Kto naprawdę rządzi

Na burzę, która przyszła po światowym kryzysie, a dziś trzęsie zadłużoną strefą euro, można patrzeć na kilka konwencjonalnych sposobów – i jeden raczej zaskakujący.

Spojrzenia konwencjonalne, prezentowane w mediach przez profesorów ekonomii, historyków euro i publicystów, są z grubsza takie: kryzys w łonie euro to nieunikniony skutek krótkowzroczności rządów, które przesadziły z zadłużaniem swoich krajów; to efekt konfliktu interesów między bogatymi a peryferyjnymi państwami Unii, albo wręcz – między Niemcami i całą resztą; to cywilizacyjne zderzenie między protestanckim, północnym etosem pracy a południowym zamiłowaniem do korupcji i dolce far niente; to wreszcie opłakany skutek budowania unii walutowej na fundamentach politycznych, bez dostatecznego poszanowania zasad makroekonomii.

Natomiast wśród ludzi siedzących w głębi szeroko rozumianego establishmentu finansowego daje się słyszeć zupełnie inną, zaskakującą opinię: że mamy też do czynienia z wojną między politykami a bankowcami, między rządami a prywatnymi rynkami.

Politycy tak przez ostatnie dwa lata zaleźli za skórę bankowcom, że ci w końcu się odwinęli. Pamiętacie te ataki przedstawicieli rządów na instytucje finansowe po wybuchu kryzysu: jadowite komentarze dla mediów, że przerośnięta branża finansowa przynosi korzyści wyłącznie sobie, a obywatelom tylko szkody; szczucie opinii publicznej przeciw szefom największych banków i instytucji, odsądzanie ich od czci i wiary, zmuszanie do rezygnacji z premii, populistyczne nawoływanie do trwałego obniżenia dochodów bankierów (Anglicy przeprowadzili to – na pewno przypadkiem! – przed wyborami parlamentarnymi); wreszcie wymądrzanie się na temat „niezrozumiałych” instrumentów finansowych, podnoszenie podatków i coraz to nowe pomysły na zacieśnianie regulacji banków i rynków finansowych…

Domniemani władcy świata zniecierpliwili potężnych finansistów. Chcecie, koteczki, tworzyć własną, europejską agencję ratingową, bo te amerykańskie są nieodpowiedzialne? Proszę bardzo, możemy dokładniej przyjrzeć się Grecji, Hiszpanii i Portugalii… Ups, niestety: za duże zadłużenie, jako rzetelni analitycy, musimy te ratingi obniżyć. A koledzy i koleżanki, którzy handlują rządowymi papierami, czyli ci ohydni spekulanci, na których tak narzeka premier Grecji, niestety będą żądać coraz więcej za pożyczki dla krajów PIIGS – inaczej byliby nie fair wobec własnych akcjonariuszy… Czytamy przecież w „Financial Times”, że na rynkach finansowych ma panować uczciwość i bezkompromisowy profesjonalizm!

W tym tygodniu, gdy ogłoszenie pakietu pomocowego uspokoiło sytuację wokół euro, a giełdy i waluty odbiły, politycy być może z ulgą ocierają pot z czół. Z drugiej strony, znają przecież prawdę: pieniądze na ratowanie krajów strefy zostały obiecane warunkowo, a warunki są piekielnie trudne do spełnienia. I politycy wiedzą, z kim mają do czynienia. Rynki już sygnalizują, że pozostają sceptyczne, będą patrzyć im na ręce. I kto jest władcą świata? Kto naprawdę rządzi?

Taka sobie teoria, ani dużo lepsza, ani specjalnie gorsza od innych. Podejrzewam nawet, że wyjaśnia jakiś aspekt rzeczywistości. Podobnie, jak te konwencjonalne, wyliczone na początku.

Mariusz Ziomecki


Tagi


Artykuły powiązane