Amerykański Kongres uprawia finansowy faszyzm

Reforma finansowa senatora Chrisa Dodda zawiera zapis, mówiący, że inwestować w nowe firmy mogą tylko osoby posiadające 2,2 mln USD oszczędności lub roczne dochody 450 tys. USD. Oznacza to, że wykładowca ekonomii, który zarabia 120 tys. rocznie i zaoszczędził pół miliona, będzie mniej kompetentnym inwestorem niż piosenkarz country, który skończył tylko szkołę podstawową, ale za to sprzedał kilka milionów płyt.

Rozpatrywany przez Senat projekt „reformy finansowej Dodda” przewiduje, że 99,6 proc. ludności nie będzie mogło inwestować w obiecujące nowe firmy, a 33 największe banki, kontrolujące 92 proc. wszystkich aktywów bankowych, będą musiały kupić więcej obligacji państwa, zanim udzielą kredytów firmom i obywatelom. Innymi słowy, państwo nadal uprawia finansowy faszyzm.

Nowa ustawa o służbie zdrowia wymaga od nas, abyśmy wykupili określoną polisę zdrowotną, nawet jeśli nie jest dla nas odpowiednia. Państwo finansuje reklamy zachęcające nas do kupowania losów loterii państwowych, w których wygrani czasem dostają jedną szóstą wartości nagrody. Z drugiej strony inwestować w nowe firmy będą mogły tylko osoby posiadające 2,2 mln USD oszczędności lub roczne dochody 450 tys. USD (małżeństwa 675 tys. łącznie), czyli niecały procent populacji. Jeśli ustawa przejdzie w obecnym kształcie, Kongres i prezydent wyślą do Amerykanów następujący komunikat: „Ponad 99 proc. z was jest za głupich, żeby wiedzieć, jak inwestować”. (Oni myślą, że jesteśmy tak samo nieodpowiedzialni jak oni).

Gospodarka amerykańska zawdzięcza swoją potęgę w dużym stopniu temu, że tradycyjnie łatwo było tutaj założyć nową firmę, a nowe firmy kreują znaczną część innowacji i nowych miejsc pracy. Inwestorzy, od Thomasa Edisona, który założył między innymi General Electric, po Apple, Google i całą resztę, zawsze mogli liczyć na „aniołów biznesu”, czyli inwestorów, którzy są gotowi wyłożyć pieniądze na nowe, niesprawdzone przedsięwzięcie w nadziei na bardzo wysoki zwrot.

Jak wiadomo, wysoki odsetek nowych firm upada – na przykład 90 proc. nowych restauracji utrzymuje się na rynku krócej niż trzy lata – ale te, które przetrwają, przynoszą wysokie zyski. Na każde nowe Apple przypadają dziesiątki bankurctw. W imię „ochrony inwestorów” Komisja Papierów Wartościowych i Giełd (SEC) wymaga od przedsiębiorców, aby pozyskiwali kapitał inwestycyjny tylko od „akredytowanych inwestorów”. Akredytowany inwestor to dzisiaj osoba, która ma milion dolarów albo 200 tys. rocznych dochodów. SEC przekonuje, że przepis ten chroni „wdowy i sieroty” przed pozbawionymi skrupułów biznesmenami. Ta sama komisja nie zauważyła piramidy finansowej Madoffa, kiedy ją dostała na biurko.

Przepis ten jest pozbawiony większego sensu. Dyskryminuje osoby, które nie są jeszcze zamożne, ale znają się na gospodarce, nie chroni natomiast lekarzy czy koszykarzy, którzy spełniają definicję akredytowanego inwestora, ale nie mają pojęcia o ocenie ryzyka inwestycyjnego. Młody wykładowca ekonomii, który zarabia 120 tys. rocznie i zgromadził pół miliona, nie uchodzi za dostatecznie kompetentnego, aby wesprzeć obiecującą firmę z branży high-tech, w przeciwieństwie do piosenkarza country, który skończył tylko szkołę podstawową, ale za to sprzedał kilka milionów płyt. Projekt reformy finansowej jeszcze pogłębia ten absurd i ograniczenie wolności finansowej.

Jakim prawem finansowi faszyści z Waszyngtonu, którzy zbudowali największe piramidy finansowe świata (tj. Social Security i Medicare) i zaciągnęli największy niespłacalny dług w dziejach ludzkości, mówią ponad 99 proc. społeczeństwa, w co możemy, a w co nie możemy inwestować?

Ci sami politycy promują loterie państwowe, w których szansa na wygraną wynosi 1 do 15 mln. Jeśli ktoś już wygra i postanowi wziąć pieniądze od razu, a nie w 30 rocznych ratach, dostanie jedną trzecią wartości nagrody, od czego będzie jeszcze musiał zapłacić podatek federalny i stanowy. Prezydent Obama proponuje nowe podwyżki podatków, więc zwycięzca loterii w takim stanie jak Kalifornia, gdzie podatki są wysokie, odda jeszcze połowę wygranej. Innymi słowy, jeśli nam się poszczęści, pięć szóstych tego szczęścia zabierze nam państwo. Jeśli to nie jest oszustwo finansowe, to nie wiem, co zasługuje na to miano, ale ponieważ proceder ten uprawia państwo, ludzie uważają, że wszystko jest w porządku.

Czyli z jednej strony państwo strzyże i goli biednych Amerykanów, którzy mają kłopoty z arytmetyką, a z drugiej strony nie pozwala średniozamożnym Amerykanom inwestować w nowe przedsiębiorstwa, które mogą się stać zyskowne. Czy to przypadkiem ma jakiś związek z kampanijnymi sponsorami Obamy i demokratycznych przewodniczących komisji kongresowych?

Liczący 2000 stron projekt reformy finansowej, nad którym obraduje Senat, zrobi z największych banków (uważanych za zbyt duże, żeby upaść) podopiecznych państwa – a to jest klasyczny finansowy faszyzm. To Departament Skarbu, a nie w jakimś stopniu niezależna Rezerwa Federalna, będzie decydował, w co te banki będą mogły inwestować, w zamian za nieograniczone gwarancje państwowe. Od września 2009 roku banki pożyczają państwu więcej pieniędzy niż sektorowi prywatnemu. Nie trzeba być ekonomicznym geniuszem, aby zrozumieć, dokąd to wszystko zmierza.


Tagi


Artykuły powiązane

Ukraiński system finansowy czasu wojny

Kategoria: Analizy
System finansowy Ukrainy dość dobrze daje sobie radę z wyzwaniami, jakie stawia przed nim rozpętana przez Rosję wojna.
Ukraiński system finansowy czasu wojny