Autor: Jan Cipiur

Dziennikarz ekonomiczny, publicysta Studia Opinii

Kto cudze inwestuje powinien być roztropny

Od miesięcy słuchamy o greckim deficycie i kryzysie, ale takie zawirowania nie są wcale niczym nowym na świecie. Są wypadkową zachłanności, rzadko kiedy okraszanej chwilami finansowej roztropności. Bo tam gdzie jest kapitał, tam pojawia się i hazard. Oto historia, która zmieniła sposób oceny skutków zarządzania kapitałem.
Kto cudze inwestuje powinien być roztropny

Decyzja sądu sprzed 180 lat uświadomiła inwestującym, że powierzają pieniądze na własne ryzyko. (CC By-NC-SA Erin Nealey)

W 1830 roku Harvard College pozwał w imieniu własnym oraz Szpitala Ogólnego Massachusetts zarządców osobistego funduszu powierniczego wynoszącego pierwotnie 50 tys. dolarów. Była to suma naonczas wielka. W zależności czym mierzyć – dziś warta byłaby co najmniej 1,2 mln dolarów według wskaźnika wzrostu cen towarów konsumpcyjnych (CPI) i aż 698 mln dolarów – jeśli obliczyć udział owych 50 tys. w ówczesnym PKB Stanów Zjednoczonych.

Beneficjentów szlag więc omal nie trafił, gdy dotarło do nich, że w rezultacie inwestycji w kilka banków i firm ubezpieczeniowych oraz dwie firmy produkcyjne kapitał funduszu zmalał o 12 tys. dolarów. Zażądali od zarządców zwrotu tej kwoty, czego ci nie mieli najmniejszej ochoty uczynić. Tym zbiegiem wydarzeń sprawa trafiła do Sądu Najwyższego Stanu Massachusetts, do sędziego nazwiskiem Samuel Putnum.

Sprawy by prawdopodobnie nie było, gdyby rzecz nie działa się w purytańskiej Nowej Anglii. Nieco wcześniej obywatel John McLean postanowił podzielić swój majątek; umarł 23 października 1823 roku. Już w 10 dni potem – co we współczesnym rodzimym kontekście sądowniczym wymaga podkreślenia – Sąd Spadkowy i Opiekuńczy dla hrabstwa Suffolk potwierdził, co nieboszczyk postanowił. Żonie przekazał dom, domowe i inne ruchomości oraz 35 tys. dol. w gotówce. Majątku było sporo, a najistotniejszy z punktu widzenia tej opowieści fragment ostatniej woli brzmiał:

„Daję i przekazuję Jonathan’owi Amory i Francis’owi Amory występującym wspólnie sumę 50 tys. dolarów w takim celu, aby ją pożyczyli (na procent) z zachowaniem wyczerpującego i wystarczającego bezpieczeństwa lub zainwestowali tę kwotę w bezpiecznych i produktywnych akcjach (…), zgodnie z ich najlepszą oceną i osobistym uznaniem (…), oczekując od nich szczególnej staranności i uwagi w wyborze funduszów oraz punktualności w poborze dywidend, odsetek i zysków…”

W dalszej części testamentu sprecyzowano, że od czasu do czasu aktywa pod zarządem powierniczym powinny być spieniężane z rozsądkiem, a wpływy przeznaczane na zakupy innych dobrych aktywów. John McLean ustalił, że z chwilą śmierci żony cały kapitał i niewypłacone zyski mają być przekazane do nowego funduszu powierniczego, którego beneficjentami mają zostać po połowie prezydent i profesura Harvard College oraz Massachusetts General Hospital. Zarządcami mieli pozostać dwaj panowie Amory. Niestety Jonathan Amory zmarł w 1828 roku, a jego brat złożył rezygnację z funkcji powiernika, przedstawiając sprawozdanie finansowe, które tak zezłościło Harvardczyków.

Szefostwo Harvardu oparło swój pozew na woli darczyńcy, który domagał się bezpiecznego inwestowania pieniędzy. Dość świeża była w ówczesnej pamięci afera Mórz Południowych z roku 1720, w której dziesiątki tysięcy pożegnało się z całymi majątkami. Isaac Newton stracił na akcjach South Sea Company aż 20 tysięcy funtów. Powiedział przy tej okazji, że jest zdolny przewidzieć ruch gwiazd, ale nie szaleństwa ludzi. Afera była jedną z pierwszych w nowożytnej historii baniek spekulacyjnych.

Ponieważ wiele spraw splata się często w najmniej oczekiwany sposób, to trzeba też napomknąć, że maczała w niej ręce także władza królewska (król Jerzy I) i brytyjski parlament. Jednym z celów rządu JKM było stworzenie mechanizmu finansowania wydatków (pożyczek) budżetu w oparciu o mające stale rosnąć kursy akcji Kompanii Mórz Południowych. Dygresja ta potwierdza prawdę oczywistą i starodawną, że stale i bacznie patrzeć rządzącym na ręce to najważniejsza powinność obywateli.

Uczelnia z Harvard chciała, żeby sąd uznał, że powiernicy nie wywiązali się z zadania bezpiecznego inwestowania. Powołała się na „prawomocne zestawienia” bezpiecznych inwestycji, jakie układano na fali sporów i dyskusji dotyczących afery Mórz Południowych. W tych zestawieniach bezpieczne były obligacje, a akcje były niebezpieczne. Sędzia Samuel Putnum oddalił pozew. Minęłoby to bez echa, gdyby w orzeczeniu nie ukuł bezwiednie słynnej i cennej zasady człowieka roztropnie przezornego, znanej w oryginale jako „prudent man rule”.

W uzasadnieniu stwierdził: Kto obciążony został odpowiedzialnością inwestowania cudzych pieniędzy, ten działać powinien z roztropną przezornością, dojrzałością, rozwagą i inteligencją oraz z poszanowaniem zarówno dla kapitału, jak i do płynących z niego dochodów.

Słowa te rozumie się do dziś nie inaczej, jak w ten sposób, że zarządca, czy powiernik nie musi mieć eksperckiej wiedzy i kieruje się przesłanką unikania ryzyka. Po pierwsze zatem, inwestor nie bierze pod uwagę listy bezpiecznych przedsięwzięć gospodarczych, ponieważ „bezpieczne inwestycje” najzwyczajniej nie istnieją. Sędzia Putnum wskazał, że nie są też bezpieczne hipoteki, czy inwestycje w nieruchomości, bowiem ich ceny także ulegają głębokim fluktuacjom. Powiedział w tym fragmencie: Róbcie co chcecie, ale kapitał to hazard.

Po drugie, działania powierników powinny być rozpatrywane w kontekście pytania jak człowiek roztropny, rozsądny i dojrzały załatwia swoje własne sprawy, a zatem w kontekście prawdopodobnego dochodu i prawdopodobnego bezpieczeństwa dokonanej inwestycji, a nie w kategoriach spekulacji.

Po trzecie, zarządcy którzy wypełniają standard człowieka roztropnie przezornego nie mogą w świecie prawa amerykańskiego odpowiadać za straty powstałe w wyniku podjętych przez nich decyzji inwestycyjnych, bowiem w przeciwnym razie nikt nie podejmowałby się roli powiernika.

W ten sposób sędzia z Massachusetts odesłał na długie lata do lamusa stare brytyjskie zasady, według których Francis Amory jako powiernik mógłby zostać zmuszony do wynagrodzenia krzywd beneficjentów funduszu ustanowionego przez Johna McLean’a. W świetle dzisiejszych „greckich” dyskusji intrygujące jest, że w chwili osądzania sprawy przez sędziego Putnuma na fundusz powierniczy pracujący na pożytek Harvardu i szpitala w 98,6 proc. składały się „bezpieczne” hipoteki oraz nieruchomości, a akcje spółek zawiadujących kanałami, mostem i żeglugą barkową stanowiły marne 1,4 proc. Kto kupował greckie obligacje, łamał, czy nie łamał „prudent man rule”?

Autor jest publicystą ekonomicznym, wieloletnim szefem redakcji serwisów ekonomicznych PAP.Publikuje w internetowym Studiu Opinii.

Decyzja sądu sprzed 180 lat uświadomiła inwestującym, że powierzają pieniądze na własne ryzyko. (CC By-NC-SA Erin Nealey)

Otwarta licencja


Tagi