Autor: Bogdan Góralczyk

Profesor Uniwersytetu Warszawskiego, politolog, dyplomata, znawca Azji.

Wybór Tajwanu

Władze w Pekinie do katalogu złych wieści będą musiały dołożyć wyniki wyborów prezydenckich i parlamentarnych przeprowadzonych 16 stycznia w Republice Chińskiej na Tajwanie. Wygrała opozycja niechętna Pekinowi, a jej zwycięstwo było zdecydowane.
Wybór Tajwanu

Tsai Ing-wen (CC BY-SA davidreid)

Chiny kontynentalne musiały się spodziewać takiego wyniku, bo nawet nie próbowano uciec się do zabiegu sprzed czterech lat, kiedy na dzień wyborów na wyspę przyleciało dziesiątki tysięcy Tajwańczyków mających na chińskim lądzie swoje interesy i zagłosowało, zgodnie z wolą Pekinu, za zbliżeniem po obu stronach Cieśniny Tajwańskiej.

Tsai Ing-wen, kandydatka opozycji, prawnik z wykształcenia (na zachodnich uniwersytetach), nie miała nawet precyzyjnego programu gospodarczego, którego zarysami legitymował się jej główny kontrkandydat, reprezentujący GMD Eric Chu. Tsai wygrała, bo większość społeczeństwa wcale nie jest – z różnych względów – gotowa na szybkie zbliżenie z Wielkim Lądem, tak mocno ostatnio forsowanym przez Pekin.

Przewidywany od miesięcy sukces kandydatki opozycji spowodował jednakże jeszcze jedno bezprecedensowe wydarzenie w stosunkach wzajemnych „przez Cieśninę” (jak się je powszechnie nazywa), czyli spotkanie „panów” (bowiem Chiny nie mogą mieć dwóch prezydentów, a obaj posługują się tymi tytułami) Xi Jinpinga i Ma Ying-jeou, do którego doszło 7 listopada 2015 r. w Singapurze, czyli na terenie państwa trzeciego, zresztą dokładnie tego samego, gdzie kiedyś ogłoszono „konsensus ‘92” (o czym niżej).

To było pierwsze takie spotkanie przywódców GMD i Komunistycznej Partii Chin (KPCh) od podziału państwa, a nawet od września 1945 r., kiedy to – tuż przed wybuchem wojny domowej, za pośrednictwem namową Amerykanów spotkali się Mao Zedong i Czang Kaj-szek. A dlaczego do spotkania „panów” Xi i Ma doszło teraz, gdy wyniki nadchodzących wyborów na Tajwanie były już dosłownie napisane na Chińskim Murze?

Szczegółów nie znamy, ale możemy domniemywać, jakie są kalkulacje obu stron. Łatwiejsza do odczytania, wbrew pozorom, jest ta po stronie ChRL: dążymy do „wielkiego renesansu chińskiej nacji” nie zważając na przeciwności losu i przeszkody. Co najwyżej jeden z „celów na stulecie”, o jakich otwarcie mówi Xi Jinping, przesunie się z lipca 2021 (stulecie KPCh) na październik 2049 (stulecie ChRL). Cel jest jasny i niepodważalny.

Już przed ponad rokiem, w grudniu 2014 r., niezależny kandydat Ko Wen-je wygrał wybory na mera Tajpej, a od miesięcy wskazywały na to wyniki sondaży. Jednak i tak rezultat wyborów jest trudny do strawienia dla władz w Pekinie, bowiem tym samym załamała się strategia prowadzona od lat, a mocno przyspieszona po 2008 r., kiedy to po dwóch kadencjach przedstawiciela opozycyjnej Demokratycznej Partii Postępowej (DPP) Chen Shui-biana do władzy powróciła Partia Narodowa Guomindang (GMD). I natychmiast odrzuciła poprzednie dążenia niepodległościowe, stawiając w zamian za to na bezprecedensowe zbliżenie z Chińską Republiką Ludową (ChRL), zwaną na wyspie zwyczajowo „Wielkim Lądem” (Da Lu). To dlatego, że Chiny tak szybko rosły, co wielu osobom – szczególnie w szeregach GMD, partii złożonej z przedstawicieli emigrantów z kontynentu – bardzo się podobało.

