Okładka ksiązki
Timothy Congdon to legenda brytyjskiej ekonomii. Wystarczy powiedzieć, że w latach 1992–1997 wchodził w skład grupy analityków-prognostyków o nazwie „Treasury Panel of Independent Forecasters”, określanych mianem mędrców (Wise Persons). Przez długie lata pracował dla Lombard Street Research – gdzie od podszewki poznał, jak funkcjonują rynki finansowe. Mimo bogatego CV kojarzony jest przede wszystkim jako strażnik i propagator monetaryzmu. Był jego adwokatem zarówno wtedy, kiedy w modzie było odwoływanie się do teorii ilościowej pieniądza, jak i wtedy, kiedy niemal wszyscy odwrócili się od tej teorii.
Congdon nie jest jednak monetarystą odseparowanym od rzeczywistości. Nawet Robert Skidelsky, chyba najsłynniejszy biograf Johna Maynarada Keynesa, nazwał go mianem keynesowskiego monetarysty (Keynesian monetarist). Na ten dość osobliwy tytuł najprawdopodobniej Congdon zasłużył dlatego, że trudno znaleźć drugiego ekonomistę, który byłby tak dobrze obeznany z nauką Mistrza z Cambridge, jak właśnie autor recenzowanej książki. Może dlatego sam nagrodzony przyjął ten tytuł jako komplement.
Sama publikacja miała ukazać się pierwotnie jako pierwszy rozdział planowanej do wydania w 2025 r. książki „Money and Inflation at the Time of Covid”. W pierwotniej postaci publikacja liczyła ok. 23 tys. słów i została wysłana jako załącznik do jednego z maili, jakie Congdon cyklicznie przekazuje swoim wybranym czytelnikom. Jednym z nich okazał się świeżo upieczony dyrektor wykonawczy wydawnictwa „Institute of Economic Affairs”, który zachęcił naszego autora do przekształcenia wspomnianego wyżej rozdziału w książkę. Dyrektor ów musiał rzeczywiście wysoko cenić walor poznawczy tej książki, skoro zdecydował się na jej darmowe opublikowanie na łamach strony internetowej kierowanego przez siebie instytutu.
Zobacz również:
Ewolucja polityki banków centralnych
Książkę czyta się naprawdę z ogromną przyjemnością, najprawdopodobniej w dużej mierze za sprawą bardzo dobrego pióra autora. Congdon rozpoczynał bowiem swoją karierę jako dziennikarz brytyjskiego „The Times” – gdzie relacjonował wydarzenia z londyńskiego City. Dlatego trudno w tej lekturze dopatrzeć się jakiś dłużyzn czy przysłowiowego „lania wody”. Każdy z czytelników znajdzie na tych 150 stronach opracowania dużo interesującej wiedzy na temat monetaryzmu. A jak już wiemy, autor nie jest dogmatycznym piewcą tego nurtu w ekonomii, dlatego czytelnik powinien być naprawdę zadowolony po zapoznaniu się z treścią książki.
Jak na keynesowskiego monetarystę przystało Congdon rozpoczyna swój wywód od bardzo wnikliwej analizy krzywej IS-LM, a potem przechodzi do słynnych trzech równań stanowiących credo neokeynesizmu, czyli krzywej IS, krzywej Phillipsa oraz trzeciej będącej symbiozą dwóch pierwszych i wzbogaconej o krzywą MR (monetary policy rule). Analiza ta ma na celu wykazanie tego, jak uwaga ekonomistów przesuwała się w ostatnich kilku dziesięcioleciach coraz bardziej w kierunku krzywej IS i równocześnie odchodziła od krzywej LM. Innymi słowy, uwaga ta przesuwała się coraz bardziej w kierunku pojęcia zagregowanego popytu przy równoczesnym odsuwaniu w niebyt zagadnień związanych z ilością pieniądza w gospodarce. Za sprawą owej ewolucji można zrozumieć powstanie dość przedziwnej hybrydy, gdzie uwaga w dużym stopniu koncentruje się na stopie procentowej z pominięciem wspomnianej już ilości pieniądza. Nic więc dziwnego, że zdaniem Congdona wybuch inflacji musiał być jedynie kwestią czasu.
