Getty Images
Umowa z Bretton Woods (1944 r.) zapoczątkowała system walutowy trwający do początku lat 70. XX w. Porozumienie zawarły 44 kraje. Kurs walut 43 z nich został sztywno powiązany z dolarem, który z kolei był wymienny na złoto. W przeliczeniu, 35 ówczesnych dol. stanowiło równowartość uncji złota. Prawem do zamiany dolara na kruszec dysponowały tylko państwa i banki centralne tych krajów, które przystąpiły do porozumienia. Celem umowy było zakończenie wojen walutowych lat 30. XX w. i ustanowienie stabilnego systemu w powojennym świecie. Dolar uzyskał status oficjalnej waluty rezerwowej, trzymanej jako zabezpieczenie przez banki centralne innych państw. Warto też pamiętać, że to właśnie w niewielkiej miejscowości Bretton Woods w stanie New Hampshire powstały Bank Światowy i Międzynarodowy Fundusz Walutowy.
Porozumienie pozostawało w mocy aż do 1971 r. Dominująca pozycja polityczna i gospodarcza Stanów Zjednoczonych w bloku zachodnim była jego gwarantem. Amerykanie dysponowali początkowo bowiem około 2/3 światowych rezerw królewskiego kruszcu. Wymiana dolarów na złoto nie sprawiała problemów. Ale do czasu.
Wzrost wydatków w Stanach Zjednoczonych i dylemat Triffina
Program Wielkiego Społeczeństwa prezydenta Lyndona Johnsona (1963–1969), wydatki związane z lotami na Księżyc (pierwsze lądowanie – 20 lipca 1969 r.) i udział w wojnie w Wietnamie (1955–1975) znacząco nadwyrężyły budżet Stanów Zjednoczonych. Ponadto w handlu zagranicznym tego kraju pojawił się deficyt. W efekcie mocarstwo znalazło się w żelaznych kleszczach „Dylematu Triffina” (nazwanego tak na cześć belgijskiego ekonomisty Roberta Triffina, 1911–1993).
Dylemat ten jest charakterystyczny dla systemu dewizowo- złotego (takiego jak z Bretton Woods). Polega na konflikcie między koniecznością zapewnienia wiarygodności i stabilności globalnej waluty rezerwowej (którą gwarantuje oparcie jej na złocie) a potrzebą dostarczania płynności finansowej. Popyt innych krajów na globalną walutę rezerwową wzmaga zapotrzebowanie na jej „dodruk”, który staje się szczególnie potrzebny, gdy emitent waluty rezerwowej ma deficyt w handlu zagranicznym. Amerykanie zwiększali podaż dolarów, by płacić nimi za import dóbr. O ile jednak łatwo było „wydrukować” dolary, o tyle wydobyć nowe złoto – już znacznie trudniej. W rezultacie pokrycie dolarów w złocie spadało. Stawiało to pod znakiem zapytania wiarygodność amerykańskiej waluty.
Zobacz również:
Bretton Woods – ważny epizod w dziejach finansów
Nie uszło to uwadze czujnych partnerów porozumienia z Bretton Woods, a szczególnie Francji rządzonej przez Charlesa de Gaulle’a, który szanował królewski metal. Już w 1955 r. określił go z niemal religijną czcią jako niezmienny i wieczny. Gdy de Gaulle zaobserwował spadek pokrycia dolara w złocie, mocno się zaniepokoił, tak jak jego następca Georges Pompidou. W 1971 r. Francja zażądała wymiany swoich dolarów na kruszec.
Nixon mówi dość
Amerykańskie władze – wbrew ustaleniom z Bretton Woods – odmówiły jednak wydania Francji złota. Zdecydował o tym ówczesny prezydent Stanów Zjednoczonych Richard Nixon. Ogłosił on 15 sierpnia 1971 r. „tymczasowe” zawieszenie przez USA możliwości wymiany dolarów na złote sztaby. Prawdopodobnie obawiał się tego, że zasoby złota się wyczerpią. Poza tym starał się o reelekcję, a powiązanie dolara ze złotem utrudniało nakręcenie koniunktury przez zastrzyk nowego pieniądza.
