Autor: Jan Cipiur

Dziennikarz ekonomiczny, publicysta Studia Opinii

Audyt z tysiącletnią brodą

Spokojnie można powiedzieć, że audyt to wiekowy starzec. Niebawem bowiem minie 1000 lat od czasu, gdy zaczął powstawać na wielkiej wyspie na północ od Francji. W dzisiejszym rozumieniu słowo to oznacza badanie co poszło, idzie lub może pójść nie tak w tej czy innej działalności, a zwłaszcza w biznesie. Najważniejszym celem jest zapobieganie szkodom z tytułu możliwego łamania prawa, „chodzenia na skróty”, przekraczania uprawnień, lekceważenia obowiązków, nazbyt swobodnej interpretacji zasad itd. Funkcja prewencyjna ma odróżniać audyt od kontroli podejmowanych w celu ustalenia i ukarania sprawców czynów zabronionych.
Audyt z tysiącletnią brodą

(©Envato)

Wielka Brytania jest świetnym miejscem do odkrywania źródeł pochodzenia większości zachodnich instytucji. Jest kolebką europejskiego parlamentaryzmu, wydała tabuny znakomitych myślicieli, odkrywców, wynalazców, dała grunt pod pierwszą rewolucję przemysłową. Dzięki tysiącleciu bez najazdów obcych jest też jednym wielkim sezamem archiwaliów.

Kilku historyków podzieliło się na dwa obozy. Jedni twierdzą, że idea audytu przypłynęła do Anglii z Normandii. Drudzy uważają oczywiście, że kierunek był odwrotny. Nie ma za to sporu odnośnie do czasu. Cezurą jest data wielkiej bitwy pod Hastings w 1066 r., po której zwycięski książę z Normandii – Wilhelm – opanował wkrótce cały kraj i koronował się na Wilhelma – króla Anglii, znanego pod przydomkiem Zdobywcy.

Stał się feudalizm

Nowy władca dokonał niemal całkowitej wymiany klasy angielskich możnowładców, konfiskując dobra Anglosasów. Większość uprzednich wielmożów zastąpił wysoko urodzonymi ziomkami z Normandii. Sprawił, że Anglia stała się królestwem feudalnym. Całe terytorium kraju stało się własnością króla, który oficjalnie zatrzymał jednak dla siebie „tylko” około 17 proc. terytorium, zaś resztą podzielił się z druhami. Celem nadań było stworzenie kamaryli sprzyjającej jego władzy. Najważniejsi po królu stali się stosunkowo nieliczni hrabiowie (earls) i baronowie (barons of the King lub tenants-in-chief). W latach 1000–1300 liczba wszystkich hrabiów nigdy nie przekroczyła 25, a więc była to elita elity. Baronowie byli natomiast ludźmi króla zobowiązanymi do stawania na wezwanie w zbroi i z mieczem u boku, a także na posiedzenia rad królewskich, które przekształciły się później w angielski parlament. Baronowie dzielili się na dwie kasty, tzw. „baronów większych”, czyli prawdziwych magnatów, a także tych „mniejszych” ze skromniejszymi majątkami.

Z zachowanych dokumentów wiadomo, że najważniejszych baronów, tj. greater tenants-in-chief (ów chief stąd, że majątki nadał im osobiście sam król) było w 1086 r. 170 i to oni dostali aż połowę ziemi nadanej przybocznym przez Wilhelma Zdobywcę. Jedna czwarta ziemi przypadła kościołowi, reszta dostojnikom niższej rangi, w tym baronom mniejszym (lesser barons). Różnie działo się po latach z ludźmi i ich majątkami, zatem podział na baronów większych i mniejszych nie był ostateczny.

