Autor: Jacek Ramotowski

Dziennikarz zajmujący się rynkami finansowymi, zwłaszcza systemem bankowym.

Ryzyko dla banków spółdzielczych tkwi w ich mentalności

Największe ryzyko dla banków spółdzielczych wynika z braku wzajemnego zaufania i braku chęci do współpracy. Jeśli system ochrony instytucjonalnej zyska ich zaufanie sektor będzie bardziej bezpieczny – mówi Wiesław Żółtkowski, wiceprezes spółdzielni Bank Polskiej Spółdzielczości.
Ryzyko dla banków spółdzielczych tkwi w ich mentalności

Wiesław Żółtkowski

ObserwatorFinansowy.pl: Ponad miliard złotych straty sektora banków spółdzielczych w zeszłym roku spowodowanej upadkiem SK Banku w Wołominie i ok. 40 banków objętych programem naprawczym. Czy system ochrony instytucjonalnej IPS zabezpieczy sektor przed dalszymi kosztownymi wpadkami?

Wiesław Żółtkowski: Sądzę, że zrobimy to dobrze, i że zabezpieczy. Podobne rozwiązania istniejące w Niemczech spowodowały, że od osiemdziesięciu lat nie było tam upadłości banku spółdzielczego. Myślę, że w Polsce też tak będzie

Po co bankom spółdzielczym dwa nadzory – Komisji Nadzoru Finansowego i IPS?

Jako system ochrony możemy działać trochę inaczej niż KNF, która jest organem administracyjnym i ma podejście formalno-regulacyjne. IPS ma prawo ingerować w sytuację banku na dużo wcześniejszym etapie, co powoduje, że można zacząć naprawę wcześnie. Cała trudność polega na tym, żeby wychwytywać w odpowiednim momencie sygnały o zagrożeniach. W systemie wczesnego ostrzegania próbujemy to robić i na tym etapie interweniować.

Banki spółdzielcze są małe, mają małe kapitały, a takie jednostki są bardziej narażone na ryzyko. Nawet pojedyncze zdarzenie może wywrócić taki bank, dlatego ważne jest, żeby działać jak najwcześniej. Żeby wywrócić wielki bank zarząd musi się napracować przez wiele lat, a w małym może się to zdarzać i szybciej, i częściej. Nadzór ma swoje uprawnienia i traktuje IPS jako narzędzie dla wzajemnego popierania się przez banki. KNF jako organ administracyjny działa jak policjant, który łapie za przekroczenie prędkości. IPS jak ktoś, kto mówi kierowcy, że zbliża się do przekroczenia i włącza alarm, bo sytuacja robi się niebezpieczna.

Banki spółdzielcze długo nie miały świadomości potrzeby istnienia systemu ochrony instytucjonalnej wprowadzanego przez europejskie prawo, a niektóre nadal nie mają. Dlaczego?

Banki mają już świadomość, że odpowiadają za szkody, które może wyrządzić jeden bank, jak w przypadku SK Banku, gdy trzeba było przeznaczać zyski na pokrycie strat. Wiedzą, że muszą zapłacić deponentom upadłego banku w postaci większych wpłat na Bankowy Fundusz Gwarancyjny. Jest już oczekiwanie, żeby system ochrony pilnował, występował, naprawiał, ostrzegał, żeby nie dopuścić do kolejnych upadłości. Banki naprawdę są zainteresowane tym, żeby się wzajemnie pilnować i oczekują od systemu ochrony, że będzie temu sprzyjał, eliminował zagrożenia poprzez sygnalizowanie ich na odpowiednim etapie i przedstawianie programów naprawy. Każdy z banków chce, żeby pilnować innych banków. W mniejszym stopniu chce, żeby pilnować właśnie jego.

Co w takim razie jest warunkiem sukcesu IPS?

Musimy przekonać banki, że IPS to nie jest kolejna formalna struktura, która została im narzucona i wymyślona po to, żeby komplikować życie, ale, że może im być pomocna. Banki muszą na przykład tworzyć plany naprawy na wypadek zagrożeń. W IPS opracowujemy grupowy plan naprawy – system określający sposób reagowania na potencjalne zagrożenia, które mogą wystąpić w bankach. To dla banków pomoc. Te programy będą oczywiście z nimi konsultowane, muszą odpowiadać realiom ich funkcjonowania. Banki same będą musiały mieć w nich swój wkład.