Decyzja Nixona stanowiła realny koniec systemu z Bretton Woods (formalnie zostało to potwierdzone w 1976 r.). Od tej pory dolar nie jest nawet częściowo oparty na złocie, a kursy walut są płynne. Dolar zachował jednak nieformalną pozycję waluty rezerwowej świata. Przyczynił się do tego nie tylko mocarstwowy status Ameryki, lecz także fakt, że za ropę naftową płaci się właśnie w amerykańskiej walucie.
Na opisanie przyczyn upadku systemu z Bretton Woods wylano już morze atramentu. Ekonomiści głównego nurtu wskazują, że było to nieuchronne i wynikało choćby ze wspomnianego Dylematu Triffina.
Dla przykładu, Robbie Pinder na łamach „Knowles Review of Economic History” z 2023 r. zauważa, że „Triffin wierzył, że gdy zobowiązania zagraniczne Stanów Zjednoczonych przewyższą ich rezerwy złota, nastąpi ucieczka od dolara, co zmusi Stany Zjednoczone do zawieszenia wymienialności (na złoto)”. Sprawdziła się zatem prognoza Triffina, choć do upadku ładu z Bretton Woods doszło nieco później, niż przewidywał to ekonomista.
Koniec Bretton Woods, inflacja i jej skutki
Odejście nawet od częściowego oparcia dolara na złocie doprowadziło do dewaluacji amerykańskiej waluty. Spowodowało to wzrost cen, a jego pierwszymi ofiarami byli przeciętni Amerykanie. Spójrzmy na statystyki.
Zobacz również:
Krótka historia Johna Maynarda Keynesa
Koniec obowiązywania porozumienia z Bretton Woods szedł w parze z nasileniem inflacji w USA. W okresie 1970–1979 skumulowany całkowity wzrost cen wyniósł 103,45 proc. To więcej niż w każdej innej dekadzie od 1913 r. Dla porównania, jak podaje portal statystyczny Inflation Data, podczas obowiązywania porozumienia z Bretton Woods w latach 1950–1959 ceny wzrosły o 24,58 proc., a w latach 1960–1969 – o 28,23 proc.
Z kolei, jeśli spojrzymy na średnią stopę inflacji w danej dekadzie (ang. average annual inflation by decade), to dziesięciolecia 1970–1979 i 1980–1989 plasują się na niechlubnym i 3. miejscu pod względem wysokości inflacji. Gorsza pod tym względem była tylko pierwsza dekada XX w. Trudno nie powiązać tego z odejściem od powiązania dolara ze złotem, stanowiącym wszak swego rodzaju kotwicę dla nadmiernego wzrostu podaży „zielonych” (i spadku ich wartości).
Wprawdzie od lat 90. XX w. długoterminowy wzrost cen w Stanach Zjednoczonych częściowo przyhamował. Osłabienie wartości dolara, wynikające między innymi z odejścia od porozumienia z Bretton Woods, było jednak brzemienne w długofalowe skutki.
Spadek udziału płac w amerykańskim PKB
Jednym z najbardziej odczuwalnych skutków załamania systemu Bretton Woods jest inflacja. Wzrost cen jest szczególnie szkodliwy dla grup otrzymujących stałe zarobki, jak choćby dla większości pracowników najemnych i emerytów. Realna siła nabywcza ich (nominalnie stałych) dochodów spada. Z kolei biznesmeni czy inwestorzy, których dochody są zmienne, nie odczuwają aż tak boleśnie wzrostu cen. Dane Rezerwy Federalnej z Saint Louis potwierdzają spadek udziału płac w całości amerykańskiego PKB, począwszy od lat 1970–1971, gdy zrezygnowano z powiązania dolara ze złotem. W 1971 r. udział ten wynosił 50,6 proc. W 1981 r. było to 47,7 proc., w 1991 r. – 46,4 proc., a w 2022 r. – już tylko 43,1 proc.
