(©Envato)
W końcówce 1999 r. jakiś dziennikarz w Polsce pokusił się o wystawienie J.M. Keynesowi dość szczególnej laurki. Nadał mu tytuł najgorszego ekonomisty XX w. W dobie demokracji istnieje naturalnie swoboda wyrażania poglądów i opinii. Dziennikarz ten miał zatem do tego prawo, podobnie jak ci, którzy po przeczytaniu tego chcieli wręczyć, tym razem jemu, tytuł najgłupszego dziennikarza XX w.
O Keynesie dowiedziałem się jeszcze w ogólniaku. Chciałem bowiem zdawać na studia ekonomiczne. Przed egzaminem wstępnym z historii rodzice podpowiedzieli mi, że dobrze byłoby, gdybym poświęcił nieco czasu Keynesowi. Z niezbyt dużym przekonaniem zajrzałem do encyklopedii i sporządziłem jakieś notatki. Zupełnie niepotrzebnie, bo moich egzaminatorów w 1991 r. bardziej interesowała trójpolówka i losy polskich żołnierzy na frontach II wojny światowej niż jakiś Keynes czy nawet Friedman. Dopiero na studiach miałem okazję poznać bliżej postać tego ekonomisty. Dużo jednak czasu upłynęło, zanim zrodziła się moja fascynacja tym człowiekiem.
Lata 90. XX w. nie były jednak dobrym czasem do poznawania Keynesa, nie wspominając już o fascynowaniu się jego dorobkiem. Keynesizm był już dawno w odwrocie. Nastąpiła era ekonomii neoliberalnej, która raczej pełna była pogardy dla keynesizmu i w tym okresie nie był on ulubionym ekonomistą. Tu rodzi się pytanie: co ma Keynes wspólnego z keynesizmem? Odpowiedź jest stosunkowo prosta, jeśli możemy odwołać się do analogii, to brzmi ona w sposób następujący: mniej więcej tyle, ile Marks ma wspólnego z marksizmem. Może podpadnę wybitnym znawcom historii myśli ekonomicznej w naszym kraju (a tych akurat nie brakuje), ale duża część nurtu o nazwie keynesizm jest de facto swoistego rodzaju wypaczeniem nauk Keynesa. Najprawdopodobniej sam Keynes obraziłby się na następujące sformułowanie dotyczące tego, że w samym Keynesie było zbyt dużo idealizmu. Na ten wątek uwagę zwraca niemiecki ekonomista profesor Harald Scherf. Aby móc zrozumieć sens wypowiedzi Scherfa, trzeba bliżej przyjrzeć się życiu samego Keynesa.
Skazany na sukces
Keynes, używając kolokwialnego stwierdzenia, był od samego początku skazany na sukces. Drzewo genealogiczne rodziny Keynes sięga aż po niejakiego Williama de Cahagnes, który przybył na Wyspy Brytyjskie wraz z Wilhelmem Zdobywcą. Losy rodu różnie się układały, zanim ojciec Johna Maynarda Keynesa (John Neville Keynes) dzięki stypendium dostał się na Cambridge. Według Scherfa, John Neville nie osiągnął zawrotnej kariery naukowej. Napisał wprawdzie dwa podręczniki, ale szybko przełożył swoje ambicje na dzieci. Nic więc dziwnego, że do wykształcenia w tym domu przywiązywano ogromną wagę. Zaszczepił im także szacunek nie tylko do wykształcenia, ale też do tradycji, a przede wszystkim do tego, co się w Wielkiej Brytanii określa mianem merytokracji. Dzięki takiemu wychowaniu młodszy brat Johna Maynarda został słynnym chirurgiem, a siostra (Margaret) poślubiła przyszłego laureata Nagrody Nobla z dziedziny medycyny (A.V. Hilla).
Nasz bohater był za to ukochanym dzieckiem swojej matki Florence Ady Keynes. Po jej śmierci okazało się, że sporządziła ona aż 34 ogromne albumy z wycinkami prasowymi na temat Johna. Sam Keynes podchodził do osiągnięć swoich i swojego rodzeństwa z nieco większym dystansem oraz domieszką brytyjskiego humoru, twierdząc, że jeżeli kryterium wysokiej punktacji na egzaminach nadal będzie utrzymane przez najbliższe 300 lat, a jego rodzina zachowa podobną dynamikę osiągania świetnych wyników, to ród Keynesów najprawdopodobniej stanie się wówczas rodziną królewską.
