Autor: Jacek Ramotowski

Dziennikarz zajmujący się rynkami finansowymi, zwłaszcza systemem bankowym.

Największe wyzwanie to zachęcić Polaków do oszczędzania

Delewarowanie zachodnich banków może być bardzo dotkliwe dla gospodarki. Dlatego trzeba budować zaufanie wśród państw i firm dostarczających kapitał na rozwój, a w Polsce - infrastrukturę finansową pozwalającą tak sterować procesami gospodarczymi, żeby neutralizować wpływ tego procesu – mówi Krzysztof Pietraszkiewicz, prezes Związku Banków Polskich.

Obserwator Finansowy: Czy delewarowanie spółek-matek polskich banków może poważnie zaszkodzić kredytowaniu przez nie polskiej gospodarki?

Krzysztof Pietraszkiewicz: W regionie Europy Środkowo-Wschodniej obserwujemy systematyczne zmniejszanie zagranicznych depozytów i kredytów udzielonych bankom-córkom przez banki-matki. W tej sytuacji przyrost depozytów pozyskiwanych od krajowych gospodarstw domowych i firm musi w części zastępować ubytek finansowania transgranicznego. Istotnie zostaje pomniejszana suma akcji kredytowej, jaka może być oferowana polskim firmom przez polskie banki. Wiele z tych firm, przechodząc proces dostosowania do nowych realiów, ograniczyło lub zaniechało realizacji programów rozwojowych. Polskę dotyka więc delewarowanie zachodnich instytucji finansowych, ale też dotyka wyraźne osłabienie koniunktury. Polska nie jest jednak krajem nadmiernie ubankowionym. Delewarowanie, które może być uzasadnione w innych krajach, może być bardzo niebezpieczne dla polskiej gospodarki.

Jak zneutralizować niekorzystne oddziaływanie tego procesu?

To jest kwestia budowy wzajemnego zaufania. Zgłaszałem propozycję, żeby przedyskutować – po przedstawieniu różnych pomysłów dla Europy – swoisty Investment and Reinvestment Act, to znaczy takie porozumienie, które budowałoby pewność i zaufanie pomiędzy krajami, dysponującymi nadwyżkami finansowymi i chcącymi je aktywować poza strefą euro, a krajami goszczącymi. Tu trzeba unikać narastania pewnej niechęci czy braku zaufania, usuwać wszelkiego rodzaju niepewności. I wydaje mi się, że porozumienie w tych sprawach jest możliwe i potrzebne, bo dla banków, które przechodzą proces delewarowania i potrzebują restrukturyzacji też ważne jest, żeby nie doprowadzić do kryzysu krajów będących w dobrej kondycji.

Czy w tej sytuacji nasze przystąpienie do unii bankowej mogłoby rozwiązać te problemy, czy przeciwnie – jeszcze by je wyostrzyło?

W ramach debaty na temat przystąpienia Polski do unii bankowej, a także do strefy euro, musimy dostrzegać problem dostępu do zewnętrznych źródeł finansowania polskiej gospodarki. Powinniśmy zabiegać o możliwość utrzymania, na pewnym poziomie, dostępu do środków płynnych, będących np. w dyspozycji Europejskiego Banku Centralnego. Ale też dostępu do pewnej porcji środków przeznaczonych na uporządkowaną likwidację, restrukturyzację i rekapitalizację banków, pozostawionych w gestii Komisji Europejskiej. W innym przypadku trudno byłoby wyjaśnić powody oddania władzy nad krajowym sektorem bankowym innym krajom ze strefy euro, przy zachowaniu odpowiedzialności polskich podatników za ewentualne negatywne konsekwencje ostrożnościowego nadzoru europejskiego.

Jakie działania systemowe można podjąć w kraju, aby odpowiedzieć na niedostatki finansowania polskich banków?

W okresie transformacji nie potrafiliśmy zbudować systemu skłaniającego Polaków do oszczędzania, szczególnie długoterminowego, na cele emerytalne, mieszkaniowe, zdrowotne i edukacyjne. Oczywiście, że budowa takiego systemu jest procesem, który może odnieść sukces wtedy, gdy więcej środków zostaje do dyspozycji społeczeństwa. Ale myślę, że już przeciętne dochody Polaków, jak to pokazują dane statystyczne, pozwalają, żeby taki system skonstruować.

