Autor: Jan Cipiur

Dziennikarz ekonomiczny, publicysta Studia Opinii

Kulisy zgromadzenia w hotelu Mount Washington

W zapadłej dziurze w Bretton Woods, 80 lat temu, Ameryka podyktowała 43 pozostałym uczestnikom słynnej konferencji reguły nowego porządku w międzynarodowych finansach. „Stawiać” się Stanom Zjednoczonym próbowali wyłącznie Brytyjczycy, ale po poniesieniu olbrzymich ciężarów I i II wojny światowej byli goli jak święci tureccy, więc gardłowali, ale bardzo mało wskórali.
Kulisy zgromadzenia w hotelu Mount Washington

(©NBP)

Z okazji okrągłej rocznicy pojawiło się mnóstwo publikacji na temat wielkiego zjazdu w New Hampshire. Ich autorzy skupili się na pokłosiu Bretton Woods, a więc na działaniu i ewolucji sytemu finansów światowych oraz na funkcjonowaniu Międzynarodowego Funduszu Walutowego (IMF), a także Międzynarodowego Banku Odbudowy i Rozwoju (IBRD), znanego lepiej pod poręczniejszą nazwą Bank Światowy.

Po niemal stu latach mało kto wie, poza ekspertami, jak dolary usunęły złoto w cień i dlaczego świat posługuje się pieniędzmi z papieru. Banknoty nie mają żadnej materialnej wartości, ale każdy musi je dziś akceptować na życzenie rządu. System nazywa się fiat money, co oznacza pieniądz fiducjarny, czyli funkcjonujący na podstawie (wymuszonego) doń zaufania. Równie uprawnione jest jednak wyjaśnienie, że to pieniądz, który powstał na podstawie odgórnej (ang. fiat) decyzji władzy.

Detronizacja szlachetnego kruszcu

Przez stulecia banknoty były lekkim i poręcznym wyrazem kruszcu – niemal zawsze, czyli poza siłowymi wyjątkami od twardej reguły, można je było wymienić na złoto. Od porozumień z Bretton Woods to amerykańska waluta formalnie zdetronizowała kruszec. Została koronowana, ponieważ za nią stało i stoi najsprawniejsze, najbogatsze, najsilniejsze państwo świata, które ma wprawdzie stale wewnętrzne, bardzo poważne kłopoty społeczne i polityczne, ale w roli hegemona nie ma go kto zastąpić.

Złoto ciągle jest w użyciu, ale głównie w roli finansowej poduszki na potencjalne wielkie kłopoty w przyszłości, z których może będzie można się nim wykupić. Każde państwo i każdy z nas stara się mieć złoto, choć jest tylko ludzką kreacją, bez której byłoby bezwartościowe. Płatności w złocie dokonują dziś niemal wyłącznie takie kraje, jak Rosja, Korea Płn., Iran, czyli satrapie otaczane kordonem sanitarnym przez znaczną większość świata.

„Od zawsze” działała zasada, że najskuteczniejszym sposobem na gromadzenie bogactwa są wojny w połączeniu z handlem. W liście z 1614 r. do akcjonariuszy Holenderskiej Kompanii Wschodnioindyjskiej (VOC) generalny gubernator Indii Holenderskich, brutalny, jak mało kto, Jan Pieterszoon Coen, jeden z budowniczych imperium holenderskiego w Azji, przekonywał, że „nie możemy prowadzić handlu bez wojny, ani wojny bez handlu”. W średniowieczu stosowali się do tej reguły Wenecjanie. Potem po mistrzostwo sięgnęli właśnie Holendrzy. Wkrótce prześcignęli ich jednak Anglicy, którzy stworzyli globalne imperium dominujące nad światem do przełomu XIX i XX w. Spektakularne natomiast klęski wywołane przerostem składnika wojennego i niedostatkiem czynnika kupieckiego ponieśli najpierw Hiszpanie, których imperium zgasło po zaledwie dwóch stuleciach, a w XX w. Sowieci. Oba te państwa świetnie posługiwały się mieczem, ale sakiewki napełniać umiały jedynie kilofem i łopatą oraz pejczem w rękach siepaczy. Dopiero obecna wielka globalizacja (w odróżnieniu od małej z XIX w.) zminimalizowała znaczenie połączenia wojny z handlem, choć obecne napięcia między Chinami a USA zdają się podważać tę tezę.