W czasach Wilhelma i kilku jego następców godność tenant-in-chief przysługiwała wielmożom z dobrami o wartości ponad 30 funtów. Porównywanie siły nabywczej pieniędzy z zamierzchłej przeszłości z dzisiejszymi jest karkołomne z uwagi na nieporównywalność gospodarki i konsumpcji. Można jednak wspomnieć, że niecałe 100 lat przed Wilhelmem Zdobywcą, w 980 r., za panowania króla Ethelreda II Bezradnego, za 1 funta można było kupić 15 sztuk bydła. Hrabiowie i baronowie mieli swych wasali, a ci dzierżawców. Na końcu łańcucha zależności znaleźli się chłopi. Z czasem powstała sztywna struktura arystokratyczna, w której baronowie stali się ogniwem poślednim, ale to późniejsza historia.

Musiał nastać audyt

Król Wilhelm był kuty na cztery nogi. Po to, żeby jego bezpośredni wasale mieli gorsze warunki do spiskowania w celu zagarnięcia władzy, nie nadawał ziemi baronom w jednym wielkim kawałku, ale w małych częściach rozproszonych po kraju. Im więcej czasu musieli oni poświęcać na doglądanie majątku, tym mniej go mieli na knucie. Największy beneficjent, Robert hrabia de Mortain, otrzymał w lenno aż 793 majątki w ponad 20 hrabstwach.

Król utrudniał potencjalnym rywalom urastanie we wpływy, ale z drugiej strony trudniejsze i bardziej czasochłonne stało się ustalanie i pobór podatków oraz rozstrzyganie nieustannych na tym tle sporów. W tych warunkach przepytywanie, badanie i wysłuchiwanie podatników stało się czynnością najwyższego znaczenia dla królewskiego skarbca, czyli Exchequer, znacznie później przemianowanego na Treasury. Od łacińskiego czasownika audire: słuchać, słyszeć, ówczesna procedura fiskalno-skarbowa zyskała nazwę audit, u nas – audyt.

Poborem podatków zajmowali się wtedy w Anglii szeryfowie (High Sheriff), tj. reprezentanci króla na obszarze najważniejszej jednostki administracyjnej, jakim było hrabstwo (ang. shire). Szeryf miał też uprawnienia posse comitatus, tj. prawo do powoływania spośród mieszkańców rodzaju straży obywatelskiej ad hoc w celu zaprowadzenia lub utrzymania „porządku królewskiego” i chwytania przestępców. Poprzednikami szeryfów byli królewscy urzędnicy (reeves), powołani w 992 r. do poboru niszczącego kraj okupu, nakładanego przez Duńczyków (wikingów) najeżdżających regularnie Anglię. Daninę wynoszącą w pewnym roku nawet 24 sztuki srebra od gospodarstwa zwano „Danegeld”. Według przekazów, w 994 r., wspomniany już król Ethelred II Bezradny miał przekazać ciemiężycielom zza morza złoto i srebro o wadze 16 tys. funtów. Kontrybucja z 1012 r. wyniosła aż 48 tys. funtów srebra.

Wilhelm Zdobywca nie zniósł bynajmniej Danegeld, bo i po co, ale z szerokiej perspektywy istotniejsze było umocnienie przezeń systemu podatkowego. Szeryfowie uzyskali nowe obowiązki i uprawnienia – byli już nie tylko poborcami, ale także głównymi urzędnikami królewskimi w danym hrabstwie, administratorami i sędziami.

Domesday – dzień sądu nad aktywami

Wilhelm Zdobywca, aby było jak najmniej sporów, ale przede wszystkim w celu oszacowania „wydajności” podatkowej państwa, zarządził całościowy przegląd kraju: wszystkich posiadłości, gospodarstw, domów, najmniejszych zakamarków, z których mogło podśmierdywać groszem. Poddani nazwali to przedsięwzięcie Domesday (w późniejszej pisowni Doomsday), czyli Dniem Sądu Ostatecznego. W XII-wiecznym traktacie „Dialogus de Scaccario” („Rozmowy o Skarbcu”) poświęconym działaniom Exchequer, jego prawdopodobny autor – Richard Fitz Nigel, biskup Londynu i jednocześnie Lord Treasurer, czyli szef Exchequer – podkreślał nie tyle trwogę ludu wyzutego przez tak skrupulatny przegląd z możliwości zaniżania dochodów i majątku, co fakt, że zapisy w Domesday, jak te Sądu Ostatecznego są nieodwracalne.