Mamy do odrobienia też inne lekcje. Chodzi między innymi o konieczność wdrożenia i rozwoju nowych instrumentów na polskim rynku finansowym. Mam na myśli możliwość łatwiejszej emisji własnych obligacji przez polskie banki, udrożnienie systemu emisji listów zastawnych, sekurytyzowanie aktywów. Działania regulatorów sprzyjające rozwojowi nowych instrumentów zarówno po stronie popytowej, jak i podażowej, są niezbędne po to, by polski rynek finansowy mógł rozwijać się bardziej harmonijnie i mógł lepiej służyć rozwojowi polskiej gospodarki.

Jeśli mamy mówić o bezpiecznym rozwoju polskiego systemu finansowego przy znaczącej w nim obecności inwestorów zagranicznych, to z bardzo dużą wnikliwością powinniśmy patrzeć na pozycję Bankowego Funduszu Gwarancyjnego jako instytucji, która będzie posiadała zdolność do gwarantowania depozytów, ale jednocześnie do podejmowania działań pomocowych, restrukturyzacyjnych, a gdyby była taka potrzeba, to działań rekapitalizacyjnych bądź uporządkowanej likwidacji.

Za kluczowy element polskiego systemu bankowego uznaję system rozliczeniowy zbudowany wokół Krajowej Izby Rozliczeniowej (KIR). To niezmiernie ważny element systemu bankowej infrastruktury, jest on gwarantem solidnej realizacji rozliczeń w kraju, stabilności i bezpieczeństwa. Kolejnym elementem rynku bankowego, który uważam za bardzo istotny, jest system gromadzenia i wymiany informacji o klientach pomiędzy bankami, ale także pomiędzy innymi uczestnikami rynku. Myślę tutaj o grupie Biura Informacji Kredytowej i InfoMonitorze, ale także o systemie baz danych prowadzonym przez Związek Banków Polskich.

To pewne już istniejące fundamenty instytucjonalne systemu finansowego i jego bezpieczeństwa, ale czy ich działanie może wpłynąć bezpośrednio na zaangażowanie banków w kredytowanie gospodarki?

W sytuacji, w której znaczna część instytucji związana jest z inwestorami zagranicznymi, trzeba dbać o rozwój instrumentów, które pozwalają sterować pewnymi procesami w gospodarce. Uważam za niezbędne budowanie potencjału funduszy gwarancyjnych i poręczeniowych. W krajach Unii Europejskiej od 8 do 12 proc. małych przedsiębiorców uzyskuje kredyt z komponentem takich gwarancji, gdy w Polsce jest to mniej niż 1 proc.

Również fundusze pożyczkowe przy rozdrobnionej polskiej gospodarce mają rację bytu, ponieważ wielu obywateli na skutek norm ostrożnościowych nie może liczyć na choćby niewielki kredyt od sektora bankowego. Stąd też uprawnione jest istnienie instytucji pożyczkowych, które opierają się nie tyle na ocenie zdolności kredytowej, co na wiarygodności kredytowej, i pozwalają na rozpoczęcie drobnej działalności gospodarczej.

Budowa zaś potencjału funduszy gwarancyjnych i poręczeniowych opierać może się o zasilenie z budżetu państwa i samorządów terytorialnych. Mamy już kilkadziesiąt funduszy poręczeniowo-gwarancyjnych, których potencjał przekracza 1,5 mld zł. Niebawem w Banku Gospodarstwa Krajowego zostanie uruchomiona specjalna linia poręczeniowa dla małych i średnich przedsiębiorstw. Potencjał mechanizmu gwarancji i poręczeń powinien być w kolejnych latach rozbudowywany wokół BGK i dotychczasowej sieci funduszy poręczeniowo-gwarancyjnych.

Czy samorządy będą mogły tu być faktycznie partnerem, narzekają przecież na brak środków?

