Autor: Anna Wielopolska

Korespondentka Obserwatora Finansowego w USA.

Zmiana warty na wielu frontach

W Ameryce ciąg dalszy zmian, świat ma problem z niezależnymi centralnymi bankami, gospodarką niemiecką (a nie grecką), a chińskie banki, jako marki, okazały się najbardziej wartościowe na świecie - o tym m.in. warto było przeczytać na świecie w mijającym tygodniu.
Zmiana warty na wielu frontach

W jaki sposób nacjonalizm dochodzący do głosu po obu stronach Atlantyku może zburzyć istniejący porządek gospodarczy wyjaśnia Mohamed El-Erian. Największe korzyści z systemu wielostronnych powiązań i otwartości rynku opartego na Międzynarodowym Funduszu Walutowym, Banku Światowym i podobnych instytucjach czerpały nieduże, dobrze zarządzane otwarte gospodarki. Nacjonalizm podcina te korzyści i wraz z mnożącymi się dwustronnymi umowami finansowymi oraz rosnącym Azjatyckim Bankiem Infrastruktury i Inwestycji podcina znaczenie instytucji Bretton Woods.

The Economist zamieszcza w tym tygodniu na okładce kolaż przedstawiający Donalda Trumpa rzucającego koktajl Mołotowa. Redakcja pisze, że chaos, jaki wprowadza Trump zwykle prowadzi do klęski, ale w przypadku Trumpa wydaje się być częścią planu. Doradcy Trumpa (których redakcja nazywa miotaczami granatów) uważają, że protesty na ulicach to znak, że Trump robi dobrze. W obliczu tego, iż międzynarodowe instytucje Bretton Woods operują tylko przy wsparciu USA, które może zostać wycofane, jedyna nadzieja zdaniem tygodnika w tym, że umiarkowani Republikanie wytłumaczą Trumpowi znaczenie tego porządku.

Niezależność banku centralnego niesie poważne ryzyka – twierdzą dwaj holenderscy ekonomiści Jakob de Haan i Sylvester Eijffinger. Tradycyjny argument za niezależnością jest uzasadniony potrzebą przeciwdziałania politycznym tendencjom inflacyjnym. Po kryzysie 2008 roku banki centralne stały się silnym politycznym ośrodkiem decyzyjnym, ale pozostają poza kontrolą. Niezależność w tym przypadku oznacza oddanie polityki w ręce osób bez demokratycznego wyboru; wpływ rządu na ich decyzje jest ograniczony.

Ryzyka są trzy. Po pierwsze w sytuacji ogromnego zadłużenia zaawansowanych gospodarek istnieje ryzyko, iż władze finansowe będą polegać na polityce monetarnej, aby zmniejszyć zadłużenie. Po drugie wielkie bilanse, jakimi są dziś obciążone banki mogą doprowadzić do tego, że rząd będzie zmuszony do finansowania banku centralnego. Co grozi utratą wiarygodności, czyli podstawowego atrybutu banku. Wreszcie, ostatnie lata zbiły argument, iż polityka banków ma niewielki lub żaden skutek redystrybucyjny – banki stały się aż za bardzo redystrybucyjne.

Banki centralne mają powody, aby pozwolić inflacji rosnąć, pisze Carmen Reinhart z Harvardu. Przypomina, że do kryzysu z lat 2008-2009 temat deflacji nie istniał w zaawansowanych gospodarkach, oprócz Japonii, dla której problem spadających cen trwa już całą generację. Wcześniej gospodarki te miały problemy stagflacji, a następnie dezinflacji, która nie jest tożsama z deflacją a charakteryzuje obecny stan wielu takich gospodarek.

Plany stymulacji gospodarczej Donalda Trumpa są procykliczne, przywiodły znów oczekiwanie, iż amerykańska inflacja pójdzie w górę a więc przewidywania Międzynarodowego Funduszu Walutowego, że będzie to koniec dekady deflacyjnej zdają się być słuszne. Jest to pożądane przez banki centralne, bo dałoby to im większe pole manewru z wysokością stóp procentowych oraz zmniejszyłoby góry publicznego zadłużenia jakie zaawansowane gospodarki zbudowały w ciągu minionych 15 lat.

Ekonomiści z Deutsche Bank oszacowali potencjalne straty dla krajów, które prowadzą handel z USA w przypadku, kiedy administracja Trumpa wprowadzi wyższe, na przykład 20-proc. taryfy celne. Zdaniem autorów analizy zniszczenie będzie olbrzymie. Najwięcej do stracenia ma Meksyk, następnie Wietnam, Kanada, Malezja i Izrael. Będzie to program America first w akcji – z całą pewnością USA zbiją w ten sposób deficyt handlowy.