Do połowy XIX w. handel był jednak bardzo mały. Dwieście lat temu ludzie niewiele produkowali, olbrzymia większość trzymała się swojej okolicy, bo transport był mitręgą, poza morskim. Ruszył dzięki rewolucji przemysłowej. W 1870 r. międzynarodowa wymiana towarowa stanowiła już i tylko niecałe 5 proc. globalnego produktu brutto, w 1913 r. – 8 proc., natomiast w 2022 r. było to prawie 63 proc. Ostatecznych rozliczeń kupieckich dokonywano w złocie, choć każdy starał się je chomikować. W podręcznikach przywiązanie do złota zwą merkantylizmem. Niechęć do pozbywania się kruszcu hamowała handel.

Wolny handel

Pierwsi po rozum do głowy poszli Anglicy, znosząc w 1846 r „ustawy zbożowe”, chroniące tamtejszych właścicieli ziemskich z arystokracji przed tanim importem. Wielka Brytania przyjęła porządek nazwany wolnym handlem. W kilkanaście lat później (1860 r.) Wlk. Brytania i Francja zawarły pierwszy w historii układ o wolnym handlu (The Cobden-Chevalier Treaty). Idąc za ciosem, imperium podpisało umowy o tzw. klauzuli najwyższego uprzywilejowania z ośmioma państwami z kontynentu.

Anglicy mieli głowę na karku. Rewolucja przemysłowa zwiększała w postępie geometrycznym podaż i różnorodność towarów, które można było przemieszczać kolejami i parowcami po całym świecie. Handel przynosił wielkie i coraz większe korzyści. Dla przykładu, bez wielkiego handlu tekstyliami z Rosją nie byłoby Łodzi. Fala wymiany towarowej przybierała również wskutek rozwiązania usuwającego ryzyko kursowe.

Po półwieczu tzw. bimetalizmu polegającego na rozliczeniach zarówno w srebrze, jak i złocie, Niemcy, Francja i USA, a następnie inne państwa Europy poszły śladem Wielkiej Brytanii i przyjęły w latach 70. XIX w. tzw. złoty standard polegający na utrzymywaniu stałych kursów walutowych wyrażonych w określonej ilości złota na jednostkę tej czy innej waluty oraz na przestrzeganiu nienaruszalnej zasady wymiany na żądanie walut narodowych na kruszec. Kursy się zmieniały bardzo nieznacznie wraz ze zmianami kosztów przewozu złota przez ocean, lecz wskutek działania prawa popytu i podaży szybko wracały do ustalonych wielkości. Złoty standard był możliwy dzięki odkryciu bogatych złóż szlachetnego metalu w Kalifornii. Gdyby nie wielki wzrost jego podaży, byłoby go na „gold standard” zbyt mało.

Koszty wojenne

Świetnie funkcjonujący złoty porządek z czasów la belle epoque zrujnowała I wojna światowa, a potem tzw. Wielki Kryzys (ang. Great Depression) z lat 30. XX w. Ludzkie, materialne i gospodarcze konsekwencje czterech lat I wojny światowej były przerażające. Zmienił się kontekst polityczno-międzynarodowy i to generalnie na gorszy, co miało się okazać już niebawem, choć nie z perspektywy państw, które powróciły na mapę Europy. O kosztach tej wojny nie wiadomo nic pewnego, poza tym, że były olbrzymie. Według jednego ze zgrubnych szacunków przedstawionych na stronach Uniwersytetu Oregonu, wydatki poniesione przez kraje sprzymierzone stanowiły razem ponad 125 mld dol. (ówczesnych). Jeśli dostosować tę wielkość np. do dzisiejszych kosztów pracy, to obecnie byłoby to 12,5 bln dol. (12 500 mld dol.). Ciężar poniesiony przez państwa centralne miał stanowić równowartość ponad 61 mld dol. (ówczesnych). Największe koszty obciążyły Niemcy (38 mld dol.) i Wielką Brytanię (35,3 mld dol.). Do rachunku doliczyć trzeba zrujnowanie sporej części Francji i Belgii, ale przede wszystkim dziesiątki milionów śmiertelnych ofiar walk i chorób, w tym przede wszystkim tuż powojennej grypy „hiszpanki”.