Królewscy komisarze spisowi mieli zapisać nazwę każdego miejsca, nazwisko jego posiadacza w czasach panowania Edwarda Wyznawcy (król Anglii w latach 1042–1066), nazwisko obecnego właściciela, liczbę łanów w majątku. Łan  (ang. hide) liczył zazwyczaj 120 akrów, tj. około 48 dzisiejszych hektarów i stanowił obszar ziemi potrzebny do utrzymania jednego gospodarstwa chłopskiego. Akr to zaś powierzchnia pola jaką, można było zaorać w ciągu dnia zaprzęgiem złożonym z dwóch wołów. Było tego zazwyczaj prawie 4 tys. mkw.

To nie wszystko. W dalszej kolejności spisać należało pługi przynależne do części majątku służącego własnym potrzebom lorda (demesne), wszystkich hołdowników lorda zobowiązanych do chwytania za broń, chłopów pańszczyźnianych (tzw. cottars), czyli wieśniaków pracujących na ziemi lorda, ale też dla siebie na spłachetkach (ok. pół akra) wydzierżawionej im przez niego ziemi. I dalej: liczebność jego służby (strażników, prostych żołnierzy, ale też mężczyzn posługujących lordowi), wolnych dzierżawców, dzierżawców w systemie socage, czyli uprawiających ziemię osobistą lorda w zamian za opłatę w części zbiorów lub gotówce, lasy oraz łąki i pastwiska, młyny i stawy rybne, a także to, co przybyło lub ubyło w danym miejscu.

Spis majątków musiał się składać z trzech szacunków. Pierwszy był sporządzany na czas za panowania Edwarda Wyznawcy, czyli bezpośredniego poprzednika Zdobywcy, drugi zaś uwzględniał stany po rugach i nowych nadaniach z woli króla Wilhelma, trzeci natomiast – wartość majątków wyrażoną w  pieniądzu. Na koniec należało ocenić, czy istnieje możliwość podniesienia monetarnej wartości danego majątku. Informacje zapisane w Domesday Book spełniały rolę dzisiejszych deklaracji i kodeksów podatkowych. Do dziś służą przede wszystkim historykom, ale też do wyjaśniania skomplikowanych sporów spadkowych czy weryfikacji drzew genealogicznych.

Gotówka zastępuje podatki w naturze

Skarbce wybrzmiewają najsłodszym dla uszu brzękiem, choć dziś głównie szelestem. Gotówka istniała wprawdzie od dawien dawna, ale 1000 lat temu pewną część podatków „spożywano” bezzwłocznie, ponieważ były jadalne i praktycznie użyteczne. Najważniejszymi podatkami w naturze było wystawianie zbrojnych, ziarno, mięsa, goszczenie króla i podróżującej z nim świty oraz mnóstwo drobniejszych przysług w rodzaju obowiązku „posłania Królowi na rok kucharza, który będzie pracował w królewskiej kuchni”.

Zobacz również: 
Minęło tysiąc lat od pojawienia się pierwszych pieniędzy z papieru

Ciekawostek jest wiele. Dla przykładu, skarbnik królewski otrzymywał co roku w podarunku „dwie beczki wina i 200 jabłek”. Podsyłanie fiskusowi wina to czynność ze wszech miar oczywista, ale po co poborcy owoce? Dokładnie wyliczony dar w tej intrygującej postaci każe się więc domyślać niedorozwoju sadownictwa we wczesnośredniowiecznej Anglii. Aż do XIX w. burmistrz Londynu opłacał dzierżawę działki przy Strandzie (ważna ulica w centrum miasta), przekazując rokrocznie na rzecz Skarbu sześć podków i 61 gwoździ do nich. Podkowy jako środek płatniczy wyszły już z obiegu, ale zwyczaj został zachowany. Co roku, jesienią, na podwórcu sądów królewskich na Strandzie (Royal Courts of Justice) ludzie burmistrza Londynu wręczali podczas wyszukanej ceremonii rzeczone podkowy i gwoździe notablowi królewskiemu zwanemu Przypominaczem (Remembrancer). Pierwszy Przypominacz jako urzędnik Exchequer sporządzający zestawienia podatkowe, a zatem pilnujący pieniędzy króla, został powołany w 1164 r. przez Henryka II. Dziś liczy już tylko podkowy i gwoździe. Gdy wszystko się zgadzało, mówił: „Good number”.