Na mocy tego zbliżenia odłożono do lamusa rozważania na temat zastosowania tzw. ustawy antysecesyjnej przyjętej w marcu 2005 r., w szczytowym momencie niepodległościowych deklaracji Chen Shui-biana, na mocy której Pekin zagwarantował sobie wszelkie narzędzia (z użyciem siły militarnej włącznie), gdyby władze w Tajpej chciały ogłosić niepodległość.

Jakie przyczyny stoją za – spodziewanym od miesięcy – zwycięstwem pani Tsai Ing-wen i powrotem DPP do władzy?

W maju 2008 r. partia GMD pod wodzą prezydenta i szefa partii Ma Ying-jeou (potem obie funkcje rozdzielono) postawiła na bezprecedensowe zbliżenie obu organizmów, dotychczas całkowicie od siebie odizolowanych – do tego stopnia, że nie było pomiędzy nimi nawet bezpośredniej komunikacji pocztowej, nie mówiąc o morskiej czy lotniczej.

Na mocy gruntownie odwróconej strategii władz na wyspie – bowiem przesłanie Pekinu jest stałe i niezmienne: Tajwan jest nieodłączną częścią Chin – przyszło wiele zmian. Chen Shui-biana i jego najbliższych uwięziono, a potem skazano, za korupcję. Dzisiaj jest on człowiekiem o kompletnie zrujnowanym zdrowiu i reputacji. Powrócono do wynegocjowanego jeszcze w poprzednim stuleciu tzw. konsensusu ’92, na mocy którego: „są tylko jedne Chiny, tyle że różnorako rozumiane po obu brzegach Cieśniny”. Innymi słowy, również Tajwan (GMD) uznaje, że Chiny są jedne, ale politycznie i ideologicznie podzielone.

Jednakże widoczne gołym okiem gospodarcze sukcesy Wielkiego Lądu stały się smacznym kąskiem (a dla wielu członków GMD, dumnych ze swej chińskości, powrotem do wielkiego prestiżu cywilizacji chińskiej). Postanowiono w Tajpej pójść na zbliżenie, co Pekin okresu reform postulował już od samego ich zarania i głośnej swego czasu „Odezwy do rodaków na Tajwanie” (Gao Taiwan tongbao shu) z 1 stycznia 1979 roku.

W ciągu niespełna czterech lat podpisano aż 23 dwustronne umowy, na mocy których całkowicie zerwano z poprzednią wzajemną izolacją. Podczas gdy przed 2008 r. między Lądem a wyspą nie było żadnego połączenia lotniczego to dziś notuje się ponad 600 takich połączeń tygodniowo. A Chińczycy po obu stronach Cieśniny ruszyli nawzajem w odwiedziny, bowiem po pewnym czasie pozwolono na takie podróże również obywatelom ChRL, a nie tylko Tajwańczykom.

Pośród tych umów i porozumień za najważniejszą uznaje się dwustronną umowę ramową o współpracy gospodarczej, zwaną ECFA (Economic Co-operation Framework Agreement). Podpisano ją już 29 czerwca 2010 r., a więc we wstępnej fazie zbliżenia, i po obydwu stronach nie ukrywano, że chodzi nie tylko o liberalizację handlu, lecz w istocie wzajemną wymianę towarów, siły roboczej i kapitału, na co bardzo liczył Tajwan.

W ten sposób zrobiono milowy krok ku połączeniu obu organizmów gospodarczych (szacuje się, że ok. 16-18 proc. PKB Tajwanu jest wypracowywane na Wielkim Lądzie, a wzajemna wymiana handlowa, poprzednio nieistniejąca, sięgnęła już sumy 198 mld w 2014 r).

Jednakże właśnie wtedy, gdy wszystko zdawało się iść tak dobrze, coś zaczęło się psuć. Owszem, wyniki sondaży wśród mieszkańców wyspy notowały wyraźną zmianę, gdy zadawano im pytanie „z kim chcieliby robić interesy”? Po poprzednich sukcesach Japonii (która okupowała wyspę w latach 1895-1945) zdecydowanie zaczęła zwyciężać w tej kategorii ChRL. Jednakże drugie pytanie: „Czy jesteś za pokojowym zjednoczeniem z Lądem?” było już wśród mieszkańców wyspy, a szczególnie tamtejszej młodzieży, coraz mocniej kontestowane. W 2011 r. wśród tej ostatniej 45 proc. badanych było przeciw, a w 2015 aż 60 proc, co jednoznacznie dowodziło niepowodzenia wielkiej akcji PR mającej na celu wzajemne zbliżenie obu społeczeństw.

To tajwańska młodzież, wspierana przez inteligencję, wiosną 2014 r. otwarcie zbuntowała się i masowo sprzeciwiła umowie uzupełniającej do ECFA, zwanej umową handlową w dziedzinie usług przez Cieśninę (Cross-Strait Service Trade Agreement – CSSTA), obawiając się, że władze ChRL zyskają poprzez jej implementację wpływ na tajwańskie media i wszelkie usługi, z bankowymi włącznie. Równocześnie dawała wyraz temu, że boi się o samodzielność swych instytucji, uniwersytetów czy redakcji, a także o prawa autorskie. Bunt ten, zwany „ruchem słonecznikowym” (Taiyanghua xue yun), który o kilka miesięcy wyprzedził późniejszą „rewolucję parasolkową” w Hongkongu, również wymierzoną w próby dominacji ze strony Pekinu i w jego zapędy do krępowania wolności, przyniósł nawet ze sobą pierwsze od podziału Chin, czyli od października 1949 r., siłowe zajęcie przez demonstrujących studentów gmachu parlamentu.

CSSTA nie wprowadzono w życie do dziś, ale w ślad za umiejętnie i po cichu wygaszonym ruchem parasolkowym wcale nie przyszło uspokojenie dla władz GMD. Wręcz przeciwnie, objawy niezadowolenia rosły w oczach. Pewne jego przyczyny miały i mają charakter obiektywny, czy nawet strukturalny: społeczeństwo Tajwanu szybko się starzeje, a jego większość woli demokrację niż autokratyczne i wielkomocarstwowe zapędy Pekinu. Wcale nie wszystkim na wyspie podobają się hasła promowane przez obecnego lidera ChRL, Xi Jinpinga, mówiące o „chińskim śnie”, który dość szybko utożsamiono z „wielkim renesansem chińskiej nacji”, czego warunkiem wstępnym jest oczywiście pokojowe zjednoczenie z Tajwanem. Chiny nie będą wielkie i mocarne, nie przeżyją wielkiego renesansu, jeśli będą podzielone, to oczywiste. Jednakże sny w Pekinie, nie są tożsame ze snami w Tajpej, co ostatnie wybory z 16 stycznia jedynie twardo potwierdziły.

Dochodzi do tego rozczarowanie współpracą z Pekinem. Wzrost gospodarczy na wyspie spowolnił – i to jeszcze przed krachami na chińskich giełdach w Szanghaju i Shenzhen. W 2015 r., jak się szacuje, wyniósł tylko ok. 1 proc., co w zestawieniu z poprzednią dynamiką oznacza niemal stagnację. Co gorsza, prezydent Ma Ying-jeou nie spełnił swoich wielu obietnic, głównie o charakterze gospodarczym i socjalnym. Podczas poprzedniej kampanii obiecywał na przykład, że przeciętne dochody na głowę mieszkańca pod koniec jego drugiej kadencji wyniosą ok. 30 tys. dolarów, tymczasem wyniosły zaledwie 22,5 tys. dolarów.

Owszem, bezrobocie jest stosunkowo niskie, poniżej 4 proc., ale na Tajwanie niemal zawsze takie było. Innymi słowy, wielkie gospodarcze i handlowe zbliżenie z Wielkim Lądem, które miało przynieść kokosy, wcale wielkiego przełomu mieszkańcom wyspy nie przyniosło, a zachowanie wielu gości z Lądu, nuworyszowskie, nowobogackie i nierzadko brutalne, jeszcze bardziej ich do „współziomków” zniechęciło.

Czy zwyciężczyni wyborów utrzyma dialog z Pekinem? Gra o Wielkie Chiny właśnie ma nową odsłonę.

Tsai Ing-wen (CC BY-SA davidreid)

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Powszechny dobrobyt musi poczekać

Kategoria: Analizy
Chiny mają najwięcej na świecie miliarderów i poziom nierówności bliski amerykańskiemu. Dziś nierówności są tłumaczone ogromną i niekontrolowaną ekspansją kapitału, a lekiem na to ma być strategia „powszechnego dobrobytu”, którą na razie trzeba będzie odłożyć na lepsze czasy.
Powszechny dobrobyt musi poczekać