Prowadzenie wojny to również kurczenie się wydajności źródeł podatkowych. Francja i Wielka Brytania nie były więc w stanie samodzielnie zaspokoić i sfinansować swoich potrzeb w zakresie uzbrojenia oraz bieżącego zaopatrzenia gospodarki i ludności. Rozwiązaniem były wielkie dostawy z USA opłacane z amerykańskich pożyczek. Rezultat był do przewidzenia. W 1934 r. zadłużenie Londynu wobec Waszyngtonu wynosiło około 866 mln funtów ówczesnej wartości. Mierząc proporcją PKB z tamtych i dzisiejszych czasów, teraz byłoby to nie mniej niż 225 mld funtów. Skumulowane skutki I wojny światowej i Wielkiego Kryzysu uśmierciły złoty standard, bowiem państwa europejskie miały olbrzymie deficyty handlowe i płatnicze, więc brakowało im kruszcu, żeby przestrzegać jego zasad. W dodatku, aby nie pogarszać sytuacji, wprowadzano zakazy wywozu złota za granicę.

Długo niezaangażowane Stany Zjednoczone również poniosły koszty, ale w ogólnym rozrachunku USA były jedynym wygranym Wielkiej Wojny. Właśnie wtedy zaczęły się przepoczwarzać z potęgi regionalnej dyktującej warunki na półkuli zachodniej w mocarstwo globalne. Najważniejszymi atutami Ameryki była witalność jej przemysłu, efektywny system wolnorynkowy, wielkie zasoby surowców, wydajne rolnictwo, rozwinięty sektor bankowo-finansowy i bardzo silne, świetnie zorganizowane przywództwo państwowe. Hugh Rockoff z Rutgers University („Until it’s over, Over There: The U.S. Economy on World War I”) napisał, że w 1918 r., czyli tylko w rok po przystąpieniu do wojny i bez szczególnych przygotowań, aż ponad 1/5 zasobów państwa już służyła wysiłkowi wojennemu. Opłaciło się „po stokroć”, gdyż dostawy olbrzymich ilości wszystkiego co było niezbędne i Francuzom, i Brytyjczykom do prowadzenia wojny zmieniły USA z kredytobiorcy w wielkiego pożyczkodawcę.

Złoty standard zmierzchał dość długo, ale w 1937 r. było już po nim. Najogólniej rzecz ujmując, nie miał w sobie elastyczności niezbędnej, żeby działał w zupełnie zmienionych i bardzo trudnych warunkach. Na jego miejsce weszła hybryda w postaci złoto-dewizowego standardu walutowego (gold-exchange standard). W tym systemie rezerwowe zasoby złota banków centralnych były uzupełniane najmocniejszymi walutami świata, a więc amerykańską walutą oraz bardzo już słabującymi funtami szterlingami. Dolar zdobywał pierwszeństwo wraz ze wzrostem potencjału gospodarczego Stanów Zjednoczonych. Formalna pieczęć pod rozwiązaniem z dolarem w roli głównej i odstawieniem do kąta funta postawiona została w Bretton Woods.

Detronizacja funta szterlinga

Z braku twardych danych wyliczenia nie mogą być precyzyjne, ale przyjmuje się, że w 1916 r. PKB USA oszacowane z uwzględnieniem parytetu siły nabywczej było już większe niż PKB całego imperium brytyjskiego. Detronizacja funta była dla Brytyjczyków niezwykle bolesna. Przecież jeszcze parę dekad wcześniej, aż do 1893 r. uznawali, że USA nie zasługują np. na ustanowienie w Waszyngtonie ambasady i że wystarczy tam placówka niższej rangi – poselstwo (legation).

