Kiedy modele ryzyka ulegają halucynacjom
Kategoria: Trendy gospodarcze
Getty Images
Ludzie, szukając ukojenia w tej niepewności, modlą się, by zostali uchowani od powietrza, głodu, ognia i wojny. Zazwyczaj próbują także minimalizować ekspozycję na straty ostateczne w postaci śmierci, jak i te mniej lub bardziej dotkliwe. Równolegle są też tacy, którzy na ryzyko dokonują celowej ekspozycji. Łamanie prawa, substancje uzależniające, złe odżywianie czy sporty ekstremalne, a to tylko początek katalogu ludzkiej buńczuczności. Napędzani adrenaliną, ale i żądzą szybkiego oraz łatwego pieniądza, często podejmujemy także lekkomyślne decyzje finansowe, mające długookresowy wpływ na przyszłość czy jakość naszego życia. Dlaczego wpadamy w iluzję często łatwego zysku i podejmujemy ryzykowne zachowania związane z naszymi finansami? Dlaczego próbujemy przypisać sens losowym i nieprzewidywalnym zdarzeniom? Co sprawia, że most pomiędzy stabilnym, rzeczowym i policzalnym światem pieniądza a myśleniem magicznym oraz praktykami ezoterycznymi jest tak zaskakująco krótki?
Życie to ciągła ruletka
Ryzyko finansowe związane jest ze zdarzeniem prowadzącym do utraty zainwestowanych środków. Może ono być wynikiem zarówno podejmowanych konkretnych decyzji, jak i rezygnacją z nich. Nieodłącznym towarzyszem ryzyka jest strach. Obawiamy się utraty zainwestowanych środków finansowych, z drugiej jednak strony szanse na sukces są niskie bez podjęcia odważnych kroków.
Zobacz również:
W świecie finansów nie ma darmowych obiadów
Proces gospodarowania w swojej naturze związany jest z nieustannym podejmowaniem ryzyka. Ryzykujemy nie tylko inwestując środki w mniej lub bardziej nieprzewidywalne co do przyszłej wartości aktywa. Decyzje o podjęciu studiów, zmianie pracy, założeniu firmy czy o zakupie mieszkania zawsze związane są z ryzykiem co do zwrotu w postaci napływającego do nas wtórnie kapitału. Nawet procesy decyzyjne dotyczące naszego życia osobistego są powiązane wtórnie z przyszłymi, trudnymi do przewidzenia konsekwencjami finansowymi. Niczym efekt motyla – wybór partnera życiowego, założenie rodziny, decyzja o miejscu zamieszkania czy nawet termin urlopu może mieć wpływ na nasz portfel w przyszłości.
Narodowi ryzykanci
Postawa jednostki wobec zagrożenia jest tym, co interesuje psychologów od dawna. Przez lata opracowano teorie oraz obiektywne metody pomiaru różnorodnych cech człowieka, takich jak inteligencja czy temperament. W badaniu postaw wobec ryzyka stosuje się techniki oparte na obserwacji reakcji danej osoby. Tutaj pojawia się jednak problem. Nasze zachowania w obliczu tak samo niebezpiecznej sytuacji są różne w zależności od okoliczności, w jakich aktualnie się znajdujemy lub jaka jest nasza ich percepcja. Chętniej sięgniemy np. po niezdrowe przekąski, gdy mamy mało czasu na przygotowanie bardziej wartościowego posiłku. Stres natomiast oraz sama w sobie presja czasowa powodują, że dokonujemy mniej odpowiedzialnych i obiektywnie mniej korzystnych dla nas wyborów.
Przypisujemy także ryzykanctwo do pewnych grup socjodemograficznych w sposób stereotypowy. Za bardziej przezornych uchodzą starsi czy kobiety. Wyższy apetyt na ryzyko przypisuje się pewnym grupom zawodowym, takim jak maklerzy, strażacy czy nawet całym narodom. W Polakach czy Włochach ma płynąć gorąca krew, podczas gdy Finowie mają być ostoją spokoju i rozwagi. Powszechne opinie mają często swoje potwierdzenie. Badania wykazują większą awersję do niebezpiecznych zachowań wśród kobiet, są też narodowości bardziej zapobiegliwe, a ludzi wykonujących pewne zawody cechuje większy apetyt na ryzyko. Lepiej zarabiający ujawniają wyższą skłonność do brawury finansowej, ale to nie przekłada się na podejmowanie ryzyka zdrowotnego. Unikanie podejmowania decyzji w warunkach niepewności (a więc wtedy, kiedy nie możemy ocenić prawdopodobieństwa wystąpienia danego zdarzenia) jest również uwarunkowane stopniem indywidualizmu lub kolektywizmu w danym społeczeństwie. Różnice występują także w obszarach w jakich zaryzykować ma dany naród. Jak pokazują badania Tadeusza Tyszki i Artura Domurata z Akademii Leona Koźmińskiego, Grecy np. podejmują więcej decyzji ryzykownych w sferze relacji społecznych niż Polacy, natomiast nasi rodacy bardziej od nich nonszalancko podchodzą do kwestii zdrowotno-konsumenckich. Skłonność do ryzyka finansowego pomimo innej kultury, klimatu, czynników historycznych mamy z Grekami na podobnym poziomie.
Zobacz również:
Rekordowa skala oszustw na rynku kryptowalut
Są też pewne obszary rynku, które przyciągają nie tylko głodnych pieniędzy, ale i adrenaliny. Nie zawsze z końcową korzyścią dla nich samych. Obietnice szybkich zysków w inwestowaniu, grze na dźwigniach finansowych na instrumentach pochodnych, kryptowalutach czy forexie są przynętą, na którą łapią się tysiące Polaków. Jak pokazują dane Komisji Nadzoru Finansowego w 2023 r. aż 73,3 proc. aktywnych klientów samego rynku forex poniosło stratę. Średnia strata na klienta wyniosła 13745 zł, a łączna strata wszystkich 128 tys. klientów to 1,76 mld zł. Pomimo tego, że co roku Komisja Nadzoru Finansowego publikuje alarmujące dane, konsumenci wydają się wierzyć, że znajdą się w grupie jednego na czterech szczęśliwców, którzy na tym rynku zyskają. Ciekawie w tym aspekcie wyglądają też media ekonomiczne w Polsce. Te mające na sztandarach walkę o dobro społeczeństwa, sprzedają na swoich łamach liczne jednostronne artykuły sponsorowane przez platformy inwestycyjne. W tekstach tych tylko śladowo wspomina się o zagrożeniach związanych z instrumentami pochodnymi. Ot, tacy są nasi medialni strażnicy polskiej gospodarki i finansów.
Sprzedawcy tombaku
Na rynku pojawiają się także produkty, które w sposób przestępczy wykorzystują braki w edukacji, wiedzy czy doświadczeniu finansowym Polaków. Co rusz nagłówki mediów nawiedzają bolesne historie o utracie majątków życia przez konsumentów, którzy zostali oszukani na piramidach finansowych, oszustwach internetowych, przez naciągaczy na niesprawdzone inwestycje czy większe, zorganizowane oszustwa finansowe, takie jak piramida Amber Gold. Wszyscy wierzą w łatwe zyski, a niektórzy być może wiedząc, że jest to przysłowiowa „lipa” liczą, że sami będą tymi, którzy zarobią i zdążą oszukać kasyno.
A jeśli o kasynach mowa
Poza wspomnianymi obszarami wysokiego ryzyka finansowego i patologiami w formie oszustw, trzeba jednak przyznać, że polski system nadzoru nad rynkiem finansowym i konsumenckim działa skutecznie. Prowadzone są konsekwentne działania na rzecz edukowania, ostrzegania i przeciwdziałania nielegalnym praktykom finansowym mające uchronić konsumenta przed utratą majątku. System jest jednak niespójny i funkcjonują w nim czarne (ewentualnie szare) obszary, których regulator lub nadzorca nie do końca kontroluje. I tak mamy dokręcone do granic możliwości śruby regulacyjne dla instytucji bankowych, legalnych funduszy inwestycyjnych czy przeregulowany rynek pożyczek pozabankowych, ale już wspomnianego forexu się nie zauważa, tak samo jak szarej strefy na zmonopolizowanym przez państwo rynku kasyn online, gdzie także ryzykanci tracą swoje oszczędności.
Dane EY mówią, że aż 47,6 proc. rynku kasyn internetowych należy do podmiotów działających w szarej strefie, a sam monopol państwa na jedyne w Polsce legalne kasyno online ma charakter iluzoryczny. W 2023 r. aż 83 proc. osób grających korzystało z gier kasynowych na nielegalnych serwisach. W 2022 r. wartość utraconych dochodów budżetowych z tego tytułu wyniosła 488 mln zł. Funkcjonowanie szarej strefy wiąże się również z poważnymi konsekwencjami dla bezpieczeństwa konsumentów. Firmy z tej strefy zarejestrowane są poza granicami naszego kraju. Oferują swoje usługi polskim konsumentom, często nie stosując realnych środków zapewniających bezpieczeństwo graczom. Nie tworzą zasad dotyczących bezpiecznej gry, nie dają gwarancji zabezpieczenia środków, które konsumenci wpłacili czy wygrali i nie dają gwarancji ich wypłaty. Ci natomiast, którzy padną ofiarą nielegalnych praktyk kasyn, działających w szarej strefie, nie mogą nawet zgłosić popełnienia przestępstwa, gdyż korzystanie przez nich z usług innego podmiotu niż oficjalnego polskiego monopolisty jest naruszeniem prawa. W Polsce nie ma konsekwencji w regulowaniu podmiotów sprzedających ryzyko finansowe.
Giełda uzależnień
I niech teraz nikt z czytelników nie powie, że hazard, nawet ten licencjonowany, należy wszelkimi sposobami ograniczać, bo ten – nawet w formule online – prowadzi do uzależnień i negatywnych konsekwencji społecznych. Spójrzmy zatem na uregulowaną giełdę. Czy inwestowanie na giełdzie akcji to jeszcze inwestowanie czy już gra? A wysokie ryzyko pomimo wysokich wymagań regulacyjnych występuje także i tutaj.
Dla przykładu, powróćmy do czasu, gdy pękła giełdowa bańka internetowa w II połowie lat 90. XX w. Inwestorzy stracili pieniądze, tysiące z nich doświadczyło poważnego kryzysu psychologicznego, tracąc cały swój majątek lub przyszłą emeryturę. Wielu Amerykanów popadło w pułapkę zadłużenia, pożyczając kolejne środki na odzyskanie tych utraconych, w konsekwencji masowo doświadczając depresji, a w konsekwencji uzależnień oraz życiowych kryzysów. Według badań opublikowanych przez British Medical Journal, około 10 000 osób mogło popełnić samobójstwo z powodu wspomnianego kryzysu.
Zobacz również:
2,5 mln złotych w 100 sekund, czyli manipulacje giełdowe w pigułce
A od objętej regulacjami giełdy i jej ryzyka także można się uzależnić. Tutaj mechanizm nałogu nie różni się niczym od tego związanego z narkotykami czy alkoholem. Chodzi o aktywację układu nagrody. Mózgi osób, które tracą kontrolę nad tym procesem, zaczynają żądać ciągłej wypłaty wygranej. Ośrodek leczenia uzależnień – Terapia Manawa opisuje ten mechanizm następująco: „Europejskie giełdy rozpoczynają pracę o godzinie dziewiątej, amerykańska po południu polskiego czasu, a azjatyckie w nocy. Uparci gracze mogą więc siedzieć przy komputerze na okrągło. Zaniedbują oczywiście przy tym obowiązki w pracy (o ile jeszcze nie rzucili pracy) i nawarstwiają się im przy tym problemy finansowe (utrata oszczędności, zastawy w lombardzie, pożyczki – najpierw z banków, później od chwilówek i lichwiarzy), rodzinne (kłamstwa, rozbijanie więzów rodzinnych) oraz zdrowotne (bezsenność, nerwice, huśtawki nastrojów, zaburzenia odżywiania). (…) Uzależniony wmawia sobie, że dzięki pieniądzom zarobionym na giełdzie podniesie stopę życiową swoją i swojej rodziny, jednak by >>pokonać rynek<< musi ciągle trzymać rękę na pulsie. Do tego uparcie twierdzi, że panuje nad sobą i w każdej chwili może przestać, reaguje agresją na zwracanie mu uwagi”. Na samą myśl o potencjalnym zarobieniu pieniędzy chory otrzymuje zastrzyk energii i poczucie uzyskania nagrody, niezależnie od tego, czy zarobił, czy stracił środki.
Jak zauważają dalej psychologowie z ośrodka Manawa, rozróżnienie semantyczne między grą na giełdzie a inwestowaniem na niej jest płynne, a często nawet złudne. Przyjęło się, że grać można w hazardowe gry, takie jak ruletka, podczas gdy inwestowanie opiera się na analizie fundamentalnej i technicznej, czytaniu raportów oraz monitorowaniu wydarzeń politycznych i ekonomicznych mogących mieć wpływ na wahania kursów akcji. Choć oba terminy – „grać” i „inwestować” – różnią się znaczeniowo, w tym kontekście sprowadzają się do tego samego – losowości. To ona towarzyszy wszystkim inwestorom indywidualnym i nie sposób jej uniknąć. Nawet najlepiej przygotowany ekonomicznie inwestor z dużym doświadczeniem na różnych rynkach nie jest w stanie z pewnością przewidzieć, co wydarzy się w najbliższej przyszłości na giełdzie.
I to poczucie niepewności staje się dla niektórych narkotyczne. A gdy nie mamy poczucia pełnego panowania nad sytuacją, często nasz umysł próbuje znaleźć wyjaśnienie dla pewnych zjawisk. Wtedy świat pod naszymi stopami staje się coraz mniej przewidywalny.
Bogactwo w gwiazdach zapisane
W pewnym momencie inwestor tłumaczy sobie, że jego największym wrogiem nie jest rynek, lecz on sam. Że to jego wewnętrzne słabości i działania uniemożliwiają zarabianie. Odpowiedzi na trudności związane z niepewnością i ponoszonymi stratami niektórzy szukają w tzw. myśleniu magicznym.
Zobacz również:
Gdy instynkt pokona czujność, czyli jak nie stracić pieniędzy przez socjotechnikę
Osoba w spirali utraty panowania nad sytuacją tłumaczy się irracjonalnymi wyjaśnieniami. Szuka przyczyn w zdarzeniach niepowiązanych, takich jak moc pozytywnego myślenia, wiara, układ gwiazd, piosenka lecąca w radiu w momencie otwierania lub zamykania pozycji, podszepty „duchów”, „energii kosmicznej” czy współgrania świata na rzecz swoich założonych planów. Myślenie magiczne prowadzi do zniekształceń w postrzeganiu i interpretacji rzeczywistych zjawisk, prowadząc często jednostkę do strat finansowych i utraty kontroli nad swoim życiem.
Czarodzieje sprzedaży
W odpowiedzi na popyt do leczenia szkód, jakich doświadczamy na skutek materializacji ryzyka i usuwania rzekomych przeszkód, które nie uczyniły z nas jeszcze milionerów, ustawia się kolejka chętnych. „Przesuwanie limitów w głowie”, „wizualizacja celów”, „wychodzenie ze strefy komfortu” to hasła mówców motywacyjnych, szamanów biznesu czy ezoterycznych coachów, którzy obiecują, że uleczą nie tylko nasz portfel, ale i duszę. Rynek mistycyzmu biznesowo-duchowego od kilku lat jest spod znaku byka.
Historia zatem zatacza koło. Wracamy do świata odległego od twardych, obliczalnych, przewidywalnych i obiektywnych mechanizmów, które staramy się przypisywać rynkom finansowym. Twardy pieniądz nie rządzi światem, a przynajmniej nie naszymi zrachowaniami wobec niego. Znów blisko nam do rzeczywistości rodem z przysłów, legend i strachu przed niepewnym i nieznanym. „Kto nie ryzykuje, ten nie zyskuje”, „Do odważnych świat należy”, „Lepszy wróbel w garści niż gołąb na dachu” czy „Nad bażanta gęś wolę, kiedy on w lesie, a ta na stole”. Te ludowe porzekadła są być może tym czynnikiem, który kształtuje nasze podejście wobec ryzyka, także na rynku finansowym. A my zawsze pozostaniemy słabi w obliczu strachu i niepewności, tłumacząc sobie losowe kwestie, ogólnie planowanymi prawidłowościami czy prawdami.
Piotr Palutkiewicz, ekonomista, wiceprezes Warsaw Enterprise Institute