Nadmierne nierówności społeczne
Odejście od oparcia dolara na złocie w Stanach Zjednoczonych koreluje więc z pogłębieniem się nierówności społecznych. Center of Budget and Policy Research (2020) wskazuje, że dochód najzamożniejszego 1 procenta gospodarstw domowych „po uwzględnieniu transferów i podatków w latach 1979–2016 był prawie pięciokrotnie wyższy niż w środkowych 60 proc. i ponaddwuipółkrotnie większy niż w przypadku dolnej jednej piątej gospodarstw domowych”.
Okres po zakończeniu II wojny światowej wiązał się nie tylko ze znaczącym wzrostem gospodarczym, lecz również upowszechnieniem dobrobytu (ang. broadly shared prosperity). Instytut Center on Budget and Policy Priorities w raporcie z 2020 r. podał, że „począwszy od lat 70. wzrost gospodarczy spowolnił, a rozwarstwienie dochodowe się poszerzyło. Pobory grupy najlepiej zarabiających zaczęły rosnąć o wiele szybciej niż pozostałych grup. Doprowadziło to do wywindowania nierówności społecznych do poziomu nieznanego od lat 20. XX w.”.
Zobacz również:
Powstanie MFW i Banku Światowego
Najzamożniejszy „1 procent” ma się więc coraz lepiej. Jak wynika z danych OECD, przytaczanych przez portal Statista, udział tej grupy w całości amerykańskiego tortu ekonomicznego rośnie niemal stale od końca lat 70. XX w. Potwierdzają to też najnowsze dane Rezerwy Federalnej. Według nich udział najbogatszego 1 proc. w całości bogactwa amerykańskich gospodarstw domowych wyniósł 30,3 proc. w IV kw. 2023 r.
Na znaczeniu traci zaś amerykańska middle class. Jak zauważają Rakesh Kochhar i Stella Sechopoulso z Pew Research Center „klasa średnia, niegdyś warstwa ekonomiczna wyraźnej większości dorosłych Amerykanów, stale się kurczyła w ciągu ostatnich pięciu dekad. Odsetek dorosłych żyjących w gospodarstwach domowych należących do klasy średniej spadł z 61 proc. w 1971 r. do 50 proc. w 2021 r.”.
Od 1971 r. rozwarstwienie dochodowe w Stanach Zjednoczonych znacząco się pogłębia. I prawdopodobnie wiąże się to z upadkiem systemu z Bretton Woods i dewaluacją dolara. Spadek realnej wartości płac to jedna z przyczyn wzrostu nierówności społecznych wskutek inflacji. Kolejną jest „efekt Cantillona”, zgodnie z którym inflacja (nasilona przez odejście od złota) przyczynia się do redystrybucji majątku. Korzystają z niej podmioty, które jako pierwsze otrzymują nowo wykreowany pieniądz – nim jeszcze wzrosną ceny. Mogą to być banki komercyjne, korporacje czy ustosunkowani politycznie biznesmeni.
Tracą zaś osoby, do których pieniądz trafia na końcu, gdy ceny są już wysokie. To głównie zwykli ludzie, pobierający pensje czy emerytury o stałej wysokości nominalnej. Szkody ponoszą też oszczędzający na lokatach czy obligacjach, tak jak znaczna część klasy średniej stroniąca od aktywów (takich jak akcje), bardziej ryzykownych i wymagających wyrobienia inwestycyjnego.