Utajonym kosztem I wojny światowej była II wojna światowa. Po roku Hitler był o krok od zwycięstwa nad Zachodem. 23 listopada 1940 r. brytyjski ambasador w USA Philip Henry Kerr Lord Lothian powiedział amerykańskim dziennikarzom: „Cóż, chłopaki, Brytania jest spłukana, więc to waszych pieniędzy chcemy”. Żartował wprawdzie, ale problem był śmiertelnie poważny. Przed wojną rezerwy brytyjskie miały wartość 4,5 mld dol., a w 1940 r. spadły do zera. W dodatku, pod Dunkierką Brytyjczycy stracili niemal cały swój sprzęt wojskowy. Łudzili się jeszcze, że uda im się może sfinansować życiodajne dostawy z USA w wyniku sprzedaży Ameryce Jamajki, Trynidadu lub Gujany Brytyjskiej. Przeprowadzili w tym celu audyt wszelkich swoich aktywów. Wiemy jednak post factum, że żadna taka transakcja nie doszła do skutku.

Amerykańskie finansowanie

Zarówno podczas I wojny światowej, jak i II wojny światowej dostawy amerykańskie na rzecz sojuszników odbywały się na zasadach kupieckich, ale z braku środków u odbiorców – „na zeszyt”. Prezydent Woodrow Wilson był orędownikiem pokoju, więc w pierwszych latach I wojny światowej wysiłek wojenny ententy finansowały głównie amerykańskie banki prywatne pod przewodem JP Morgan. Naturalnym zabezpieczeniem udzielanych pożyczek i kredytów było złoto. Napływ kruszcu do USA w konsekwencji wsparcia udzielanego krajom sprzymierzonym był więc olbrzymi. W marcu 1933 r. rezerwy złota USA miały wartość 3,25 mld dol., w maju 1949 r. – 23,12 mld dol. Między innymi dlatego, że takie wielkie mnóstwo złota przepłynęło do Stanów, reszta świata nie miała czym się rozliczać, więc standard złota był nie do przywrócenia.

Europa i Azja nie przegrały II wojny światowej również dzięki Stanom Zjednoczonym utrzymującym przy życiu Wielką Brytanię i ZSRR, pozostałych aliantów oraz ich armie, a jednocześnie walczącym z potężnym przeciwnikiem na Pacyfiku. Sami Sowieci przyznawali niekiedy (choć po cichu), że gdyby nie dostawy sprzętu wojskowego z USA, ale przede wszystkim wielkich ilości żywności, Niemcy zatriumfowaliby na Wschodzie, uwalniając tym samym siły i środki na walkę na zachodnich frontach. Istotny był również powojenny amerykański Plan Marshalla w celu postawienia Europy na nogi.

Po II wojnie światowej USA nie miały już żadnego gospodarczego i militarnego konkurenta do dominowania nad światem. Odpadła Wielka Brytania, Niemcy, Japonia, Chiny. Francja od dawna była cieniem samej siebie, a ZSRR był groźny tylko w aspektach broni atomowej i brużdżenia w biednym III świecie zwanym dziś Południem. Stany mogły dyktować warunki, ale roztropnie unikały topornego okazywania siły, jak robił to Stalin. Sięgały po swoje w rękawiczkach. W ten sposób doprowadziły do powołania ONZ, mając nadzieję, że ją bez przeszkód zdominują. Z kolei w Bretton Woods zmieniły międzynarodowe porządki monetarne.

Bretton Woods

Latem 1944 r. alianci zachodni walczyli w Normandii, a na wschodzie sowiecki walec zbrojny przekroczył Bug. W Waszyngtonie natomiast amerykańscy eksperci z urzędnikami i politykami stawiali ostatnie przecinki i kroki w projekcie nowego porządku monetarnego i finansowego po wojnie. W pracach nad nim rej wiódł amerykański ekonomista i urzędnik departamentu skarbu nie najwyższej rangi Harry Dexter White, cieszący się jednak pełnym zaufaniem sekretarza Skarbu Henry Morgentau’a. To White zredagował najważniejsze elementy porozumień z Bretton Woods, tocząc boje z jedynym, ale za to niezwykle potężnym adwersarzem, a był nim Brytyjczyk Sir John Maynard Keynes, światowej wówczas sławy ekonomista. Keynes był nie tylko teoretykiem, promującym rolę państwa w gospodarce, co położyło się cieniem na powojennej gospodarce brytyjskiej (oraz dużej części świata), ale też bardzo sprawnym inwestorem. Pod względem aktywów zgromadzonych za życia przez teoretyków ekonomii ustępuje jedynie Davidowi Ricardo. Pamięć o Keynesie trwa, jak trwa zauroczenie niektórych jego poglądami, tymczasem White został zapomniany. Stało się tak nieprzypadkowo, bowiem niebawem po Bretton Woods wyszło na jaw, że miał agenturalne związki z Sowietami.