Jest sporo zamieszania w podejściu do systemów zarządzania ryzykiem. Dziś wiele banków musi indywidualnie pracować nad wdrożeniem regulacji liczących tysiące stron. Chcemy stopniowo urealniać te systemy, wprowadzić zasadę proporcjonalności, dostosowania rozwiązań do wielkości i charakteru działania banku. Jeśli uda nam się uprościć te wymagania i je urealnić myślę, że zdobędziemy zaufanie i będzie nam łatwiej współdziałać i reagować na kryzysy. Instytucja taka, jak system ochrony musi sobie zapracować na to, żeby zdobyć zaufanie banku.

Od wprowadzenia europejskich regulacji ostrożnościowych małe banki twierdzą, że brak w nich zasady proporcjonalności, i że masa wymogów, w tym dotyczących raportowania, wręcz zagraża ich istnieniu, podnosząc koszty. Mają rację?

Istnieje zasada mówiąca, że regulacje trzeba stosować w zależności od wielkości banku i charakteru jego działania. W praktyce jest słabo stosowana, bo brakuje odpowiedzialności i wysiłku intelektualnego, żeby określić to, co jest proporcjonalne. Najlepiej przetłumaczyć przepisy z angielskiego i narzucić takie same wszystkim. Trudniej przyjąć na siebie odpowiedzialność za zwolnienie niektórych podmiotów z części przepisów. Na przykład w przepisach dotyczących zmiennych składników wynagrodzeń można byłoby ustalić, że ta regulacja nie dotyczy banków, które mają fundusze własne mniejsze niż 1 mld euro. To na gruncie prawa europejskiego byłoby do przyjęcia. Nie zrobiono tego, więc każdy bank tworzy rozbudowane procedury, pisze, na czym polega wynagradzanie zarządu i kadry kierowniczej, co dla małego banku jest dużą mitręgą.

Czasem w ogóle przekracza kompetencje. Musi ich szukać na zewnątrz.

Mały bank ma mało ludzi, mniejsze zasoby, i nie jest w stanie stworzyć sam wszystkich procedur, w związku z czym procedury są dostarczane z zewnątrz przez różnych ekspertów. Oni najczęściej też się nie wysilają, żeby regulacje dostosować do skali działalności banku. Gdy chodzi o rekomendacje KNF, trzeba je wdrożyć albo wytłumaczyć, czego się nie wdraża i dlaczego. Ale to wymaga pewnego wysiłku, wiedzy i odpowiedzialności. Gdy tego brak, mały bank bywa zobowiązany do liczenia kilkudziesięciu wskaźników oceniających jego kondycję, co nie jest zgodne ze sztuką zarządzania.

Miary istotne i nieistotne dla działania danego banku mieszają się ze sobą i średnia może wyjść dobra, nawet, gdy te najważniejsze wskaźniki są fatalne. Zgodnie z zasadą proporcjonalności w różnych obszarach działania banku powinno być po 3-5 podstawowych kryteriów, które monitorujemy i badamy. Sięgamy głębiej dopiero wtedy, gdy są one naruszone. Raportowanie o wszystkim do wszystkich sprowadza się w praktyce do biernego sprawozdawania nie przekładającego się na jakość zarządzania.

Tworzy fikcję?

Zamiast zajmować się sztuką zarządzania ryzykiem ćwiczymy sztukę zarządzania sprawozdawczością, ale – co najważniejsze – przy tej ogromnej liczbie sprawozdawanych informacji nie ma czasu, żeby je analizować, nie ma kto ich analizować, a nawet nie ma kompetencji, żeby zrozumieć sens pewnych raportów.

System ochrony instytucjonalnej może wcielać zasadę proporcjonalności w praktyce?

Tak. Chcemy uporządkować obszary zarządzania ryzykiem, wyeliminować rozwiązania, które nie są dostosowane do charakteru i skali działania banków spółdzielczych, wprowadzać dostosowane do małych banków standardy zarządzania ryzykiem stopy procentowej, ryzykiem zarządzania należnościami z utratą wartości, ryzykiem płynności, ryzykiem operacyjnym.