Nasilenie kryzysów międzynarodowych
Upadek systemu z Bretton Woods wymusił konkurencję eksportową i związane z nią wzmocnienie międzynarodowych korporacji. Niestabilność monetarna, inflacja, upowszechnienie się instrumentów pochodnych, globalizacja i nadmierna liberalizacja rynków finansowych przyczyniły się do szeregu kryzysów. Największym z nich okazał się ten z lat 2007–2008. Bezpośrednią przyczyną globalnego kryzysu finansowego była ryzykowna polityka banków komercyjnych. Udzielały one kredytów osobom pozbawionym zdolności spłaty (tzw. subprime). Opierając się na pożyczkach, powstawały papiery wartościowe. Amerykańskie banki skupowały te „MBS-y” (ang. mortgage based securities), mając złudne przekonanie o ich bezpieczeństwie.
Zobacz również:
Kulisy zgromadzenia w hotelu Mount Washington
Rządowe regulacje okazały się zbyt „luźne”, by zapobiec tej praktyce. Tymczasem już w 2006 r. ceny nieruchomości w Stanach Zjednoczonych zaczęły spadać, co doprowadziło do problemów finansowych kredytobiorców. Wielu z nich przestawało spłacać długi, a banki zaczęły przejmować domy. To jednak niewiele im pomogło, gdyż sytuacja zmuszała je do sprzedaży poniżej ceny, na jaką udzieliły kredytu. Ponadto wartość opartych na niespłacanych kredytach MBS-ów spadła, co jeszcze pogorszyło sytuację banków, nie tylko amerykańskich. Na rynku nieruchomości w USA działały bowiem również zagraniczne firmy. Sytuacja doprowadziła do paniki na rynkach finansowych, spadku zaufania i pogłębiła niechęć do inwestycji oraz konsumpcji. Doprowadziło to do wzrostu bezrobocia i recesji w wielu krajach.
Warto pamiętać, że praprzyczyną tego kryzysu było odejście od ustanowionego jeszcze w Bretton Woods powiązania dolara ze złotem.
Złoto znów w cenie
Wspomniany globalny kryzys wywarł jeszcze inny, mniej znany skutek. Doprowadził do ponownego uświadomienia sobie przez elity gospodarcze roli odgrywanej przez złoto. I do zwiększenia popytu na królewski kruszec ze strony banków centralnych. Obecnie, jak podkreśliło World Economic Forum w 2023 r., światowe banki centralne dysponują niemal 1/5 globalnych rezerw złota. Służy im ono jako zabezpieczenie przed malejącą siłą nabywczą walut narodowych. Zwiększa też stabilność i pozwala na dywersyfikację.
Warto pamiętać, że w czasach dobrej koniunktury banki centralne nie zgłaszały popytu na złoto. W latach 90. XX w. i na początku XXI w. więcej sprzedawały, niż kupowały królewskiego kruszcu. Tendencja ta zaczęła jednak słabnąć już od azjatyckiego kryzysu finansowego (1997 r.) i globalnego kryzysu finansowego (2007–2008). W efekcie począwszy od 2010 r. światowe banki centralne są nabywcami netto żółtego metalu (więcej go kupują, niż sprzedają).
Mimo upadku systemu z Bretton Woods i wzmożonego zainteresowania złotem nadal żyjemy w systemie dominacji dolara (nieopartego już na złocie). Amerykański pieniądz stanowi 59 proc. globalnych rezerw walutowych. W transakcjach wymiany walut (ang. share of foreign exchange transactions) dysponuje 88-procentowym udziałem, a w rozliczeniach eksportu – 54-procentowym. To wciąż sporo, lecz nasila się trend „dedolaryzacji”. Z supremacją amerykańskiej waluty walczą autorytarne Chiny, Rosja, a także pozostałe kraje BRICS (Brazylia, Indie, Afryka Południowa). I nie wahają się używać złota do wzmocnienia pozycji rodzimych walut.
Do ewentualnego powrotu do systemu przypominającego ten z Bretton Woods daleka droga. Skupowanie żółtego metalu przez banki centralne odzwierciedla jednak chęć oparcia bezpieczeństwa finansowego na czymś trwałym, realnym i od wieków zachowującym wartość.