Autor: Aleksandra Fandrejewska

Dziennikarka, laureatka nagrody im. W. Grabskiego dla najlepszego dziennikarza ekonomicznego.

Z dyplomem na garnuszku u rodziców

Studia są inwestycją dla rodziców, dla studentów wciąż słabą. Większość młodych przed i po studiach mieszka z rodzicami oraz jest na ich utrzymaniu. Gros młodych ludzi wybiera studia jak najbliżej domu i dość flegmatycznie zaczyna pracę zarobkową. Edukacja nie jest też impulsem do zmiany miejsca mieszkania.
Z dyplomem na garnuszku u rodziców

(infografika Dariusz Gąszczyk/ CC by Jirka Matousek)

To podstawowe informacje, jakie wynikają z badania prawie 6 tysięcy młodych ludzi z przynajmniej średnim wykształceniem (z maturą) w wieku 25 – 30 lat. Badanie przeprowadzono dla Instytutu Badań Edukacyjnych. Wyniki znajdują się w raporcie „Mobilność społeczna i przestrzenna w kontekście wyborów edukacyjnych.”

Opracowanie upubliczniono kilka dni przed tym, jak w Obserwatorze Finansowym ukazał się tekst o potrzebie zmiany programu Mieszkanie dla Młodych. Autorka – Anna Patrycja Czapiel – uważa, że jednym z podstawowych mankamentów programu MdM jest to, iż dotyczy on tylko rynku pierwotnego. Nie można korzystając z jego zasad kupować mieszkania na wtórnym rynku.

Jeśli popatrzy się na raport IBE, który dobitnie pokazuje, iż wciąż silne są więzy rodzinne oraz nie ma u nas tradycji wyjeżdżania na studia daleko od domu, może się okazać, że poszerzenie programu MdM o wtórny rynek jest jednym ze sposobów by młodzi wykształceni ludzie po pierwsze wyprowadzili się od rodziców, a po drugie – ci nieliczni, którzy są bardziej mobilni od pozostałych rówieśników – nie wyjeżdżali do wielkich miast.

Co pokazują badania

Ponad połowa studentów pod koniec studiów wciąż mieszka z rodzicami, a aż 75 proc. osób w wieku 25-30 lat nigdy nie zmieniło miejsca mieszkania. Składa się na to wiele ekonomicznych i społecznych przyczyn.

Młodzi ludzie rzadko wybierają studia poza granicami województwa domu rodzinnego. Aż 85 proc. podejmuje naukę w szkole wyższej w tym samym województwie, gdzie ukończyło szkołę średnią. Sześciu na dziesięciu maturzystów, którzy chcieli studiować, złożyło dokumenty rekrutacyjne w jednym mieście, na jednej uczelni i na jednym kierunku, czyli po prostu – tylko jeden komplet dokumentów.

Ponieważ 83 proc. respondentów, aplikując na studia, składa dokumenty tylko w jednym mieście, 68 proc. – tylko na jednej uczelni, a 63,5 proc. – tyko na jednym kierunku studiów to pokazuje, że dla młodych miejsce studiowania jest najważniejsze, znacznie ważniejsze od wyboru uczelni. Na pytanie zaś czym się kierowali w wyborze studiów odpowiadają inaczej. Uważają, że najważniejsze dla nich są: kierunek studiów oraz jakość oferty dydaktycznej, wysoka renoma uczelni oraz dobra kadra profesorska.

(infografika Dariusz Gąszczyk)

(infografika Dariusz Gąszczyk)

Mobilność studencką zmierzono odległością jaką pokonują kandydaci, by rozpocząć studia, oraz czasem dojazdu. W ramach badania obliczo­no odległość w kilometrach oraz czas dojazdu samochodem (w minutach) z miejscowości, gdzie respondent ukończył szkołę średnią do miasta, gdzie studiował na wyższej uczelni. Okazuje się, że są to niespełna 72 km, a czas dojazdu wynosi 60 minut.

Mikołaj Herbst i Aneta Sobotka, autorzy badania, zwracają uwagę na istniejące wciąż różnice w dostępie i podejściu do edukacji wynikające z pozycji społecznej i ekonomicznej rodziców. Napisali: „Wszystkie osoby, z którymi przeprowadzono wywiady, idąc na studia, nie rozważały innej decyzji – tzn. pójście na studia było dla nich naturalną koleją rzeczy. Można przypuszczać, że decyzja o tym, że młoda osoba pójdzie na studia, pojawia się znacznie wcze­śniej niż faktyczny moment wyboru. Rodzice poprzez swoje aspiracje od wczesnych lat szkolnych przygotowują dziecko do pójścia na studia. Dobre studia na państwowej uczelni są główną wygraną w edukacyjnej grze. Rodzice w miastach wybierają najlepsze gimnazja dla swoich dzieci, żeby później mogły dostać się do liceów, które wreszcie pozwolą im dostać indeks na najbardziej pre­stiżowych kierunkach.”

