Getty Images
W czasach imperium rzymskiego rozwiązaniem było zdominowanie przez jeden system pieniężny nie tylko wszystkich krajów basenu Morza Śródziemnego, ale i większości sąsiadujących z nimi. Największe korzyści z tego ładu czerpała oczywiście ograniczona do Półwyspu Apenińskiego rzymska metropolia, ale bita w niej moneta ułatwiała prowadzenie handlu wszędzie tam, gdzie została ona zadekretowana lub zaakceptowana. Inaczej było w średniowiecznej Europie, w której nie tylko roiło się od mnogości przeróżnych monet, ale też skutkiem finansowej polityki niektórych władców wiele z nich pozostawało bardzo krótko w obiegu. Emitowanie ciągle nowych poprawiało tylko na jakiś czas stan monarszych skarbców, ale generowało chaos i utrudniało handel. W sytuacji tej sukces odnosił pieniądz cieszący się zaufaniem jako mający niewątpliwą wartość kruszcową.
Nierzadko bywało nawet tak, że różnych monet, uchodzących za posiadające odpowiednio dużą zawartość metali szlachetnych, nie liczono w transakcjach kupieckich, lecz je ważono. Tym samym ceny towarów ustalano nie liczbą szelągów czy półtoraków, ale funtami lub łutami srebrnego bilonu. Do monet, za sprawą olbrzymiej skali emisji oraz bicia ich z kruszcu nie budzącego wątpliwości, używanych najpowszechniej i najdłużej, należał grosz praski – przez całe wieki dominujący na dużym obszarze Europy. W 1300 r. zaczął go bić Wacław II, król Czech i Polski, którego luksemburscy i habsburscy następcy także marką tego pieniądza mogli się cieszyć dzięki pilnowaniu zawartości kruszcu. Pozwalały im na to zdające się nie mieć końca pokłady srebra czeskich kopalni. Kazimierz Wielki, jak i jego następcy, także nie posiadający podobnego naturalnego skarbu, nie byli w stanie wyprzeć monety południowych sąsiadów emisją grosza krakowskiego. Praskie mennice swoje słynne grosze wytwarzały aż do 1547 r., co ułatwiało obrót towarowy, a lwią część korzyści przynosząc, rzecz jasna, emitentom.
Banki, idee i próby wdrażania systemów
Zjawiskiem, które okazało się być ważnym krokiem w kierunku porządkowania międzynarodowych relacji walutowych, było ustanawianie kolejnych krajowych banków centralnych. Pierwsze z nich powstały w ostatnich dekadach XVII w. Utworzenie polskiego było jednym z zamierzeń obradującego od 1788 r. Sejmu Czteroletniego. Plany te przekreśliły mocarstwa zaborcze, ale z wielkim sukcesem zrealizowano je w 1828 r. w „pokongresowym” Królestwie Polskim, świetnie wykorzystującym czas swej autonomii na dynamiczny gospodarczy rozwój. Warto przy tej okazji przypomnieć Stanisława Leszczyńskiego, polskiego króla zdetronizowanego dwukrotną zbrojną rosyjską interwencją. W pierwszej połowie XVIII w. w swych pismach politycznych przedstawił on na tyle dojrzały projekt zjednoczenia kontynentu, że być może powinien być on uznawany za pierwszego z ojców Unii Europejskiej. Podkreślał dość mocno konieczność oparcia przyszłego międzynarodowego ładu na fundamencie wspólnych chrześcijańskich wartości oraz wskazywał na ekonomiczne korzyści wszystkich państw i narodów. Składnikiem tego porządku miało być także uregulowanie relacji walutowych. Nie bez znaczenia jest i to, że ten najbardziej długowieczny z naszych monarchów (zmarł w 88 roku życia i to nie śmiercią naturalną, lecz w wyniku wypadku), nie był jedynie myślicielem, lecz praktykiem gospodarowania. Król Francji Ludwik XV, będący zięciem naszego władcy, powierzył mu, po jego wygnaniu z ojczyzny, dożywotnie zarządzanie Księstwem Lotaryngii. Choć został dość chłodno przyjęty, to jednak szybko dał się poznać jako gospodarz wręcz doskonały, którego udane inwestycje i inne dokonania do dziś zapewniają mu wdzięczną pamięć jako o „królu – dobrodzieju”.
Zobacz również:
System z Bretton Woods i jego dziedzictwo – wnioski z konferencji naukowej
W XIX w. zainicjowanych zostało kilka dość znaczących rozwiązań, mających na celu ułatwianie międzynarodowego handlu, współpracy gospodarczej i zapobieganie kryzysom. Polegały one głównie na związaniu ze sobą walut różnych, najczęściej sąsiadujących ze sobą państw, których monety miały mieć tę samą zawartość kruszcową. Przez parę dziesięcioleci tak funkcjonował pieniądz Niemiec i Austrii, państw skandynawskich czy też Francji, Belgii, Włoch, Szwajcarii oraz Luksemburga (Łacińska Unia Monetarna utworzona w 1866 r. i realnie działająca do 1914 r.). Wszystkie próby wprowadzenia do obiegu tej samej waluty w różnych państwach kończyły się jednak niepowodzeniem, gdyż unia taka zawsze okazywała się bardzo niekorzystna dla krajów o słabszej gospodarce. Na dłużej akceptowalnym okazywało się to tylko w przypadku państw tak małych, że stworzenie w nich własnej bankowości centralnej i własnego pieniądza okazywało się dość trudne. Z tej przyczyny np. Watykan posługiwał się włoskim lirem, a obecnie euro, zaś Lichtenstein do dziś ma w swoim obiegu szwajcarskiego franka. Do takich właśnie mikro – krajów ogranicza się lista wyjątków.
Troska o własne interesy państw, które by w niej nie dominowały, wykluczała więc zbudowanie większej unii walutowej. Zarazem aż do lat 40. XX w. nie udało się też doprowadzić do stworzenia systemu obejmującego większą liczbę znaczących państw, które przyjęłyby za obowiązujący ten sam zasób zasad i norm prawnych, regulujący funkcjonowanie walut. Tym samym ciągle brakowało spójnego ładu, mogącego stanowić o kursach walut, zakresie i warunkach ich wymienialności, jasnych zasadach wyrównywania bilansów płatniczych.
Wstrząsy przyspieszają decyzje
W latach wielkiego kryzysu gospodarczego lat 1929–1933 (a w krajach o przewadze sektora rolniczego trwającego nawet o parę lat dłużej) wielu zdało sobie sprawę z braku międzynarodowych uregulowań, mogących ułatwić zbyt, przyspieszyć wymianę towarową, pomóc w rozwiązaniu problemu nadprodukcji. Do wdrożenia odpowiednich rozwiązań w większym rozmiarze wówczas jednak nie doszło. Na przeszkodzie stanęły podziały polityczne, partykularne interesy, a także dynamika gospodarczego ożywienia i rozkwitu. Od 1933 r. w krajach najbardziej uprzemysłowionych ostatnie fazy cyklu koniunkturalnego często bowiem zaskakiwały skalą prosperity. Wraz z końcem kryzysu do budowy międzynarodowego systemu znów zaczęły zniechęcać różnice między np. francuską zasadą znacznego udziału planowania i interwencjonizmu państwowego a amerykańską praktyką umiarkowanego stosowania tego rodzaju narzędzi. W związku z tym projekty tworzenia międzynarodowego systemu walutowego spadały z listy priorytetów.
Zobacz również:
Bitwy o polskie złoto
Gospodarcze rozchwianie o jeszcze większej skali spowodowała II wojna światowa, przynosząca ruinę lub bezprecedensowe rozmiary zadłużenia całych państw, a także wzrost znaczenia złota jako środka płatniczego. W 1944 r. wojna zmierzała już do nieuchronnego końca, stąd kwestią coraz bardziej aktualną stawał się nie tylko polityczny, ale i gospodarczy ład, jaki miał się wyłonić po największym i najbardziej wyniszczającym ze zbrojnych konfliktów w dziejach świata. Wizje, jakie na temat nowego światowego ładu w ostatnich latach wojny roztaczał prezydent USA Franklin Delano Roosevelt dają się jedynie zaliczyć do kategorii upiornej groteski, a w najlepszym razie krańcowego zinfantylnienia. Przekonany o ich doniosłości współtwórca porządku jałtańskiego uważał jednak, że warte są one ceny, jaką było oddanie połowy Europy w niewolę sowieckiego imperium. Historycy do dziś spierają się o to, czy owe wizje Roosevelta w większym stopniu powodowane były przyjmowanymi przez niego lekami czy „analizami” najważniejszych prezydenckich doradców, z których każdy był agentem Stalina. Pomimo tego pod auspicjami Białego Domu działy się także rzeczy dla świata korzystne. Uzbrojenie w ramach programu Lend-Lease Act trafiało w lwiej części do Armii Sowieckiej, ale wyposażało także Wojsko Polskie. Pod patronatem prezydenta USA odbyła się też najważniejsza konferencja w dziejach światowych finansów. Zorganizowana celem stworzenia podstaw relacji międzynarodowych w zakresie zarządzania systemami monetarnymi obradowała od 1 do 22 lipca 1944 r. w amerykańskim Caroll w stanie New Hampshire. Spotkało się na niej 730 delegatów z 44 państw antyniemieckiej koalicji. Miejscem historycznych obrad był hotel Mount Washington, usytuowany u stóp noszącego tę samą nazwę jednego z najwyższych szczytów Appalachów, w leśnej ostoi zwanej Bretton Woods. Przewodniczącym delegacji polskiej był Gustaw Gottesman, przedstawiciel premiera Rządu Rzeczpospolitej na Uchodźstwie (był nim wówczas Stanisław Mikołajczyk). Największą rolę w przygotowaniu porozumień, uwieńczonych sukcesem, odegrali uchodzący za głównego ich architekta amerykański ekonomista Harry Dexter White oraz przedstawiciel Wielkiej Brytanii John Maynard Keynes, autor prac fundamentalnych dla myśli ekonomicznej XX w. Kilka lat później udowodniono, że H.D. White, tak jak wszyscy z najbliższego otoczenia prezydenta Roosevelta, także był sowieckim szpiegiem. Przyglądając się jego działalności trzeba jednak zauważyć, że potrafił on godzić dbanie o interesy Stanów Zjednoczonych z pracą dla Stalina.
Zobacz również:
Bretton Woods: z brytyjskiej perspektywy
System, jego sukcesy, kres i dziedzictwo
Przy wszystkich różnicach, dzielących państwa uczestniczące w tworzeniu systemu, zgadzały się one z zasadą wolnego rynku oraz dominującą rolą własności prywatnej jako fundamentami gospodarki stabilnej i mającej perspektywy harmonijnego rozwoju. Wszyscy biorący udział w konferencji byli niemal naocznymi świadkami tego, jak nędza eskalowana kryzysami ekonomicznymi stawała się pożywką dla wykwitu najgorszych patologii, z totalitarnymi ustrojami na czele. I zgodni byli, że najlepszy niwelator takich zagrożeń to ład gospodarczy umożliwiający powszechne zaspokajanie przynajmniej podstawowych potrzeb. Nie budzącym wątpliwości consensusem było przyjęcie, że czynnikiem wspomagającym budowę takiego ładu musi być wyznaczenie obszaru, na którym państwa, często rywalizujące ze sobą, potrafiłyby nie tylko ze sobą współpracować, ale też sobie nawzajem pomagać. W związku z tym postanowiono o zminimalizowaniu wszelkiego rodzaju blokad przepływu kapitału. Za zjawisko groźne, stanowiące wręcz jedną z przyczyn trwającej jeszcze wówczas II wojny światowej, uczestnicy konferencji uznali wszelkiego rodzaju wojny handlowe (takie, jak wojna celna w latach 20. XX w., rozpętana przez Niemcy przeciw Polsce) oraz każdy z przejawów dyskryminacji ekonomicznej. Uczestnicy konferencji zadeklarowali wykluczenie takich praktyk z politycznych standardów reprezentowanych przez nich państw. Mając w pamięci dotkliwe następstwa braku stabilności pieniądza, których doświadczyli w okresie międzywojennym, postanowiono o przyjęciu zasad stojących na straży jego wartości przy równoczesnym zapobieganiu deflacji. Każde z państw reprezentowanych na konferencji zobowiązało się do prowadzenia polityki monetarnej zapewniającej utrzymanie kursów wymiany w jednoprocentowym przedziale wahań. Uczestnicy systemu mieli się wzajemnie wspierać w stałym dążeniu do urzeczywistniania tego celu. Trudną w realizacji okazała się idea oparcia walut na parytecie złota. W praktyce polegała ona na wymienialności walut na amerykańskiego dolara, którego przez 26 powojennych lat rzeczywiście można było wymieniać po stałym, gwarantowanym przez rząd USA kursie 35 dol. za uncję złota.
Celem kontroli przestrzegania zasad systemu z Breton Woods powołano Międzynarodowy Fundusz Walutowy, dążący do stabilizowania kursów oraz Międzynarodowy Bank Odbudowy i Rozwoju.
Zobacz również:
Sintra 2024: Polityka pieniężna w dobie transformacji
Funkcjonowanie systemu napotykało na wiele trudności. Już w pierwszych latach de facto wypadły z niego kraje, które znalazły się w sowieckiej strefie wpływów. Duża część założeń uległa dezaktualizacji wraz z końcem wymienialności amerykańskiego dolara na złoto. Od tego czasu ilość pieniądza znajdującego się w obrocie wzrosła kilkudziesięciokrotnie, a jego wartość zaczęła się głównie opierać na zaufaniu. System z Bretton Woods bardzo pozytywnie wpłynął jednak na tempo powojennej odbudowy krajów świata zachodniego. Powołane w 1944 r. instytucje nadal działają, a zawarte wówczas ustalenia oraz doświadczenia z funkcjonowania systemu stanowiły bazę szeregu późniejszych decyzji. Zdaniem wielu, zarówno skala obecności pieniądza fiducjarnego, mnogości produktów finansowych oraz takich zjawisk, jak pieniądz cyfrowy, powinny skłaniać do prac nad nowym międzynarodowym systemem walutowym.
Artur Adamski, Departament Analiz i Badań Ekonomicznych NBP
Autor wyraża własne opinie, a nie oficjalne stanowisko NBP.