Gdyby porozumienia z Bretton Woods miały nabierać kształtów podczas konferencji, ciągnęłaby się ona zapewne nawet cały rok, jak konferencja pokojowa w Paryżu z 1919 r., zakończona traktatem wersalskim w 1920 r. Amerykanie trzymali jednak bardzo mocno wszystkie sznurki i zawczasu mieli wszystko poukładane. W kwietniu 1944 r. sekretarz Morgenthau elegancko nakreślił, jaki stosunek do opinii mniejszych państw mają Stany Zjednoczone: „Zwrócimy się do nich po radę, a następnie załatwimy im tę sprawę”. (We will ask their advice and then fix it for them). Udając się w czerwcu do Atlantic City na ostatnie konsultacje z kilkunastoma państwami zaproszonymi do Bretton Woods Harry Dexter White powiedział natomiast w wąskim gronie, że będzie tam szefem głównej komisji, ponieważ (…) „przewodniczący musi zapobiegać głosowaniom nad kwestiami, których głosowania sobie nie życzymy”. Keynes też miał wyraziste zdanie. Po wysłaniu 25 maja 1944 r. przez Cordella Hulla, sekretarza stanu USA i niebawem laureata pokojowej nagrody Nobla za wkład w utworzenie ONZ, formalnych zaproszeń na konferencję do 44 państw, baron Keynes of Tilton miał powiedzieć: „Po cholerę nam Irak, Iran, Wenezuela… To będzie najbardziej monstrualna małpiarnia od lat”.

Roosevelt, Hull i Morgenthau wiedzieli jednak co robią. Poza USA i Wlk. Brytanią, wśród pozostałych 42 uczestników było 19 „zwasalizowanych” państw latynoamerykańskich, a między nimi takie tuzy, jak Salwador i Gwatemala. Były także Filipiny, podporządkowane USA. Na głosy tej dwudziestki Stany Zjednoczone mogły liczyć bez pudła, tymczasem teoretyczna koalicja probrytyjska, z uwagi na pretensje byłych kolonii do metropolii czy niedawne rany (wojna burska w Południowej Afryce), właściwie nie istniała.

Pozycja globalnego hegemona

Ameryka dojrzała więc do zajęcia pozycji globalnego hegemona i wzięła się do tego na poważnie. Anglicy też mieli wizję świata po wojnie i w odróżnieniu od reszty państw mieli wiedzę, ochotę i resztkę sił, żeby o nią zawalczyć. Chodziło im przede wszystkim o zachowanie, a właściwie przynajmniej częściowe odrodzenie swej dawnej pozycji imperialnej. Amerykanie nie mieli ochoty do tego dopuścić. Jednym z politycznych celów do osiągnięcia przez Roosevelta po II wojnie światowej było zmuszenie Wlk. Brytanii do rezygnacji z kolonii. Gdyby użyć porównania z koncertem na katedralne dzwony, Amerykanie poruszali w Bretton Woods największymi, Brytyjczycy podzwaniali małymi i to od czasu do czasu do taktu lub bez taktu, a reszta delegacji z rzadka pobrzękiwała sygnaturkami.