Im większa miejscowość, tym większe prawdopodobieństwo, że młodzi pójdą na studia. Z małych miejscowości (poniżej 5 tys. mieszkańców) studiuje ok. 46 proc. abiturientów szkół średnich, natomiast z największych miast prawie 62 proc. „zależność jest częściowo pochodną statusu społeczno-ekonomicznego rodziców – w dużych miastach jest więcej osób legitymujących się wyższym wykształceniem, a także więcej przedstawicieli władz czy specjalistów.” – tłumaczą autorzy opracowania.

Autorzy raportu korzystając z rankingów wyższych uczelni sprawdzili czy istnieje (statystyczna) zależność pomiędzy miejscem gdzie mieszkają młodzi ludzie (wieś-miasteczko-miasto-aglomeracja), a jakością nauki w wyższej uczelni. Okazuje się, że tak. Tubylcy z dużych miast studiują przeciętnie na uczelniach wyraźnie lepszych niż osoby pochodzące z mniejszych miejscowości. Połowa młodych ludzi, których dom rodzinny mieści się w miejscowości, gdzie mieszka mniej niż 5 tysięcy osób studiowała na uczelni znajdującej się w drugiej (gorszej) połowie rankingu Perspektyw. Dla porównania, respondenci wychowani w miastach o liczbie ludności przekraczającej 100 tysięcy mieszkańców osiągają przeciętny wskaźnik jakości uczelni równy 28,9. (czyli znacznie wyższy w skali od 100 – ostatnia do 1 – pierwsza).

Dlaczego tak się dzieje? Przyczyn jest kilka.

Pierwsza – publiczne wyższe uczelnie o wysokim prestiżu znajdują się w wielkich miastach. Łatwiej jest się więc dostać do nich mieszkańcom wielkich miast, szczególnie z rodzin inteligenckich lub przynajmniej z wyższym wykształceniem. Dla mieszkańców mniejszych miast oznacza to migrację i albo utrzymanie się z pieniędzy rodziny, albo konieczność łączenia nauki z pracą.

Druga – często więc osoby z oddalonych miejscowości decydują się na studia zaoczne w prestiżowych uczelniach. Osoby pochodzące z największych miast wybierają tryb stacjonarny stosunkowo często (65 proc.), a ci z najmniejszych miejscowości – najrzadziej (35 proc.). Mieszkańcy małych miasteczek i średnich miast decydują się na tryb stacjo­narny równie często, jak wychowani w miastach metropolitalnych.

Trzecia – młodzi niechętnie wyjeżdżają z domu rodzinnego, a najbliższe uczelnie najczęściej są prywatne. W mniejszych miastach powstały głównie szkoły wyższe (często z uprawnieniami nadawania tytułów I stopnia, czyli licencjatu). Jest ich więcej niż filii renomowanych uczelni publicznych. A rozwój niepublicznej oświaty wyższej w latach 90. pozwolił według autorów badania wielu osobom na spełnienie aspiracji edu­kacyjnych. Pojawienie się prywatnego szkolnictwa wyższego wywołało jednak też negatywne zjawiska: obniżenie przeciętnej jakości kształcenia, nadmierną podaż absolwentów kierunków nauk społecznych oraz nierówne obciążenia finansowe osób z różnych grup społecznych. W szczególności osoby z rodzin o niskim statusie społeczno-ekonomicznym, aspirujące do awansu społecznego, uzyskują dyplomy gorszych szkół wyższych. Dodatkowo, często także studiują w trybie niestacjonarnym i łączą studia z pracą zawodową. Wreszcie, rzadziej niż pozostałym studentom zdarza się im pracować w zawodzie powiązanym merytorycznie z kierunkiem studiów.

Wpływ pochodzenia społecznego na jakość otrzymanego wykształcenia jest znacznie silniejszy na poziomie szkoły wyższej niż średniej. – uważają badacze. Młodzież pochodząca przeciętnie z rodzin o silniejszych tradycjach edukacyjnych (gdzie matki mają wyższe wykształcenie) wygrywa konkurencję o miejsca na uczelniach publicznych.

Kiedy zaczynają pracować

Studentów utrzymują głównie rodzice. Dzieje się tak w przypadku 80 proc. żaków na pierwszym roku i 60 proc. na ostatnim. Pracuje na początku studiów co czwarty żak, a na końcu ponad 40 proc. Ale są to głównie studenci zaoczni.

