Autor: Jan Cipiur

Dziennikarz ekonomiczny, publicysta Studia Opinii

Da się pogodzić ogień długów z wodą deficytów

Komunikat był jednoznaczny – nie deliberować, działać! Ale w jaki sposób? Według ekonomistów, walne zgromadzenie MFW jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie nie przyniosło. Jednym tchem mówiono w Tokio o redukcji długów i sprzyjaniu wzrostowi gospodarczemu, co zdaniem praktyków wyklucza się. Można udowodnić, że wcale tak być nie musi.
Da się pogodzić ogień długów z wodą deficytów

Chrisitine Lagarde, prezes MFW (CC By- NC-ND IMF)

Wypadło spektakularnie. Na zakończenie dorocznego walnego zgromadzenia Międzynarodowego Funduszu Walutowego jego dyrektor generalna, Chrisitine Lagarde, przeliterowała krótkie słowo. Koryfeusze finansów ze 188 państw usłyszeli: ej – si – ti. Jest to fonetyczny zapis słowa „act”.

Adresatem apelu były przede wszystkim Stany Zjednoczone i Europa. Obie tradycyjne potęgi budzą narastającą niechęć reszty świata, ponieważ ich olbrzymie zadłużenie rzuca cień na globalną gospodarkę. Najgorsze jest przy tym rozchwianie perspektyw w konsekwencji ciągnących się bez końca dyskusji jakimi sposobami wydobywać się z matni.

Fundusz wzywając do akcji sam nowych rozwiązań nie zaordynował. Jego dyrektorzy i eksperci położyli nacisk na konsekwencję w porządkowaniu finansów publicznych.

Rady nie są odkrywcze

Specjaliści rezydujący na stałe w Waszyngtonie nie odważyli się wkroczyć na pole fundamentalnego sporu między „popytowcami”, a „podażowcami”. Przypomnijmy, że pierwsi są za pobudzaniem wzrostu gospodarczego świeżym pieniądzem. Drudzy uważają, że wstępem do czegokolwiek musi być skuteczna krucjata w celu likwidacji zwałów długów publicznych, wiszących nad gospodarkami i społeczeństwami.

Dlatego podstawowe rekomendacje MFW, z połowy października 2012 r., oddają Bogu świeczkę, a diabłu ogarek. Przykładem są zalecenia dla strefy euro zawarte w Global Financial Stability Report, opublikowanym z okazji tokijskiego szczytu MFW.

Po pierwsze rządy powinny redukować długi i deficyty, ale tak żeby… sprzyjało to jednocześnie wzrostowi gospodarczemu.

Po drugie, prowadzić trzeba reformy strukturalne w celu wyrównywania nierównowag zewnętrznych oraz promocji wzrostu.

Po trzecie, konieczne jest oczyszczanie sektora bankowego, włączając w to dokapitalizowanie i restrukturyzację banków zdolnych do przetrwania i rokujących na przyszłość oraz likwidację banków cierpiących na dolegliwości nieuleczalne.

Rady nie są odkrywcze. Niepoprawny złośliwiec mógłby spuentować, że Fundusz doradza zrzucanie wagi grubasom, wycieńczonym obżarstwem za pożyczone pieniądze, jednocześnie upomina ich, żeby w trakcie odchudzania choć trochę przybrali w biodrach i pasie. Byłby w błędzie, bowiem wbrew pozorom są sposoby na połączenie oszczędności z ekspansją, nawet jeśli pod słowem ekspansja rozumieć wyłącznie brak spadku.

Ostrożność z jaką politycy i eksperci z MFW podchodzą do formułowania programów wydobycia świata z kryzysu ma uzasadnienie. Z powodów politycznych rozsądne jest mianowicie utrzymywanie się blisko zarówno Boga (wzrostu i pustego pieniądza), jak i cesarza neoliberałów (wyrównanych proporcji makroekonomicznych). Lepiej też powiedzieć mniej niż więcej i wyrażać się ogólniej niż szczegółowo, ponieważ praktycznie nie do przewidzenia są wszystkie reakcje gospodarki na bodźce ekonomiczne.