Zasadne jest pytanie o Sowietów. Byli i się nadymali, głównie jednak dla zasady i w kwestiach niepierwszorzędnych. Nie ufali „kapitalistom” i przyjechali do Bretton Woods, po to, żeby mieć sprawy pod kontrolą. Sądzili wtedy naiwnie, że są ponad sprawami kapitalistycznego świata, zwłaszcza że go niebawem zmiotą. Trzymanie przez nich ręki na pulsie było zresztą mało efektywne, bowiem ani członkowie delegacji na czele z wiceministrem handlu Stiepanowem, ani ich tłumacze nie mówili po angielsku. Ci drudzy formalnie znali język, więc byli w stanie przekładać toasty wygłaszane na licznych tam bankietach, ale słownictwo finansowe było dla nich „abrakadabrą”. Niewielkie zainteresowanie Moskwy meritum konferencji wynikało także z przekonania, że olbrzymie zasoby złota (i diamentów) są wystarczającym zabezpieczeniem hipotetycznych problemów finansowych w przyszłości. Wprawdzie sowieccy eksperci byliby skłonni namawiać władze do udziału w nowym ładzie monetarnym, ale nie mieściło się to w programie Kremla szykującego się już do konfrontacji z Zachodem. Désintéressement Moskwy znalazło potwierdzenie w decyzji o nieratyfikowaniu umów z Bretton Woods, a więc o nieprzystąpieniu do IMF i Banku Światowego.

Sytuacja Polski

A co z Polska i bardzo małą aktywnością naszej delegacji wysłanej z Londynu przez rząd na uchodźctwie? Ekipa liczyła 10 osób + jedna żona. Przewodził jej minister skarbu w rządzie Stanisława Mikołajczyka – Ludwik Grosfeld, który miał w składzie kilku doświadczonych bankowców. Grosfeld skłaniał się ku ugodzie z ZSRR, uczestniczył potem w przejęciu złota Banku Polskiego przez marionetkowy rząd w Warszawie, do 1949 r. był wiceministrem paru resortów, a potem aż do śmierci w 1955 r. prezesem utworzonej pod jego kierunkiem Polskiej Izby Handlu Zagranicznego, poprzedniczki obecnej Krajowej Izby Gospodarczej (KIG).

Dłuższe zdanie o nim znajduje uzasadnienie, bowiem podczas fochów Sowietów w trakcie ustalania wkładów państw do Banku Światowego Polska zaoferowała oddanie na ich rzecz 25 mln dol. ze swojej kwoty w wysokości 125 mln dol. Dołączyły do niej Chiny ze swoimi 50 mln dol. ZSRR nie sądził, żeby musiał korzystać z pożyczek Banku i wsparcia Funduszu, tym większego, im większe wkłady. Chodziło o kwestie prestiżowe i jak najmniejszą różnicę kwot w porównaniu z drugą pod tym względem po USA Wielką Brytanią. Ostatecznie Polska nie poniosła uszczerbku, bo roszczenia wysłanników Kremla w kwestii dodatkowych 300 mln dol. wkładu do Banku Światowego zaspokoiły USA, Kanada i państwa Ameryki Łacińskiej. Wkłady Moskwy do BŚ i IMF wyniosły po 1200 mln dol., a Wielkiej Brytanii były tylko o (po) 100 mln dol. wyższe.

Oferta Grosfelda została położona na stole, gdy Armia Czerwona zbliżała się już do Wisły. Podpisy pod umowami z Bretton Woods zostały natomiast złożone w feralnym dla Polski 22 lipca 1944 r., kiedy ogłoszono powstanie powołanego przez Stalina Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego (PKWN), co było początkiem ponownego zniewolenia Polski i Polaków przez wschodnie imperium. Taki był kontekst tego ruchu polskiej delegacji.