Wraz z krzepnięciem i rozwojem królestwa podatki w naturze stawały się coraz bardziej nieporęczne. Królowie stale prowadzili jakieś wojny, więc pożądali tzw. płynności, czyli środków w pieniądzu, którym najłatwiej było opłacać najróżniejsze wydatki. Toczyli też swoje wojny na kontynencie, dlatego tym bardziej potrzebowali srebra i złota, a nie garnców zboża i rogacizny przywożonej przez morze z Anglii. Z czasem gospodarka pieniężna wyparła podatki w naturze, więc powstała obiektywna konieczność instytucjonalizacji poboru, liczenia, składowania i wypłat gotówki, a już zwłaszcza weryfikacji należności.

Podstawowym zadaniem Exchequer była maksymalizacja wpływów do Skarbu, w odróżnieniu od preferowanej dziś (jakoby) optymalizacji. Wymagało to od sędziów i urzędników Exchequer oraz od szeryfów działających w terenie nie tylko stanowczości, a często brutalności, ale także znajomości zasad gospodarowania na roli, umiejętności oceny stanu i wartości wszelkich budowli, skutecznego zarządzania oraz dobrego oka na dobra królewskie.

Exchequer instytucją najwyższego królewskiego zaufania

Exchequer był sądem (High Court) i częścią curia regis, tj. rady koronnej w składach mianowanych przez króla, a jego członkowie sędziami. Z kurii pączkowały instytucje tworzące później rozwinięty system sądowniczy. W „Dialogus de Scaccario” napisano, że Exchequer rządzi się swoimi prawami: „Nie są to prawa arbitralne, lecz spoczywają na decyzjach wielkich mężów”. W innym miejscu traktatu podkreślono z dużym naciskiem, że najważniejsza w Exchequer nie jest umiejętność rachowania, ale zdolność oceniania najróżniejszych spraw.

Bez biegłości w historii tamtych czasów trudno wpaść na to, że o wielkiej roli Exchequer w systemie polityczno-ekonomicznym w Anglii wczesnego średniowiecza zdecydowała w dużym stopniu wojowniczość ówczesnych władców, marzących o powtórzeniu wyczynów Karola Wielkiego. Wyprawy wojenne i krucjaty do Ziemi Świętej trwały latami. Panujący zaś w latach 1154–1189 król Henryk II spędził na zagranicznych wojaczkach aż 21 z 35 lat swych rządów. Nie opuszczałby kraju na tak długo, gdyby nie miał pewności, że jego skarby są w Skarbie pod pieczą ludzi godnych najwyższego zaufania, nadzorujących świetnie działający urząd.

Rok podatkowy trwał w Anglii od Michaelmas (obchodzone 29 września święto archaniołów Michała, Gabriela, Rafała) do następnego Michaelmas. Szeryfowie i ich przyboczni (oraz inne osoby odpowiedzialne za podatki) musieli stawić się w Exchequer dwa razy do roku, a nieusprawiedliwioną nieobecność ryzykowali bardzo wysoką grzywną. W czasach królów Henryka II i Ryszarda I Lwie Serce kara wynosiła 100 szylingów za dzień nieobecności, jednak po czwartym dniu niestawiennictwa szeryf ryzykował utratą głowy. W dzień po Wielkanocy przyjeżdżali ze wstępnym, półrocznym sprawozdaniem, pełną dokumentacją i należną za ten czas gotówką. Dziś rok podatkowy rozpoczyna się w Wielkiej Brytanii 6 kwietnia i kończy 5 kwietnia następnego roku, co wynika z opóźnionego w Anglii przejścia z kalendarza juliańskiego na gregoriański.