Są przykłady. Z racji zainteresowań najbliżej nam do tych z sektora bankowego.

Z myślą o państwach w pułapce długów publicznych i w bankach, bez rezerw zawiązanych na pokrycie strat z nietrafionych lub pochopnie udzielonych pożyczek, Europejski Bank Centralny wyemitował już z „górką” ponad bilion euro. Rozumowanie stojące za wsparciem dla banków jest zdroworozsądkowe: banki wykrwawione w kryzysie stają się nieużyteczne dla gospodarki, która również, a może jeszcze bardziej niż banki, cierpi na niedostatek środków. Banki zasilone niemal darmowymi pieniędzmi z EBC miały odzyskać dobrą kondycję, by wrócić do przedsiębiorstw z ofertami kredytów.

Nowe pożyczki to wzrost, a wzrost to jak woda na ogień kryzysu. Tak powinno to działać.

Wbrew instrukcji obsługi

Deutsche Bank zwrócił jednak uwagę, że spora część łatwych pieniędzy dla sektora bankowego znalazła sobie nowe koryto, zupełnie inne niż w „instrukcji obsługi” EBC. Do końca 2012 r. pozostały jeszcze dwa miesiące z okładem, a europejskie banki już, według DB, wykupiły z rynku, łącznie z transakcjami swap, własne obligacje o łącznej wartości 46 mld euro.

Tego typu operacje nie są nowością. Istotna jest teraz ich skala. W całym ubiegłym roku banki wykupiły swoje obligacje o wartości jedynie 27 mld euro, a w 2010 r. – 41 mld euro. Proces nasilił się w drugiej połowie 2012 r. Analitycy z Citibank oceniają, że jeśli w I kwartale wartość przeprowadzonych przez europejskie banki transakcji buyback (bez swapów) wyniosła 1 mld euro, to w trzecim kwartale ich wartość urosła już do 14 mld euro.

Latem tego roku do banków Unii dołączyły brytyjskie, korzystając z hojnej polityki emisyjnej Bank of England. BoE postanowił nie pozostawać w tyle ze Rezerwą Federalną (trzy rundy quantitative easing), EBC i Bank of Japan. Program funding for lending wielkie brytyjskie banki wykorzystały w dużej części wbrew intencjom pomysłodawców. Celem programu było zapewnienie tańszych funduszy dla banków komercyjnych, aby te przekształciły je w kredyty i pożyczki dla firm i gospodarstw domowych.

Trzy kolosy brytyjskiej bankowości skupiły się jednak na czymś innym, ogłaszając program wykupu własnych obligacji. W przypadku banku Lloyds w grę wchodzi 4,62 mld funtów z puli własnych obligacji o wartości 13,7 mld funtów. Royal Bank of Scotland, który łącznie uplasował swoje senior bonds warte 16 mld funtów, zamierza teraz odessać z rynku ponad jedną czwartą z nich (4,15 mld funtów). Buyback Barclays miałby wynieść 2 mld z 6,6 mld funtów.

Dźwignia i kredyty

Działanie sprzeczne z intencjami banków centralnych podyktował uczestnikom programu elementarz finansisty. Bo skoro można finansować swoją działalność taniej niż dotychczas, grzech nie skorzystać.

W zamieszaniu ostatnich lat banki były skłaniane do podwyższania własnej bazy kapitałowej i gromadzenia buforów na wypadek kolejnych faz kryzysu finansowego. Jednym ze sposobów było zaciąganie pożyczek na rynku obligacji. A ponieważ w kryzysie ryzyko drożeje, więc koszty obsługi obligacji były i są większe niż dawniej. W tych okolicznościach pojawił się EBC, który w schemacie LTRO (long term refinancing operations) pożyczał bankom na symboliczny 1 proc. Decyzja była oczywista – obsługę obligacji własnych należy zamienić natychmiast na obsługę pożyczki z EBC, czy też z BoE.

Ten świeży przykład pokazuje, że praktyka gospodarcza odbiega, niekiedy bardzo, od intencji pomysłodawców programów, rozwiązań i instrumentów ekonomicznych, w tym tzw. prowzrostowych.

