Belka: Unia się nie rozpadnie, bo nikt tego nie chce

Unia Europejska przetrwa kryzys. Nie dlatego, że jest taka silna, ani dlatego, że wszyscy jej członkowie tego chcą. Przetrwa dlatego, że koszty rozpadu byłyby olbrzymie. Jeśli chodzi o nasz kraj, to szukając wzorca warto spoglądać uważnie na Szwecję.
Belka: Unia się nie rozpadnie, bo nikt tego nie chce

Marek Belka, prezes NBP (fot. J.Deluga)

„O zagrożeniach integracji europejskiej w świetle kryzysu strefy euro”,  dyskutowano w miniony piątek w Centrum Informacji o Euro Narodowego Banku Polskiego w Łodzi. Gospodarzem debaty był prezes NBP prof. Marek Belka, a panelistami – ministrowie ds. europejskich: Jarosław Pietras (dziś dyrektor w Radzie Unii Europejskiej) oraz Paweł Samecki (teraz dyrektor Departamentu Zagranicznego NBP).

Nagranie video ze spotkania można obejrzeć tutaj.

Zdaniem prof. Marka Belki sytuacja gospodarki Europy na tle świata wcale nie jest najgorsza. Jeśli spojrzeć na zadłużenie sektora publicznego i prywatnego, to nie jest ono większe niż w takich krajach jak USA czy Japonia. Notowania wspólnej waluty są gdzieś w środku między notowaniami najniższymi w historii – 87 centów za euro  i najwyższymi  –  1,65 dol. za euro.

Zdaniem prezesa NBP problemem dla Europy jest dziś globalizacja. Nasz kontynent musi się zmierzyć z jej wyzwaniami, np. z faktem, iż na światowy rynek wszedł miliard pracowników z Chin i Indii. Europejczycy muszą z nimi konkurować, do czego niespecjalnie są przygotowani, także mentalnie. Światowe rynki finansowe działają dziś on-line i decyzje polityków są teraz siłą rzeczy spóźnione. Do tego dochodzi fakt, iż posiadanie wspólnej waluty stało się swego rodzaju wzmacniaczem problemów najsłabszych krajów strefy euro.

Czy warto utrzymywać wspólną walutę

Zdaniem szefa NBP, pomysł porzucenia euro jest bzdurą, bo w gospodarce krajów strefy nastąpiło już tyle zmian, że wspólnej waluty nie da się porzucić. Jest też kwestia kosztów takiej decyzji. Profesor przypominał, że nawet Grecy nie chcą porzucenia euro i podkreślał, że o takiej decyzji nie wspominają też kraje o silnej gospodarce jak np. Niemcy.

Mówi się o czterech nowych uniach – bankowej, fiskalnej, ekonomicznej i politycznej. Mówiąc o unii bankowej Belka wspomniał, że według niektórych jest ona sposobem na „uwspólnotowienie” złych długów, narobionych przez źle zarządzane banki. Można jednak założyć, że unia bankowa przywróciłaby zaufanie do euro i odwróciła groźną tendencję wycieku pieniędzy z południa na północ Europy. Unia bankowa – jego zdaniem – jest sposobem na stworzenie prawdziwej unii walutowej.

Jarosław Pietras, dyrektor generalny Środowisko, Edukacja, Transport i Energia w Radzie Unii Europejskiej, twierdzi, że kolejne doniesienia o sytuacji w Unii przypominają mu meldunki z frontu. Tymczasem – jego zdaniem – sytuacja na tym „froncie” nie jest dramatyczna. Podstawowe parametry gospodarcze państw–członków powoli się wyrównują, nie grozi załamanie całego unijnego systemu, a sposobem na kłopoty może się okazać zacieśnienie integracji. Posuwanie się do przodu na tej drodze jest dużo tańsze, niż kosztowałby rozpad.

Pietras przypomniał opinie Hermana van Rompuya. Pytany kiedy rozpadnie się Belgia, przewodniczący Rady Europejskiej odpowiada, że się nie rozpadnie, bo wynegocjowanie ile kto miałby zapłacić kosztów tego rozpadu jest dużo trudniejsze niż utrzymywanie państwa w całości.

Kryzys nie jest nowością dla Unii – nie raz już mówiono o końcu Unii. Mówi się też, iż Unii szkodzi polityka. Ale – zdaniem Pietrasa – unia jest projektem polityczno-ekonomicznym i dlatego od polityki nie ucieknie.

Wielu twierdzi, że unia ponosi teraz poważne koszty rozszerzenia. Zdaniem dyrektora, to nie powiększanie liczby państw jest przyczyną kłopotów. Unia przygotowała się zresztą na kłopoty, wynikłe z przyjmowania nowych państw. Ale nie przygotowała się na kryzys gospodarczy. Panaceum na dzisiejsze kłopoty nie jest też pomysł Europy dwóch prędkości.

W opinii Pietrasa drobne zmiany nie pomogą, należałoby przygotować zacieśnienie polityki fiskalnej, podatkowej, słowem potrzebne są działania, których Unia jeszcze nie próbowała.

Unia bez strefy

Paweł Samecki jest w stanie wyobrazić sobie rozpad strefy euro, który jednak nie oznaczałby rozpadu całej Unii. Zdaniem dyrektora Departamentu Zagranicznego NBP, żaden z krajów unii nie chciałby rozpadu wspólnego rynku.

Samecki wrócił do pytania o sensowność zlikwidowania wspólnej waluty w czasach kiedy Europa dryfuje i słabnie jej rola na świecie. Według ostatnich prognoz OECD za 40-50 lat strefa euro będzie „produkowała” zaledwie 7 proc. światowego PKB, dziś ten udział wynosi 19 proc. Europie grozi marginalizacja, a właśnie dalsza integracja może być sposobem na jej uniknięcie. Wspomniał też o europejskich tendencjach działania w kontrze do USA. Jego zdaniem mamy z Ameryką Północną wspólne wartości i powinniśmy z nią współpracować.

Dryfować?

Zdaniem Sameckiego nie ma to sensu, tym bardziej, że zarysy planu naprawczego są. Zostały one ogłoszone w oświadczeniu czwórki w czerwcu tego roku. Nawiązywał on do  dokumentu „W kierunku faktycznej unii gospodarczej i walutowej”, przygotowanego przez przewodniczącego Rady Europejskiej Hermana Van Rompuya wspólnie z przewodniczącym Komisji Europejskiej José Manuelem Barrosem, prezesem Europejskiego Banku Centralnego Mariem Draghim oraz przewodniczącym Eurogrupy Jeanem-Claude’em Junckerem.

Tyle że za tym oświadczeniem nie poszły żadne konkrety. Samecki wspominał swoje rozmowy z przedstawicielami obu Ameryk na spotkaniach G-20. Pytali oni czemu nic nie robicie, czemu nie konkretyzujecie tych założeń w spójny plan zmian, który mógłby przekonać światowe rynki do waszych racji.

A czy jest do takich działań wola polityczna, czy Unia ma przywództwo, które mogłoby ją prowadzić w tę stronę – pytał z kolei Samecki podczas panelu.

Gdzie jest miejsce Polski w tym wszystkim, w którą stronę warto zmierzać? Zdaniem dyrektora warto patrzeć na Szwecję. Ma dość nowoczesną gospodarkę, którą racjonalnie kształtuje, ma dziedziny w których jest liderem, cieszy się zaufaniem inwestorów, potrafi być innowacyjna, ma własną walutę.

Jeśli więc zima będzie sroga i Bałtyk zamarznie, może powędrujmy tam popatrzeć jak oni to robią – namawiał Samecki.

Prezes NBP wyliczył korzyści jakie Polska odniosła z bycia w Unii: dostaliśmy od niej polityczne know-how i wystarczyło nam wytrwałości, by latami je u nas stosować. Dostaliśmy dostęp do wspólnego rynku. Korzystamy też z unijnych funduszy i nadal ważne jest na co i kiedy je otrzymamy.

Unia zaproponowała też coś bardzo specyficznego. USA od dawna „importuje” jednostki do swego melting pot (tygla ras), Unia zaimportowała całe narody. Co jeszcze Unia zaproponowała światu? Zdaniem Belki, bogaty, ale wymagający rynek zbytu, walutę, która już teraz stanowi jedną czwartą światowych rezerw, i tzw. twardy rdzeń północnej Europy, czyli grupę krajów tworzących standardy gospodarki najwyższej próby i eksportujący swoje produkty na cały świat.

OF

Marek Belka, prezes NBP (fot. J.Deluga)

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Niech dopłynie wreszcie euro do Bugu

Kategoria: Analizy
Na mapie Europy widać podział na Zachód z euro w obiegu i środkowo-wschodnie peryferia z własnymi walutami. O ile nie zdarzy się w świecie coś nie do wyobrażenia, euro sięgnie jednak w końcu Bugu, choć niewykluczone, że wcześniej dopłynie do Dniepru.
Niech dopłynie wreszcie euro do Bugu