Autor: Jacek Ramotowski

Dziennikarz zajmujący się rynkami finansowymi, zwłaszcza systemem bankowym.

Im mocniejszy kapitał, tym więcej kredytu

Banki mają mieć silne kapitały, a restrykcyjny nadzór powinien wymagać od nich antycyklicznego tworzenia odpisów. Regulatorzy prezentują takie stanowisko od początku kryzysu, ale jego zasadność nieustannie podważają banki. Potwierdzają je zaś wyniki ujawnionych niedawno badań.
Im mocniejszy kapitał, tym więcej kredytu

Małgorzata Olszak

Banki mają mieć silne kapitały, a restrykcyjny nadzór powinien wymagać od nich antycyklicznego tworzenia odpisów. Regulatorzy prezentują takie stanowisko od początku kryzysu, ale jego zasadność nieustannie podważają banki, zwłaszcza wielkie. Wyniki ujawnionych niedawno badań Małgorzaty Olszak i grupy polskich ekonomistów potwierdzają zasadność oczekiwań wobec banków.

Badania Małgorzaty Olszak oraz Mateusza Pipienia, Sylwii Roszkowskiej i Iwony Kowalskiej finansowane przez Narodowe Centrum Nauki, a przeprowadzone przy Uniwersytecie Warszawskim pokazują, w jaki sposób procykliczność tworzonych przez banki odpisów wpływa na ich współczynnik kapitałowy, a siła kapitałów na podaż kredytu w okresie dekoniunktury. Badania wykonane zostały na próbie 2310 banków ogłaszających jednostkowe sprawozdania i 657 dużych banków w całej Unii. Obejmują okres kilkunastu lat w horyzoncie 1996-2011.

Dlaczego kredyt zamarł po kryzysie

Intuicja mówi tak: gdy wybuchł kryzys, pękły bańki spekulacyjne na rynkach, na przykład na rynku nieruchomości, pogorszyła się sytuacja wielu klientów banków. Wtedy instytucje te zaczęły gwałtownie tworzyć odpisy na złe kredyty. Wcześniej, przed kryzysem, banki nie tworzyły wystarczających odpisów, co w oczywisty sposób przekładało się na ich wysokie zyski. Po kryzysie wzrost rezerw spowodował straty, a te zaczęły pożerać kapitały. Banki zahamowały podaż kredytów, gdyż wskaźniki kapitałowe nie pozwalały im na jej utrzymywanie. Gdyby przed kryzysem miały wystarczająco dobre wskaźniki kapitałowe, problem z delewarowniem po krachu byłby znacznie mniejszy.

Tak się jednak nie stało i w krajach strefy euro doszło do drastycznego załamania kredytu na początku 2012 roku. O ile jeszcze rok wcześniej akcja kredytowa dla sektora niefinansowego rosła w tempie 3 proc. rok do roku, w 2012 roku jej przyrost zmniejszył się do zera, a przez następne kwartały przybierał już wartości ujemne – pokazują dane Europejskiego Banku Centralnego.

Równocześnie porównanie banków strefy euro i USA dokonane przez Deutsche Bank Research pokazuje, że za Atlantykiem sektor bankowy, po załamaniu w ostatnim kwartale 2008 roku i stratach ciągnących się jeszcze przez 2009 rok, już od końca 2011 r. notuje regularne zyski w granicach 35-40 mld dolarów kwartalnie. Tymczasem wśród 20 największych banków strefy euro od początku 2011 roku trwa nieustanna huśtawka wyników. Po kwartale lub dwóch zysków rzędu 20 mld euro, następuje kilka lub kilkanaście miliardów euro strat w ciągu kolejnego kwartału.

Badania Małgorzaty Olszak tłumaczą zapaść na rynku kredytowym krajów UE tym, że banki tworzyły rezerwy dopiero wtedy, gdy sytuacja się znacznie pogorszyła. Zachowały się w typowy procykliczny sposób, wskutek czego pogłębiły jeszcze dekoniunkturę. Gdyby rezerwy tworzyły systematycznie, „wygładzałyby” swoje dochody i mogły nie dopuścić do gwałtownych i wielkich strat. Nagłe straty spowodowały osłabienie współczynnika kapitałowego, a to z kolei wpłynęło na zatrzymanie akcji kredytowej.

Z badań wynika, że sposoby, w jakie banki tworzą odpisy, oddziałują na to, jak instytucje te zachowują się, gdy nadchodzi dekoniunktura. Porównania banków pokazują, że jedne z nich – na różnych etapach cyklu koniunkturalnego – tworzyły odpisy wyższe, i przez to bardziej adekwatne do oczekiwanych strat, a inne znacznie je zaniżały. Banki, które znalazły się w grupie, która uwzględnia rezerwy z opóźnieniem (tj. cechuje je silniejsza procykliczność rezerw na ryzyko kredytowe), miały większe problemy z utrzymaniem wskaźników kapitałowych i bardziej ograniczyły akcję kredytową. Skala stworzonych rezerw gdy zaczęła się już dekoniunktura, pokazuje nie tylko, iż banki te tworzyły odpisy procyklicznie, ale również, że podejmowały większe ryzyko.

– Policzyliśmy wskaźniki, które mierzą wrażliwość rezerw na cykl – mówiła Małgorzata Olszak na seminarium Instytutu Ekonomicznego NBP. – Tylko banki silne kapitałowo są w stanie dostarczać kredytu, także w warunkach recesji – dodała.

Słabe kapitały i wysokie straty

To pierwszy z najważniejszych wniosków z badań. Regulacje Bazylei III, a także unijne prawo przewidują, że od 2019 roku banki powinny mieć co najmniej 7 proc. najtwardszego kapitału CET 1 (wraz z buforem ochrony kapitału), a największe globalne banki 9,5 proc. Badania pokazują, że podnoszenie wymogów kapitałowych dla banków ma sens, gdyż wysokie kapitały zmniejszają ich wrażliwość na dekoniunkturę.

– Silniejsze banki lepiej zniosą kryzys – mówi Małgorzata Olszak.

Banki argumentują, że podnoszenie wskaźników kapitałowych oznacza dla nich większy koszt kapitału, a więc i mniejszy zwrot na kapitale. W ten sposób kredyt będzie droższy, a więc i mniej dostępny. Wpłynie to także na zmniejszenie podaży kredytu, a więc zmniejszy się finansowanie gospodarki, spowolni wzrost PKB, a bezrobocie wzrośnie. Obciążają regulacje kapitałowe odpowiedzialnością za trwający w strefie euro spadek podaży kredytu.

– Wątpię w to. Wyższe wymogi kapitałowe mogą spowodować mniejszą dostępność kredytu dla bardziej ryzykownych klientów. Nie wierzę, żeby banki wyszły z relacji ze swoimi dobrymi klientami, którzy nie niosą ze sobą dużego ryzyka, jednak realokacja portfela klientów może nastąpić. Wyższe kapitały to większa aktywność kredytowa – mówi Obserwatorowi Finansowemu Małgorzata Olszak.

Regulacje Bazylei III nakładają wyższe wymogi kapitałowe na największe, działające globalnie banki (G-SIB). Badania pokazują, że także to działanie regulatorów jest uzasadnione.

– Zależność miedzy kapitałami a akcją kredytową jest największa w przypadku banków dużych. W nich wpływ wskaźnika kapitałowego jest najsilniejszy. W bankach średnich wpływ wskaźnika jest nieco mniejszy niż w dużych – dodaje Małgorzata Olszak.

Kiedy bank ma nadwyżkę kredytów nad depozytami, kredyt musi finansować na rynku hurtowym. Badania pokazują, że tego rodzaju banki są szczególnie wrażliwe na zawirowania na rynkach hurtowych. Tak właśnie stało się zaraz po upadku Lehman Brothesrs, kiedy rynek depozytów międzybankowych zamarł, gdyż instytucje nie chciały sobie wzajemnie pożyczać pieniędzy w obawie, iż kontrahent może podzielić los Lehmana.

– W okresie dekoniunktury takie banki odczuwają brak finansowania zewnętrznego – mówi Małgorzata Olszak.

Podobna – w znacznie mniejszej rzecz jasna skali – jest sytuacja polskich banków, które mają w portfelach kredyty we frankach szwajcarskich, a refinansują je na rynku walutowym.

– Gdy dowiedziałem się, o decyzji SBN (Szwajcarskiego Banku Narodowego o uwolnieniu kursu franka 15 stycznia) natychmiast pobiegłem sprawdzić, czy rynek swapów jest płynny, czy są transakcje. Były. Odetchnąłem z ulgą – mówi Obserwatorowi Finansowemu pragnący zachować anonimowość przedstawiciel jednego z banków.

Jak ograniczyć pokusę nadużycia

Małgorzata Olszak uważa, że wyższe wymogi kapitałowe mogą zmniejszyć skłonność banków do podejmowania nadmiernego ryzyka i wymusić większą ostrożność w cyklu wzrostowym koniunktury, a więc także mniejsze zapędy do kreowania baniek kredytowych. Wzmocnienie kapitałów przed dekoniunkturą czy kryzysem nie chroni, wpływa jednak na wygładzenie cykli gospodarczych.

– Wyższe wymogi kapitałowe mogą ograniczyć procykliczność w okresie boomu – mówi Małgorzata Olszak.

Nie znaczy to, że banki, nawet gdy będą dobrze wyposażone w kapitał, szczególnie w okresie dobrej koniunktury, nie będą podejmowały nadmiernego ryzyka i nie będą ulegać pokusie nadużycia.

Małgorzata Olszak uważa jednak, że regulacje systemu wynagrodzeń w sektorze bankowym mogą sprzyjać dodatkowo ograniczeniu negatywnych następstw pokusy nadużycia.

Z kolei pokusie nadużycia sprzyja system gwarantowania depozytów detalicznych. Z jednej strony zapobiega on runom na bank, gdyż klienci wiedzą, że depozyty zostaną im wypłacone, nawet gdy instytucja upadnie. Zachęca to jednak klientów do lokowania pieniędzy nie tam, gdzie są one bezpieczne, ale w tych instytucjach, które dają najbardziej atrakcyjne oferty. Banki również wiedzą o tym, co zachęca je do działań bardziej ryzykownych w pozyskiwaniu depozytów. Przykładów nie trzeba szukać daleko – niektóre ze SKOK-ów oferują, przy aktualnych historycznie najniższych stopach procentowych, lokaty oprocentowane na 5 proc. w skali roku.

Badania zależności pomiędzy siłą kapitałową banków a podażą kredytu prowadzono dotąd na bankach amerykańskich. Polskie badania pokazały, że wpływ współczynnika kapitałowego banków na stopę wzrostu kredytów w Unii jest silniejszy niż w innych krajach, a zwłaszcza w USA, gdzie sektor wytwórczy w większym stopniu korzysta z rynku kapitałowego. Banki w Europie miały procykliczne rezerwy, silną presję na wyniki i słabe kapitały. To tłumaczy głębokość i trwałość zapaści.

– Wyniki naszych badań pokazują, że wskaźniki kapitałowe są czynnikiem decydującym o pożyczaniu przez duże banki w Unii Europejskiej – mówi Małgorzata Olszak.

Restrykcyjny nadzór służy gospodarce

Bank nie tworzy wystarczających rezerw, gdy jest dobra koniunktura. Ponieważ zaniechał tworzenia części rezerw, to gdy nadchodzi dekoniunktura, ujawnia się ich rzeczywista wielkość. Właśnie na tym polega procykliczność odpisów. Ich wielkość w okresie dekoniunktury pokazuje, jakie bank podejmował ryzyko motywowane pokusą nadużycia.

– Banki będą to ryzyko podejmować, taka jest ich natura działania. Będą dążyć do maksymalizacji zysku w okresach boomów nawet za cenę głębokich strat, kiedy boom się skończy – mówi Małgorzata Olszak.

Pytanie, co może złagodzić tę sytuację, bo całkowicie zapobiec jej się nie da, skoro banki, które mają bardziej procykliczne rezerwy, działają bardziej procyklicznie, a to właśnie pogłębia recesję.

– Dobre i odpowiednio skonstruowane regulacje, wsparte działaniami nadzoru ograniczają skłonność do podejmowania przez banki ryzyka, więc banki wchodzą w dekoniunkturę silniejsze – mówi Małgorzata Olszak.

Zależność polega na tym, że jeżeli regulacje ograniczają skłonność do ryzyka podejmowanego przez banki, to stabilizują się ich dochody, rezerwy na ryzyko kredytowe, a w efekcie także kapitały.

Co więcej, z badań wynika także, że prócz samych regulacji konieczne jest funkcjonowanie urzędowego nadzoru nad bankami, który pilnuje przestrzegania zasad i mityguje przed nadmiernym ryzykiem. To kolejny z najważniejszych wniosków z badań. Antycykliczne działania nadzoru, w tym pilnowanie odpowiednich reguł tworzenia odpisów, pozwalają chronić kapitały.

– Chodzi tu zarówno o działania dotyczące czynności wykonywanych przez bank, jak i te odnoszące się do wymagań kapitałowych. Bardziej restrykcyjny oficjalny nadzór bankowy ogranicza procykliczny wpływ współczynnika kapitałowego, osłabiając jego znaczenie dla aktywności kredytowej, gdy nadejdzie dekoniunktura – mówi Małgorzata Olszak.

Przez ostatnie lata kraje w Europie bardzo różniły się pod względem restrykcyjności regulacji i nadzoru. Jest to jeden z powodów, dla których w jednych systemy bankowe okazały się silniejsze i nadal skłonne do zasilania gospodarki kredytem, a w innych słabsze. Różnice te to także powód powołania wspólnego europejskiego nadzoru SSM przy Europejskim Banku Centralnym, a także wprowadzanie jednolitych zasad liczenia i klasyfikowania opóźnionych w spłacie kredytów oraz adekwatnych metod tworzenia odpisów.

– Stopa wzrostu kredytu w okresie dekoniunktury zależy od nadzoru – mówi Małgorzata Olszak.

Zmienić standardy rachunkowości

Banki nie tworzyły rezerw w czasie dobrej koniunktury, gdyż nie wymagały tego od nich standardy rachunkowości. W zeszłym roku zatwierdzono Międzynarodowy Standard Sprawozdawczości Finansowej (MSSF) 9, który ma obowiązywać od 2018 roku. MSSF 9 przewiduje, że banki powinny tworzyć rezerwy na pokrycie skutków ryzyka kredytowego z wyprzedzeniem i stosować modele oczekiwanej straty uwzględniające okres kredytowania.

– Nasze badanie stanowi empiryczne uzasadnienie dla takich standardów rachunkowości – mówi Małgorzata Olszak.

Standardy rachunkowości zawierają jednak miękkie zalecenia i mogą być rozmaicie interpretowane. Obecnie obowiązujący MSR 39 na temat tworzenia rezerw zawiera bardzo ogólne regulacje. Prawdopodobnie bezpieczeństwo systemu bankowego będzie wymagało zmiany standardów. Krokiem w dobrym kierunku jest właśnie MSSF 9.

Małgorzata Olszak

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Zarządzanie rezerwami dewizowymi NBP

Kategoria: Analizy
Na koniec 2021 r. rezerwy dewizowe NBP osiągnęły równowartość 166 mld dol., wzrastając sześciokrotnie w stosunku do poziomu z 2000 r. i niemal dwukrotnie w ciągu ostatniej dekady. W rankingu krajów dysponujących największymi rezerwami dewizowymi Polska plasuje się na wysokiej 20. pozycji.
Zarządzanie rezerwami dewizowymi NBP