Wykup obligacji własnych banków mieści się szerszym pojęciu zmniejszania nacisku tzw. dźwigni finansowej, czyli deleveraging. Przywołany został w kontekście sesji MFW, ponieważ jest on zaniepokojony tendencją do pomniejszania się potencjału kredytowego. Jak szacuje Fundusz, w wymiarze globalnym deficyt kredytowy, wywołany kurczeniem się sum bilansowych banków, także na skutek deleveraging, może wynieść od 2,7 do 4,5 bln dol.

Zmniejszanie lewara finansowego następuje niekiedy w reakcji na nadzwyczaj korzystne okazje (takie jak śmiesznie tanie pieniądze z prowzrostowej kreacji banków centralnych), ale główny powód to niepewność i brak dostatecznie mocnej wiary w szansę szybkiego uporania się ze skutkami kryzysu.

Obecnie w otoczeniu dominują głębokie deficyty, a to zmniejsza nadzieję na lepszą przyszłość za rogiem. Zmniejszanie siły nacisku lewara jest więc naturalne – dla banków utrzymywanie środków dla których nie ma pracy w formie kredytów i pożyczek jest takim samym zbędnym kosztem, jak zatrudnianie nowych murarzy, gdy stoją wszystkie budowy.

Oszczędności prowadzą do szczęścia

Kluczem do lepszej przyszłości jest dziś wiara i zaufanie. Jedni wierzą w pobudzanie popytu, a inni ufają jedynie pogromcom deficytów. To również dlatego MFW kłania się na wszystkie strony, mówiąc jednym tchem o redukcji długów i sprzyjaniu wzrostowi gospodarczemu, co wydaje się równie trafnym oksymoronem jak „ujemny wzrost”, uwielbiany przez „głównych ekonomistów” polskich banków.

Wbrew pozorom istnieją jednak sposoby na dość przekonujące powiązanie oszczędności ze wzrostem. Wśród ekonomistów ugruntował się pogląd, że gdy nie ma już odwrotu od konsolidacji fiskalnej, czyli likwidowania zadłużenia i deficytów, to EB jest lepsze i korzystniejsze od TB. Warto znać te akronimy: EB to konsolidacja oparta na zmniejszaniu wydatków publicznych (od expenditure-based), a TB to droga do równowagi makroekonomicznej prowadząca przez podnoszenie podatków (tax-based). Jeśli zatem mowa jest o zmniejszaniu zadłużenia z zachowaniem szans na wzrost gospodarczy, to właściwa droga prowadzi przez ograniczanie wydatków publicznych.

W pracy „The Output Effect of Fiscal Consolidation” (NBER, sierpień 2012 r.) prof. Alberto Alesina z Harvardu, wspólnie z Carlo Favero i Francesco Giavazzi z mediolańskiego Uniwersytetu Bocconi, potwierdzają na podstawie studium przypadków i analizy danych statystycznych, że gdy przywracanie równowagi w finansach odbywa się za pomocą ścinania wydatków, to strat w produkcji może nie być wcale. Innymi słowy, ograniczanie wydatków w ramach konsolidacji fiskalnej, nie ma właściwości recesyjnych, natomiast podnoszenie podatków prowadzi do głębokich i długotrwałych recesji. Co ważniejsze, skutki konsolidacji wydatkowej są najłagodniejsze, gdy towarzyszą jej zdecydowane reformy strukturalne.

We wrześniu NBER opublikował kolejny working paper poświęcony tej problematyce. „The Design of Fiscal Adjustments” to wspólna praca A. Alesiny i prof. Silvii Ardagna, która po dłuższym pobycie naukowym w Harvardzie przebywa obecnie „na wygnaniu” w Goldman Sachs. Autorzy potwierdzają w niej zalety skoncentrowania się na cięciu wydatków w trakcie powrotu do równowagi finansowej i budżetowej, a ponadto dowodzą, że możliwa jest ekspansywna konsolidacja fiskalna.

Mówiąc po ludzku, wykazują oni, że w trakcie i krótko po kuracji, polegającej na zmniejszeniu wydatków publicznych, wzrost PKB może być większy niż w latach poprzednich. Prawdopodobieństwo takiego efektu wzrasta, gdy obcinaniu wydatków towarzyszy polityka prowzrostowa, polegająca na liberalizacji rynku pracy i rynków towarowych, co w narzeczu ekonomicznym nosi nazwę deregulacji.

Oszczędności prowadzą do szczęścia nie tylko w długim okresie. I to było do przypomnienia lub uświadomienia przy okazji tak odświętnej jak doroczne zgromadzenie Międzynarodowego Funduszu Walutowego i Banku Światowego.

Konkluzje tokijskiego szczytu MFW i Banku Światowego

Od upadku Lehman Brothers minęły właśnie 4 lata naznaczone w świecie zachodnim wielkimi trudnościami, brakiem porozumienia odnośnie strategii i sposobów powrotu do zrównoważonego wzrostu i rozwoju, niepewnością polityczną i zniecierpliwieniem społeczeństw.

Tak zwany kryzys dotyka jednak głównie najbogatszych, bogatych i relatywnie bogatych państw świata. Ich problemy są nadal wielkie lub tylko duże i nie chcą maleć, ale ich skutki nie są na tyle dotkliwe, żeby od zgromadzeń takich jak szczyt MFW i Banku Światowego oczekiwać w przededniu piątego roku od Lehman Brothers przełomowych propozycji działań i rozwiązań.

Nikt tego nie śmie powiedzieć na głos, ani nawet po cichu, ale teraz najbardziej liczy się w kręgach finansjery instytucjonalnej i prywatnej oraz biznesu na to, że kryzys zmęczył się już sam sobą i niebawem wreszcie ustąpi lub przynajmniej zacznie ustępować odważniej niż dotychczas.

Wnioski szczytu w Tokio nie są zatem odkrywcze. Główne priorytety to miejsca pracy i wzrost gospodarczy, równoważenie zadłużenia, naprawa systemu finansowego i zmniejszanie nierównowag globalnych.

Szczyt tokijski podkreślił przywiązanie do podejścia, w którym w krajach nadwyżkowych wzmacniane są wewnętrzne źródła wzrostu, a w państwach cierpiących na niedostatek zasobów podnoszone są oszczędności i poprawiana konkurencyjność z myślą o eksporcie. Tam gdzie jest to właściwe, sprzyjać należałoby większej elastyczności kursów walutowych. Fundusz potwierdził, że jest za unikaniem każdego przejawu protekcjonizmu w handlu i inwestycjach.

Najbardziej praktyczne postanowienie to decyzja o sprawdzaniu postępów we wprowadzaniu w życie zaleceń przyjętych przez szczyt w dokumencie znanym jako Global Policy Agenda. Przegląd dokonań ma się odbywać co pół roku.

Stanowiska i zalecenia Funduszu zawarte w Global Policy Agenda liczą 10 stron. Podstawowe przesłanie tego dokumentu to połączenie odpowiedzialności w sferze finansów publicznych z wywoływaniem wzrostu gospodarczego.

Np. od Unii Europejskiej i jej członków oczekuje się efektywności w bankowości, mocniejszej unii fiskalnej i reform strukturalnych w celu pobudzenia wzrostu i zatrudnienia.

W USA zadłużonych na ponad 100 proc. PKB i gdzie deficyt budżetowy czwarty rok z rzędu przekracza 1000 mld dolarów, dobrze byłoby podnieść pułap dopuszczalnego zadłużenia, żeby uniknąć upadku po 1 stycznia z tzw. klifu fiskalnego (automatyczna likwidacja ulg podatkowych i obcięcie wydatków budżetowych), a z drugiej strony równie ważne jest dążenie do przyjęcia kompleksowego planu zrównoważenia fiskalnego.

W strefie emerging markets i państw rozwijających się jest potrzeba elastyczności we wdrażaniu działań wspomagających wzrost, tak aby nie kłóciło się to z ustalaniem na nowo równowag globalnych.

Kraje biedne otrzymały zapewnienie, że nie zostaną opuszczone w biedzie.

OF

Chrisitine Lagarde, prezes MFW (CC By- NC-ND IMF)

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane