Autor: Katarzyna Kozłowska

Publicystka, wydawca książek ekonomicznych, koordynator projektów medialnych.

Ile zarabiają prezesi wielkich korporacji w USA

Kryzys jeszcze się nie skończył, wiele amerykańskich stanów ma poważną finansową zadyszkę, bezrobocie nie spada, a prezesi wielkich korporacji już zaczęli zarabiać kokosy. Kto zapracował na premię, a kto jest za nią wytykany palcami – pierwsza dziesiątka farciarzy USA.
Ile zarabiają prezesi wielkich korporacji w USA

Vikram Pandit, prezes Citigoup, już nie zarabia jednego dolara rocznie. (CC BY-SA World Economic Forum)

W poniedziałek 23 maja na antenie amerykańskiego HBO odbyła się premiera filmu „Too big to fail”. Topowi amerykańscy aktorzy wcielają się w role ludzi, którzy w 2008 roku decydowali o nowym kształcie amerykańskiego (a zatem i światowego) systemu finansowego.

Vikram Pandit (w filmie wciela się w niego Ajay Mehta), prezes Citigroup, siedząc przy stole razem z Sekretarzem Skarbu Henry Paulsonem, szefem Fed Benem Bernanke oraz prezesami instytucji, które lada chwila pójdą z torbami, uzgadnia bail-out, czyli olbrzymie rządowe dotacje ratunkowe dla firm. Ponieważ bail-out jest krytykowany przez Amerykanów (kwoty ratunkowe dla tych instytucji nie muszą być akceptowane przez kongres), prezesi oskarżani o chciwość, a sam Pandit o nieudolność (porównuje się go do kapitana Titanica) pada hasło, by prezesi wspieranych instytucji zrzekli się swoich gigantycznych milionowych pensji…

Vikram Pandit był jednym z managerów, którzy na przełomie 2008 i 2009 roku rzeczywiście zgodzili się pracować za 1 dolara rocznie do czasu, kiedy jego firma zacznie przynosić zyski. Ten dolar to już przeszłość. Agencja Reutersa podała ostatnio, że Citigroup przyjął nową formułę wynagrodzeń i ustalił dla swojego prezesa bonus o wartości przekraczającej 16 mln dol. oraz premię opcyjną. W ramach tego pakietu mieści się odroczona premia (ma być wypłacana w ratach w ciągu trzech lat) w kwocie 10 mln dol. w akcjach z odroczonym terminem płatności (raty rozłożone na 3 lata) oraz ponad 6,6 mln dol. premii w gotówce, jako udział w zyskach. Warunek: bank będzie zarabiał w 2011 i 2012 roku przynajmniej 12 mld dol. (przed opodatkowaniem), utrzymany zostanie poziom kapitału oraz rozwijana będzie kultura finansowej odpowiedzialności. Do tego jeszcze dostanie premię opcyjną, która da mu kolejne 6,6 mln dolarów. To wszystko to zresztą tylko dodatek, który ma na celu utrzymać prezesa w jego fotelu. Poza tym Pandit zarobi 1,75 mln dol. czystej pensji. Jej wysokość określona została w styczniu 2011 roku.

Wynagrodzenie Pandita jest szeroko dyskutowane w Stanach Zjednoczonych. „Kryteria, które musi wypełnić, by dostać milionowe wynagrodzenie są miękkie i relatywne. Ich wypełnienie nie daje bezpośredniego zysku udziałowcom” – komentuje Robin Ferracone, z firmy doradczej Farient Advisors. Mimo, że lwia część premii Pandita to tzw. dochody odroczone (deferred compensation), czyli takie, które mają być wypłacone po określonym czasie i uzależnione od wyników pracy, analityczka twierdzi, że o pensjach powinny decydować twarde kryteria finansowe.

Pandit uważany jest za jednego z najgorszych prezesów amerykańskich firm wszechczasów. Magazyn Conde Nast Portfolio, a za nim CNBC, umieściły go właśnie na 20 miejscu w rankingu Najgorszych Prezesów Amerykańskich Firm w Historii. Pandit przejmował  Citigroup w trudnym 2007 roku po tym, jak jego poprzednik musiał opuścić firmę z powodu słabych wyników finansowych. Citigroup stracił wówczas 17 mld dol. W 2008 roku bank przyjął od rządu ogromny pakiet pomocowy (na łączną kwotę 45 miliardów dolarów). W 2010 roku Citigroup po raz pierwszy od 2007 roku odbił się od dna. Zarobił 10,6 mld dol. netto.

Prezes komputerowej spółki NVIDIA, która w październiku 2009 roku ogłosiła executive compensation na poziomie 1 dolara rocznie, wciąż tyle zarabia. Tyle, że szef jednej z największych firm technologicznych świata ma w niej 4,4 procent udziałów wartych 300 mln dolarów. I w samym 2009 roku na akcjach zarobił ok. 4 mln.

I to w zasadzie jedyni kryzysowi „jednodolarowy”, którzy dziś sobie radzą. Edward Liddy, szef giganta ubezpieczeniowego AIG, który objął jego stery w 2008 roku i miał zarabiać zaledwie dolara, od maja 2009 roku jest już poza firmą. Został zmuszony do odejścia, gdy ujawniono, że z pieniędzy podatników przyznał zarządowi firmy 165 mln dolarów premii. Na dolarową pensję zgodzili się przed Kongresem także Robert Nardelli, szef Chryslera oraz Rick Wagoner, prezes General Motors. W kwietniu 2009 roku Chrysler zbankrutował. Podobnie stało się z General Motors (który dziś zresztą odbija się od dna). Wagoner został wysłany na emeryturę.

1 dolara rocznie miał zarabiać także Allan Mullaly, prezes Forda. Obiecał to przed Kongresem w grudniu 2008 roku, gdy starał się dla swojej firmy o 9 mld dolarów pomocy. Ford, jako jedyna firma z Wielkiej Trójki motoryzacyjnej Detroit (Ford – General Motors – Chrysler), zapomogi jednak nie dostał. Mullaly obciął sobie wynagrodzenie zaledwie o 30 proc., ale już w 2010 roku jego pensja skoczyła o 48 procent do góry. Według rankingu Associated Press, Mullaly jest dziś dziewiątym najlepiej zarabiającym prezesem amerykańskiej firmy. Jego dochód (wraz z premiami i bonusami) w ubiegłym roku wyniósł 26,5 mln dolarów. Na uposażenie CEO Forda nikt się jednak nie zżyma. Mullaly został okrzyknięty Człowiekiem Roku 2010 przez Automobile Magazine. We wszystkich publikacjach opisywany jest jako ten, który dzięki osobistemu talentowi i poświęceniu ocalił firmę, która mogła podzielić los General Motors i Chryslera. Co więcej, w III kwartale 2010 roku udało mu się dla Fort Motor Co. Osiągnąć zysk 1,69 mld dolarów, co stanowi najlepszy kwartalny wynik od czasów powstania firmy. „Ja będę miał się dobrze, jeśli Ford będzie miał się dobrze” – powtarza Mullaly. Już na początku 2011 roku prezes, dzierżący stery w firmie od 2006 roku, dostał nagrodę w wysokości 56,5 mln dolarów (przed opodatkowaniem) w akcjach, co doprowadziło do szału związki zawodowe.

Amerykanów drażnią dodatkowo wielkie zobowiązania sponsorskie firm, które w dużej mierze dotowane są z pieniędzy podatników. W 2008 roku telewizja ABC podała, że giganty na glinianych nogach, którymi były wówczas AIG oraz Citibank, będą płacić między innymi na drużynę piłkarską Manchester United (AIG płacił 125 mln dolarów rocznie za logo na koszulkach piłkarzy) i baseballową New York Mets (Citibank podpisał 20-letni kontrakt na 400 mln dolarów rocznie.

Jeśli dodać do tego, że średni dochód roczny na gospodarstwo domowe wynosi w Stanach Zjednoczonych 50 tysięcy dolarów oraz, że od czasów recesji pracę straciło ok. 8 milionów Amerykanów (dokładne dane w tabeli), nie dziwi, że tzw. executive compensation to temat tak gorący. W pierwszej dziesiątce najlepiej wynagradzanych prezesów nie ma żadnego przedstawiciela gigantów, których rząd musiał ratować w kryzysie. Brian Moynihan, nowy szef Bank Of America zarabia „zaledwie” 800 tysięcy dolarów rocznie (jego poprzednik miał średnią pensję 1,5 mln dolarów rocznie). I choć łącznie z premiami oraz zarobkiem z akcji jego całkowite wynagrodzenie wyniesie ok. 7 mln dolarów, to wciąż daleko do pierwszych miejsc na liście. Marne szanse, że szef Citigroup doścignie w ciągu dwóch najbliższych lat Allana Mullaly – jedynego z dziesiątki najlepiej zarabiających prezesów, który brał udział w rozmowach o bail – oucie w 2008 r.

Najlepiej opłacani prezesi amerykańskich firm w 2010 roku (wg analizy Associated Press dla Listy 500 Standard &Poor):

1. Philippe Dauman, Viacom 84,5 mln dol. (wzrost o 149 proc.)

2. Ray Irani, Occidental Petroleum 76,1 mln dol. (wzrost o 142 proc.)

3. Leslie Moonves, CBS 56,9 mln dol. (wzrost o 32 proc.)

4. David Zaslav, Discovery Communications 42,6 mln dol. (wzrost o 265 proc.)

5. Richard Adkerson, Freeport McMoran Copper & Gold 35,3 mln dol. (wzrost o 76 proc.)

6. John Lundgren, Stanley Black & Decker 32,6 mln dol. (wzrost o 253 proc.)

7. Brian Roberts, Comcast 31 mln dol. (wzrost o 14 proc.)

8. Robert Iger, Walt Disney 28 mln dol. (wzrost o 30 proc.)

9. Allan Mullaly, Ford Motor  26,5 mln dol. (wzrost o 48 proc.)

10. Jeff Bewkes, Time Warner 26,1 mln dol. (wzrost o 35 proc.)

W badaniu uwzględniono firmy, które przez cały 2009 i 2010 rok miały tego samego prezesa i które złożyły w Amerykańskiej Komisji Papierów Wartościowych i Giełd do 30 kwietnia tzw. Proxy Statement, czyli informacje dla akcjonariuszy. Kwoty sumują pensję, dodatki, bonusy za wyniki, opcje giełdowe i nagrody.

Firmy, które otrzymały pomoc rządu USA:

AIG                                        ok. 125 mld dol.

General Motors i Chrysler     ok. 25 mld dol.

Citigroup                               45 mld dol.

Bank of America                    45 mld dol.

Największe zwolnienia w amerykańskich firmach od 2007 r.

General Motors    107 tys.

Citigroup               73 tys.

HP                          48 tys.

Circuit City            41 tys.

Bank of America   40 tys.

Vikram Pandit, prezes Citigoup, już nie zarabia jednego dolara rocznie. (CC BY-SA World Economic Forum)

Otwarta licencja


Tagi