W bankach spółdzielczych na ogół pracują ludzie, którzy byli zatrudnieni tylko w tym jednym banku. Obawiają się formułować oceny, czy w ich banku dana regulacja jest potrzebna, czy nie jest. Kiedy wprowadzane są jakieś systemy zarządzania ryzykiem, adekwatne do banku działającego w skali światowej, myślą, że być może dla nich też takie one muszą być. A przecież to nie ma sensu w banku, który zatrudnia 17 osób i ma sumę bilansową 45 mln zł. I każą tam liczyć kilkadziesiąt kryteriów badania jakości portfela kredytowego, gdy w przypadku małego banku istotnych jest może 5-8 wskaźników.

Nadzór nie będzie oponował?

KNF oczekuje żeby stosować zasadę proporcjonalności, żeby banki oceniały wszystkie istotne ryzyka, i żeby mierzyły je w sposób odpowiedni do swojego działania. Ale gdy spotyka w bankach bardzo rozbudowane procedury, to nie protestuje, no, bo skoro bank je przyjął…

Poza systemem ochrony Banku Polskiej Spółdzielczości pozostaje ok. 100 banków zrzeszonych w BPS, a poza systemem ochrony Spółdzielczej Grupy Bankowej jeszcze kilka banków zrzeszonych w SGB. Co z nimi?

Nie wiem. To ich decyzja. Zdaje się, że chcą iść własną drogą i utworzyć własny system ochrony.

KNF nie widzi miejsca dla trzech systemów ochrony w Polsce.

Powołanie nowego zrzeszenia i systemu ochrony wymaga dużych zasobów finansowych i ludzkich. Nie wiem, czy te banki mają takie zasoby.

A co, jeśli nie wejdą do żadnego systemu ochrony, ani same nie powołają własnego?

Banki te mogą działać indywidualnie, jeśli mają odpowiedni kapitał. Mogą przystąpić do jednego albo drugiego systemu ochrony. To się rozstrzygnie w przyszłym roku, bo wtedy się okaże, czy uda się powołanie trzeciego zrzeszenia.

A jeśli się nie uda, a z kapitałami będzie krucho, to czy nie tworzą ryzyka dla sektora?

To stworzyłoby nową „jakość” bezpieczeństwa systemu. Sytuacja jest o tyle złożona, że BPS jest bankiem zrzeszeniowym dla banków, które są w systemie ochrony i dla tych, które w systemie ochrony nie są. I te banki, które nie są w systemie ochrony, mają pośredni wpływ na działanie systemu ochrony, bo są zrzeszone w banku, który jest uczestnikiem systemu ochrony. Choć – jako system ochrony – nie mamy bezpośredniej relacji z bankami będącymi poza nim, to one, poprzez bank zrzeszający, w jakimś stopniu wpływają także na system ochrony. Pewne zagrożenia mogą w ten sposób się przenosić. Gdyby wystąpiły u nich zagrożenia i przeniosły się na bank zrzeszający, który jest w systemie ochrony, to przeniosłyby się także na system ochrony.

Istnieje więc ryzyko, że system ochrony nie będzie mieć wpływu na pewne banki, ale zagrożenia płynące z ich strony mogą mieć wpływ na system ochrony.

IPS ma pomóc monitorować i mitygować ryzyka specyficzne dla sektora bankowości spółdzielczej. Jakie to są ryzyka?

Bankowość spółdzielcza finansuje mniejsze podmioty, a one są dużo bardziej narażone na ryzyko niż duże. Finansuje też często przedsięwzięcia rozpoczynane, które obarczone są jeszcze większym ryzykiem. W związku z tym banki spółdzielcze w naturalny sposób funkcjonują w segmencie podwyższonego ryzyka.

Czy ono się tam kumuluje?

W portfelach banków spółdzielczych coraz częściej dominują podmioty gospodarcze. Banki te w dużej części finansują lokalny biznes: w terenach miejskich – małych i średnich przedsiębiorców, a w terenach rolniczych – biznes rolniczy. Mogą tak funkcjonować, dlatego że są to podmioty lokalne, znane bankom spółdzielczym, także w sposób nieformalny. Banki mają więc nieformalną wiedzę pozwalającą na finansowanie także podmiotów, którym trudno współpracować z bankiem komercyjnym. Bank spółdzielczy potrafi ryzyko lepiej rozpoznać na podstawie wielu różnych informacji nieformalnych, miękkich, pochodzących z otoczenia, w którym funkcjonuje. I dzięki temu segment rynku, który nie miałby szansy finansowania przez wielkie banki, może dostać finansowanie w banku spółdzielczym.

