Nowe propozycje greckie choć nie doprowadziły w poniedziałek do porozumienia, zostały dobrze przyjęte przez Trojkę. Z opublikowanego kwitu wynika, że Grecy niemal wyłącznie proponują podwyższenie opodatkowania i oskładkowania. To m.in. reforma VAT, czyli podwyższenie stawek na niektóre towary, zwiększone składki emerytalne, wyższe składki zdrowotne, specjalny 12 procentowy podatek nakładany na firmy z zyskami powyżej 0,5 miliona euro, podwyżka CIT z 26 do 29 procent, zwiększenie wpłaty solidarnościowej w PIT, podatek do reklam w telewizji. Nadal natomiast nie chcą obniżyć wydatków emerytalnych.
Bernard Delbesque z Uniwersytetu Louvain pisze o dwóch scenariuszach dla Grecji. Pierwszy tradycyjny: reformy w zamian za redukcję długu i nowe pieniądze (propozycja Larry’ego Summersa, do której zapewne skłoni się Trojka). Drugi, czyli plan B, to żadnych nowych pieniędzy dla Grecji, ale też i bez wychodzenia ze strefy euro, czyli bankructwo wewnątrz strefy. To wymagałoby jednak, by EBC nadal wspierał banki greckie, mimo że państwo zbankrutuje.
Ponieważ ministrowie finansów Eurostrefy otwarcie omawiali kwestie ograniczeń transferu kapitału w Grecji, można się spodziewać wzmożenia runu na greckie banki.
Jonathan Ostry, wicedyrektor departamentu badań MFW, wraz ze współpracownikami zastanawia się, czy opłaca się szybko spłacić dług publiczny. Z jednej strony korzyści ze spłaty są oczywiste – mniejsze koszty obsługi, stabilizacja finansowa i swoiste ubezpieczenie przed kryzysami, wyższy wzrost gospodarczy. Z drugiej wymaga to wyższych i zniekształcających warunki gospodarcze podatków. W krajach o niskim długu i niskich stopach procentowych korzyści z antykryzysowego „ubezpieczenia” w postaci spłaconego długu są niewysokie. Nadto pieniądze na ekstra spłaty obniżające dług muszą pochodzić z nadwyżki, która wymaga albo wyższych podatków ograniczających produktywność pracy i kapitału, albo niższych wydatków, które jeśli nie są kompletnym marnotrawstwem, dają podobny efekt. Konkluzja: jeśli kraj ma dużą przestrzeń fiskalną (czyli możliwość bezpiecznego zadłużania się czy utrzymywania długu) życie z długiem może być lepszą polityką niż jego przyspieszona spłata.
Dlaczego mały boom może zrobić wielkie bum – rozważa J. Bradford DeLong z Berkeley. W latach 2002-2006 nadwyżka inwestycji w sektorze mieszkaniowym wyniosła w sumie w USA 500 miliardów dolarów. Udział budownictwa w całej gospodarce wzrósł zaledwie 1,2 punktu procentowego PKB ponad trend. Skutki były jednak fatalne – jeszcze dziś gospodarki Europy i Północnej Ameryki są z grubsza 6 procent niżej niż byłyby, gdyby nie doszło do kryzysu. Czyli relatywnie niewielkie przeinwestowanie odpowiada za 1,8 biliona dolarów strat w produkcji. DeLong wylicza też, że w sumie straty wyniosą – jeżeli sytuacja się utrzyma – 6000 dol. za każdego przeinwestowanego dolara. Jak to możliwe? Otóż jak wynika z prac cytowanych przez DeLonga boom kredytowy może bardzo powiększyć szkody spowodowane z przekłucia bąbla na rynku aktywów. Jeśli bąbel ten powstał na kredyt, wówczas straty są wielokrotnie większe.