Zostawmy sarkazm Keynesa na boku i przyjrzyjmy się samemu Keynesowi. Od samego początku wpajano mu bowiem jeszcze dwie zasady: po pierwsze, najwięcej wymagaj od siebie samego, a po drugie, nadrzędnym obowiązkiem jest służba społeczeństwu. Jak się później okazało, na co zwraca uwagę Scherf, Keynes najprawdopodobniej zaczął wychodzić z dość mylnego założenia, że wszyscy inni (a zwłaszcza politycy) będą kierować się podobnymi ideałami. Dlatego można tu podać niektóre przyczyny, dla których nigdy nie wolno utożsamiać Keynesa z keynesizmem.
Zobacz również:
Ważniejsze od oszczędności są inwestycje
John był częścią Bloomsbury Group – grupy zrzeszającej brytyjskich filozofów, artystów oraz intelektualistów. Ich paleta tematów dyskusyjnych była bardzo szeroka i rozpościerała się od literatury, poprzez sztukę i ekonomię, aż po pacyfizm, feminizm czy nawet świat seksualny człowieka. Przyjaźnił się między innymi z Virginią (Stephen) Woolf, Vanessą Stephen (Bell) i Davidem Garnettem. Każdy biograf Keynesa podkreśla znaczenie tej grupy (podobnie jak i Stowarzyszenia Apostołów) na ukształtowanie się jego światopoglądów. Był uczniem Alfreda Marshalla, którego uważał za swojego mistrza i od którego czerpał wiedzę. Pobierał również prywatne lekcje u Arthura Pigou. Na samych studiach w Cambridge spędził natomiast mało czasu. Wykładowcą ekonomii stał się trochę przez przypadek. Zaraz po ukończeniu nauki udał się do Londynu, aby zdobywać szlify w administracji rządowej. Tęsknił jednak za swoimi przyjaciółmi z Bloomsbury i gdy tylko nadarzyła się okazja objęcia stanowiska wykładowcy na macierzystej uczelni, nie zastanawiał się długo.
Kształtowanie poglądów
Nie był jednak ślepo wpatrzony w swoich mistrzów. Szybko zaczął dochodzić do własnych wniosków, które często bardzo różniły się od poglądów jego mentorów. Osobami, których dorobek wywarł spory wpływ na Keynesa, byli m.in. irlandzki polityk i filozof Edmund Burke, co może nieco dziwić, gdyż Burke’owi bardzo bliski sercu był leseferyzm, a także filozof George Edward Moore (zwłaszcza w zakresie badań poświęconym etyce, a dokładniej jego dzieło o nazwie Principia Ethica). Keynes gustował w książkach, miał naprawdę zapierającą dech kolekcję unikatowych egzemplarzy. Z pewnością przeczytał je wszystkie, bo czym uzasadnić opinię Bertranda Russella o Keynesie, według której był on najinteligentniejszym człowiekiem, z jakim ten miał kiedykolwiek do czynienia.
Keynes był otwarty zarówno na inne poglądy, jak i osoby innej narodowości, co nie zawsze ułatwiało mu życie. Jego ożenek z rosyjską baleriną Lydią Lopokovą nie spotkał się (przynajmniej na początku) z wyrozumiałością ze strony członków grupy z Bloomsbury. Dzięki swojej żonie odbył przynajmniej dwie podróże do Związku Sowieckiego. Nie byłby on chyba sobą, gdyby swoich wrażeń z tych wizyt nie przelał na papier w postaci książki „A short view of Russia” (tak naprawdę były to trzy artykuły wydane jako całość). Czuł się zobowiązany do podzielenia się z czytelnikami swoimi poglądami, bo według niego, przynajmniej do 1925 r., żadna angielska gazeta nie miała swojego stałego korespondenta, który mógłby przedstawić mieszkańcom Wysp Brytyjskich, co dzieje się w Rosji (właśnie takiego terminu użył). Z kolei ludzie nie byliby sobą, gdyby nie zaczęli nadinterpretować zawartych w tej książce poglądów. Niektórzy szli tak daleko, że nadawali mu etykietę piewcy systemu komunistycznego. Keynes z pewnością nim nie był, a wręcz przeciwnie. Interesowały go, bardziej niż procesy ekonomiczne, zagadnienia społeczne, a dokładniej chęć odpowiedzi na pytanie, czy można znaleźć w ówczesnym Związku Sowieckim alternatywę dla zachodniego społeczeństwa opartego na zamiłowaniu do pieniądza.