Skoro taka wiedza pozwala ryzyko ograniczać, to gdzie są zagrożenia?

Zagrożeniem jest to, że w Polsce rośnie strefa nieregulowanej działalności finansowej, która przejmuje część klientów. W bankach zaostrzają się regulacje, wymaga się coraz bardziej wnikliwego badania ryzyka klienta, także dokumentowania kondycji finansowej klientów. To powoduje, że część z nich wypada z obszaru finansowania przez banki – tych klientów przejmuje nieformalna, niekontrolowana i nieregulowana strefa finansowa.

Dziś to już jest biznes kredytujący nie tylko osoby indywidualne, ale także przedsiębiorstwa, wobec których nie bada się ryzyka, ale bierze odpowiednią opłatę za ryzyko, np. na poziomie 60 proc. Rosnące regulacje mają poprawić bezpieczeństwo samego banku i poprawiają je. Ale z punktu widzenia ryzyka makro tworzą sytuację bardzo niebezpieczną, gdzie ryzyko dla systemu finansowego może przyjść spoza sektora bankowego, z szarej strefy finansowej, gdzie są niezbadane operacje i przepływy finansowe.

Na przykład?

W sektorze służby zdrowia znów narasta fala finansowania przez podmioty niebankowe, udzielające pożyczek bardzo dobrze zabezpieczonych, na wysokie oprocentowanie. Podmioty, które nie mogą w banku dostać kredytu, pozyskują pieniądze z tego źródła. Dla banków bezpośrednio nie ma ryzyka, ale jeśli niektórzy klienci funkcjonują równocześnie w obu strefach i wpadną w problem wypłacalności to wtedy ich problemy mogą się przenieść także na bank.

Biuro Informacji Kredytowej gromadzi coraz więcej raportów, także o przedsiębiorcach i o finansowaniu się przez nich w firmach pożyczkowych. 

W BIK mamy raporty podmiotów legalnych, regulowanych, zarejestrowanych, ale nie tych, które funkcjonują w szarej strefie. A ta w Polsce jest nie do końca zbadana. >>więcej: Nadzór zaczyna mierzyć bankowość cienia

Dlaczego bankom spółdzielczym nie udaje się bardziej zdywersyfikować działalności, na przykład o klientów detalicznych?

Zwrot ku detalowi dla pojedynczego banku spółdzielczego jest bardzo trudny. Byłby możliwy, gdyby banki silniej ze sobą współpracowały i gdyby tego typu produkty, infrastruktura informatyczna i marketing były jednolicie sterowane z poziomu zrzeszenia czy grupy banków. W pojedynczym banku spółdzielczym mała skala działania powoduje, że jednostkowy koszt budowania infrastruktury, marketingu, inwestycji w informatyzację jest za duży. Na rynku detalicznym konieczna jest duża skala. Indywidualnie żaden bank spółdzielczy nie udźwignie takich kosztów. Dlatego w finansowaniu osób fizycznych dominują wielkie banki komercyjne, które mają środki na tworzenie produktów, rozwój infrastruktury informatycznej, duże wydatki na reklamę. Skala ich działania powoduje, że w produktach detalicznych jednostkowy koszt mają niższy.

A zrzeszenie nie może w tym pomóc?

Zrzeszenie ma ograniczoną siłę sprawczą, bo jest stworzone przez banki, i to banki są władzą zrzeszenia. Mamy kulturę ogólnej nieufności i mało w niej miejsca na działanie wspólnie, co dotyczy przecież nie tylko bankowości, lecz wszystkich obszarów życia społecznego. Nie ma dostatecznej woli, żeby wiele spraw było rozwiązywanych wspólnie. To problem kulturowy, problem mentalności. Panujący przez cały okres transformacji kult konkurencji i indywidualizmu nie budował zaufania i współpracy. Podsycał pokłady polskiej nieufności, zamiast je ograniczać.

System ochrony może to zmienić?

Musimy odbudować kulturę zaufania. Ale tego nie zrobi się słowami, tylko czynami.

Rozmawiał Jacek Ramotowski

Wiesław Żółtkowski

Otwarta licencja


Tagi