Treść książki stanowi naprawdę ostrą krytykę banków centralnych oraz ich podejścia do głównego zadania jakim była walka z inflacją. Autor powołuje się na słowa Otmara Issinga, głównego ekonomisty Bundesbanku (a potem pierwszego architekta polityki operacyjnej EBC), według którego, banki centralne zostały opatrzone tak dużą liczbą zadań do ogarnięcia, że najwyraźniej mogły zapomnieć o swoim podstawowym zadaniu. Congdon wskazuje ponadto na to, że pycha najczęściej kroczy przed upadkiem. Otóż na rok przed pandemią COVID-19 (i będącą jej pochodną niekontrolowaną eksplozją pieniężną) Bank Anglii zmienił pod koniec 2019 r nazwę swojej flagowej publikacji z „Inflation Report” na „Monetary Policy Report”. Zdaniem autora takie posunięcie ze strony banku centralnego można było odebrać w taki sposób, jakby inflacja miała odejść już do lamusa historii albo wręcz w niepamięć. Ale inflacja, niestety dla nas wszystkich, nie kazała na siebie długo czekać.
Bank Anglii nie jest jedynym bankiem, który jest przedmiotem ostrej krytyki ze strony Congdona. Tym bardziej, że – jego zdaniem – honoru Banku Anglii bronił Andy Haldane, jego były główny ekonomista, który jako pierwszy nawoływał jeszcze w lutym 2021 r. do zacieśniania polityki pieniężnej. Niestety Haldane zrezygnował ze swojego stanowiska 30 czerwca 2021 r., czyli wtedy, kiedy wydawał się być bankowi najbardziej potrzebny. Jeszcze bardziej krytyczny jest w stosunku do amerykańskiego Fed, a dokładniej jego prezesa. Powellowi dostaje się przede wszystkim za wywiad jaki udzielił 26 marca 2020 r. Zagadnięty przez dziennikarkę o to, czy istnieją dla niego jakiegokolwiek ograniczenia w zakresie tzw. wpompowania pieniądza do gospodarki, Powell udzielił stanowczej, ale negatywnej odpowiedzi. Nie była to jedyna tego rodzaju deklaracja – podobnych (bagatelizujących wzrost agregatu M2) Powell udzielał dość często w dobie pandemii.
Zobacz również:
W oceanie historii gospodarczej i myśli ekonomicznej
Congdon stawia pytania, które siłą rzeczy muszą wprowadzić w zakłopotanie każdego bankiera centralnego, dlaczego banki centralne nie reagowały, skoro w samym kwietniu 2020 r. M3 w USA wzrosło w ujęciu miesięcznym (7,4 proc.) więcej niż kiedykolwiek w latach 2010 – 2019 w ujęciu rocznym? Gdyby dynamika przyrostu M3 w USA utrzymywała się przez kolejne jedenaście miesięcy na takim samym poziomie co w kwietniu 2012, wówczas ilość pieniądza w USA wzrosłaby o 135 proc. Congdon nie koncentruje się tylko na samych agregatach. Odwołuje się też do rozbieżności jakie zachodziły w sferze realnej (silny spadek PKB) oraz sferze finansowej (silny przyrost indeksów giełdowych). Jakim cudem te ostatnie (chociażby indeksy Dow Jones oraz zwłaszcza S&P) odnotowały w 2020 r. silne wzrosty? Zdaniem autora, odpowiedź na to pytanie pozwoli jeszcze lepiej zrozumieć przyczyny późniejszej inflacji.
Książka Congdona to nie tylko krytyka tego, co wydarzyło się w dobie COVID-19, to także bardzo wnikliwa historia ewolucji monetaryzmu. Już na samym początku autor serwuje nam bardzo wnikliwą analizę równania ilościowego MV=PT, które z czasem zostało przekształcone w MV=PY. Dlaczego oznaczona symbolem produkcja (czy też PKB) Y zastąpiła oznaczone literą T transakcje w pierwotnej wersji równania za pomocą analogii nawiązujących do różnic w nabywaniu nowego oraz używanego samochodu?