Nie całkiem będzie to miód dla Ameryki, z kolei piszą autorzy Brookings Institute, którzy odkryli, iż na protekcjonizmie ucierpią amerykańskie miasta, aglomeracje i miasteczka. Od Nowego Jorku do Wichita w stanie Kanzas mały i średni biznes osadzony w miastach eksportuje – w 2015 roku ten eksport dla 100 miast stanowił średnio ok. 10 proc. ich PKB i był wyższy niż 10 lat wcześniej, gdy wynosił 7,5 proc.

Reforma systemu podatkowego planowana przez Republikanów przyniesie Ameryce wzrost gospodarczy, wylicza Martin Feldstein. To jedynie plany, ale jeśli faktycznie podatki od przedsiębiorstw zostaną obniżone o połowę z obecnych 38 proc. (najwyższy na świecie) 2-proc. PKB z wpływów do kasy państwa także spadnie o połowę, ale pobudzone inwestycje mogą to do pewnego stopnia zrównoważyć. Przyjęcie terytorialnego systemu podatków pozwoli na sprowadzenie zysków trzymanych przez firmy poza granicami USA, a podatek od płynnej gotówki na natychmiastowe odpisy inwestycji także je pobudzi. Wreszcie wyższe taryfy importowe byłyby rodzajem VAT-u, którego w USA nie ma, czyli pozwoliłyby na zebranie ponad 100 miliardów dolarów bez uszczerbku dla amerykańskich konsumentów.

Federico Rubini, włoski ekonomiczny dziennikarz i komentator, przekonuje, że może Włochy to faktycznie dzisiejszy „chory człowiek Europy”, ale Niemcy też nie są zdrowe. Oczywiście, przyznaje autor, Włochy są w katastrofie – tempo wzrostu 0,46 proc., zadłużenie 130 proc. PKB. Na liście najgorzej prosperujących na głowę mieszkańca Włochy plasują się tuż za Grecją. Zaraz jednak za nimi stoi niemiecka gospodarka – na trzecim miejscu najgorszych z wynikiem 0,51 proc. wzrostu per capita (od 2014 r.).

Skąd taki wynik? Powodem jest wycofywanie się niemieckich banków z innych krajów strefy euro. Ich zaangażowanie tam jest o ponad 200 miliardów dolarów niższe niż w 2012 roku. Inwestycje w Niemczech były w ubiegłym roku o 5 procent niższe niż w 1999 r. (w relacji do PKB), oszczędności są na rekordowo wysokim poziomie, produkcja rośnie od 2012 r. najwolniej w historii, a cała gospodarka polega na eksporcie. To wszystko zdaniem autora wskazuje, że Niemcy się nie reformują.

Instytutu Petersona analizuje zaś czy Niemcy są walutowym manipulatorem. Pytanie wywołał Peter Navarro, szef nowo stworzonej Krajowej Rady Handlu w administracji Trumpa. Stwierdził dla FT, iż Niemcy stosują „bardzo zaniżoną wartość euro do eksploatacji Stanów Zjednoczonych i europejskich partnerów”. To nie jest nowe oskarżenie ze strony Navarro, ale problem w tym, zdaniem autora PIIE, iż Navarro zasadza je na dwóch zupełnie fałszywych przesłankach. Po pierwsze, uwolnienie walut wyeliminowałoby braki równowagi na rachunkach handlowych (niezrównoważenie to jest przejawem manipulacji walutowych), po drugie przyjęcie przez Niemcy euro jest politycznym wyborem, który utrzymuje zaniżoną wartość euro jako waluty gospodarki Niemiec, co jest aktem manipulacji walutowej.

Na koniec ciekawe badanie rynku: wartość chińskich banków przekroczyła wartość amerykańskich banków. Badanie firmy Brand Finance wykazało, że chińscy konsumenci demonstrują brak cynizmu, przywiązanie do marki oraz gospodarczy patriotyzm. Ta krajowa lojalność i rosnące uznanie na międzynarodowym rynku podwyższyło wartość marek chińskich banków do 258 mld dol. i uplasowało je powyżej wyceny brendów banków amerykańskich.

Chińskie banki indywidualnie także najszybciej pną się w górę, w czym pomógł im znacznie m.in. spadek wiarygodności amerykańskiego Wells Fargo, do niedawna najbardziej godnego zaufania banku na świecie, który stracił je po skandalu z milionami fałszywych kont. >>czytaj więcej na ten temat

Sytuacja europejskich banków nadal jest natomiast paskudna – od Deutsche Bank przez HSBC, BNP Paribas do Intesa Sanpaolo, wszystkie pospadały w rankingu nawet o 40 proc.

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Wojna na wielu frontach

Kategoria: Trendy gospodarcze
Do rosyjskiego arsenału narzędzi militarnych, politycznych i energetycznych, dołącza kolejny instrument - szantaż odcięcia rynków światowych od dostaw żywności.
Wojna na wielu frontach