Zmieniać się będzie częściowo model korzystania z funduszy unijnych, co wymagać będzie także zmian dotyczących gromadzenia polskiego wkładu do inwestycji. Kilka województw, Ze środków będących w dyspozycji tych województw oraz ze środków unijnych w ramach projektów Jeremie i Jessica powstają już także mechanizmy inżynierii finansowej i środki o charakterze zwrotnym będą służyć rozwojowi gospodarki. W nowej perspektywie budżetowej, kiedy znaczenie instrumentów zwrotnych ma ulec istotnemu wzmocnieniu, w oparciu o zasoby wewnętrzne, jak i fundusze unijne, powinniśmy zbudować całą infrastrukturę służącą takiemu właśnie wspieraniu przedsiębiorstw poprzez instrumenty zwrotne. Jej elementem będą nowe fundusze.

Niezależnie od tego, w ramach projektów unijnych możemy korzystać ze środków nie tylko będących w dyspozycji rządu polskiego, ale także na poziomie UE. Sądzę, że współpraca z Europejskim Funduszem Inwestycyjnym, Europejskim Bankiem Inwestycyjnym, Europejskim Bankiem Odbudowy i Rozwoju oraz innymi instytucjami, pozwoli na rozwiniecie także innych instrumentów.

Jak wyglądają teraz prace nad ożywieniem rynku listów zastawnych?

Dyskutując o udrożnieniu listów zastawnych przyjmowaliśmy, że z dotychczasowego portfela kredytów zabezpieczonych hipotecznie każdego roku można by było wystawiać do sekurytyzacji znaczącą, choć nie ogromną porcję, i skierować na rynek kapitałowy. Mówiliśmy o pakietach kilkumiliardowych w skali roku, zarówno ze starych kredytów, jak i z bieżącej akcji kredytowej. Gdyby nawet był to tylko miliard, to po kilku latach powstanie znacząca wielkość środków uwolnionych, które mogłyby być ponownie kierowane do rozwoju akcji kredytowej. A ponieważ te instrumenty cieszą się bardzo wysokim prestiżem i zaufaniem myślę, że to jest jeden z mechanizmów budowy systemu refinansowania akcji kredytowej.

Banki weszły w bardzo trudny rok. Jak pana zdaniem sobie poradzą?

Uzyskanie wyniku na poziomie roku ubiegłego (16,1 mld zł zysku netto) lub 2011 r. (15,5 mld zł) byłoby naprawdę wielkim wyczynem w roku 2013, czy 2014. Dlatego, że obserwujemy ograniczanie możliwości osiągania takiego wyniku, poprzez spadek zainteresowania niektórymi typami kredytów, zarówno ze strony klientów indywidualnych, jak i przedsiębiorców, z powodu wejścia w restrukturyzację całych branż, a także z powodu spodziewanych dodatkowych obciążeń nakładanych na cały sektor bankowy, czy to w postaci dodatkowych wpłat na Bankowy Fundusz Gwarancyjny, czy zapowiadanych opłat na fundusz stabilizacyjny. Opłaty te będą działać procyklicznie.

Dlatego apelujemy, żeby zachować powściągliwość, bo w obecnej sytuacji powinniśmy unikać nadmiernych obciążeń. Ale także w innych sferach pojawiają się pewne inicjatywy, które zmierzają do ograniczenia generowania przychodów, a w konsekwencji zysku sektora bankowego. Chodzi nie tylko o próbę regulowania niektórych opłat w sektorze bankowym, ale także nakładania na banki rozlicznych obowiązków informacyjno-sprawozdawczych oraz destabilizowanie rozwiązań prawnych w niektórych obszarach.

Skumulowanie tych wszystkich czynników, dodatkowo przy wyhamowaniu projektów inwestycyjnych w okresie między obecną a przyszłą perspektywą unijną, powoduje, że uzyskanie wyniku na poziomie roku 2012 czy 2011 byłoby wielkim wyczynem. A pamiętajmy, że banki wchodzą w fazę dostosowań do dyrektywy CRD IV i rozporządzenia CRR, ale też innych regulacji, dotyczących np. kredytów konsumenckich czy ochrony danych osobowych. Wszystko to ma wpływ na możliwości prowadzenia biznesu.

Rozmawiał: Jacek Ramotowski

Otwarta licencja


Tagi