Wszystkie oczy na Chiny

Chińska gospodarka zwalnia. Być może jednak tylko na chwilę, bo tamtejsi decydenci chcą ponownego poluzowania rynku kredytów. Pekin chce utrzymać stabilny wzrost przy jak najmniejszym udziale „złego” wzrostu opartego na bąblach spekulacyjnych i kredytach nie do spłacenia. Ale co będzie, jak się okaże, że cały wzrost jest złym wzrostem? - rozważa dr Michael Pettis z Carnegie Endowment.

Poziom nowych kredytów wyniósł w czerwcu w Chinach 603 mld juanów. Jest to kolosalny spadek w stosunku do zeszłorocznych 1530 mld, ale zanim wpadniemy w panikę, przypomnijmy sobie, że ubiegły rok nie był typowy. W czerwcu 2008 roku Chińczycy pożyczyli 332 mld juanów, co należy uznać za bardziej normalny punkt odniesienia.

Procentowo nowe pożyczki osiągnęły 62 proc. prognozowanych na cały rok.  Rok temu w pierwszym półroczu udzielono 77 proc. całorocznych kredytów, a w 2008 roku 50 proc. Trudno wyciągać z tego jakieś poważniejsze wnioski, m.in. dlatego, że najnowsze dane dotyczące pożyczek mogą nie odzwierciedlać rzeczywistej sytuacji.

Charlene Chu z zespołem z Fitch Ratings, jak zawsze o kilka długości przed resztą, jeśli chodzi o dostrzeganie nietypowych zjawisk w systemie bankowym, w opublikowanym w tym miesiącu raporcie („Chińskie banki: nieformalna sekurytyzacja coraz bardziej zniekształca dane kredytowe”) ostrzega, że jest znacznie więcej „sekurytyzacji” (można to również nazwać usuwaniem kredytów z bilansów) niż się oficjalnie podaje. W tym przygnębiającym raporcie pojawia się następujący fragment:

Dane o sprzedaży i przepakowywaniu kredytów na CWMP zawsze były słabo dostępne, ale generalnie obserwatorzy byli w stanie oceniać aktywność w tej dziedzinie po liczbie CWMP emitowanych w każdym miesiącu, uzyskując informacje od stron trzecich, ale odkąd zaostrzono publiczną kontrolę nieformalnej sekurytyzacji, Fitch zauważył wyraźne pogorszenie, jeśli chodzi o ujawnianie przez chińskie banki danych o tej aktywności.

Niektóre banki, w zeszłym roku mocno zaangażowane w te transakcje, teraz oficjalnie prawie całkowicie z nich zrezygnowały, mimo że pracownicy banków indagowani przez Fitcha mówią, że nic się w tej kwestii nie zmieniło. Fitch szacuje, w przypadku niektórych papierów odsetek transakcji, o których agencja wiedziała dzięki informacjom od stron trzecich, spadł z niecałych 90 do 60 proc.

Nie wiem, czy dzieje się tutaj coś niebezpiecznego, ale generalnie wyznaję pogląd, że jeśli bankierzy spędzają więcej czasu na kamuflowaniu transakcji, to znaczy, że chcą coś ukryć, a jeśli chcą coś ukryć, to raczej nic dobrego. Oczywiście mogę się mylić.

Spowolnienie na rynku nieruchomości

W każdym razie chiński wzrost jest nakręcany przez kredyt, zwłaszcza na rynku nieruchomości, i wydaje się, że spowolnienie akcji kredytowej w stosunku do ubiegłego roku zaczyna przynosić efekt. Oficjalne ceny nieruchomości spadły w czerwcu na terenie całego kraju i wielu obserwatorów uważa, że to jeszcze nie koniec. Oto fragment artykułu z poniedziałkowego „South China Morning Post”:

Ceny nieruchomości zanotowały w czerwcu pierwszy miesięczny spadek od lutego ubiegłego roku, dostarczając dodatkowych dowodów na to, że dążenie rządu do spuszczenia powietrza z za bardzo nadmuchanego rynku zdaje egzamin.

Jak podaje urząd statystyczny, średnie ceny w 70 największych miastach obniżyły się o 0,1 proc. w stosunku do maja, powodując spadek rocznej inflacji w tym sektorze do 11,4 proc. w czerwcu z 12,4 proc. w maju i 12,8 proc. w kwietniu.

Dane o spadku inflacji w sektorze nieruchomości przytoczył również poniedziałkowy „People’s Daily”.

Liczba sprzedawanych mieszkań w wielkich miastach znacznie się obniżyła i „szokująco” wiele nowo wybudowanych mieszkań stoi pustych, jak napisano w „South China Morning Post” z ubiegłego tygodnia:

Rynek nieruchomości jest niebezpiecznie przegrzany i jeśli bąbel spekulacyjny nie zostanie poskromiony, grozi to destabilizacją finansową i społeczną, twierdzi wybitny ekonomista w rozmowie z urzędową gazetą.

Yi Xianrong, ekonomista z Chińskiej Akademii Nauk Społecznych, państwowego instytutu badawczego w Pekinie, podaje na podstawie odczytów liczników prądu, że na wielkomiejskich obszarach kraju jest około 64,5 mln pustych mieszkań i domów, w tym wiele kupionych przez ludzi, którzy postawili na długotrwały wzrost rynku nieruchomości.

Na łamach zagranicznej edycji „People’s Daily” Yi powiedział, że ta „szokująca” liczba pustych mieszkań i domów obrazuje niebezpieczeństwa związane z boomem na rynku nieruchomości, który władze próbują schłodzić.

Wygląda na to, że spowolnienie nie ogranicza się do rynku nieruchomości. W swoim jak zawsze znakomitym artykule z wtorkowego „Sydney Morning Herald” John Garnaut pisze o trudnych wyborach ekonomicznych, przed którymi stoją Chiny. Zwraca uwagę na spadek produkcji stali i alokację kapitału w produkcję energii wiatrowej – prawdopodobnie jest to wynik pospiesznych decyzji o inwestowaniu w prestiżowe projekty bez wyraźnych korzyści gospodarczych.

Jednocześnie, być może w ramach przygotowywania gruntu pod debatę o aprecjacji waluty, chińskie lobby tekstylne przedstawia katastroficzne prognozy, jak czytamy we wtorkowym „People’s Daily”:

Połowa chińskich firm tekstylnych znajdzie się pod ścianą, jeśli kurs juana wobec dolara wzrośnie o 5 proc., ostrzegła reprezentująca tę branże organizacja lobbystyczna. Wiceprezes Chińskiej Rady Tekstylno-Odzieżowej Gao Yong powiedział, że zysk kształtuje się na poziomie 3-5 proc. – Jeśli kurs juana wobec dolara wzrośnie o 5 proc., połowa chińskich przedsiębiorstw tekstylnych zbankrutuje – powiedział Gao. Według danych Ministerstwa Handlu w chińskim przemyśle tekstylnym zatrudnionych jest ponad 20 mln osób, a przy uprawie bawełny kolejne 140 mln. A zatem znacząca rewaluacja juana mogłaby nas kosztować miliony miejsc pracy.

Czas na poluzowanie?

W tym kontekście ciekawe są moim zdaniem docierające do mnie pogłoski, że w kręgach decydentów toczy się coraz bardziej zażarta dyskusja, czy należy podtrzymywać dosyć rygorystyczną politykę, zwłaszcza jeśli chodzi o kredyty i nieruchomości. Jedna grupa – być może obejmująca następne pokolenie przywódców? – przekonuje, że na poluzowanie polityki jest jeszcze za wcześnie, że Pekin nadal musi trzymać nogę na hamulcu. Druga grupa twierdzi, że gospodarka zwalnia za szybko i już czas ponownie zmienić kurs. Z tymi drugimi zgadza się szef jednego z czterech największych chińskich banków, jak czytamy w „Financial Times”:

Malejący optymizm co do perspektyw chińskiej gospodarki może zagrozić planom zwiększenia rezerw kapitałowych przez banki, ostrzega szef Chińskiego Banku Budowlanego. […] Prezes Guo Shiqing powiedział, że ogólne zaufanie do gospodarki jest ważniejsze niż dostępność funduszy dla inwestorów. Guo łagodzi obawy związane z bańką spekulacyjną na rynku nieruchomości i nie podziela poglądu, że może ona zaszkodzić jakości aktywów bankowych: „Wartość kredytów hipotecznych wynosi tylko około 15 proc. PKB i jest znacznie niższa niż w Europie i USA. […] Guo uważa również, że panika wywołana przez niedawną falę doniesień o gigantycznym zadłużeniu samorządów lokalnych, przez niektórych analityków szacowanym na 7 bln juanów (554 mld USD), jest nieuzasadniona. Guo potwierdził, że regulator nakazał bankom ograniczenie kredytów udzielanych spółkom komunalnym, ale oznajmił, że wiele spośród tych spółek osiąga zyski, z których są w stanie spłacać pożyczki. „Wiele z nich to w gruncie rzeczy firmy komercyjne, obsługujące płatne drogi, porty czy koleje. Wiele z tych miast i powiatów szybko się rozwija, więc nie ma problemu ze spłatą tych kredytów”.

Według Guo zadłużenie samorządów lokalnych wynosi 3 bln juanów, przy czym tylko jedną trzecią tych kredytów zaciągnęły spółki komunalne, które nie generują zysków. „Całkowity dług publiczny w stosunku do PKB jest w Chinach bardzo niski. Nawet gdyby wzrósł o 10 proc., wyniósłby zaledwie około 30 proc.”.

Jak widać, Guo dysponuje zupełnie innymi szacunkami od moich, a może inaczej definiuje dług publiczny. W każdym razie zarówno on, jak i wielu innych mniej się przejmuje przegrzaniem, niż nagłym wyhamowaniem gospodarki. Regularni czytelnicy mojego blogu wiedzą, że w mojej ocenie od dwóch lat przeskakujemy od paniki do paniki – naciskamy pedał gazu, by kilka miesięcy później depnąć po hamulcu – i sądzę, że jest tylko kwestią czasu, zanim wzrost ostro spowolni, znowu spanikujemy i depniemy po gazie.

Zapewne nie wszyscy analitycy zgodzą się ze mną. „South China Morning Post” przytacza słowa przedstawiciela Merrill Lynch na temat prób zwiększenia hipotecznej akcji kredytowej przez chińskie banki: – Banki lubią testować konsekwencję decydentów. Cieszy nas, że coraz więcej ludzi podziela nasz pogląd, iż nie będzie zmiany kursu i poluzowania polityki na froncie nieruchomości.

Nie jestem pewien, czy władze będą miały inne wyjście. Pekin chce utrzymać stabilny wzrost przy jak najmniejszym udziale „złego” wzrostu opartego na bąblach spekulacyjnych i kredytach nie do spłacenia. Ale co będzie, jak się okaże, że cały wzrost jest złym wzrostem? Nie ma innej opcji: wszystkie oczy na Chiny.

Michael Pettis pracuje dla Carnegie Endowment for International Peace, wykłada też finanse w Szkole Zarządzania Guanghua Uniwersytetu Pekińskiego, gdzie specjalizuje się w chińskich rynkach finansowych. Jest też głównym ekonomistą Shenyin Wanguo Securities z Hongkongu. Wcześniej przez wiele lat związany z Wall Street, wykładał też biznes na Uniwersytecie Columbia w Nowym Jorku, a także ekonomię i zarządzanie na uniwersytecie Tsinghua w Pekinie.


Tagi


Artykuły powiązane

Mieszkania do wynajęcia drożeją i znikają

Kategoria: Analizy
Od początku wojny w Ukrainie z polskiego rynku wyparowało aż dwie trzecie ofert. Czynsze podskoczyły od 20 do nawet 40 proc. Napływ uchodźców gwałtownie przyspieszył procesy, które i tak już następowały.
Mieszkania do wynajęcia drożeją i znikają