ale trzy są najbardziej prawdopodobne. W pierwszym, wygrywa Partia Demokratyczna i samodzielnie tworzy rząd. W drugim PD wygrywa, ale musi formować koalicję z Mario Montim. W trzecim, wynik wyborów jest niejednoznaczny – w niższej izbie parlamentu PD ma większość, ale w wyższej wszelkie koalicje z jej udziałem może blokować Lud Wolności Berlusconiego.

Trzeci scenariusz jest w sposób oczywisty najgorszy. Może doprowadzić do chaosu nie tylko włoską scenę polityczną, ale również rynki finansowe w Europie. Spokój na rynkach został kupiony przez Europejski Bank Centralny w zamian za przyrzeczenie reform w krajach peryferyjnych. Jeżeli największy z tych krajów nie będzie miał rządu, cały układ może lec w gruzach i doprowadzić do powrotu paniki na rynku obligacji.

Scenariusz pierwszy i drugi są o niebo lepsze i prawdopodobnie równoważne co do potencjalnych szans na przeprowadzenie choć ograniczonych reform. Samodzielnych rządów centro-lewicy rynki finansowe mogą się nieco obawiać, jednak ich zaletą jest niewątpliwie spójność polityczna i dzięki temu większa zdolność decyzyjna.

Prawdopodobnie niektóre ważne reformy nie zostaną wprowadzone w takiej konfiguracji w życie, co dotyczy np. rynku pracy, ale inne mogą zostać przeprowadzone szybciej. Koalicja centro-lewicy z Montim może być narażona na tarcia i klincze, ryzyko jej krótkiego trwania będzie niemałe, ale też ma zalety: niesie ze sobą nadzieję na szybszą redukcję długu publicznego i liberalne rozwiązania rynkowe.

Oba rozwiązania mają podstawową zaletę: centro-lewica i Monti za wszelką cenę chcą utrzymać Włochy w strefie euro, co daje nadzieję, że na rynkach utrzyma się zaufanie do Włoch. Ale próżno szukać kogoś, kto święcie wierzyłby, że nowy parlament i nowy rząd będą w stanie sprowadzić włoską gospodarkę z równi pochyłej.

OF

Silvio Berlusconi wciąż chce rządzić Włochami. (CC-BY-NC-SA Andres-Ubierna)
(infografika: DG/CC BY-NC Truus, BobJan too)
Skumulowana-zmiana-realna-PKB
(infografika: DG/ CC by David Barrie)
Włoska-dywergencja--PKB-per-capita

Otwarta licencja


Tagi