Getty Images
Inflacja headline w strefie euro wyniosła w maju 2,6 proc. rdr . To wzrost w porównaniu z odczytem sprzed miesiąca, który wyniósł 2,4 proc. Ostatni raz inflacja była wyższa niż miesiąc wcześniej w grudniu. Wydawało się zatem, że kierunek jest stabilny. Majowy wynik musiał wzbudzić niepokój. Na tym jednak wątpliwości się nie kończą. Odsezonowana inflacja bazowa wzrosła w maju 2024 r. o 0,35 proc. w ujęciu miesięcznym, po zannualizowaniu daje to odczyt wynoszący 4,3 proc. To pokazuje, że w gospodarce strefy euro występuje, a raczej, nasila się presja popytowa. Sprzyja temu również szybkie tempo wzrostu płac. W I kwartale 2024 r. płace negocjowalne zwiększyły się o 4,7 proc. rdr. Do tego należy dodać, że na swoim posiedzeniu w czerwcu obniżki nie wprowadził Fed, władze monetarne w USA stoją na stanowisku, że redukcja stóp byłaby przedwczesna. Zauważyć przy tym trzeba, że inflacja CPI w Stanach Zjednoczonych wynosi 3,3 proc. rdr (odczyt za maj), jest więc wyższa niż w strefie euro. Wejście przez EBC w cykl obniżek przed Fedem, także generuje pewne zagrożenia, jak choćby te związane z osłabieniem się euro wobec dolara.
Kluczowe dla oceny działań EBC będą najbliższe miesiące. Zresztą jest to zgodne z samym podejściem władz tego banku, prezes Christine Lagarde często powtarza, że decyzje Rady Prezesów podejmowane są w oparciu o dane (data dependent) i ze spotkania na spotkanie (meeting by meeting). To zatem, jak kształtować się będzie inflacja headline w najbliższym czasie będzie decydujące dla oceny ostatniej decyzji o obniżce stóp. Szefowa EBC jest bardzo ostrożna, jeśli chodzi o mówienie o wejściu w cykl obniżek. Jak podkreśliła w wywiadzie udzielonym kilku europejskim gazetom, a opublikowanym na stronie kierowanej przez siebie instytucji: „Jeśli spojrzymy na realne stopy procentowe to nadal znajdujemy się w obszarze restrykcyjnym i musimy tam pozostać tak długo, jak to konieczne, aby przywrócić inflację do 2 proc.”. Może to oznaczać, że w razie konieczności ten poziom stóp z jakim mamy obecnie do czynienie zostanie utrzymany na dłużej, czerwcowa obniżka nie będzie zatem uruchomieniem cyklu.
Dla największych banków centralnych na świecie jakiekolwiek decyzje dotyczące polityki pieniężnej obarczone są wielkim ryzykiem reputacyjnym. To konsekwencja słynnej już pomyłki dotyczącej postpandemicznego wzrostu inflacji. Zarówno kierownictwo EBC, jak i Fed przekonywało, że zjawisko to ma charakter przejściowy (ang. transitory) i wiąże się z niedrożnością w łańcuchach dostaw. Wobec tego nie ma konieczności zbyt restrykcyjnego podejścia do polityki pieniężnej. Problem miał szybko ustąpić sam. Tak się jednak nie stało, zamiast spadku, inflacja jeszcze gwałtowniej wzrosła, stawiając decydentów w niezwykle niekomfortowej sytuacji. Stąd usilne starania, aby uniknąć powtórki, zarówno w USA, jak i w strefie euro.
W tym kontekście decyzję EBC trzeba uznać za dosyć odważną. Jeśli inflacja w dalszym ciągu będzie spadać, a majowy odczyt będzie tylko odchyłem w tym procesie, zapewne ruch ten zostanie odebrany jako dobry. W przeciwnym wypadku można się spodziewać głosów krytyki, wskazujących, że decyzja o obniżce była przedwczesna i niepotrzebna.
Jest jeszcze jeden interesujący aspekt związany z inflacją w strefie euro (dane o inflacji HICP: Eurostat). Mówi się przeważnie o tempie wzrostu cen dla całego tego obszaru gospodarczego. Pamiętać jednak trzeba, że składa się on z dwudziestu państw, a różnice w szybkości wzrostu cen między niektórymi z nich są znaczące. W Belgii ceny rosły w maju w tempie wynoszącym 4,9 proc. rdr, tymczasem na Łotwie dynamika inflacji wyniosła zaledwie 0,2 proc. w ujęciu rocznym. Innym przykładem jest Hiszpania, gdzie inflacja rośnie trzeci miesiąc z rzędu. Jeszcze w lutym zharmonizowany wskaźnik cen konsumpcyjnych wyniósł tam 2,9 proc., w maju zaś było to już 3,8 proc. Coś zupełnie innego dzieje się w Estonii, od stycznia inflacja w kolejnym miesiącu nie była tam wyższa niż w poprzednim, przy czym w kwietniu i maju uplasowała się na poziomie 3,1 proc. Mamy zatem do czynienia zarówno z różnymi odczytami, jak i tendencjami. W strefie euro wciąż są dwa państwa z inflacją powyżej 4 proc. (wspomniana Belgia i Chorwacja). Na drugim biegunie są państwa z inflacja poniżej 1 proc., są to: Finlandia, Litwa, Łotwa i Włochy. Różnice są zatem znaczące. W tych warunkach dobranie jednej stopy, która pasowałaby wszystkim jest praktycznie niemożliwe.
Zobacz również:
Wspólny pieniądz i kryzys fiskalny strefy euro
Dla EBC to jednak nie jedyny problem. W zaanonsowanym wywiadzie padło pytanie dotyczące ewentualnych konsekwencji związanych z wygaszaniem dwóch programów skupu aktywów uruchomionych przed laty przez instytucję z siedzibą we Frankfurcie nad Menem. Chodzi mianowicie o nadzwyczajny program zakupów w czasie pandemii COVID-19 (ang. PEPP), uruchomiony w marcu 2020 r. oraz o wcześniejszy od niego program zakupu aktywów (ang. APP). Oba umożliwiały zakup na rynku wtórnym m.in. obligacji skarbowych państw strefy euro. W efekcie generowano na nie popyt, podwyższano ceny i zmniejszano stopy procentowe. Tego typu niestandardowe działania w polityce pieniężnej sprawdzały się jednak w okresie zagrożenia deflacją lub przynajmniej w sytuacji, w której inflacja jest poniżej celu. Obecnie takie okoliczności jednak nie występują, problemem jest bowiem to, że ceny rosną szybciej niż założone przez EBC 2 proc. Bank nie kontynuuje tych programów i nie zamierza reinwestować uzyskanych w związku z zakupem aktywów odsetek.
To rodzi pytania o tzw. fragmentację, czyli sytuację, w której dojdzie do dywergencji oprocentowania długu między poszczególnymi państwami strefy euro. Najbardziej zagrożone tym zjawiskiem są te z nich, które mają największy poziom zadłużenia. Mogą mieć bowiem problem ze sprzedażą swoich obligacji na rynku finansowym. W tym kontekście Christine Lagarde stwierdziła również w owym wywiadzie, że: „Nasza polityka dotycząca PEPP była wyjaśniana do znudzenia. Powszechnie wiadomo, że w drugiej połowie roku redukujemy stan posiadania średnio o 7,5 mld euro miesięcznie i zamierzamy zaprzestać reinwestycji do końca 2024 r. Stopniowa redukcja APP już przebiega sprawnie. Plany dotyczące PEPP także zostały dobrze przyjęte”.
Szefowa EBC zwróciła także uwagę na program TPI (ang. Transmission Protection Instrument), który umożliwia bankowi zakup na rynku wtórnym obligacji państw strefy euro, których rentowności nie odzwierciedlają fundamentów makroekonomicznych. Program ten może wspomóc zagrożone nadmiernym wzrostem rentowności państwa, w tym szczególnie te z największym zadłużeniem i jednocześnie najbardziej narażone na negatywne skutki wygaszania APP i PEPP. Poruszana kwestia może stanowić przyczynek do ciekawej dyskusji. Czy strefa euro może przetrwać bez nadzwyczajnych programów uruchamianych przez bank z Frankfurtu nad Menem? Przez lata rynki finansowe przyzwyczaiły się do niekonwencjonalnej polityki monetarnej EBC. Teraz, kiedy ten chce się z nich ostatecznie wycofywać, pojawiają się pytania, czy nie spowoduje to powrotu kryzysu fiskalnego, który przed laty o mało co nie doprowadził do upadku strefy euro. Obawy te nie wydają się wcale nieuzasadnione, stąd właśnie w swoim instrumentarium EBC ma takie narzędzie jak TPI. Niemniej konieczność wprowadzania takich rozwiązań też jest znamienna i mówi sporo o kondycji strefy euro.
Ocena ostatniej decyzji Rady Prezesów EBC o cięciu stóp procentowych nie może być ugruntowana, dopóki nie poznamy danych dotyczących inflacji za kolejne miesiące. Niepewność co do tego, jak w najbliższym czasie będzie się kształtowała inflacja sprawia, że ścieżka stóp procentowych w strefie euro też nie jest przesądzona. Może się okazać, że weszliśmy w cykl obniżek, może być też tak, że stopy na obecnym poziomie pozostaną jeszcze długo. To także kwestia reputacji EBC, dla banku waga czerwcowego rozstrzygnięcia jest zatem ogromna.
Autor wyraża własne opinie, a nie oficjalne stanowisko podmiotów, z którymi współpracuje.