Autor: Regina Skibińska

Dziennikarka specjalizująca się w tematyce ubezpieczeniowej.

Katastrofy pogodowe to miliardowe koszty dla asekuratorów

Powodzie w Europie Zachodniej, pożary w Grecji, Turcji i Kalifornii. Konsekwencje zmian klimatu są coraz bardziej odczuwalne na całym świecie i coraz więcej kosztują ubezpieczycieli. W ich interesie leży zatem przeciwdziałanie tym zmianom.

Według szacunków branży ubezpieczeniowej ostatnie szkody powodziowe w naszej części Europy mogą kosztować ją około 1 miliarda euro. Szkody w samych Niemczech mogą sięgnąć blisko 5,5 mld euro, a wiele wskazuje, że na tym się nie skończy, gdyż pogoda nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa w tym roku. Generalnie wartość szkód związanych z katastrofami naturalnymi stopniowo rośnie. Szacuje się, że w 2020 roku osiągnęła ponad 210 mld dolarów, z czego około 82 mld dolarów było szkodami objętymi ochroną ubezpieczeniową.

Zdaniem Agnieszki Jarosławskiej-Kossakowskiej, dyrektor ds. reasekuracji w Smartt Re, skutki gospodarcze ostatnich powodzi mogą być rekordowo rozległe. Chodzi o straty majątkowe gospodarstw domowych, firm, związane z przerwą w działalności, dla rolnictwa, jak również w infrastrukturze ogólnej. Większość strat wynikających z powodzi będzie prawdopodobnie ponoszona przez branżę reasekuracyjną, a to może spowodować dalszą presję na wzrost stawek reasekuracyjnych oraz zaostrzenie warunków w nadchodzących odnowieniach umów obligatoryjnych ubezpieczycieli.

Skutki widoczne będą szybko

– Oczywiście tego typu dramatyczne zjawiska znajdują swoje odzwierciedlenie na rynku ubezpieczeniowym i reasekuracyjnym. Bardzo często niemalże natychmiastowym efektem jest wzrost stawek dla podobnego ryzyka przy najbliższym odnowieniu umowy ubezpieczenia, względnie odmowa zawarcia umowy, jeżeli przedmiot ubezpieczenia zlokalizowany jest w strefie dotkniętej powodzią, a nie podjęto żadnych działań, które doprowadziłyby do zmniejszenia prawdopodobieństwa lub dotkliwości potencjalnych szkód tego typu w przyszłości – mówi Marcin Zimowski, dyrektor Biura Marsh w Poznaniu.

Katastrofy naturalne powodują coraz wyższe straty

Na koszt katastrof wpływa też rosnąca zamożność. Przykładowo gdyby w Polsce w tym roku doszło do powodzi takiej jak 11 lat temu, to według szacunków Polskiej Izby Ubezpieczeń i Deloitte z 2018 roku, zawartych w raporcie „Klimat ryzyka”, kosztowałaby ona aż 16,2 mld zł – tyle, ile roczne zarobki 300 tys. Polaków. To o 3,4 mld zł, czyli o 20,9 proc. więcej niż w 2010 r. Oszacowany wzrost kosztów wynika przede wszystkim ze zwiększonej wartości majątku prywatnego i publicznego na terenach zagrożonych, na który złożyły się inwestycje firm, samorządów i budżetu centralnego, razem z funduszami UE.

Klimat się zmienia, obawy rosną

Z ostatniego raportu Międzyrządowego Zespołu ds. Zmian Klimatu (IPCC) wynika, że za około 20 lat nastąpi ocieplenie klimatu o 1,5°C względem średniej z lat 1850-1900, a może nawet być wyższe. Wyższe będą temperatury, zatem dotkliwsze będą skutki zmian klimatu. Konieczne jest natychmiastowe, szybkie i zakrojone na szeroką skalę ograniczenie emisji gazów cieplarnianych.

Lęki związane z tym zagrożeniem, a co za tym idzie, decyzje ubezpieczeniowe, ciągle nie są adekwatne do ryzyka. Wprawdzie jak podaje raport „Mapa ryzyka Polaków. Jak ubezpieczyciele odpowiadają na potrzeby społeczeństwa?”, stworzony przez Polską Izbę Ubezpieczeń we współpracy z firmą Deloitte, wśród ważnych dla Polaków obaw znalazły się również te wynikające z katastrof pogodowych i zmian klimatu, ale zaledwie 64 proc. Polaków uważa ocieplenie klimatu za zagrożenie, które wystąpi w ich życiu. Aż 14 proc. uważa, że globalne ocieplenie to mit, ale tutaj widać znaczący postęp. Przed pandemią 21 proc. respondentów kwestionowało globalne ocieplenie.

Polacy nie traktują wszystkich ryzyk klimatycznych tak samo. Bardziej boją się silnych wiatrów i huraganów niż zagrożeń spowodowanych powodzią i suszą. Aż 55 proc. Polaków uważa za prawdopodobne w swoim życiu zagrożenie silnymi wiatrami i huraganami. Ryzyka smogu obawia się 47 proc. badanych, choć 61 proc. uważa jego wystąpienie za realne w swoim życiu. Ograniczonego dostępu do wody obawia się 61 proc. badanych, ale tylko 36 proc. uważa jego wystąpienie za realne w swoim życiu. Jeszcze mniej obawiamy się powodzi. Tylko 43 proc. respondentów się jej obawia, a zaledwie 30 proc. uważa ją za realne niebezpieczeństwo we własnym życiu.

Polacy bardziej boją się silnych wiatrów i huraganów niż zagrożeń spowodowanych powodzią i suszą.

Wydawałoby się, że po ostatnich suchych latach będziemy bardziej obawiać się suszy i jej konsekwencji, ale nadal jest to ryzyko słabo doceniane. Suszy obawia się 51 proc. Polaków, a 50 proc. uważa za realne wystąpienie jej w swoim życiu.

Lęki dotyczące zagrożeń środowiskowych są największe w małych miejscowościach. Jest to o tyle niepokojące, że na niekorzystne zjawiska pogodowe coraz częściej narażone są także miasta. Mniejsze miejscowości bardziej są narażone na konsekwencje gwałtownych zjawisk pogodowych, ale to w dużych miastach straty są większe, jeśli dochodzi do powodzi czy huraganu, gdyż to w dużych miastach skupiają się ludzie, firmy i majątek.

Ubezpieczyciele nie zastąpią, ale pomogą

Asekuratorzy dysponują narzędziami, które nie zatrzymają lawiny zmian klimatu, ale w pewnym stopniu pozwalają chronić się przed konsekwencjami. Ubezpieczyciele jednak nie zastąpią podstawowych działań, za które odpowiada państwo ani nie zwolnią ludzi z konieczności zmiany przyzwyczajeń.

Polska Izba Ubezpieczeń ostrzega w raporcie, że jeżeli w Polsce nie opracujemy odpowiedniej strategii zarządzania ryzykiem klimatycznym i nie zwrócimy większej uwagi na planowanie przestrzenne, coraz częściej będziemy widzieć nie tylko klasyczne powodzie, ale też powodzie błyskawiczne, w tym tzw. powodzie miejskie, które są skutkiem gęstej i nieprzemyślanej zabudowy.

Zdaniem PIU to kwestia infrastruktury odprowadzającej wodę i niebudowanie na terenach zalewowych. Konieczne jest zintensyfikowanie prac nad projektami dotyczącymi małej retencji, jeśli chodzi o tereny rolnicze. Część szkód spowodowanych wiatrem wynika ze złego stanu technicznego budynków i  niedostatecznej kontroli w zakresie stosowania norm budowlanych.

Ocieplenie klimatu, degradacja środowiska? Rynek jest odpowiedzią!

Zarządzanie ryzykiem klimatycznym to również odpowiednie zbieranie i wykorzystywanie danych. Konieczne jest opracowanie metodyki ich zbierania i stworzenie bazy o skutkach katastrof dla Polski. Zapewnienie większej dostępności danych dotyczących ryzyka i strat związanych z klimatem zbieżne jest z postulatami Komisji Europejskiej, dla której zrównoważone finansowanie to jeden z priorytetów na nadchodzące lata. Wpisuje się to w dążenie do bardziej ekologicznej i zrównoważonej gospodarki, a w dłuższej perspektywie w osiągnięcie neutralności klimatycznej.

Według KE priorytetowe są m.in. działania zapewniające większą dostępność danych dotyczących ryzyka i strat związanych z klimatem. Komisja Europejska  dotyka też kwestii planowania przestrzennego, postulując włączenie kwestii odporności na zmianę klimatu do kryteriów mających zastosowanie do budowy budynków oraz infrastruktury krytycznej. To stwarza obszar do zaangażowania się ubezpieczycieli w zakresie dostarczania danych, wiedzy i doświadczenia w zarządzaniu ryzykiem, wreszcie przez odpowiednie ubezpieczenia i zmniejszenie luki ubezpieczeniowej.

Z drugiej strony zmiany klimatu wpływają też na ofertę asekuratorów.

– Choć ostatnio rekordowe, to jednak straty wynikające ze zmian klimatycznych trzeba traktować jako jeden z czynników „twardniejącego” rynku, który obserwujemy od kilku lat. Zaostrzenie przez Lloyd’s polityki akceptacji największych rodzajów ryzyka, dostosowywanie polityki reasekuratorów do globalnej strategii dekarbonizacji, pandemia – wszystko to skutkuje zawężaniem oferowanego zakresu ochrony i wzrostem cen – mówi  Agnieszka Jarosławska-Kossakowska.

Dostosowywanie polityki reasekuratorów do globalnej strategii dekarbonizacji i pandemia skutkują zawężaniem oferowanego zakresu ochrony i wzrostem cen.

Kluczowe jest oczywiście dostosowywanie się branży do wprowadzonego przez porozumienie paryskie planu redukcji emisji gazów cieplarniach. Jak wskazuje Jarosławska-Kossakowska, skutkuje to stopniowym ograniczaniem oferowanej pojemności reasekuracyjnej dla szeroko definiowanego ryzyka węglowego, charakterystycznego dla naszego regionu. Wykluczeniu podlegają już nie tylko kopalnie, elektrownie węglowe czy niezmodernizowane elektrociepłownie, ale także np. przewoźnicy, u których brany pod lupę jest udział procentowy węgla w łącznej wartości transportowanego mienia.

Reasekuratorzy zapowiadają, że będą stopniowo wyłączać ryzyka węglowe z umów reasekuracji obligatoryjnej. Minimum w ciągu dwóch, trzech lat, podobnie jak węgiel, będą traktowane inne paliwa kopalne, jak gaz czy ropa naftowa. Reasekuratorzy i ubezpieczyciele promują branże związane z wytwarzaniem, dystrybucją i przetwarzaniem energii ze źródeł odnawialnych, na przykład morskich farm wiatrowych, które akurat w Polsce mają duży potencjał rozwoju.

Niemniej jednak jako Polska jesteśmy ubodzy w alternatywne programy transferu ryzyka. Instrumenty finansowe, takie jak obligacje katastroficzne są rozwinięte w USA, czy Australii, gdzie skala wypływu zmian klimatycznych jest nieporównywalna do – i tak dotkliwych – powodzi, huraganów i susz w Polsce.

Otwarta licencja


Tagi