(infografika Dariusz Gąszczyk)

(infografika Dariusz Gąszczyk)

Dla połowy studentów praca jest głównym źródłem utrzymania. Jednak nie jest ona zazwyczaj powiązana z kierunkiem studiów. Na początku pierwszego roku studiów pracę powiązaną merytorycznie z kierunkiem studiów wykonuje co piąta kobieta i co czwarty mężczyzna. Pod koniec stu­diów więcej osób pracuje zgodnie z kierunkiem wykształcenia, chociaż tym razem nieco więcej kobiet niż mężczyzn (31 proc. do 27 proc.).

Stypendia i kredyty studenckie stanowią główne źródło utrzymania jedynie kilku procent studentów, co wskazuje na niewystarczające wsparcie systemowe dla osób studiujących.

(infografika Dariusz Gąszczyk)

(infografika Dariusz Gąszczyk)

Pod koniec magisterskich studiów stacjonarnych zawodowo pracuje mniej niż co trzeci student (29,7 proc.), podczas gdy wśród studiujących zaocznie – 63,5 proc. A to oznacza, że spora część studentów zaocznych nawet nie pracując, opłaca czesne z naukę.

Zdaniem autorów opracowania niewielka skłonność do zmiany miejsca mieszkania po to by studiować, jest niewątpliwie powiązana z faktem, że wybór kierunku studiów oraz uczelni jest w wielu przypadkach decyzją mało świadomą. Napisali: „Zgodnie z hipotezą tzw. screenignu, studenci przykładają większą wagę do samego uzyskania dyplomu niż do jakości uczelni, a nawet perspektyw zawodowych po jej ukończeniu. W takiej sytuacji wybór uczelni wynika często z chęci minimalizowania kosztów, na przykład związanych z zamieszkaniem w miejscu nauki. Wobec niewystarczającej oferty miejsc w do­mach studenckich i źle funkcjonującego systemu kredytów studenckich oznacza to często konieczność studiowania w bliskiej odległości od domu rodzinnego.”

Autorzy zwracają dodatkowo uwagę na konsekwencje dla młodych na rynku pracy: „Jest bardzo nie­pokojące, że zaledwie w przypadku 29 proc. studentów praca na ostatnim roku studiów jest merytorycznie powiązana z kierunkiem nauki. Nie dziwi zatem, że ta grupa absolwentów (osiągających awans społeczny) często wyraża brak satysfakcji z ukończonych studiów. Aż 25 proc. deklaruje, że nie zdecydowałoby się na podjęcie studiów wyższych, gdyby przyszło im ponownie dokonywać wyboru. Kolejne 23 proc. wybrałoby natomiast inną uczelnię. – podsumowują Mikołaj Herbst i Aneta Sobotka.

Według nich potrzebne są zmiany: skuteczniejsza pomoc finansowej dla studentów planujących rozpoczęcie studiów z dala od domu rodzinnego, rozwinięcie systemu doradztwa dla maturzystów oraz zwiększenie zewnętrznej kon­troli nad jakością uczelni wyższych.

Często w dyskursie publicznym narzeka się na pokolenie Y, czyli obecnych młodych. Badanie pokazuje, że tylko dla części z nich ważne jest usamodzielnienie się społeczne i ekonomiczne. Ale też sporo mówi się o ukrytych bohaterach opracowania – rodzicach, dla których ważniejsze jest by dzieci miały lepsze od nich samych wykształcenie, choć niekoniecznie związane jest to z lepszym startem w życiu zawodowym.

W badaniu sprawdzono na podstawie jakich umów pracują absolwenci uczelni wyższych, ile zarabiają oraz jakie są różnice pomiędzy zarobkami kobiet i mężczyzn

(infografika Dariusz Gąszczyk)

(infografika Dariusz Gąszczyk)

(infografika Dariusz Gąszczyk)

(infografika Dariusz Gąszczyk)

(infografika Dariusz Gąszczyk)

(infografika Dariusz Gąszczyk)

Próba badania: rozmawiano z ponad 5800 młodymi osobami w wieku 25 – 30 lat, które mają przynajmniej średnie wykształcenie (ze zdaną maturą). Wywiady były przeprowadzane w maju – sier­pniu 2013 r. W kwestionariuszu znajdowało się 75 pytań. Kwestionariusz wywiadu obejmował 75 pytań, w większości zamkniętych.

(infografika Dariusz Gąszczyk/ CC by Jirka Matousek)
(infografika Dariusz Gąszczyk)
(infografika Dariusz Gąszczyk)
(infografika Dariusz Gąszczyk)
(infografika Dariusz Gąszczyk)
(infografika Dariusz Gąszczyk)
(infografika Dariusz Gąszczyk)

Otwarta licencja


Tagi