Autor: Sebastian Stodolak

Dziennikarz, filozof, muzyk, pracuje w Dzienniku Gazecie Prawnej.

Wojny Krugmana

Gwiazda współczesnej ekonomii, laureat ekonomicznego Nobla, Paul Krugman, to wojujący ideolog amerykańskiej lewicy. Dawniej zwalczał Busha jako zagrożenie dla demokracji, teraz zwalcza Rona Paula jako zagrożenie dla gospodarki. Walczy nie tylko z politykami - na jego celowniku są również żyjący i nieżyjący ekonomiści, a nawet ludzie negujący wpływ człowieka na klimat.
Wojny Krugmana

Paul Krugman (CC BY-NC-SA 00Joshi)

–  Zarzuty wobec Mitta Romneya, że zmienia cynicznie zdanie, jak wiatr zawieje trafiają w samo sedno. W odróżnieniu od niego Ron Paul od lat jest konsekwentny w swoich poglądach. Tyle, że jego poglądy są oderwane od rzeczywistości – napisał w grudniu 2011 r. Paul Krugman na łamach „New York Times”.

Regularne felietony Noblisty zamieszczane są od 1999 r. w rubryce o wymownej nazwie „Sumienie liberała”. Krugman – kiedyś przedstawiciel liberalizmu gospodarczego – teraz opowiada się za ingerencją państwa w mechanizm rynkowy, opodatkowaniem najbogatszych, dodrukiem pieniądza i uważa, że dług publiczny wcale nie jest taki zły. Dobrze wie, że jego wpływ na amerykańską opinię publiczną jest ogromny. Wszystkie listy „najbardziej wpływowych” Amerykanów wymieniają jego nazwisko w czołówce. Tajemnica jego wciąż rosnącej popularności to nie tylko zdobyta w 2008 r. Nagroda Nobla z ekonomii, która z jej laureatów czyni w oczach publiczności wyrocznię. Krugman – choć opisuje siebie jako nieśmiałego – uwielbia pokazywać się w mediach. Prasa, telewizja, Internet. Bystry ekonomista, który używa ciętego języka i lubi wypowiadać się na każdy temat, to dla mediów skarb.

Nic dziwnego więc, że gdy okazało się, że wyrażający radykalnie wolnorynkowe poglądy Ron Paul ma szansę na zdobycie nominacji Partii Republikańskiej w wyborach prezydenckich, Krugman natychmiast przystąpił do prewencyjnej krytyki. Zwłaszcza, że Paul chce w pierwszym roku prezydentury obciąć wydatki państwa o bilion dolarów!

Wolny rynek do poprawki

– Krugman posiada imponującą zdolność do ciągłej pracy nad własnym wizerunkiem. W końcu może stać się najważniejszym amerykańskim intelektualistą swoich czasów – przewiduje prof. Tyler Cowen, ekonomista z Uniwersytetu Georga Masona.

Profesor Cowen, a także prof. Alex Tabarrok (blog ekonomiczny marginalrevolution.com, który wspólnie prowadzą, to jeden z najbardziej popularnych blogów ekonomicznych świata) również mają z Krugmanem na pieńku. Dlaczego? Są zwolennikami tezy, że wolny rynek należy pozostawić wolnym, by ten działał dobrze i regularnie z nim polemizują. Początkiem stycznia wytknęli mu, że o ile w 2003 r. wyrażał obawy, co do wpływu zadłużenia USA na stopy procentowe, o tyle teraz jako propagator nieustannego zwiększania wydatków budżetowych zupełnie się tym nie przejmuje. Krugman niekonsekwentny!? Nie może być.

Noblista szybko pośpieszył wyjaśnieniem, że zmiana poglądów była zupełnie uzasadniona, a zarzuty są wyssane z palca przez ludzi, którzy nie rozumieją ekonomii. Profesorowie z Uniwersytetu Georga Masona zamieścili na blogu odpowiedź Krugmana z sugestią: tego już lepiej nie komentować.

Słowne utarczki Krugman toczy z wieloma ekonomistami. Wśród nich są m.in. reprezentanci słynnej szkoły chicagowskiej („Chicago boys”), uczniowie i następcy Miltona Friedmana. Według Krugmana ci przekonani o racjonalności rynków, czy konieczności obniżania podatków ekonomiści po prostu pobłądzili i są „produktem Ciemnych Wieków Makroekonomii”.

