Autor: Andrzej Godlewski

Specjalizuje się w problematyce gospodarki niemieckiej.

Bogatsze Chiny nie muszą być bardziej agresywne

Według prognozy Międzynarodowego Funduszu Walutowego w 2016 r. Chiny mają stać się najsilniejszą gospodarką świata. – To oznacza, że w przyszłości reszta świata w dużym stopniu będzie uzależniona od Chin. Powiązania handlowe z Chinami będą ważniejsze niż obecność na rynku USA. Istnieje też niebezpieczeństwo, że Europa straci technologiczne przewodnictwo na ważnych  rynkach – mówi prof. Sebastian Dullien.
Bogatsze Chiny nie muszą być bardziej agresywne

Sebastian Dullien fot. z arch. autora

Obserwator Finansowy: Według prognozy Międzynarodowego Funduszu Walutowego w 2016 r. Chiny mają stać się najsilniejszą gospodarką świata. Co to oznacza dla globalnego systemu ekonomicznego?

Prof. Sebastian Dullien: Jeśli już nie Stany Zjednoczone, tylko Chiny będą największą gospodarką globu, będzie to oznaczać przede wszystkim, że w przyszłości reszta świata w o wiele większym stopniu będzie uzależniona od politycznych i gospodarczych wydarzeń w Chińskiej Republice Ludowej. Powiązania handlowe z Chinami będą ważniejsze niż obecność na rynku w Stanach Zjednoczonych.

Jakie może to mieć polityczne konsekwencje?

W średnim terminie ważne międzynarodowe decyzje dotyczące polityki walutowej i finansowej nie będą już mogły być podejmowane bez Chin. Ostatnie przesunięcie w systemie ważenia głosów w MFW jest tylko przedsmakiem kolejnych tego typu wydarzeń. Kiedyś Chiny będą odgrywać centralną rolę również  w polityce Międzynarodowego Funduszu Walutowego – lub też pożegnają się z MFW i utworzą jakąś strukturę równoległą.

Wielu ekspertów uważa, że szczególnie niemiecka gospodarka zostanie dotknięta szybkim wzrostem potęgi ekonomicznej Chin. Dlaczego? Co będzie to konkretnie oznaczać?

Niemcy, tak jak Chiny, są krajem mocno nastawionym na eksport. Szczególnie dwa mechanizmy związane ze wzrostem Chin mają znaczenie dla Niemiec: po pierwsze Chiny potrzebują do rozwoju nowoczesnych maszyn, a te są często dostarczane przez niemieckich oferentów. Z tego powodu Niemcy korzystają z chińskiego boomu. Natomiast po drugie: Niemcy długo bazowały na strategii, zgodnie z którą wzrost gospodarczy napędzany był poprzez ciągle rosnące nadwyżki eksportowe. Tak długo jak największa gospodarka na świecie (Stany Zjednoczone) była gotowa akceptować deficyty wymiany handlowej, tak długo ta strategia się sprawdzała. Jednak kiedy nowa najsilniejsza gospodarka globu (Chiny) sama postawi na nadwyżki w handlu zewnętrznym, wówczas sytuacja Niemiec stanie się trudniejsza.

Już teraz są odznaki, że Chiny wykorzystują kryzys w niektórych państwach UE i dzięki ogromnym rezerwom walutowym prowadzą inwestycje w Europie na wielką skalę. Jak ocenia Pan to zjawisko?

Zasadniczo przejmowanie firm przez Chińczyków, czy też chińskie kredyty dla państw Europy nie stanowią większego problemu – Chiny mają teraz za dużo oszczędności, zaś niektóre kraje strefy euro pilnie potrzebują kapitału. Problematyczne może się to jednak okazać wtedy, gdy Chiny będą wykorzystywać udziały w europejskich przedsiębiorstwach do tego, by zyskać techniczne know-how i przekazać je dalej rodzimym firmom. W takich przypadkach istnieje niebezpieczeństwo, że Europa straci technologiczne przewodnictwo na ważnych  rynkach.

Jakie strategie powinny rozwijać kraje UE, żeby stawić czoła Chinom i zapewnić własny rozwój?

By móc prosperować w świecie, w którym mocne są Chiny, istotne są trzy kwestie. Po pierwsze Europa musi postawić na rozwój technologiczny i jeszcze bardziej na edukację. Chińskie przedsiębiorstwa będą bowiem produkować coraz więcej dóbr, opartych na średniozaawansowanych  technologiach. Ażeby Europa nadal miała sama co sprzedawać, musimy zaoferować produkty i usługi wyższej jakości. Po drugie Europa potrzebuje strategii dotyczącej surowców naturalnych i energii po to, by zapewnić sobie stabilne zaopatrzenie w czasach, kiedy stale wzrasta popyt na te towary. Wreszcie po trzecie Europa musi się nauczyć mówić jednym głosem na arenie międzynarodowej. Każdy pojedynczy kraj w UE okaże się w średnim terminie zbyt mały, by jego głos był jeszcze słyszalny na globalnej scenie. Natomiast Unia Europejska traktowana jako całość pozostanie nadal największą gospodarką światową.

Wspomniał Pan o nowych technologiach. Czy ciągle nie jest to ta dziedzina, dzięki której Europa i USA mogą zachować przewodnictwo w światowej gospodarce?

Oczywiście. Co prawda w 2016 r. PKB Chin mierzony siłą nabywczą będzie wyższy niż ten USA, ale nie można zapomnieć, że pod względem dochodu na głowę Chińczycy ciągle będą pozostawać daleko w tyle za Amerykanami i Europejczykami. Jeszcze przez długi czas USA i Europa będą posiadać lepiej rozwinięte gospodarki. Lub mówiąc inaczej: Chiny są dlatego tak silne gospodarczo, ponieważ jest wielu Chińczyków, a nie dlatego, że pod względem technologicznym nagle dogoniły one państwa uprzemysłowione.

Przyszłe przesunięcie ekonomicznego centrum świata jest mocno dyskutowane w USA, zaś w Europie temat ten jest raczej pomijany milczeniem. Dlaczego?

Teraz Europa jest zajęta swoimi problemami. Poza tym z powodu wielu azjatyckich imigrantów w USA wzrost znaczenia Chin jest za oceanem bardziej widoczny.

A może to nie Europejczycy i Amerykanie, lecz przede wszystkim Rosjanie powinni być zaniepokojeni tak szybkim rozwojem Chin? Chińską ekspansję widać dobrze m.in. na Syberii, ale Moskwa próbuje robić wszystko, by uniknąć wrażenia, że traktuje to zjawisko jako niebezpieczeństwo.

Do tej pory  Rosja gospodarczo w bardzo dużym stopniu profitowała z rozwoju Chin. „Energetyczny głód” Chińczyków spowodował wzrost cen ropy i gazu, które są najważniejszymi produktami eksportowymi Rosji. W zasadzie istnieje szansa na produktywną symbiozę tych dwóch krajów: Rosja produkuje surowce naturalne, a w zamian dostaje od Chin dobra konsumpcyjne. A jeśli chodzi o tradycyjne konflikty graniczne: bogatsze Chiny niekoniecznie muszą stać się bardziej agresywnymi Chinami. Konflikt z Rosją nie byłby tym, na czym rząd w Pekinie mógłby coś wygrać i dlatego jest on raczej nieprawdopodobny.

Czy szybki rozwój Chin jest rzeczywiście tak trwały, że również będzie on kontynuowany w następnych latach? A może jednak wewnętrzne sprzeczności są zbyt mocne, by można było ekstrapolować obecną sytuację na przyszłość?

Rzeczywiście nie można zakładać, że  Chiny będą rozwijać się w ten sam sposób co do tej pory – również dlatego nie jest to możliwe, gdyż zmienia się demograficzny trend w Chinach. Chiny są szybko starzejącym się społeczeństwem i era nieograniczonej podaży pracy już się kończy. Jednak jeszcze przez kilka następnych parę lat prężny rozwój Chin jest jak najbardziej realny.

A czy w tej naszej analizie postępujemy słusznie pomijając całkowicie Indie?

Oczywiście, Indie są ważne, ale to zupełnie inny przypadek niż Chiny. Indie – w przeciwieństwie do Chin – zmagają się z szeroko rozpowszechnionym analfabetyzmem, a do tego ciągle ważną rolę w kulturze hinduskiej odgrywa system kast, co średnioterminowo będzie hamować rozwój tego kraju. Na dzień, kiedy pod względem gospodarczym Indie wyprzedzą USA, będziemy musieli jeszcze dość długo poczekać. Nawet w przeliczeniu na siłę nabywczą indyjska gospodarka stanowi dziś zaledwie jedną trzecią wartości gospodarki USA. A gdybyśmy wyrazili to w dolarach, wówczas wyszłoby nam, że wszyscy Hindusi razem wzięci produkują zaledwie jedną dziesiątą tego, co Amerykanie.

Rozmawiał Andrzej Godlewski

Prof. Sebastian Dullien wykłada w z Wyższej Szkole Techniki i Ekonomii w Berlinie

Sebastian Dullien fot. z arch. autora

Otwarta licencja


Tagi