Aspekt polityczny

Jest jeszcze jeden fascynujący polityczny aspekt Bretton Woods świadczący o pełnej kontroli USA nad przebiegiem i ustaleniami konferencji. Chodzi o braku udziału Argentyny, która mimo zapaści wywołanej Wielkim Kryzysem globalnym z początku lat 30. XX w., była jeszcze wtedy w czołówce najbogatszych państw świata i najbardziej rozwiniętych w Ameryce Łacińskiej. Waszyngton nie zaprosił jednak Argentyny. Powody były dwa. W przeciwieństwie do wszystkich pozostałych państw kontynentu władze w Buenos Aires odmówiły prośbie USA o rezygnację z neutralności w wojnie z państwami osi. Dla Argentyny najważniejszym rynkiem zbytu była Europa i tak miało być również po wojnie, natomiast zboże i mięso ze Stanów Zjednoczonych było dla niej konkurencją. Drugim latynoamerykańskim państwem neutralnym długo pozostawało Chile. Sukcesy aliantów na Pacyfiku i Afryce Płn. w połączeniu z zatopieniem przez niemieckie u-booty pięciu statków handlowych pod chilijską banderą, skłoniły jednak prezydenta Riosa w styczniu 1943 r. do porzucenia neutralności. Nagroda Waszyngtonu w formie zaproszenia do Bretton Woods została za półtora roku doręczona do Santiago. Amerykanie byli konsekwentni. Zaproszenia do udziału nie zostały wysłane także do europejskich państw neutralnych: Irlandii, Hiszpanii, Portugalii, Szwajcarii, Szwecji i Turcji.

System z Bretton Woods miał za zadanie promocję handlu i dogodnych relacji finansowych między państwami z zachowaniem suwerenności w kształtowaniu polityk wewnętrznych. Długo w pierwotnym kształcie wymienialności dolarów na złoto nie przetrwał. Zadecydowały rosnące błyskawicznie wydatki USA na prowadzenie wojny w Wietnamie oraz na finansowanie chwalebnego swoją drogą programu prezydenta Lyndona Johnsona likwidowania ubóstwa w Ameryce znanego jako „Wielkie Społeczeństwo” (Great Society). W latach 60. XX w. władze amerykańskie zaczęły na potęgę drukować dolary i natychmiast je wydawać, natomiast ich posiadacze z zagranicy, widząc desperację Waszyngtonu w polityce monetarnej, spiesznie zgłaszali je do wymiany na złoto po sztywnym kursie 38 dol. za uncję. Tymczasem, średnioroczna cena rynkowa w 1971 r. wynosiła 40,8 dol./uncja. Równoległym czynnikiem pogarszającym saldo płatnicze USA była rosnąca konkurencyjność Europy i Japonii. Stany Zjednoczone traciły złoto, dolar słabł. W połowie sierpnia 1971 r. prezydent Richard Nixon zamknął z hukiem tzw. złote okno i zdecydował się na ruchy niesłychane w Ameryce poza okresami wojen. Zamroził wszystkie ceny oraz płace i obłożył cały import 10-procentową opłatą skarbową. System z Bretton Woods załamał się ostatecznie w 1973 r. Zastąpił go system wielodewizowy, ale nadal z dominacją dolara, któremu nie zagrażana poważnie, jak dotąd, żadna inna waluta.

(©NBP)

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Ewolucja podejścia banków centralnych do złota

Kategoria: Trendy gospodarcze
Rola złota ulegała znaczącym przemianom wraz z ewolucją międzynarodowego systemu walutowego. Doprowadziło to do stopniowego spadku roli złota w odniesieniu do trzech klasycznych funkcji pieniądza: środka wymiany, jednostki obrachunkowej oraz środka tezauryzacji. Był to proces stopniowej eliminacji tego kruszcu z systemu monetarnego. Należy jednak podkreślić, że okres braku oficjalnej roli złota w systemie monetarnym jest relatywnie krótki w porównaniu z czasem, kiedy pełniło ono wszystkie klasyczne funkcje pieniądza.
Ewolucja podejścia banków centralnych do złota

Banki centralne kontynuują rekordowe zakupy złota

Kategoria: Trendy gospodarcze
Banki centralne w 2023 r. kontynuowały politykę zwiększania rezerw złota. Trend ten trwa nieprzerwanie od globalnego kryzysu finansowego, pod wpływem którego nastąpiła decydująca zmiana nastawienia banków do złota.
Banki centralne kontynuują rekordowe zakupy złota

System wciąż żywy

Kategoria: Trendy gospodarcze
Chociaż system z Bretton Woods upadł w 1971 r., jego skutki wciąż możemy obserwować w gospodarce.
System wciąż żywy