Nietrudno się domyślić, że to właśnie Friedman ma być źródłem wszelkiego zła. Teorie sformułowane przez jednego z jego uczniów, prof. Edwarda Prescotta, również laureata ekonomicznego Nobla, Krugman określa mianem „głupich” i twierdzi, że ich głupotę przez lata skutecznie ukrywały skomplikowane modele matematyczne, za pomocą których były wyrażane. W jego tekstach pojawia się też sugestia, że wolnorynkowi profesorowie, byli wolnorynkowi, bo byli po prostu na liście płac finansistów z Wall Street.

Takie insynuacje wywołały oburzenie w środowisku akademickim. Jeden z profesorów z Chicago, John Cochrane, nazwał wypowiedzi Krugmana „smutnymi”, podważającymi ekonomię jako naukę.

– Krugman uważa, że wszystko, co osiągnęła od lat ’60 zeszłego wieku to strata czasu – przekonuje Cochrane w długiej polemice, w której zarzuca też Krugmanowi, że jego poglądy są paranoiczne i oparte na teoriach spiskowych.

– Niektórzy myślą, że każdego, kto się ze mną nie zgadza traktuję jak zakłamanego idiotę albo, że zawsze demonizuję swoich oponentów. Czuję się niewinny! Traktuję ludzi jak idiotów tylko, gdy rzeczywiście nimi są. Pozostałych traktuję z szacunkiem – broni się i jednocześnie atakuje noblista Krugman.

Tłumaczy, że do kategorii idiotów zalicza słynny amerykański think–tank Heritage Foundation (ten, który rokrocznie publikuje Indeks Wolności Gospodarczej). Powód? Zdaniem Krugman fundacja jest jedynie przybudówką Partii Republikańskiej i ma dawać pseudonaukową legitymację polityce niskich podatków dla najbogatszych. Krugman przekonywał, że problemy budżetowe Stanów Zjednoczonych wynikają właśnie z takiej polityki, a nie z nadmiernych wydatków. Wszystko to ilustruje obszernie wykresami. W trakcie internetowej wymiany zdań jednego z republikanów nazwał człowiekiem „Gadka–Szmatka”, a jego twierdzenia „ekonomią voodoo.” Ci „ekonomiści voodoo” z kolei twierdzą, że Krugman manipuluje danymi i szachrai.

Krugman zwykł chwalić się, że to jego prognozy gospodarcze najczęściej się sprawdzają. Jego wrogowie – np. ekonomista Arnold Kling – wskazują jednak, że np. kryzys 2008 r. było Krugmanowi przewidzieć o tyle łatwo, że… on sam go częściowo wywołał. Jak? W 2002 r., gdy pękała bańka na rynku internetowym, zaproponował stworzenie nowej bańki, która unieszkodliwi tę internetową i zakończy recesję.

– Poparcie Krugmana dla stworzenia bańki na rynku nieruchomości nie było entuzjastyczne. On przedstawiał tę bańkę po prostu jako jedyną możliwą drogę, która wiedzie do wyjścia z recesji – przekonuje Kling.

Krugman rzeczywiście napisał w 2002 r.: Alan Greenspan (ówczesny szef Fedu) musi zastąpić bańkę internetową bańką na rynku nieruchomości.

Taka strategia miała przynieść krótkofalową poprawę. A co z dłuższą perspektywą? Nic, bo jak mawiał Lord Keynes, „w dłuższej perspektywie i tak wszyscy będziemy martwi.”

Ożywić Keynesa

Słowa jednego z najwybitniejszych, a na pewno jednego z najbardziej wpływowych ekonomistów w historii, sir Johna Maynarda Keynesa, są tutaj jak najbardziej na miejscu. Krugman mianował się naczelnym keynesistą współczesnej ekonomii. Przekonuje, że do finansowej niepewności, długotrwałego bezrobocia i innych problemów gospodarczych przyczynił się fakt, że dzieła Keynesa przykrył kurz. Przez takich, jak Friedman, którzy niczym fetysz traktują XIX-wieczne prawo Saya (w dużym uproszczeniu: podaż kreuje popyt) myślenie stawiające w centrum problemu kwestie popytu zostało wyparte przez myślenie stawiające w centrum podaż.