Niedoceniany przez polityków
Keynes na pewno nie był teoretykiem. Życie upłynęło mu na ciągłych podróżach między Cambridge a Londynem. Grał na giełdzie, wchodził w skład wielu rad nadzorczych, zarządzał funduszami inwestycyjnymi, był też cenionym doradcą. I tu być może mamy do czynienia z największym paradoksem, gdyż będąc najwybitniejszym makroekonomistą wszech czasów, miał dużo większy posłuch wśród inwestorów i przedsiębiorców (bądź co bądź stanowiących raczej szczebel mikroekonomii) niż wśród polityków odpowiadających za sprawy makroekonomiczne. Do tego jeszcze doszedł czynnik szczęścia, a raczej jego braku. W czym rzecz?
Zobacz również:
Świat z pewnością bardzo dużo zawdzięcza Keynesowi. Sęk w tym, że ludzkość mogłaby zawdzięczać mu znacznie więcej, gdyby chciano go słuchać. Dotyczyło to przede wszystkim polityków. Ktoś słusznie zauważył, że przyjście na świat Keynesa to najwspanialsza rzecz, jaka mogła się Wielkiej Brytanii przydarzyć, a z kolei największym jej dramatem było to, że Keynes odszedł z tego świata wtedy, gdy jego ojczyzna najbardziej go potrzebowała.
Kariera zawodowa
Keynes szybko wspinał się po drabinie kariery zawodowej i już w wieku 30 lat został członkiem królewskiej komisji „On Royal Indian Finance and Currency”. Ciężko pracował, a owocem tego była napisana przez niego książka o bardzo podobnym tytule „Indian Currency and Finance”. Z jej treści wynika, że za sprawą odpowiedniego posługiwania się polityką pieniężną można przyczynić się do zwiększenia bogactwa narodu. Nic dziwnego, że z upływem lat Keynes coraz bardziej rozumiał potencjał polityki pieniężnej, dlatego właśnie stał w tak ostrej opozycji do powiązania podaży pieniądza ze złotem, które nazywał mianem reliktu barbarzyństwa.
Na szczególną uwagę zasługuje natomiast kolejne jego dzieło. Po zakończeniu I wojny światowej został bowiem wysłany do Wersalu, aby z bliska przyglądać się odbywającym się tam obradom. Keynes był przerażony polityką Francji zmierzającą do położenia przegranych Niemiec na łopatki. Alarmował, ale nikt go nie chciał słuchać, a niektórzy oskarżali go wręcz o proniemieckie sympatie (nie powinno nas to dziwić, bo co niektórzy później poszli jeszcze dalej i uczynili Keynesa piewcą komunizmu). Znowu mamy tu do czynienia z pewnym niedomówieniem. Rzecz w tym, że guwernantka Keynesa była Niemką i to dzięki niej wiedział o Niemczech znacznie więcej niż przeciętny ówczesny inteligent. Łączyła go też wręcz intymna przyjaźń z Carlem Melchiorem, który reprezentował Niemcy w Wersalu. Ale co innego wiedza (a nawet sympatia do Niemiec), a co innego trzeźwa analiza. Czytając jego książkę, można odnieść wrażenie, jakby pisał, wyprzedzając dalsze losy Niemiec wywołane błędną polityką zwycięzców I wojny światowej.
Sygnatariusze traktatu wersalskiego nie byli jedynymi, którzy nie posłuchali Keynesa. Szybko (bo w 1925 r.) do tego grona dołączył ówczesny kanclerz Skarbu Zjednoczonego Królestwa Winston Churchill. Keynes chciał go odwieść od szalonego pomysłu przywrócenia wymienialności funta na złoto po parytecie sprzed 1914 r. Dla niego było jasne, że zmiany, jakie zaszły na świecie w latach 1914–1925 miały charakter nieodwracalny. Churchill jednak nie posłuchał i postawił na swoim, ze wszystkimi tego poważnymi konsekwencjami. Przewartościowanie kursu funta stało się przyczyną wielu problemów, które na pewno doprowadziły zarówno do ślamazarnego wzrostu PKB w Wielkiej Brytanii w latach 1925–1928 (oraz słynnego strajku z 1926 r.), jak i bańki spekulacyjnej na giełdzie nowojorskiej (bo Fed, chcąc podtrzymać kurs funta do dolara, utrzymywał zbyt niskie stopy procentowe, które zachęciły do szaleństwa giełdowego), a następnie do Wielkiego Kryzysu Gospodarczego. Nie brakuje nawet takich, co twierdzą, że ignorancja Churchilla w 1925 r. doprowadziła do wybuchu II wojny światowej.
Zobacz również:
Bretton Woods – ważny epizod w dziejach finansów
Nieco bardziej skomplikowana jest historia jego udziału w przezwyciężaniu kryzysu gospodarczego lat 30. XX w. Wielu przypisuje mu prawa autorskie do wprowadzonego przez prezydenta Franklina Delano Roosevelta słynnego programu New Deal. Ten ostatni najprawdopodobniej spotkał się z Keynesem, ale na pewno nie wpłynęło to na kształt owego programu.
Ogólna teoria zatrudnienia, procentu i pieniądza
Każdy student zapytany na egzaminie z historii myśli ekonomicznej o najważniejsze dzieło Keynesa powinien wymienić „Ogólną teorię zatrudnienia, procentu i pieniądza” z 1936 r. Rzeczywiście, książka postrzegana jest jako podstawa rewolucji keynesowskiej. We wstępie napisał, że jego głównym celem jest zajmowanie się trudnymi kwestiami teoretycznymi, a dopiero na drugim miejscu zastosowanie tej teorii w praktyce. Ale chyba nie wszyscy dokładnie przestudiowali wstęp, gdyż twierdzili, że Keynes zawarł w swoim dziele receptę na zwalczanie bezrobocia. Wszystkim tym, którzy tak myśleli lub, co gorsza, nadal tak myślą, dedykuję słowa Joany Robinson, która powiedziała, że „niejaki Adolf Hitler uporał się z problemem bezrobocia, zanim Keynes zdążył wyjaśnić jego przyczyny”. Słowa te były wodą na młyn dla krytyków Keynesa, wytykających mu skłonności do preferowania systemów totalitarnych. Rzeczywiście napisał tam, że zalecane przez niego instrukcje łatwiej będzie wprowadzać w systemie totalitarnym niż w demokracji. Może dlatego właśnie wytyka mu się czasami to, że nie zainteresował się nieco bardziej tym, co działo się w III Rzeszy, w trakcie pisania książki.
Skupmy się jednak już na samej książce. Nie została ona zbyt ciepło przyjęta zarówno przez współczesnych, jak i nawet późniejszych wybitnych ekonomistów. O tym dziele niezbyt pochlebnie wypowiadali się jego krytycy: zwłaszcza Étienne Mantoux czy założyciel szkoły chicagowskiej Frank Knight. Sam Paul Samuelson (który na pewno nie był intelektualnym przeciwnikiem Keynesa) nazwał ją wręcz niezrozumiałą. Znowu podpadnę znawcom historii myśli ekonomicznej, twierdząc, że tylko dzięki pracy dwóch innych ekonomistów (mowa oczywiście o Alvinie Hansenie oraz przede wszystkim autorze krzywych IS-LM Johnie Hicksie) zdołano „przemycić” myśli Keynesa do szerszej publiczności.
Keynes a Kalecki
A co na temat Keynesa sądził prof. Kazimierz Łaski, uważający się za ucznia Michała Kaleckiego i czyniący wszelkie starania, aby podtrzymywać pamięć o jedynym Polaku (który był desygnowany do Nagrody Nobla i tylko jego przedwczesna śmierć uniemożliwiła nam szczycenie się jedynym polskim noblistą z dziedziny ekonomii, gdyż Riksbank nie przyznaje tej nagrody pośmiertnie)? Szanował go, ale podchodził do jego dorobku z rezerwą. Tłumaczył, że jego zdaniem w tematyce wszelakich inwestycji Kalecki był najprawdopodobniej dużo lepszy od Keynesa. Prof. Łaskiemu można byłoby zarzucić brak obiektywizmu, ale równie często cytowany Scherf także wytyka Keynesowi słabości (jak chociażby pewne niedociągnięcie w kwestii postrzegania relacji między cenami a płacami).
Sam Łaski nie miał natomiast wątpliwości co do wyższości Keynesa nad Kaleckim w zakresie zastosowania pieniądza w sferze międzynarodowej. Uważa, że Kaleckiemu ten temat nie leżał. Między oboma panami najprawdopodobniej był nieformalny podział: zagadnienie pieniądza w ujęciu krajowym (zwłaszcza patrząc przez pryzmat płac) było niezaprzeczalną domeną prof. Kaleckiego, a w kwestii zastosowania pieniądza w sferze międzynarodowej – tu niedoścignionym mistrzem był Keynes.
Bretton Woods
Prof. Łaski wiedział, co mówi. Podobnie jak ci politycy, którym w połowie 1944 r. przypadło pracować nad nowym ładem finansowym, jaki miał nastać po zakończeniu działań wojennych. Za nic w świecie nie chcieli popełnić błędów związanych z pracami nad traktatem wersalskim. To właśnie wtedy wybiła najwspanialsza godzina Keynesa. Uchodził za wyrocznię, ale nawet w dobie prac nad systemem z Bretton Woods Keynes nie miał wolnej ręki z wprowadzeniem swoich pomysłów w życie. Na drodze stanął mu niejaki Harry Dexter White (który później okazał się współpracownikiem NKWD). Za Keynesem przemawiała wiedza i doświadczeniem, a za Dexterem Whitem siły polityczne USA, które chciały cały system podporządkować swoim własnym interesom. Keynes próbował walczyć, wychodząc między innymi z propozycją waluty światowej o nazwie bancor. Amerykanie nie chcieli o niej słyszeć, stawiając zdecydowanie na supremację dolara. Ostatnie lata systemu z Bretton Woods ponownie dowiodły, że Keynes miał rację. Wprowadzenie bancora w życie najprawdopodobniej uchroniłoby system przed tym, co w literaturze zwie się paradoksem Triffina (nie ma możliwości jednoczesnego emitowania waluty opartej na złocie według potrzeb i utrzymywania zarazem dużych rezerw złota – red.).
Zobacz również:
Kulisy zgromadzenia w hotelu Mount Washington
W trakcie prac nad nowym systemem walutowym Keynes był już bardzo chory, gdyż od samego dzieciństwa zdrowie nie było jego silną stroną. W 1937 r. wystąpiła u niego zakrzepica, którą niestety zlekceważył i zaniedbał. Zmarł 21 kwietnia 1946 r. 12 lat przed śmiercią jego matki, co dla Florence Ady Keynes musiało być wyjątkowo bolesnym przeżyciem. Wdowa po Keynesie wycofała się z życia publicznego i żyła w Sussex do 1981 r. Warto o niej wspomnieć z jednego ważnego powodu. Gdyby bowiem nie jej czuła opieka nad małżonkiem, najprawdopodobniej nasz bohater nie dożyłby konferencji z Bretton Woods i historia gospodarcza świata mogłaby potoczyć się zupełnie inaczej.
Dlaczego w wielu przypadkach keynesiści tak bardzo odstawali od nauk swojego mistrza? Z odpowiedzią przyszedł prof. Scherf, twierdząc, że dla Keynesa najważniejszą rzeczą było służyć ludziom. Z kolei dla wielu polityków odwołujących się do jego nauk najważniejsze było utrzymanie się u władzy (za cenę niemal zupełnego zaprzeczenia tego, co twierdził sam mistrz).
Autor wyraża własne opinie, a nie oficjalne stanowisko NBP.