Procedura

Zasoby królewskie przechowywano początkowo w Winchester, rzadziej w Yorku, aby w połowie XII w. przenieść ostatecznie siedzibę Skarbu do Westminster w Londynie. W czasach Wilhelma i jego następców ostateczne rozliczenie podatkowe następowało jesienią. O „absolutorium” dla szeryfów, niedoborach lub nadwyżkach podatków decydowali sędziowie izby wyższej – Court of Exchequer, inaczej Upper Exchequer, tj. mianowani przez króla baronowie (barons of exchequer) obarczeni zadaniem rozstrzygania sporów i wątpliwości.

Zobacz również:
Koszty biurokracji można zmniejszyć

Wyróżniał się wśród nich Skarbnik (Lord Treasurer). Dosłownie piętro niżej, na parterze tego samego budynku w kompleksie Westminster Hall, uwijały się natomiast skryby z Lower Exchequer (używana była także nazwa Court of Receipt), tj. urzędnicy odpowiedzialni za prowadzenie dokumentacji, ale zwłaszcza za przyjmowanie, ważenie i sprawdzanie gotówki. Taka organizacja obowiązywała w początkach tych instytucji, potem następowały bardzo liczne zmiany, które zmieniły cały system oraz rodzaje ściąganych podatków.

Najważniejszym sędzią Exchequer i osobą szczególnego królewskiego zaufania był Justiciar, definiowany w encyklopediach jako najwyższy urzędnik administracyjny i sądowy za Normanów i pierwszych Plantagenetów (dynastia panująca w latach 1154–1485 z apogeum świetności za czasów Henryka II). Żadna kwota nie mogła pójść ze Skarbca na jakąkolwiek wypłatę bez potwierdzenia w formie urzędowego nakazu (writ), który dziś ma też już zanikającą formę druczku KaWu, czyli „kasa wypłaci”. W imieniu króla nakazy wydawane były w czasie, gdy ten przebywał w kraju. Gdy monarcha „bawił” za granicą, kręcąc mieczem, nakazy autoryzował Justiciar. Były wówczas trzy główne rodzaje nakazów skarbowych: liberate, computateperdono. „Liberate” dotyczył wypłaty pieniędzy ściśle określonej osobie. Obowiązywała zasada, która przetrwała do dzisiaj, że po odbiorze pieniędzy i odejściu od „okienka”, kasa nie przyjmuje już żadnych reklamacji. W „Exchequer” granicą były drzwi urzędu i nawet najwyższy status nie dawał żadnych szans na uwzględnienie potencjalnych roszczeń po wyjściu z pomieszczenia. „Computate” dotyczyło możnych występujących przed skarbem o zaliczenie wydatków, które już ponieśli w imieniu króla, zaś „perdono” potwierdzał zrzeczenie się Skarbu z tych czy innych należności.

Zobacz również:
Czarne chmury nad Wielką Czwórką

Poza Exchequer, rozliczającym rdzennych poddanych, ustanowiono też specjalny urząd podatkowy dla Żydów (Exchequer of the Jews), którzy przybyli na Wyspy wraz ze Zdobywcą. Osobny skarbiec żydowski działał do 1290 r., gdy po kilkunastu latach narastających restrykcji, prześladowań, np. w formie wprowadzonego po raz pierwszy właśnie wtedy w Anglii obowiązku noszenia przez starozakonnych żółtych znaków na odzieży wierzchniej, Edward I postanowił wygnać ich z Anglii. Pozbywał się Żydów w myśl politycznego planu i w celu zdobycia środków poprzez ograbienie wygnańców. Niezwykle trafnie wyraził to Stephen Dowell – XIX-wieczny urzędnik ówczesnej administracji podatkowej Inland Revenue, ale przede wszystkim autor czterotomowej historii podatków w Anglii. W jego porównaniu wielkie dochody bogatych Żydów wymagały posługiwania się gąbką, której się używa do zbierania rozlanej na posadzce wody. Gdy już wchłonęła jej tyle ile tylko mogła, to wystarczyło ją wyżąć, kierując strumień pod nadstawione królewskie wiadro. Woda to w tej parafrazie pieniądze zarabiane przez Żydów na lichwie, wyżymanie to ściąganie podatków, a wiadro to Exchequer of the Jews.

Szeryfowie spod szydła

Szeryfowie jednak umierali. Następców wyznaczali kolejni królowie Anglii. Od XVI w. nominacje odbywały się w trybie „pricking with bodkin”, czyli „kłucia szpikulcem”. Osobliwa nazwa miała się wziąć od zdarzenia w królewskich ogrodach. W przerwie od monarszych powinności, Elżbieta I szydełkowała zatopiona w myślach, gdy naszedł ją dworski oficjel właściwej rangi z uniżoną prośbą, żeby z listy zaufanych kandydatów na nowych szeryfów dokonała wyboru. Królowa nie miała ochoty wracać na komnaty, więc omiotła wzrokiem podsunięty jej papier i ponakłuwała szydłem nazwiska wybrańców. Królewskie ukłucie potrafi być bolesne, więc jest coś na rzeczy z tą nazwą i tradycją.

Największy ból cierpiała szeryfowa szyja, gdy przyszło jej przyjąć cięcie toporem, co również się zdarzało, gdy przyłapano szeryfa na wzięciu sobie z podatków zbyt dużej działki. Było to możliwe, ponieważ rozliczali się oni według znanego od czasów prehistorycznych rozwiązania zwanego „farmą podatkową”, tj. ściągali z podatników ile tylko się da i ile wytrzymają bez buntu, oddawali zaś królowi co królewskie, a resztę zatrzymywali dla siebie. Nie dziwi zatem, że swego szeryfa nienawidził nie tylko Robin Hood z lasu Sherwood.

Odpowiedzialność finansowa szeryfów nie kończyła się wraz ze złożeniem urzędu. Gdy zmalała zdolność podatkowa hrabstwa, którym zarządzali, musieli wyrównywać ubytki. Zachowały się na to dokumenty. Restold – urzędujący w latach 1128–1129 szeryf Oxfordshire – został zapisany w annałach jako dłużnik winny Skarbowi za niedobory podatkowe z najróżniejszych tytułów aż 240 funtów oraz dodatkowo 28 funtów za straty w bydle, trzodzie chlewnej i owcach, a także jeszcze 7 funtów za takie zniszczenie lasów, że żaden (kolejny) szeryf nie był w stanie ciągnąć z nich pożytków. Dług tego szeryfa był nie byle jaki, ponieważ w 1300 r., czyli niemal dwa stulecia później, wynagrodzenie robotnika „niewykwalifikowanego” sięgało zaledwie jednego funta rocznie.

Szeryfowie mieli być wierni i uczciwi, ale przychodziło im to z wielkim trudem. Król Henryk II panował nad ziemiami w wielu rejonach Europy, poza tym stale gdzieś z kimś wojował, więc był często poza Anglią. Gdy w 1170 r. wrócił po latach na Wyspy zastał państwo w stanie zepsucia. Do końca tegoż roku usunął aż 21 z 26 szeryfów, urzędujących w czasie jego nieobecności w kraju, a czystka objęła szerokie kręgi możnych. Zbieranie i rozliczanie się z podatków było natomiast dla wielu tak uciążliwe i nieprzewidywalne w skutkach, że stawiennictwo przed urzędnikami z  Exchequer napawało ich bojaźnią, a nawet strachem. W 1130 r. czterej szeryfowie Londynu zapłacili zatem 100 marek srebra, tj. 800 uncji (prawie 25 kg) kruszcu za zwolnienie ich z urzędu. Taką samą cenę zapłacił za to samo Aubrey de Vere, choć cieszył się łaskami króla. Z kolei szeryf Gilbert z Surrey stał się sławny tylko dlatego, że w przeciwieństwie do innych pokazywał w Exchequer „twarz szczęśliwą, wręcz radosną”. Jakże zatem ważny okazywał się skuteczny audyt.

Najważniejsza była szachownica

Warto zatem wyjaśnić dziwną nazwę angielskiego fiskusa. Najważniejszym meblem w siedzibie Exchequer był prostokątny stół o wymiarach 10 na 5 stóp (około 3 na 1,5 metra), okolony z każdego boku barierką wystającą na wysokość „czterech palców”. Barierka zapobiegała spadaniu na podłogę czegokolwiek położonego na meblu. A miało co spadać.

Zobacz również:
Audyt na cenzurowanym

Stół pokryty był ciemną tkaniną z biegnącymi w poprzek zielonymi pasami na szerokość męskiej ręki. Z takiego ułożenia powstała szachownica (ang. chequer). Pola na szachownicy odpowiadały funtom, szylingom, pensom, a ostatnie pole zeru. Stół był zatem odpowiednikiem liczydła – prostego urządzenia obecnego w polskich szkołach jeszcze 60 lat temu, wykonanego z prętów osadzonych w prostokątnej obudowie z nanizanymi na nie koralikami służącymi do wykonywania działań arytmetycznych. Obraz na szachownicy, podobny do układu uzyskanego na liczydle, pomagał rozeznać się wielu uczestnikom procedury, będącym – co było jak najbardziej naturalnie – na bakier z rachunkami. Podobnie jak figury w szachach zobowiązania podatkowe były wielkie jak np. wieże, a także małe – jak pionki. Tak samo jak w szlachetnej grze dwaj królowie – czarny i biały – naprzeciw siebie stawali główny skarbnik i szeryf, żeby zmierzyć się z podatkami, ale też ze sobą. Wynik starcia w postaci ostatecznego wymiaru podatku pochodził „z szachownicy”, a więc ex chequer. Wystarczyło usunąć spację i użyć dużej litery (bo nazwa własna) i stał się Exchequer.

Dokumentacja

Raporty, po sprawdzeniu dokumentacji przedstawianej sędziom Exchequer przez poszczególnych szeryfów, spisywane były na arkuszach pergaminu. Było ich sporo, więc dla wygodnej archiwizacji sczepiano je po kolei ze sobą i zwijano w rolki zawierające sprawozdania z jednego roku. Stąd nazwa – pipe rolls lub oficjalnie – Rolls of the Exchequer.

Oryginał przekazywany był zaufanemu mężowi mianowanemu przez króla, który na jego podstawie zapisywał sprawy o charakterze prawnym lub „specjalnego znaczenia”. Sporządzano ponadto dwie kopie oryginału. Pierwszą, tę dla Skarbnika (treasurer), nazywano the Great Roll of The Pipe, drugą otrzymywał Kanclerz i stąd jej nazwa – roll of chancery. Większość rulonów zachowała się do dzisiaj. Są wśród nich zapisy frapujące, takie jak: „Żona Hugo de Nevill daje królowi 200 kur w zamian za zgodę, żeby spędziła jedną noc ze swym mężem Hugo de Nevill”. Z innego rulonu wiadomo natomiast, że „biskup Winchester winien jest beczkę znamienitego wina za nieprzypomnienie królowi o gorsecie dla hrabiny Albermarle”. Wielu próbowało wyjaśnić, jakie zdarzenia kryją się za tymi notami, ale nikt nie doszukał się odpowiedzi. Potwierdzają one jedynie wielką arbitralność w ustalaniu i egzekwowaniu ówczesnych podatków.

Po znajomości

Według starej zasady mówiącej, że jeśli coś ważnego chcesz załatwić, „gadaj” ze stróżem, w codziennych relacjach z poborcami najistotniejsze dla podatników stały się układy z oficjalistami z Lower Exchequer. Po części w rezultacie komplikowania się systemu wskutek zmian i innowacji, a po części w wyniku budowania własnej pozycji, biurokracja z parteru rosła w siłę, więc bieg spraw zwalniał. Skutek w postaci kumoterstwa, a zwłaszcza łapówkarstwa i korupcji był nie do uniknięcia. Wkrótce skorumpowani byli wszyscy: od baronów Exchequer począwszy, a na odźwiernych skończywszy. Trzeba było temu przeciwdziałać. Jak zwykle, rozwiązaniem było umieszczenie w instytucji własnego człowieka. Pierwszym królewskim wysłannikiem specjalnym do Exchequer był za panowania Henryka II magister Thomas Brown, wyznaczony do roli audytora audytorów już w 1160 r. Rzadki wtedy tytuł naukowy stawiano przed jego nazwiskiem w uznaniu dla posiadanej przezeń wiedzy. Miał on, na polecenie nieufnego (słusznie) króla, dokonywać kontroli uiszczonych podatków na podstawie dwóch dodatkowych rulonów z zapisami.

Potem były długie stulecia zmian i ewolucji, zanim w 1834 r. utworzono w Wielkiej Brytanii urząd pn. Comptroller General of the Exchequer, przekształcony w 1866 r. w działający do dziś C&AG, co oznacza Kontrolera i Audytora Generalnego. Pełna nazwa brzmi: „Comptrolller General of the Receipt and Issue of His Majesty’s Exchequer and Auditor General of Public Accounts”. Warto o niej wspomnieć i to nie dla jej pokrętnej zawiłości, lecz w celu wyjaśnienia kwestii nurtującej wielu adeptów angielszczyzny głowiących się za każdym razem, skąd zamiast Kontrolera (Controller) wziął się ten Comptroller?

Normanowie posługiwali się bowiem językiem francuskim, dlatego też długo sądzono, że źródłem był błąd, wywodząc pochodzenie określenia od francuskiego „compte”, tłumaczonego jako „konto”. Później za słuszne uznano inne wyjaśnienie, że „comptroller” był wieki temu oddzielnym słowem wywiedzionym z łacińskiego „contrarotulator” na określenie osoby, która tworzy i trzyma swój osobny (counter) zwój (roll), czyli counter-roll, w oczywistym celu kontroli i weryfikacji poprawności oryginału.

Wyjaśnienie to nikomu się nie przyda, ale u niektórych owe „p” w słowie oznaczającym nadzorcę Skarbu jest jak maleńka drzazga w palcu. Nie boli, a uwiera, więc może niech już wyjdzie.

 

(©Envato)

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Po co afrykańska ziemia krajom trzecim?

Kategoria: Trendy gospodarcze
Jakie są przyczyny przejmowania masowo ziemi w Afryce?  Dlaczego państwa arabskie od lat kupują setki hektarów oraz czym jest zielony kolonializm? To pytania, które zadają sobie przedstawicielu różnych organizacji na świecie, zajmujących się gruntami i handlem nimi, szczególnie na Czarnym Kontynencie.
Po co afrykańska ziemia krajom trzecim?

Złoto w finansowych dziejach świata

Kategoria: Trendy gospodarcze
Dla powyższego tytułu bardziej adekwatny byłby cały cykl opasłych tomów. A i on nie oddałby roli, jaką od czasów najdawniejszych ów szlachetny kruszec odgrywał we wszystkich okresach każdej cywilizacji.
Złoto w finansowych dziejach świata

Lech, polon, piast..., a może jednak złoty?

Kategoria: Trendy gospodarcze
Odrodzona 11 listopada 1918 r. Rzeczpospolita przejęła Polską Krajową Kasę Pożyczkową. Na początku grudnia uznano ją za oficjalną instytucję emisyjną. Było jednak jasne, że jest to rozwiązanie tymczasowe, a drukowane przez nią marki polskie zostaną zastąpione suwerenną walutą.
Lech, polon, piast..., a może jednak złoty?