– To brzemienny w skutki błąd! – od lat przekonuje Krugman i namawia innych ekonomistów i polityków do odkurzenia keynesowskiej biblii, „Ogólnej teorii zatrudnienia, procentu i pieniądza”. Tylko w ten sposób, argumentuje, można osiągnąć pełne zatrudnienie i stabilność.

Krugman protestuje przeciwko liberalnej ortodoksji. Twierdzi np., że „błąd rozbitej szyby”, czyli przekonanie, że katastrofy i destrukcja koniec końców napędzają gospodarkę nie jest błędem, gdy – tak, jak obecnie – znajdujemy się w pułapce płynności (wszyscy chcą mieć gotówkę, ale nie chcą jej inwestować). Albo, że dług publiczny nie tylko nie niszczy gospodarki narodowej, ale wręcz ją napędza.

Trzeba przyznać, że w ostatnich latach Keynes rzeczywiście odżył. Coraz mniej ekonomistów, którzy nie opowiadaliby się za dodatkowymi regulacjami, nie krytykowaliby ostatnich 20 lat za deregulację, nie krzyczeliby o nierównościach społecznych… Nie ma też polityków, którzy nie widzieliby konieczności wspomagania gospodarki specjalnymi programami, dotowania strategicznych przedsiębiorstw, podnoszenia podatków, czy radykalnych interwencji walutowych w walce o stabilny kurs.

Odkurzenie „Ogólnej teorii…” i przełożenie jej na praktykę okazało się nie być trudne również dlatego, że Krugman znalazł wsparcie nie tylko w politykach, lecz także w samym… Benie Bernanke, czyli obecnym szefie amerykańskiego banku centralnego.

Ben Bernanke jako naukowiec zawsze był apolityczny i nie ma w jego pracach nic, co możnaby potraktować jako teoretycznej wsparcie dla prawicowej doktryny ekonomicznej, która nacisk kładzie na podaż, a nie popyt. Bernanke nie był również nigdy zwolennikiem leseferyzmu – pisał o nim Krugman w 2005 r., gdy Bernanke miał dopiero objąć fotel szefa Fedu (w lutym 2006 r.), a potem regularnie udowadniać czynami (niskie stopy procentowe, dodruk pieniądza, pomoc upadającym instytucjom finansowym) powinowactwo poglądowe z naszym noblistą.

Jedno, co Krugman mógłby mu zarzucić, to być może tylko to, że mógł zrobić jeszcze więcej. Podobnie zresztą, jak Obamie i Demokratom zarzuca, że pakiet fiskalny (słynny TARP) nie był wystarczająco duży, a reformy socjalne (w tym reforma systemu zdrowotnego) zakrojone na zbyt małą skalę i właśnie dlatego Ameryka wychodzi z kryzysu tak wolno, a stopa bezrobocia wciąż oscyluje wokół 9 proc.

Reagan, Bush i reszta głupców

Jak na ironię, Bernanke został mianowany na szefa Fedu przez najbardziej znienawidzoną przez Krugman postać amerykańskiej polityki, prezydenta Georga W. Busha. Negatywna opinia noblisty o Bushu brała się jednak nie z republikańskich poglądów ekonomicznych prezydenta (Bush był pod tym względem nieortodoksyjny, nie miał oporu przed stosowaniem pakietów stymulacyjnych), ale z jego polityki zagranicznej, a także wewnętrznej po 11 września 2001 roku, czyli atakach na WTC. Według Krugman radykalne posunięcia Busha (inwazja na Irak, czy uchwalenie ograniczającej swobody obywatelskiej ustawy „Patriot Act”) przyniosły Stanom Zjednoczonym wstyd. Bush to dla niego „fałszywy bohater”, który stworzył w USA klimat prawicowego despotyzmu.

– Zorganizowano mechanizm, w którym każdy, kto nie zgadza się z prawicą oskarżany jest o stronniczość. Można spodziewać się, że w ramach takiej polityki, gdyby Bush powiedział, że ziemia jest płaska, artykuły w gazetach tytułowałoby się: „Kształt ziemi – różnice poglądów” – kpił Krugman.

Noblista sprzeciwia się, by nienaukowe teorie traktować z szacunkiem i – choć to nie jego specjalność, bo nie jest klimatologiem – z chęcią krytykuje tzw. klimatycznych „negacjonistów”, czyli osoby które zaprzeczają istnieniu antropogenicznego zjawiska globalnego ocieplenia. Inna sprawa, że naukowość tez samego Krugmana również można podważać.

Wracając jednak do polityki – teraz, gdy Partia Republikańska szuka najwłaściwszego kandydata na prezydenta, Krugman również w słowach nie przebiera. Na tle niektórych jego wypowiedzi krytyka pod adresem Rona Paula jest wręcz komplementem. O Newtcie Gingrichu Krugman powiedział na przykład, że „jest ucieleśnieniem wyobrażenia głupca na temat tego, jak zachowuje się i brzmi osoba inteligenta. „Taryfa ulgowa zastosowana wobec Rona Paula może wynikać z tego, że ten sprzeciwia się zaangażowaniu Amerykanów w zagraniczne konflikty zbrojne i popiera wycofanie wojsk z Afganistanu, Iraku, Korei Południowej, czyli w tym przypadku głosi to, co demokraci.

Krugman nie ma za to ani krzty litości dla legendy Ronalda Reagana. Według noblisty zanim Reagan został prezydentem, USA miały się dobrze, a potem było tylko gorzej. Krugman twierdzi, że przypisywany obniżkom podatków i deregulacyjnym reformom Reagana wzrost przychodów budżetowych…w ogóle nie miał miejsca. Wskazuje też, że Reagan wcale nie był konsekwentnym wolnorynkowcem i dziwi się, że libertarianin tak go uwielbiają.

Faktem jest, że Reagan nie był idealnym „libertariańskim” prezydentem i rzeczywiście stosował protekcjonistyczne cła importowe, by chronić amerykańskich producentów motorów przed japońskimi. Ale i tak był najbardziej wolnorynkowym prezydentem w Ameryce od czasów Warrena Hardinga. Krytyce skierowanej wobec nieżyjącego prezydenta, smaczku dodaje fakt, że w latach 1982–1983 Krugman pracował w zespole jego doradców ekonomicznych.

Stary i nowy Paul

Krugman przekonuje jednak, że czuł się tam nieswojo i już wtedy bronił idei państwa opiekuńczego.

– Jest i było również wtedy według mnie najlepiej zaprojektowanym systemem społecznym – pisał noblista po latach. Przez długi czas umiał jednak godzić swoją lewicowość z np. wynikami własnych badań, które wskazywały na zazwyczaj kwestionowaną przez lewicę dobroczynność procesu globalizacji, czy nieefektywność polityki protekcjonistycznej. Takim – dość przecież neoliberalnym poglądom – dawał wyraz jeszcze w opublikowanej w 1996 r. książce „Pop Internationalism”.

Teraz jego adwersarze lubują się w cytowaniu Krugmana, który pisał np., że „polityka handlowa działa w teorii, ale raczej nie praktyce” i konfrontowaniu takich opinii z jego obecnymi poglądami. Te z kolei zaczął podkreślać i radykalizować dopiero w ciągu ostatniej dekady, gdy polityczny klimat zaczął sprzyjać psioczeniu na wolny rynek.

Niektórzy dziwią się, jak to się stało, że naukowiec jest adwokatem „silnego rządu”, dużych wydatków państwowych, czy podatków dla najbogatszych. Niektórzy przypisują mu niskie pobudki, inni – wręcz przeciwnie – próbują zrobić z niego intelektualnego Prometeusza.

Jak jest naprawdę? Austriak Friedrich August von Hayek, również laureat ekonomicznego Nobla, ostrzegał kiedyś przed tym, by ekonomicznych noblistów nie traktować, jako ekspertów od wszystkiego. Ostrzegał jednak przede wszystkim samych noblistów, by nie uważali się za wszechwiedzących, by swoją próżność trzymali na wodzy.

Być może Paul Krugman powinien wspomnieć rady nieżyjącego już kolegi po fachu, by uniknąć posądzenia o wykorzystywanie swojego naukowego autorytetu do uprawiania zwykłej politycznej klaki.

Paul Krugman (CC BY-NC-SA 00Joshi)

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane