Indeks Marilyn Monroe

W marcu 2009 roku (numer 11) ukazał się w tygodniku WPROST mój artykuł o powyższym tytule. Chciałbym przypomnieć jego rozszerzoną treść, aby móc w następnym wpisie przyjrzeć się sytuacji krajów europejskich pod kątem poruszanych w nim kwestii.

 W dobie kryzysu gospodarczego warto postawić pytanie o sposób określenia poziomu rozwoju gospodarczego i zamożności społeczeństwa. Czy parametry, którymi się posługujemy, są adekwatne do rzeczywistości, którą chcemy opisywać? Wśród analityków, ekonomistów i polityków przyjęło się w ostatnim czasie, że najważniejszy jest poziom PKB. Miarą sukcesu gospodarczego jest wzrost (jak największy) tego parametru, zaś jego spadek jest przyjmowany jako klęska gospodarcza i społeczna.

 Cóż to zatem jest ten PKB i co on faktycznie mierzy?

Najogólniej możemy powiedzieć, że Produkt Krajowy Brutto (PKB), to wartość wszystkich dóbr finalnych wytworzonych na terenie danego kraju w określonym czasie. Co to są dobra finalne? To dobra nabywane przez ostatecznego nabywcę, które w danym kraju nie podlegają już przetworzeniu. Dobrem finalnym będzie zatem pralka kupiona do domu, chleb, który kupujemy w sklepie, maszyna kupiona przez przedsiębiorstwo, ale nie będzie nim opakowanie na lekarstwo kupione przez firmę farmaceutyczną od drukarni, mąka kupiona z młyna przez piekarnię itd. Jeżeli dany produkt finalny został wytworzony, to powinien on znaleźć nabywcę wśród ostatecznych konsumentów lub zwiększy zapasy w przedsiębiorstwach. A więc PKB możemy policzyć jako sumę wydatków ostatecznych nabywców końcowych na dobra i usługi w danym kraju oraz zmiany stanu zapasów (ZZ). Ostateczni nabywcy, to gospodarstwa domowe (wydatki konsumpcyjne – C), przedsiębiorstwa, ale tylko w przypadku, gdy kupują trwałe dobra kapitałowe (inwestycje przedsiębiorstw – I), państwo kupujące dobra i usługi na swoje cele oraz cele społeczne (wydatki państwa na zakup dóbr i usług – G), podmioty zagraniczne, które kupują produkty wytworzone u nas (eksport – X). Ponieważ nabywcy ci mogą kupować nie tylko wyroby wytworzone na terenie danego kraju, ale również sprowadzone z zagranicy (import – Z), należy o tę wielkość skorygować cały rachunek. Stąd PKB wyliczamy następująco:

 PKB = C + I + G + ZZ + X – Z.

 Wyobraźmy sobie teraz następujące sytuacje:

  1. Przy innych parametrach niezmienionych, przedsiębiorstwa produkują więcej i zwiększają stan zapasów – PKB rośnie.
  2. Przy innych parametrach niezmienionych, firmy inwestują więcej w zakup nieruchomości – PKB rośnie.
  3. Przy innych parametrach niezmienionych, przedsiębiorstwa sprzedają swoje wyroby za granicę, ale uzyskaną walutę gromadzą (lub przejmuje ją państwo i też gromadzi) – PKB rośnie.
  4. Przy innych parametrach niezmienionych, państwo zwiększa zakupy czołgów – PKB rośnie.

 Z każdej powyższej sytuacji cieszą się politycy, gdyż następuje rozwój gospodarczy, ale co z tego mają obywatele? Nic. Ich poziom dobrobytu nie rośnie. Wręcz przeciwnie – muszą więcej pracować na czyjąś konsumpcję – firm inwestujących w zapasy lub nieruchomości, obywateli innych krajów czy państwa obrastającego w sprzęt wojskowy.

 Może więc należy skończyć z zauroczeniem wskaźnikiem PKB. To nie jego poziom faktycznie decyduje o zadowoleniu obywateli i ich poczuciu większego dobrobytu. Proponuję przyjęcie innego parametru, który lepiej obrazuje, w jakim stopniu społeczeństwo faktycznie korzysta z działalności gospodarczej, a więc z wytwarzanych dóbr i usług.

Takim parametrem jest Indeks MM. MM jest skrótem od Marilyn Monroe, która stwierdziła kiedyś, że pieniądze szczęścia nie dają, natomiast daje je robienie zakupów,  a więc ich wydawanie.

Wydaje się, że twierdzenie to trafia w samo sedno problemu. Rozwój gospodarczy, produkcja dóbr i usług, ma służyć społeczeństwu. A to służenie przejawia się w poziomie konsumpcji. To z ilu dóbr i usług możemy skorzystać, daje nam faktyczne poczucie poziomu rozwoju gospodarczego. Stąd podstawową miarą powinien być Indeks MM, który określa sumę wydatków konsumpcyjnych gospodarstw domowych w danym kraju w określonym czasie (tzw. spożycie indywidualne).

 PKB w roku 2008 wzrósł w Polsce realnie o 37,47 proc. wobec roku 1999. W tym samym czasie Indeks MM wzrósł o 31,23 proc. Produkcja dóbr i usług przyrosła więc znacząco bardziej niż konsumpcja. Na tą różnicę wpłynął przede wszystkim przyrost zapasów w przedsiębiorstwach, czego konsumenci zupełnie nie odczuli.

 Jeszcze ciekawiej wyglądają dane dla Chin. PKB Chin w roku 2007 stanowił 1.500,7 proc. uzyskanego w 1978 r. – a więc produkcja dóbr i usług zwiększyła się w tym czasie 15-krotnie. Indeks MM wzrósł natomiast jedynie nieco ponad 8-krotnie. Wydatki konsumpcyjne gospodarstw domowych stanowiły 824,1 proc. wydatków z roku 1978. Bardzo wysoka, zwłaszcza w ostatnich latach, dynamika wzrostu produkcji w Chinach nie przekładała się w równym stopniu na wzrost zamożności jej mieszkańców. Dominujący udział w PKB Chin mają inwestycje, które zwiększają moce produkcyjne przemysłu zlokalizowanego w Chinach, ale które niekoniecznie służą ich mieszkańcom. Chińscy pracownicy pracują na rzecz swojego państwa i konsumentów za granicą.

Od wielu lat Chiny posiadają nadwyżkę w handlu zagranicznym. W latach 2005-2007 eksport netto (X-Z – nadwyżka eksportu nad importem) stanowił aż 20 proc. całego PKB Chin. Jednocześnie rząd Chin gromadzi olbrzymie rezerwy walutowe. Jeszcze w 1978 r. rezerwy te wynosiły 167 mln USD, w roku 2000 już 165.574 mln USD, zaś w roku 2007 – 1.528.249 mln USD (słownie: bilion pięćset dwadzieścia osiem miliardów dwieście czterdzieści dziewięć milionów USD!). Z jednej strony oznacza to, że gros środków uzyskiwanych z eksportu jest przejmowanych przez państwo i gromadzonych jako rezerwy walutowe, a więc nie służy aktualnie obywatelom Chin. Z drugiej strony takie państwa jak USA i ich obywatele kupowali produkty w Chinach emitując pieniądz, który do USA nie wraca. To trochę tak, jakby każdy z nas narysował banknot, kupił za niego produkty od Chińczyka, a on nie wrócił z nim do nas z prośbą, abyśmy teraz zrobili coś dla niego.

Oczywiście rezerwy te rząd Chin może wykorzystać, choćby dla wykupu długu amerykańskiego lub innych dóbr, na przykład broni. Ale taka sytuacja nie wpływa na poziom zamożności obywateli Chin.

 Indeks MM zupełnie inaczej wygląda w USA. Wydatki konsumpcyjne obywateli w Stanach Zjednoczonych w roku 2007 stanowiły realnie 258,11 proc. wydatków z roku 1978. PKB w roku 2007 wynosił natomiast 229,79 proc. uzyskanego w 1978 r. A więc wzrost zamożności obywateli był znacząco szybszy niż wzrost produkcji wyrobów i usług. Amerykanie korzystali z produkcji wytworzonej w innych krajach, w tym głównie w Chinach.

 Jeśli przestawimy nasze myślenie ze wzrostu PKB na wzrost Indeksu MM, to muszą zmienić się cele polityki gospodarczej.

To ludzie i ich wybory decydują o konsumpcji. Państwo powinno tworzyć warunki do swobodnej działalności gospodarczej, do wytwarzania dóbr i usług, które konsumenci będą chcieli nabywać.

Czy zatem państwo ma nie kupować czołgów? Oczywiście musi je kupować, ale niech nie mami nas, że to zwiększa zasobność społeczeństwa i przez to będziemy mieli wyższy rozwój gospodarczy. Zakup czołgów, to nie jest nasz dochód tylko koszt. Musimy zrezygnować z jakiejś części indywidualnej konsumpcji, aby zrealizować cele społeczne, takie jak na przykład obrona państwa. Obecnie politycy mogą się chwalić, że dochód narodowy rośnie, gdy społeczeństwo może w ogóle tego nie odczuwać lub odczuwać tylko w znikomej części. Cały świat fascynował się przez ostatnie lata gospodarką Chin i wzrostem PKB przekraczającym 10 proc. rocznie. Ale na tym wzroście korzystała przede wszystkim władza w Chinach i paradoksalnie obywatele Stanów Zjednoczonych i innych bogatych krajów.

To merkantyliści w wieku XVII i XVIII twierdzili, że dobrobyt państwa zależy od złota zgromadzonego w skarbcu władcy. Ale czy rzeczywiście na takim dobrobycie nam zależy? Z poglądami tymi zerwał Adam Smith, twierdząc, że dobrobyt zależy od ilości dóbr i usług, z których mogą korzystać obywatele. Należy wciąż przypominać o tej zasadzie i zwrócić większą uwagę na Indeks MM niż na PKB.


Tagi