Europejskie banki przeszły stress test bez stresu

91 europejskich banków poddanych stress testowi spełnia obowiązujące dziś kryteria dotyczące funduszy własnych pierwszej kategorii. Zaostrzonych kryteriów przyjętych w stress teście nie spełnia pięć banków hiszpańskich, jeden niemiecki i jeden grecki. Wątpliwości  krytyków budzi jednak przyjęta metodologia. W opinii Jean-Claude Tricheta, szefa EBC, testy przywrócą zaufanie do sektora bankowego w Europie.

Ogólnoeuropejski stress test, którego wyniki przedstawione zostały w piątek 23 lipca wczesnym wieczorem, przeprowadzono pod auspicjami Komitetu Europejskich Nadzorów Bankowych (Committee of European Banking Supervisors – CEBS). Poddane mu zostały największe europejskie banki, w tym jeden z Polski – PKO BP. Wyniki testu można znaleźć na stronie  Komitetu Europejskich Nadzorów Bankowych.

Bankowego egzaminu nie zdały Agricultural Bank of Greece i niemiecki Hypo Real Estate, wyspecjalizowany w udzielaniu pożyczek hipotecznych, przejęty w zeszłym roku przez rząd niemiecki kosztem ponad 100 mld euro po załamaniu cen na rynku nieruchomości. Nie zdały go także hiszpańskie Diada (Caixa Catalunya, Caixa Tarragona, Caixa Manresa), Caixa Sabadell i Terrassa y Manlleu, Caja Duero y España, Banca Cívica (el SIP de Caja Navarra, Caja Burgos i Caja Canarias) i Caja Sur.

Żaden z banków które „oblały” stress test nie prowadzi działalności w Polsce. A wśród tych, które pozytywnie go przeszły, były m.in. belgijski KBC Bank NV (udziałowiec Kredyt Banku), BNP Paris (udziałowiec Fortis Banku), obecne w Polsce Deutsche Bank, szwedzka Nordea, brytyjski HSBC i hiszpański Santander, Commerzbank AG (udziałowiec banku BRE), grecki EFG Eurobank Ergasias S.A. (właściciel Polbanku EFG), irlandzki Allied Irish Bank (właściciel BZ WBK), włoski UniCredit (Pekao SA), portugalski Banco Comercial Portugues (Bank Millenium).

Przeprowadzony od marca do lipca stress test objął nie tylko największe grupy bankowe w Europie, ale także takie instytucje finansowe, które są najważniejszymi kredytodawcami na swoich rynkach. W sumie testowi podlegało 91 instytucji finansowych – w tym 27 banków hiszpańskich i 14 niemieckich. Z naszego regionu uwzględniony został jedynie PKO BP i dwa banki węgierskie. Grupy bankowe testowane były na poziomie skonsolidowanym, a więc wraz z oddziałami i spółkami zależnymi. W sumie testowi podane zostały banki i grupy bankowe reprezentujące prawie 2/3 wszystkich aktywów bankowych instytucji finansowych Europy.

W przyjętych do stress testu założeniach przyjęto, że wzrost PKB w Europie będzie niższy niż  prognozuje to Komisja Europejska – 0 proc. w tym roku i -0,4 proc. w przyszłym (KE przewiduje wzrost o 1 proc. w tym roku i 1,7 w przyszłym). Skumulowany wzrost PKB w ciągu dwóch lat miałby być niższy o 3 pkt. proc. Założono także odwrót rynków od obligacji krajów UE, przyjmując, że średnia rentowność rządowych pięcioletnich papierów dłużnych strefy euro sięgnie 4,6 proc. (w porównaniu z faktycznym poziomem 2,7 proc. na koniec 2009 roku). Rentowność obligacji greckich miałaby wzrosnąć do poziomu 13,87 proc. (dziś 8,23), a polskich do 8,23 proc. (dziś 5,27 proc.). Skutkowałoby to stratami banków na posiadanych portfelach. Straty miałyby wynieść np. – 23,1 procent na długu greckim, 14,1 proc. na portugalskim i 12,3 na polskim, 12,8 na irlandzkim, 12 proc. na hiszpańskim.

Przy przyjęciu tych założeń  sprawdzano następnie, czy banki miałyby w takiej sytuacji wystarczające fundusze własne pierwszej kategorii (Tier-1) – nie niższe niż 6 proc. aktywów. Przypomnijmy, że założenie to przyjęte zostało specjalnie dla potrzeb przeprowadzonego stress testu. Obecnie minimalny poziom funduszy własnych pierwszej kategorii wynosi bowiem 4 proc. i to kryterium każdy z 91 przebadanych banków spełniłby nawet przy zakładanym w teście poziomie pogorszenia sytuacji gospodarczej.

Siedem europejskich banków, które nie spełniły założonych w stress teście kryteriów, musiałoby w takiej sytuacji szukać dokapitalizowania na łączną kwotę ok. 3,5 mld euro. To znacznie mniej niż przewidywali analitycy wielkich banków inwestycyjnych, spodziewających się, że sprawdzianu kondycji może nie przejść nawet dziesięć banków, które musiałyby potencjalnie zdobyć między 30, a 85 miliardów euro dodatkowych kapitałów.

Bardzo dobrze przeszedł test szokowy PKO BP, jedyny polski bank, który brał w nim udział.  – Jesteśmy wzorowym uczniem, nie mamy czego się obawiać. Oszacowany poziom wskaźnika adekwatności kapitałowej dla funduszy podstawowych Tier 1 osiągnąłby 15,7 proc. w 2011 roku, a w scenariuszu niekorzystnym, uwzględniającym dodatkowy wstrząs wynikający z ryzyka przeceny instrumentów dłużnych emitowanych przez państwa europejskie, współczynnik obniżyłby się o 0,3 pkt. proc. do 15,4 proc. na koniec 2011 r. – skomentował Zbigniew Jagiełło, prezes PKO BP.

Podobne – choć  na mniejszą skalę – badanie kondycji grupy europejskich banków przeprowadzone zostało w zeszłym roku. Rok temu jednak wyniki ogólnoeuropejskiego testu nie zostały upublicznione. Dlatego ich piątkowe ogłoszenie jest ważnym precedensem. Ma ono przywrócić zaufanie rynków finansowych do europejskiego systemu bankowego, podobnie jak amerykańskie stress testy przeprowadzone w zeszłym roku pomogły przywrócić zaufanie na Wall Street.

Jednak zeszłoroczne amerykańskie stress testy dotyczyły tylko 19 banków. Były przeprowadzane w stylu bardziej „wojskowym”, jak to ujmują  agencje, zdecydowanym i według ujednoliconych kryteriów, podczas gdy zdaniem komentatorów wypytywanych przez agencje i zachodnioeuropejskie media europejski stress test był przeprowadzany w stylu bardziej chaotycznym, przypominającym negocjacyjny tryb politycznych ustaleń podejmowanych w UE. Choć stress test firmowany jest przez CEBS, czyli powołane w zeszłym roku decyzją Komisji Europejskiej ciało doradcze, skupiające przedstawicieli narodowych nadzorów bankowych, to w rzeczywistości – a to zastrzeżenie jest istotne dla metodologii przeprowadzanych stress testów – badania kondycji banków krajowych przeprowadzane były przez poszczególne organy nadzorcze w obrębie narodowych systemów bankowych.

Testy szokowe budzą emocje

Polski system finansowy jest stabilny

OPINIE

David Grinsztajn, analityk Alpha Value, firmy badającej europejski rynek kapitałowy z siedzibą w Paryżu

Rynek musi jeszcze przetrawić wszystkie informacje zawarte w wynikach testów, ale już można powiedzieć, że inwestorzy mogą się czuć rozczarowani. Wyniki, w których brakuje naprawdę złych wiadomości, których się przecież spodziewano, trudno będzie uznać za wiarygodne. Tylko siedem banków europejskich, na 91 testowanych, miało kłopot ze spełnieniem przyjętych kryteriów, a spodziewano się przecież, że będzie ich dziesięć. W dodatku, nie ma wśród nich żadnych dużych, znanych instytucji.

3,5 miliarda euro, o które miałyby się w sumie dokapitalizować europejskie banki, to także znacznie mniej niż przewidywano. Zawiodła również komunikacja, pojawiały się przecieki, a to także mocno osłabia wiarygodność tego ćwiczenia.

Zdecydowanie dobrą stroną testów są szczegółowe informacje na temat 91 europejskich banków, które rynek będzie teraz mógł dokładnie przeanalizować i wyciągnąć własne wnioski. Podejrzewam nawet, że niektóre banki, nawet te, które przeszły testy pozytywnie, mogą się znaleźć pod presją inwestorów. Nie wykluczam konieczności podniesienia kapitału.

Jeśli chodzi o kryteria użyte w sprawdzianie, to przyjęty dla potrzeb tego ćwiczenia  6-procentowy próg funduszy pierwszej kategorii, tzw. Tier 1, był jak najbardziej słuszny i dostatecznie surowy. Kłopot mam tylko z przestarzałą definicją funduszy własnych. Tak zwana Nowa Umowa Kapitałowa, zwana Bazyleą 2, zostanie przecież zaktualizowana. Poza tym zgodnie z Bazyleą 2 trudno porównywać banki w różnych krajach europejskich pod względem Tier 1. W nowych regulacjach, które rozważa Komitet Bazylejski, powinno być już więcej zgodności w obliczaniu kapitału. Dlatego myślę, że być może testy przeprowadzono za późno albo za wcześnie i trzeba było poczekać aż zostanie wprowadzona Bazylea 3. Tymczasem rynek może wyciągnąć z tych wyników opaczne wnioski. W każdym razie, ze względu na te różnice, właściwie każdy bank, który brał udział w sprawdzianie, i tak będzie musiał przekonać rynek, że jest dobrze przygotowany finansowo do sytuacji kryzysowych.

Profesor Leszek Pawłowicz, Gdańska Akademia Bankowa

Dobrze, że tyle banków poddało się tym testom i że w ogóle się one odbyły – najpierw w zeszłym roku w Stanach, teraz w Europie. To dobrze świadczy o odpowiedzialności przynajmniej części polityków za losy jednolitego rynku finansowego. Tym niemniej faktem jest, że europejskie badania nie były specjalnie profesjonalnie przeprowadzone. Stress testy w USA przyniosły rzeczywiście uspokojenie rynków. Te – moim zdaniem – nie będą miały na rynki istotnego wpływu.

Po pierwsze dlatego, że europejskie stress testy były mało transparentne. Przykładem może być sposób, w jaki upublicznione zostały kryteria, według jakich je przeprowadzono – dopiero razem z wynikami. Tymczasem w USA kryteria były znane wcześniej, a więc wiadomo było, na jakiej podstawie banki będą oceniane i co się z nimi stanie, jeśli wypadną negatywnie. To, że transparentność stress testu europejskiego była mniejsza, nie najlepiej świadczy o komitecie nadzorów europejskich, który mógł je przeprowadzić technicznie znacznie lepiej.

Po drugie oceniam przyjęte kryteria jako dość łagodne. Jeśli to miałby być naprawdę poważny stress test, to powinniśmy przyjąć, że jakiś kraj Unii Europejskiej, a jeszcze lepiej należący do strefy euro, staje się niewypłacalny. Wtedy test byłby skrojony na miarę realnych wyzwań, bo takie ryzyko nie jest wcale nierealne – jeszcze niedawno wahały się przecież losy Grecji, co do której wcale nie było pewne, czy dostanie pomoc.

Może chodziło o to, aby nie straszyć rynków, ale w efekcie skutek jest umiarkowany i stress testy raczej nie mogły nikogo zestresować. Nie jest przecież żadną tajemnicą, że na przykład Niemcy szacują fundusz stabilnościowy, jaki potrzebny byłby na wypadek poważnych problemów dużych europejskich banków, na poziomie 150 mld euro. Tymczasem skala ewentualnego dokapitalizowania, jaka wyszła z zaprezentowanego stress testu, jest umiarkowana – 3,5 mld euro, podczas gdy rynek oczekiwał co najmniej 30 miliardów.

Podejrzewam, że rynki odbiorą to jako zbyt łagodny egzamin. Ale mam nadzieję, że nie był to egzamin ostatni, bo sensowność stress testów z punktu widzenia jednolitego rynku europejskiego jest oczywista. Mogą one pomóc ocenić, jaka powinna być skala dokapitalizowania banków przez ich delewarowanie, czyli podwyższenie ich kapitałów własnych. Pomagają one również oszacować, jaka powinna być skala dodatkowych środków z funduszy publicznych, które niezbędne będą dla stworzenia debt resolution funds, jakie pewnie będzie proponowała Komisja Europejska. Jest już taki – mocno dyskutowany – projekt powołania takich funduszy, dzięki którym w razie potrzeby mogłyby bez nadmiernych konsekwencji upaść banki, które są „zbyt duże, by upaść”.

Profesor Karol Lutkowski, SGH

Niewielka liczba banków, które testu nie zaliczyły (5 hiszpańskich, 1 niemiecki i 1 grecki – w większości już wcześniej znanych jako wyjątkowo słabe) oraz dziwnie mała skala ujawnionego tym sposobem niedoboru kapitału własnego potwierdziły przewidywania sceptyków, że test będzie łatwy, po części z góry namierzony na „pokrzepienie serc”. I że szereg kluczowych parametrów przeprowadzonej przy tym symulacji nasuwać będzie wątpliwości, albo dalej pozostanie w mroku tajemnicy. Mimo to, można – jak sądzę – uznać, że pierwsze w historii integracji europejskiej tego typu ćwiczenie nie było całkiem bezpożyteczne. Wydaje mi się, że per saldo zostanie ono kiedyś, retrospektywnie, ocenione pozytywnie, mimo wszystkich jego rzeczywistych słabości i mimo chóru krytyk, jaki w najbliższym czasie zapewne usłyszymy. Bo choć cała operacja kryje w sobie niewątpliwie także element propagandowy, to nie stoi on w sprzeczności z faktem, że może ona przynieść sporo dobrego – choć, na razie, tylko „na kredyt”.

Oczywiście, za wcześnie jest osądzać już dzisiaj z całą pewnością w jakim stopniu osiągnięty zostanie deklarowany cel główny tej operacji – umocnienie nadszarpniętej wiary międzynarodowego rynku finansowego w stabilność europejskiego sektora bankowego, w jego odporność na możliwe przyszłe wstrząsy typu nowej recesji albo/oraz poważniejszego kryzysu zaufania do wypłacalności części państw członkowskich UE. Z dostępnych, wstępnych informacji wynika, że możliwości niewypłacalności „suwerenów” nie wzięto w tym teście w ogóle pod uwagę. Co więcej – przytłaczająca część obligacji państwowych w posiadaniu banków została podobno potraktowana jako trzymana do momentu wykupu, a więc jakoby bez wpływu na bieżącą jakość bilansów. Jest to, oczywiście, zasadniczą słabością testu i będzie powodem kwestionowania pełnowartościowości jego wyników. Szerokie koła eksperckie jak też analitycy rynkowi przyjmą je pewnie z mieszanymi uczuciami.

Trzeba będzie trochę poczekać na werdykt instancji rozstrzygającej – samego rynku, który potrzebuje nieco czasu, by wyniki testu „strawić”. Warto będzie obserwować pod tym kątem zarówno zachowanie się spreadów względem benchmarków, marże na CDS-ach i chłonność rynku papierów skarbowych (nie zapominając wszakże o „upiększeniu” prawdziwego obrazu sytuacji, jakie wynika tymczasem z nadzwyczajnego zasilania banków płynnością przez EBC oraz czasowego istnienia Europejskiego Funduszu Stabilizacji Finansowej – EFSF). Na uwagę będą zasługiwać tak samo notowania giełdowe akcji (zwłaszcza banków) oraz kurs euro względem dolara. Jednak, cokolwiek najbliższe dni przyniosą, nie wykluczałbym mimo wszystko możliwości pojawienia się – od razu, albo po pewnym czasie – pewnego tonizującego, a więc pożytecznego wpływu tej operacji na rynki. Co nie przestałoby być prawdą, gdyby żadnych natychmiastowych i spektakularnych efektów na rynku nie było.

Warto przy tym wziąć pod uwagę także taką możliwość – wypowiedzianą już przez niektórych ekspertów – że ewidentne słabości testu (gdy bierzemy jego deklarowane intencje dosłownie) mogą w dzisiejszych warunkach mieć charakter względnych – podkreślam słowo „względnych” – zalet. Wiele europejskich banków funkcjonowało bowiem w ostatnim czasie w strachu, że zostaną przymuszone do szybkiego powiększania zasobu kapitału własnego akurat w obecnej trudnej koniunkturze gospodarczej, tj. w warunkach mocno pogorszonych wyników finansowych. Na notowaniach akcji banków mógł ciążyć lęk inwestorów przed „rozcieńczeniem” wartości ich majątku przez nowe emisje, dokonywane w celu szybkiego dokapitalizowania banków. Taki dodatkowy efekt deprymujący miałby zapewne test bardziej rygorystyczny. Mimo, że w oczach „purystów” byłby z pewnością bardziej wiarygodny.

W tym sensie, nisko ustawiona poprzeczka testu, tj. jego względna łatwość, niekoniecznie była jego wadą dyskwalifikującą. I nie okaże się nieszczęściem, jeśli tylko władze gospodarcze, unijne i krajowe państw członkowskich, zachowają w świadomości fakt, że prawdziwy stan rzeczy jest prawie na pewno znacznie gorszy niż ukazuje to fotografia, którą światu prezentują. I jeśli wykażą konsekwencję w stopniowym i stałym naprawianiu sytuacji w sferze instytucjonalnej i strukturalnej Unii, ze szczególnym uwzględnieniem słabości sektora bankowego i sektora finansów publicznych – słabości tak ściśle ze sobą sprzężonych.

Ta operacja jest też znacząca dla doskonalenia systemu nadzoru bankowego w Europie. Może to nie jest jeszcze przełom, ale pierwszy krok w kierunku zwiększania przejrzystości rynku bankowego na naszym kontynencie. Takie podwinięcie kawałka dywanu żeby sprawdzić co pod ten dywan podmieciono. Naturalnie, był to tylko mały kawałek dywanu, co pozostawia niedosyt i rodzi apetyt na więcej. Z pewnością został rozbudzony głód na lepsze i surowsze sprawdziany w przyszłości. Ten pierwszy krok był w każdym razie, jak się wydaje, udanym początkiem, mimo wszelkich jego (łatwych do wskazania) wad. Nie widzę powodu żeby przeprowadzony właśnie test pociągnął za sobą jakieś negatywne efekty, a przecież źle przeprowadzony sprawdzian mógł spowodować na rynku szkodliwy niepokój i obawy o to były przedtem wyrażane.

To dlatego, chyba z całą świadomością, wyniki ogłoszono w piątek po południu, żeby wykluczyć jakieś natychmiastowe, nerwowe reperkusje dla rynku. Inwestorzy mają przez weekend ochłonąć. Zobaczymy czy w poniedziałek te wyniki odbiją się jakoś na spreadach, notowaniach i skali obrotów. Prawdę mówiąc nie oczekiwałbym niczego dramatycznego w tym zakresie, co wcale nie byłoby złym sygnałem.

Na koniec – myślę, że jest podstawa do nadziei, iż oczekiwany – przynajmniej przeze mnie -uspokajający wpływ omawianej operacji będzie też pomyślną zapowiedzią dla naszego sektora bankowego. I to nie tylko dlatego, że jedyny polski bank poddany temu testowi – mianowicie PKO BP S.A. – lekko i z gracją przeskoczył tę poprzeczkę. Także dlatego, że wpłynęłoby to korzystnie na funkcjonowanie całego naszego sektora bankowego, złożonego przecież w przeważającej części z firm-córek instytucji zagranicznych, które ten wstępny, łatwy bo łatwy, egzamin także zdały. Najważniejsze, by nie zrodziło się stąd zbytnie samozadowolenie władz jak i podmiotów sektora finansowego, bo groźne chmury nad europejskim systemem bankowym wcale się jeszcze nie rozpłynęły.

Stefan Kawalec, prezes Capital Strategy, były wiceminister finansów

Wyniki polskich banków, które bezpośrednio – jak PKO BP, lub jako część międzynarodowej grupy kapitałowej – jak Pekao SA, BZ WBK czy BRE Bank, podlegały badaniu potwierdzają, że są one w bardzo dobrej sytuacji finansowej i nic im nie zagraża.

Cała operacja stress testów została przeprowadzona po to, aby przywrócić zaufanie między instytucjami finansowymi. Władze nadzorcze, które w Europie są bardzo rozproszone – obejmują Europejski Bank Centralny, Komisję Europejską, nadzory narodowe i Europejski Komitet Nadzorców Bankowych – doszły do wniosku, że sytuacja w sektorze bankowym jest na tyle dobra, że powinien on bardziej opierać się na rynku niż na wsparciu państwa. Na pewno nie zapowiadano by podania wyników testu do wiadomości publicznej, gdyby spodziewano się, że może to podważyć zaufanie do sektora finansowego. Chodziło o to, aby wzmocnić zaufanie do banków i pokazać, że w zdecydowana większość ma znaczne nadwyżki kapitałów, które wystarczą im nawet w przypadku szoku, a w przypadku banków, które tych wymogów nie spełniają sytuacja jest pod kontrolą i zostaną podjęte działania zaradcze.

Cel, jaki stawiano przed stress testami, nie zostanie osiągnięty w pełni. Wynika to m.in. z wątpliwości co do trudności tego testu. Był on porównywany z testem w Stanach Zjednoczonych, który był bardziej rygorystyczny i przeprowadzony przez jedną instytucję – Rezerwę Federalną. W Europie wymogi były przedmiotem negocjacji między konglomeratem wyżej wymienionych instytucji i rządami państw UE, którym też zależało na tym, aby wyniki nie pogorszyły zaufania do banków. Poza tym testowany scenariusz szokowy – 0 procent wzrostu PKB w 2010 r. i spadek 0,4 proc. w 2011 r. – jest w sumie łagodny. To jest założenie bardzo pesymistyczne wobec tego czego się dziś spodziewamy, ale znacznie łagodniejszy niż załamanie w 2008 i 2009 r., którego też nikt się nie spodziewał. Pamiętajmy, że w samym roku 2009 PKB w UE obniżył się o 4,2 proc. Testowany dzisiaj scenariusz nie jest najgorszym, co może się zdarzyć.

W teście przyjęto, że solidarnościowy mechanizm pomocy opracowany przy okazji kryzysu greckiego wiosną tego roku okaże się skuteczny i wystarczający i w efekcie nie dojdzie do niewypłacalności żadnego z krajów europejskich. Analizowano natomiast skutki dla banków obniżenia się rynkowej wyceny obligacji rządowych poszczególnych krajów w przypadku sytuacji szokowej. Najgorzej wygląda Grecja, która stanowi kategorię samą w sobie. Przyjęto, że w scenariuszu pesymistycznym  jej pięcioletnie obligacje mogą stracić 23 proc. w stosunku do ceny z końca 2009 roku. W drugiej grupie natomiast jest Portugalia, Irlandia, Hiszpania oraz  Polska, dla których założono, że obligacje mogą stracić 14 – 12 proc. Niewiele lepsza jest sytuacja Czech i Wielkiej Brytanii, których obligacje mogą potencjalnie potanieć o 10 – 11 proc. Dla największej grupy liczącej kilkanaście krajów przyjęto spadek wartości pięcioletnich obligacji w granicach 4-7 proc.  Takie postrzeganie ryzyka dla Polski nie jest zaskakujące. Polska z jednej strony ma umiarkowany poziom długu  publicznego, a jeśli uwzględnić szerszą kategorię długu obejmującą zobowiązania publicznego systemu emerytalnego, to wypadamy bardzo dobrze na tle innych państw. Jednak deficyt budżetowy Polski jest wysoki i brakuje wiarygodnego planu jak go ograniczyć.

Opracował zespół „Obserwatora Finansowego”


Tagi