Autor: Jan Cipiur

Dziennikarz ekonomiczny, publicysta Studia Opinii

Jeśli dzisiaj piątek, to w USA napadają na bank

Szacunki Wyspiarzy wskazują, że błyskawicznie opadająca w banku kurtyna z metalu zmniejsza wartość łupu o 24,5 tys. funtów. Przeciętna wartość rabunku to 20,3 tys. funtów, a więc rabusie powinni jeszcze „dopłacać” do każdego napadu po ponad 4 tys. funtów. Instalacja kurtyn zmniejsza tam jednak prawdopodobieństwo udanego napadu o jedną trzecią. Bankowe rynki różnią się jednak także pod tym względem.
Jeśli dzisiaj piątek, to w USA napadają na bank

(opr. DG/ CC by elhombredenegro)

Nie należy przez to rozumieć, że Willie „Aktor” Sutton, od którego nazwiska wzięła się ta zasada był osobnikiem tak tuzinkowym, jak zwyczajne są gile z nosa. Przez cztery dekady XX wieku był złym snem amerykańskich bankierów i banków, które obrabiał seriami w eleganckim stylu. Ponad połowę prawie z 80 lat życia spędził za kratami. Wkraczał do przybytków mamony najczęściej w przebraniu, np. posłańca, czy listonosza – to dlatego wołali na niego Aktor. Policzyli mu, że zagarnął w ok. 100 napadach ok. 2 mln dolarów ówczesnej wartości. Wchodził do banków z bronią, ale twierdził, że nigdy nie była nabita.

Krążą opowieści, że odstępował od rabunku, gdy usłyszał płacz dziecka lub krzyk przerażonej kobiety. W czasie jednej z kilku (udanych) ucieczek z więzienia przebrali się w kilku za klawiszy i szli po zmroku przez pusty dziedziniec w stronę murów z dwoma drabinami. Gdy wpadli w światła szperających po terenie więzienia reflektorów Wilie Aktor rzucił w kierunku strażników: – To tylko my, wszystko w porządku, chłopaki, i przeszedł z kolegami górą przez mury. Szukali go potem przez 5 lat aż w końcu dopadli i w 1952 roku skazali na wiele lat odsiadki.

Jako niegroźny dla ludu zawadiaka zyskał Sutton przychylność nie tylko opinii publicznej. W 1969 roku ten sam sędzia Farell, który skazał go 17 lat wcześniej , zawiesił wykonanie wyroku i do śmierci w 1980 r. żył już Sutton wyłącznie na wolności. Jak zaś wkroczył do podręczników amerykańskiej medycyny? Dzięki temu, że chodził prostą drogą do celu. Powtarzano otóż po wielokroć legendę, że w odpowiedzi na pytanie dlaczego napadał na banki mruknął: – Bo to są właśnie te miejsca, gdzie trzymają pieniądze.

Bonnie i Clyde, czy John Dillinger to na tle „Aktora” krwawe dranie i mechaniczne tępaki. Czy można zatem w bankach „wyleczyć się” z niedostatku lub wręcz zupełnego braku kasy. Barry Reilly, Neil Rickman i Robert Witt – profesorowie z Uniwersytetu Surrey wyprosili dostęp do zgromadzonych przez British Bankers’ Association danych o napadach na banki w latach 2005-2008, lecz pod warunkiem, że do wiadomości podadzą jedynie agregaty i wnioski. Ogłosili je w czerwcu br. w artykule pt. „Robbing banks, crime does pay – but not very much”, który ukazał się w dwumiesięczniku „Significance” wydawanym przez Royal Statistical Society.

Dziś w Wielkiej Brytanii napady na banki to nie jest szczególnie popularny rodzaj kryminalnej aktywności. W 2007 roku było ich 106, a w tej liczbie są także nieudane próby napadów. Ponieważ przy głównych ulicach jest na Wyspach 10 500 oddziałów bankowych to odsetek efektywnie narażonych na atak jest znikomy. Ma to znaczenie przy budżetowaniu kosztów, w tym kosztów obrony i ochrony. W tym samym roku policja odnotowała 80 000 napadów rabunkowych, w tym 7 500 na szkodę biznesu. Banki nie są zatem szczególnie częstym celem rzezimieszków.

Przegląd informacji z 364 rajdów na brytyjskie banki skłania także do wniosku, że przestępcy nie mają ulubionego modelu banku, np. ze względu na położenie oddziału, oddalenie posterunku policji, liczbę personelu i klientów. W 2007 r. tylko 13 tych samych oddziałów bankowych było zaatakowanych dwukrotnie w ciągu 12 miesięcy, a jeden był celem aż trzy razy.

Przeciętny urobek z napadu nie był imponujący – 20 330 funtów i 50 pensów przy odchyleniu standardowym równym 53,5 tys. funtów, co oznacza, że średnia arytmetyczna jest w tym przypadku kiepską miarą, ponieważ bardzo oddalone są od siebie krańcowe wartości rzeczywistych zaborów. Ponieważ jedna trzecia napaści na banki skończyła się całkowitym niepowodzeniem, więc realna przeciętna ze skoków zakończonych uwiezieniem łupu wzrosła do ok. 30 tys. funtów. Jest też istotny czynnik obniżający radość z pozyskania wpływów finansowych tą drogą – w Wielkiej Brytanii i USA 20 proc. napadów na banki kończy się schwytaniem i uwięzieniem sprawców oraz odebraniem skradzionych pieniędzy.

Skoro już o Ameryce mowa. W USA napaści na banki to domena FBI, które prowadzi i ujawnia bardzo bogate statystyki. W 2011 roku było tam ponad 5 tys. napadów na banki, z których 89 proc. zakończyło się powodzeniem. Łupem padło 38,3 mln dolarów – niemal wszystko w gotówce. Cwanych i wybrednych mają w USA bandytów, bowiem zrabowali jedynie 100 dolarów w akcjach i tylko 2300 dolarów w czekach. Policja zdołała odzyskać 8 milionów, a zatem przeciętny urobek z obrabowania banku wyniósł niecałe 6,7 tys. dolarów.

Najgorsze dla banków są w Stanach piątki (jedna piąta wszystkich zdarzeń w ubiegłym roku) i pierwsze godziny pracy od 9 do 11 rano, kiedy przeprowadzono 1437 napadów. Przemocy użyto w 200 przypadkach, a śmierć poniosło 13 osób, w tym 10 sprawców. Prawda czasu zgadza się w Ameryce z prawdą ekranu. Umieszczając miejsce akcji swoich filmów kryminalnych głównie w LA i pobliżu tej metropolii oraz na Brooklynie, czy Manhattanie, Hollywood nie kłamie. 687 razy napadano na banki w Kalifornii, 339 razy w Stanie Nowy Jork i 294 razy w Teksasie.

Trójka z Surrey ułożyła na podstawie przekazanych jej danych równania, które rzucają światło na „efektywność” zajęcia polegającego na rabowaniu banków. Chodziło o porównanie wkładu sił i środków z przychodem, a więc o wynik podejścia „input-output”. Modelowanie nie było proste, bo uwzględnić trzeba było bardzo wiele zmiennych: wkład pracy wyrażony liczbą uczestników akcji, wkład kapitałowy w postaci broni, elementy odstraszania, ochrony i obrony oraz sporo innych. Powiększenie grupy o jednego zbira zwiększało np. statystyczny spodziewany przychód o 9 tysięcy funtów a użycie broni (przy innych czynnikach i założeniach niezmiennych) o 10 tys. funtów.

W USA podstawową formą ochrony jest uzbrojony strażnik. Na Wyspach więcej uwagi poświęca się technice. 12 proc. oddziałów bankowych z próby poddanej badaniu było wyposażonych w metalowe ekrany uruchamiane sprężanym powietrzem, które w pół sekundy po naciśnięciu guzika oddzielają personel i pieniądze od części banku przeznaczonej dla klientów. Szacunki wskazują, że w porównaniu z innymi zabezpieczeniami, przy innych czynnikach niezmiennych, zamontowanie błyskawicznie opadającej kurtyny z metalu zmniejsza wartość łupu o 24,5 tys. funtów. Jeśli pamiętać, że przeciętna wartość zrabowanych pieniędzy wynosiła nieco ponad 20,3 tys. funtów, to statystyczna interpretacja wyniku każe upierać się, że w przypadku próby obrobienia banku z kurtyną, rabusie powinni „dopłacać” do każdego napadu po nieco ponad 4 tys. funtów (na dokładnych wartościach: 24 463 minus 20 330 = 4 133 funty). Ostateczna konkluzja wskazuje, że instalacja kurtyn zmniejsza prawdopodobieństwo napadu zakończonego powodzeniem o jedną trzecią.

Opublikowana w listopadzie 2011 r. praca pt. „Optimal Criminal Behavior and the Disutility of Jail: Theory and Evidence On Bank Robberies”, której autorem jest dr Giovanni Mastrobuoni z Collegio Carlo Alberto w Turynie, koncentruje się wprawdzie na czym innym, lecz daje też pogląd na wydatki sektora bankowego przeznaczane na bezpieczeństwo. Włochy są europejskim liderem, jeśli chodzi o przestępcze rajdy na banki. Na początku obecnego stulecia przeprowadzano ich co roku po prawie 3 000, ale przeciętny łup miał wartość aż 20 tys. euro, co Mastrobuoni tłumaczy tym, że ze względu na drakońskie kary, w USA na banki napadają głównie amatorzy, a we Włoszech, gdzie polityka karna jest liberalna – zawodowcy.

Na podstawie ankiety przeprowadzonej w 2006 r. w 21 tysiącach placówkach stanowiących 65 proc. wszystkich oddziałów bankowych istniejących we Włoszech oszacowano, że na każdy oddział przypadało 10,7 tys. euro wydatków na ochronę przed napadami. Cały sektor bankowy miałby przeznaczać na ten cel 300 – 350 mln euro rocznie. Do tego dochodzi jednak 4900 euro na oddział wydatków na zabezpieczenia przed kradzieżami i 6300 na ochronę transportów gotówki. Włoskie banki wydały zatem 6 lat temu nie mniej niż ponad 700 mln euro na swoje elementarne bezpieczeństwo. To mogłoby tłumaczyć wygórowaną wysokość opłat za prowadzenie konta, które według danych Komisji Europejskiej z 2007 r. wynosiły we Włoszech 90 euro rocznie podczas gdy średnia dla UE wyniosła wtedy 14 euro.

Polska jest pod tym względem relatywnie spokojnym krajem. Wprawdzie w 2011 r. PAP informowała, że w 2010 r. odnotowano 192 napady na banki, dwa razy więcej niż w 2009 r. i blisko pięć razy więcej niż w 2008 r., to w porównaniach międzynarodowych wypadamy dobrze. Wg szacunków Mastrobuoniego  sporządzonych na podstawie danych European Banking Federation, w okresie 2000-2006 dokonano w Polsce napadów na mniej niż co setny (0,61 proc.) oddział bankowy, podczas gdy we Włoszech wskaźnik wyniósł 8,67 proc., a w Kanadzie 14,1 proc. Lepsi od nas byli w Europie jedynie Bułgarzy (0,32 proc.), Szwajcarzy (0,43 proc.) i Finowie (0,53 proc.).

Analiza statystyk brytyjskich i włoskich potwierdza, że łup z napadu na bank rośnie wraz z czasem trwania akcji i liczebnością grupy rabusiów. Z drugiej strony, im dłuższy czas spędzony przez złodziei w rabowanym banku, tym większe prawdopodobieństwo pojmania sprawców, a im więcej rzezimieszków, tym serce bardziej boli dzielić. Te zależności pozwalają określić statystyczną siłę odstraszania od okradania banków siłą, groźbą i przemocą.

Istnieje pojęcie „wartości wolności” (value of freedom). Na podstawie danych o kaucjach (David S. Abrams i Rohlfs w „Optimal Bail and the Value of Freedom: Evidence from the Philadelphia Bail Experiment”) oceniono, że w USA przeciętny oskarżony był skłonny zapłacić kilka lat temu ok. 1000 dolarów kaucji za 90 dni na wolności. Z tego rachunek niby prosty, że jeden rok na wolności był wart ok. 4 000 dolarów, chociaż jeden kwartał, a cały rok w mamrze to jednak dość chyba zasadnicza różnica. Tak niska wycena swobody budzi więc wątpliwości, ale autorzy wyjaśniają, że takiej ceny oczekują ludzie ze społecznych nizin i dołów, którzy mają specyficzny system wartości, także w pieniężnym wyrazie tego słowa.

Badacze z Surrey skalkulowali, że w przypadku Wielkiej Brytanii oraz osobników parających się grabieniem banków cena wolności jest istotnie wyższa, ale nie tak wysoka, jak mogłoby się wydawać ludziom uczciwym, bądź bojaźliwym. Granica statystyczna wynosi 33,5 tys. funtów. Kwota ta została wyznaczona w równaniu, którego elementy: to współczynnik prawdopodobieństwa powodzenia napadu w wysokości 0,66, współczynnik prawdopodobieństwa złapania i uwięzienia wynoszący 20 proc. (0,2), przeciętna liczba przestępców biorących udział w statystycznym napadzie – 1,6 oraz 12,7 tys. funtów statystycznej doli przypadającej na jednego rabusia. Te 33,5 tys. funtów oznacza sumę kosztów do poniesienia przez przestępcę w przypadku nieszczęścia, czyli zatrzymania go przez policję. Można powiedzieć, że jest to odpowiednik hipotetycznej grzywny.

Za napady na banki wszędzie karą jest jednak więzienie. Ponieważ desperaci to najczęściej osobnicy bez stałej płacy i lepszego wykształcenia, to można tę kwotę przeliczyć na najniższe wynagrodzenie dla pracownika bez kwalifikacji. W Wielkiej Brytanii taki człowiek był w stanie zarobić 33,5 tys. funtów w ok. 3 lata. Trzy lata w więzieniu to zatem perspektywa, która powinna działać hamująco na przestępców, których celem są brytyjskie banki i – o dziwo – zapewne dziełem przypadku, takie są właśnie kary orzekane przez tamtejsze sądy.

Można mieć wątpliwości odnośnie do uniwersalności metody pp. Reilly, Rickman’a i Witt’a. Wg European Banking Association przeciętny łup z napadu bankowego w Polsce wyniósł w 2006 r. 5,5 tys. euro, a prawdopodobieństwo sukcesu wynosiło 0,71. Polska policja chwali się zaś, że wyłapuje połowę rabusiów. Jeśli wykorzystać te dane i przyjąć, że średnia liczba przestępców na jeden napad na bank u nas jest taka sama jak w Wielkiej Brytanii oraz, że nasz rzezimieszek zarobiłby w uczciwej pracy jakieś 1500 zł miesięcznie netto, to musiałby chorobliwie bać się więzienia. U nas bowiem od napadu na bank odstraszać miałaby wizja  6-7 miesięcy w ciupie.

Jan Cipiur

(opr. DG/ CC by elhombredenegro)

Otwarta licencja


Tagi