Congdon w swoim wywodzie pozwala nam odświeżyć wiedzę z zakresu historii myśli ekonomicznej. Znajdziemy tam odniesienia nie tylko do Miltona Friedmana, Anny Schwartz, Johna Maynarda Keynesa (w końcu keynesowski monetarysta nie mógł sobie pozwolić na ryzyko pominięcia tego geniusza ekonomii), Alfreda Marshalla czy Knuta Wicksella. Ale nie tylko do nich. Dowiemy się też, czegoś więcej na temat stosunkowo rzadko omawianego w polskiej literaturze podziału pieniądza na pieniądz wewnętrzny (money in) oraz pieniądz zewnętrzny (money out). A to wszystko za sprawą ciekawego opisu wkładu w rozwój ekonomii takich postaci, jak Don Patinkin, John G. Gurley czy Edward Shaw. Autor czyni też ukłon w stronę swoich intelektualnych adwersarzy. Dlatego dowiemy się też czegoś ciekawego na temat węgierskiego ekonomisty Nicholasa Kaldora.
Książka powinna być lekturą obowiązkową dla każdego bankiera centralnego. Sam identyfikując się z bankowością centralną, starałem się czytać ją bardzo uważnie. Szanując wywód autora, muszę jednak powiedzieć, że nie zawsze się z nim zgadzam, a sama książka zostawia jednak pewien niedosyt. Oczywiście krytyka bankierów centralnych jest na pewno zasłużona. Congdon idzie w niej jednak – przynajmniej w moim odczuciu – zbyt daleko i zachowuje się tak, jakby nie pamiętał dokładnie klimatu, jaki panował w połowie 2021 r. – czyli w kluczowym momencie dla przegranej jego zdaniem batalii z inflacją. Gdyby bankierzy centralni mieli wówczas tę wiedzą jaką mają dzisiaj, najprawdopodobniej nie doszłoby do tak silnego wybuchu inflacji. I nie chodzi tutaj o wiedzę ekonomiczną. Rzecz w tym, że w połowie 2021 r. bankierzy centralni nie mogli wiedzieć tego, czy dojdzie do kolejnej fali zakażeń wirusem, czy też nie. Tym bardziej, że pierwsze dawki serwowanych nam wówczas szczepionek nie gwarantowały pełnego wyhamowania pandemii. W sytuacji, kiedy większość banków centralnych nie wiedziała czy przypadkiem nie dojdzie do kolejnego lockdownu (i w efekcie załamania gospodarczego przypominającego to z wiosny 2020 r.), to trudno im się dziwić, że zwlekali z zacieśnieniem monetarnym.
Zobacz również:
Zagadka japońskiej polityki monetarnej
Autor powołuje się ponadto na przykład Japonii oraz Szwajcarii jako państw, gdzie banki centralne stanęły na wysokości zadania i nie dopuściły do tak dużej eskalacji presji inflacyjnej, jak chociażby w USA, Wielkiej Brytanii czy nawet w strefie euro. To powszechnie wiadomy fakt. Czytelnik najprawdopodobniej chciałby się jednak dowiedzieć czegoś na temat przyczyn takiego stanu rzeczy. Ale Congdon nie rozwija tego wątku. Możemy jedynie sami sobie stawiać pytania, czy niska inflacja w tych dwóch krajach była efektem silnej wiarygodności banków centralnych obu tych państw? A może to jednak efekt niższych oczekiwań inflacyjnych? A co można powiedzieć na temat siły franka szwajcarskiego czy jena japońskiego (choć ten ostatni zaczął silnie tracić na wartości, począwszy od marca 2022 r., co nie wywołało jednak – jak dotąd – jakiegoś silnego impulsu inflacyjnego)? Tu rzeczywiście możemy mówić o pewnym niedosycie. Z drugiej strony, chcąc lepiej zrozumieć fenomen niskiej inflacji zarówno w Szwajcarii, jak i Japonii, należałoby się wgłębić w specyfikę obu tych gospodarek. A takie wgłębianie nie leżało przecież u podstaw napisania tej książki.
Recenzowana książka – mimo pewnej krytyki – jest naprawdę godna polecenia. Czyta się ją z dużym zainteresowaniem, a każdy czytelnik, interesujący się ekonomią, powinien znaleźć w niej coś ciekawego. A dla wszystkich tych usiłujących lepiej zrozumieć złożoność funkcjonowania mechanizmów transmisji polityki pieniężnej – powinna to być wręcz lektura obowiązkowa. Ci, którzy zdecydują się na przeczytanie książki, z całą pewnością nie będą tego żałować.
Autor wyraża własne opnie, a nie oficjalne stanowisko NBP.