Systemowy szok żywnościowy opisuje krótki raport Lloydsa. Przygotowany przez firmę ubezpieczeniową zastanawia się jakimi instrumentami ubezpieczyciele mogą zmniejszać potencjalne skutki krachu na rynku żywnościowym, ale dla zwykłego czytelnika najciekawszy jest opis, jak dochodzi do kilkukrotnego wzrost cen żywności w ciągu roku przy zaledwie kilkunastoprocentowych w sumie spadkach produkcji wywołanych krótkoterminowym zawirowaniem pogodowym El Nino na globalną skalę. Ciekawy jest także zakres skutków ekonomicznych, politycznych i społecznych spadku produkcji żywności. Lektura uruchamiająca wyobraźnie.
Efektywność zmniejszenia strat w żywności jest ogromna, ale nie chodzi o wyrzuconą żywność z kuchni. Największe oszczędności można uczynić na dwa sposoby – pisze Bjorn Lomborg. Po pierwsze zwiększając nakłady na badania i rozwój w rolnictwie. Dziś tylko 5 miliardów dolarów rocznie jest przeznaczanych na ten cel w odniesieniu do 7 najpowszechniejszych upraw, zaledwie jedna dziesiąta środków jakie płyną w postaci pomocy dla ubogich farmerów w Azji i Afryce. Podwojenie nakładów na B + R (88 mld dol. przez 15 lat) dałoby przerost produkcji o 0,4 procent rocznie w każdym roku, a to choć wygląda skromnie, oznaczałoby 3 biliony dolarów produkcji więcej – 34 dolara za jednego zainwestowanego. Po drugie, 13 dolarów korzyści społecznych z każdego zainwestowanego dolara przyniosłoby zmniejszenie strat w rolnictwie w krajach rozwijających się, jakie wynikają ze słabej infrastruktury, braku dróg i linii kolejowych, braku stałości dostaw energii elektrycznej dla suszarni, urządzeń chłodniczych i innych.
Publicysta Cato Institute uważa, że inwestycje w infrastrukturę również należy robić z głową i nie poddawać się presji, że każda taka inwestycja ma z definicji sens. Na przykład budowa szybkich kolei jest nieefektywna, lepiej poprawić przepustowość istniejących lotnisk unowocześniając antyczny system kontroli ruchu niewspółmiernie niższym kosztem. Podobnie nie ma sensu budować nowych autostrad. Gęstość dróg jest wystarczająca, zwłaszcza jeśli samochody samoprowadzące się poprawią ich wykorzystanie. Warto natomiast budować dojazdowe odcinki z przedmieść do centrów miast. Pointa: stale wmawia się Amerykanom, ze pozostają w tyle za Europa i Azją nie budując kosztownej infrastruktury. Tymczasem wcale nie trzeba się zubażać, by dorównać sąsiadom.
Dwie publikacje związane z prawami własności. Profesor Steve Hanke pisze dlaczego przestrzeganie reguł prawnych, w tym prawa własności, jest tak ważne dla wartości pieniądza. Hanke porównuje sytuację Wenezueli, gdzie rządy prawa nie istnieją i inflacja wynosi – jak szacuje – ok. 500 procent w skali roku – z Ekwadorem, który w 2000 roku zdecydował się odejść od lokalnej waluty i wprowadzić całkowitą dolaryzację gospodarki. W efekcie Misery Index spadł do 20 punktów i jest jednym z najniższych w Ameryce Łacinskiej (inflacja, stopy procentowe, bezrobocie).
Z kolej Gary Galles porównuje akcjonariuszy z interesariuszami. Słuszne interesy tych drugich są wbudowane w interes akcjonariuszy -twierdzi Galles, natomiast te, które nie są, oznaczają jedynie atak interesariuszy na prawa własności.
LOT ogłosił plany mocarstwowe do 2020 roku. Podwojenie liczby pasażerów, dziesiątki nowych tras, dwa razy większa flotę i dwa razy więcej pasażerów. W ubiegłym roku PLL LOT miał 99,4 mln zysku na działalności podstawowej i stratę netto ponad ćwierć miliarda złotych, mimo pomocy publicznej. Plan na ten rok zakłada 124 mln zł wyniku na działalności podstawowej ( LOT nie podaje przewidywanego wyniku finansowego w tym roku). Informacje w mediach nie zawierają też informacji jak zamierza sfinansować ekspansję i podwojenie liczby samolotów. LOT od lat nie publikuje raportów rocznych.