Jakaś forma bankructwa Grecji jest nie do uniknięcia

Rząd Grecji zwrócił się do MFW i Komisji Europejskiej z prośbą o pomoc finansową. Mimo to rentowności greckich 2-letnich obligacji wzrosły do 10,23 proc. Wcześniej Eurostat  przekalkulował deficyt budżetowy Grecji za 2009 r. z 12,7 na 13,6 proc. PKB. Również marże dla obligacji na peryferiach Europy – łącznie z  Węgrami i Bułgarią – poszły znacząco do góry, co każe przypuszczać, że rozprzestrzenienie się greckiej epidemii na inne kraje staje się coraz bardziej realnym scenariuszem.
Jakaś forma bankructwa Grecji jest nie do uniknięcia

Edward Hugh, niezależny ekonomista

Decyduje się przyszłość strefy euro. Nie jest to już problem czysto ekonomiczny: rzecz dotyczy wiarygodności, tego, kto jak się zachowuje, a potem kiedy i jak wszyscy inni zareagują. Wiadomości, że rentowność greckich obligacji osiąga rekordowy poziom od czasu wstąpienia tego kraju do unii walutowej, nadchodzą tak regularnie, że wszyscy kwitują je ziewaniem. Tymczasem to, co się wydarzyło w tym tygodniu, w grecki „czarny czwartek”, z pewnością wyznacza początek nowego, bardziej niepokojącego etapu kryzysu. Informacja z piątku rano, że Grecja poprosiła o uruchomienie pożyczki od UE i MFW – informacja, która najwyraźniej zaskoczyła nawet Komisję Europejską – pogłębia ogólny zamęt.

Rzecz nie tylko w tym, że rentowność 10-letnich obligacji greckich osiągnęła 8,83 proc., czyli najwyższy poziom od 1998 r., nie tylko w tym, że koszt ubezpieczenia Grecji od niewypłacalności dotarł do rekordowych 616 punktów bazowych. Prawdziwy powód do zmartwienia daje fakt, że marże dla obligacji na całych peryferiach Europy – łącznie z takimi krajami, jak Węgry i Bułgaria – poszły znacząco do góry, co każe przypuszczać, że rozprzestrzenienie się greckiej epidemii na inne kraje staje się coraz bardziej realnym scenariuszem. Rekordowe poziomy osiągnął również koszt ubezpieczenia długu Hiszpanii i Portugalii, krajów z peryferii eurolandu.

Po zwyżce rentowności greckich obligacji przyszła wiadomość, że Eurostat, urząd statystyczny Unii Europejskiej, przekalkulował deficyt budżetowy Grecji za 2009 r. z 12,7 na 13,6 proc. PKB, a agencja ratingowa Moody’s obniżyła ocenę greckiego długu publicznego z A3 na A2.

Na rynkach panuje zrozumiała nerwowość. Inwestorów martwią przede wszystkim dwie sprawy. Po pierwsze, nie ma jasności, jak duża jest determinacja unijnego twardego jądra, zwłaszcza Niemiec, aby wspierać peryferie przez kilka lat trudnych i bolesnych strukturalnych dostosowań. Po drugie, utrzymuje się wątpliwość, czy przywódcy polityczni Grecji i innych zagrożonych krajów potrafią zmobilizować swoich współobywateli do poświęceń, które będą niezbędne dla uratowania systemu walutowego.

Wyborcy niemieccy ze sporą niechęcią odnoszą się do pożyczania Grecji pieniędzy, a wyraźna większość jest przeciwko jakiejkolwiek formie pomocy. Wstrzemięźliwość partnera koalicyjnego Angeli Merkel dodatkowo utrudnia uzyskanie poparcia parlamentu dla pożyczki. Frank Schaeffler, jeden z najważniejszych specjalistów od gospodarki w FDP, dobitnie stwierdził w tym tygodniu, że Grecja musi zintensyfikować program oszczędności albo opuścić strefę euro.

Większość obserwatorów uważa jednak wyjście Grecji z eurolandu za mało prawdopodobną możliwość, ponieważ powrót do drachmy spowodowałby, że grecki dług byłby jeszcze trudniejszy do spłacenia. De facto zagrożenie dla unii walutowej nadchodzi z zupełnie innej strony. Coraz większe wątpliwości budzi zdolność władz Niemiec do pociągnięcia za sobą wyborców w sytuacji, gdyby Grecja zdecydowała się ogłosić niewypłacalność, pozostając przy wspólnej walucie,  albo gdyby również inni członkowie strefy euro zostali zmuszeni do wystąpienia o pożyczki.

Jednocześnie jakaś forma bankructwa Grecji przestała być jedną z wielu hipotetycznych możliwości. Z każdym dniem coraz głośniej się mówi, że jakaś forma restrukturyzacji długu (aczkolwiek dobrowolna) jest nie do uniknięcia. Erik Nielsen, główny ekonomista Goldman Sachs na Europę, wyraził w tym tygodniu przekonanie, że w najbliższych miesiącach Grecja zaproponuje inwestorom jakiś rodzaj „dobrowolnej restrukturyzacji długu”, a JP Morgan opublikował raport, w którym stwierdzono, że restrukturyzacja nie musi nastąpić szybko, ale taki ruch miałby sens, ponieważ na Grecję można by zacząć patrzeć jak na „państwowy odpowiednik słabej firmy ze złą strukturą kapitału”.

Restrukturyzacja to tylko eufemistyczne określenie niewypłacalności, z tą różnicą, że ta pierwsza operacja zwykle odbywa się za porozumieniem stron. Najbardziej prawdopodobną formą restrukturyzacji jest dzisiaj wydłużenie terminów płatności – konwersja zadłużenia krótko- i średniookresowego na długookresowe – tak jak to było z tak zwanymi obligacjami Brady’ego, wymyślonymi przez amerykański Departament Skarbu, aby ulżyć w kłopotach kredytowych kilku krajom Ameryki Łacińskiej pod koniec lat osiemdziesiątych.

Oznaką tego, że przygotowuje się grunt pod jakiś rodzaj restrukturyzacji, może być podana przez niemieckiego wiceministra finansów Joerga Asmussena informacja, że pomoc dla Grecji będzie miała postać pożyczek od krajów strefy euro, a nie zakupu greckich obligacji. Plany zakupu obligacji „zdjęto ze stołu”, powiedział. Taka procedura oznacza, że pożyczki rządowe miałyby mocne gwarancje, a cenę za „ratowanie” Grecji w rzeczywistości zapłaciliby prywatni posiadacze obligacji.

Jednocześnie zaczyna padać pytanie, czy dla Niemiec nie byłoby lepiej, gdyby zamiast finansować kolejne pożyczki, wpisały straty w rubrykę „doświadczenie” i wróciły do marki. Według Joaquina Felsa, głównego ekonomisty Morgana Stanleya, pomoc dla Grecji „ustanowiłaby zły precedens dla innych członków strefy euro i zwiększyła zagrożenie, że euroland z czasem stanie się obszarem fiskalnej rozrzutności, słabej waluty i wyższych presji inflacyjnych”, a wtedy „kraje z wysoką preferencją dla stabilności cen, takie jak Niemcy, mogą dojść do wniosku, że byłoby im lepiej w mniejszej, lecz bardziej rygorystycznej unii walutowej”.

Takie wypowiedzi można interpretować jako formę nacisku na polityków i wyborców z południa Europy, żeby energicznie zabrali się do rozwiązywania problemów, ale można je również odczytywać jako ostrzeżenia przed tym, co się stanie, jeśli taka mobilizacja nie nastąpi. Obecnie sytuacja jest wyjątkowo zagmatwana. Formalna prośba premiera Grecji George’a Papandreou o wsparcie finansowe prawie wszystkich zupełnie zaskoczyła, chociaż zaskoczyć nie powinna, ponieważ podczas rozmów z 20-osobową misją UE, ECB i MFW minister finansów Grecji George Papaconstantinou zapowiadał, że jego kraj może wystąpić o wsparcie kredytowe do UE i MFW.

Poziom wsparcia finansowego na razie nie został publicznie sprecyzowany. Według źródeł z G20 rząd grecki na razie poprosił o zaliczkową pierwszą transzę, która pozwoliłaby mu funkcjonować, póki trwają rozmowy. Zastanawia jednak, że Grecja poprosiła o pomoc przed osiągnięciem ostatecznego porozumienia – najwyraźniej nie była w stanie zaczekać nawet do niemieckich wyborów regionalnych, co jest kolejnym niepokojącym sygnałem.

Jedno nie ulega wątpliwości: pożyczka dla Grecji otrzyma jakiś superpriorytetowy status (czyli kredytodawcy będą spłacani przed wszystkimi innymi wierzycielami – wyborcy niemieccy nie zgodziliby się na żadne inne rozwiązanie), a to oznacza, że koszty pomocy dla Grecji prawdopodobnie poniosą prywatni właściciele obligacji, a nie państwa UE. W najbliższych dniach i tygodniach zobaczymy, jak zareagują, kiedy to sobie uświadomią.

Edward Hugh jest niezależnym brytyjskim ekonomistą, prowadzi blog dotyczący greckiej gospodarki Greece Economy Watch

Edward Hugh, niezależny ekonomista

Tagi