Autor: Kenneth Rogoff

Profesor ekonomii i polityki publicznej na Uniwersytecie Harvarda, publicysta Project Syndicate

Nie ma mocnych na niemiecką nadwyżkę

Dołączenie się Departamentu Skarbu USA do krytyków chronicznej nadwyżki w niemieckim bilansie rozrachunków bieżących zwróciło uwagę na zasadniczą rozbieżność poglądów co - i czy w ogóle - powinno się z tym zrobić. Krytycy chcą, żeby Niemcy więcej importowały i mniej eksportowały. Niemcy natomiast uważają, że ich dodatni bilans ma kluczowe znaczenie dla stabilizacji w Europie.
Nie ma mocnych na niemiecką nadwyżkę

Kenneth Rogoff

Wiosenne zgromadzenie Międzynarodowego Funduszu Walutowego i Banku Światowego to okazja do mocnego nagłośnienia argumentów obydwu stron. Niestety dyskusja na ten temat zbyt często opiera się bardziej na ideologii niż na faktach.

Różnica między tym, co kraj eksportuje i tym, co importuje, odzwierciedla mnóstwo faktów, w tym cykle koniunkturalne, czynniki demograficzne, możliwości inwestycyjne i zróżnicowanie gospodarcze. Może ona także odzwierciedlać upodobanie rządu do utrzymywania nadwyżki budżetowej: w końcu nadwyżka bilansu rozrachunków bieżących to – z definicji – przewaga oszczędności (publicznych i prywatnych) nad inwestycjami.

W pierwszej połowie pierwszej dekady XXI wieku architekci polityki amerykańskiej postanowili, że nie będą się martwić trwałym deficytem bilansu rozrachunków bieżących, który sięgał powyżej 6 proc. PKB. Początkowo dowodzili, że deficyt ten odzwierciedla po prostu atrakcyjność, jaką stanowią dla świata wspaniałe możliwości inwestycyjne w USA. Było to stanowisko dziwne, zwłaszcza jeśli uwzględnić, że w porównaniu z krajami wschodzącymi USA nie rozwijały się szczególnie szybko.

Później badacze akademiccy ustalili bardziej przekonujące dowody na to, że dopóki inwestorzy kupują amerykańskie aktywa, bo pragną zapewnić sobie dywersyfikację, bezpieczeństwo i płynność, dopóty USA mogą bez wielkiego ryzyka utrzymywać duży deficyt. Politycy powinni jednak zrozumieć, że nawet to lepsze uzasadnienie ma swoje granice i że często ogromny deficyt w bilansie rozrachunków bieżących jest jak migające czerwone światełko, informujące o głębszych problemach – w tym przypadku o nadmiernym zapożyczeniu się gospodarstw domowych na sfinansowanie zakupu mieszkań.

W przypadku Niemiec mówimy oczywiście o nadwyżce, nie o deficycie. A choć ta nadwyżka przekracza 6 proc. niemieckiego dochodu narodowego i sprawia wrażenie wielkości tego samego rządu, co przedkryzysowy deficyt USA, to trzeba pamiętać, że gospodarka Niemiec odpowiada niespełna jednej czwartej gospodarki USA (w przeliczeniu według rynkowych kursów walutowych).

Jak jednak zauważył Daniel Gros z Center for European Policy Studies, problem nie dotyczy jedynie Niemiec. Mniejsze kraje północy Europy, w tym Holandia, Szwajcaria, Szwecja i Norwegia utrzymują w bilansie rozrachunków bieżących nadwyżki, które w relacji do ich dochodu narodowego są równie wysokie, jak w Niemczech. A w wartościach absolutnych są łącznie nawet większe od niemieckiej nadwyżki. Tak więc problem ten niewątpliwie zasługuje na uwagę. Jakie są jednak jego przyczyny i jakie może być rozwiązanie?

Z pewnością nikt nie może krytykować krajów północy Europy za niedowartościowanie ich walut. Według niemal wszystkich pomiarów siły nabywczej euro jest przewartościowane (a frank szwajcarski jeszcze bardziej). Keynesiści patrzą na te nadwyżki i mówią, że kraje północy Europy powinny je zmniejszyć dopuszczając – żeby pobudzić popyt wewnętrzny – do znacznego deficytu budżetowego. Mają rację, ale bardzo przesadzają. W wielu badaniach stwierdzono bowiem, że zmiany oszczędności oraz inwestycji prywatnych mogą częściowo niwelować wpływ jaki na bilans rozrachunków bieżących wywiera wyższy deficyt budżetowy.

Na przykład większy deficyt budżetowy w Niemczech nie byłby w Europie czynnikiem decydującym. Analizy MFW oraz innych instytucji sugerują, że w Europie wtórne skutki popytowe zmian w niemieckim podejściu do budżetu byłyby prawdopodobnie umiarkowane, zwłaszcza jeśli chodzi o pogrążone w kłopotach kraje strefy euro, jak Grecja i Portugalia. Niemcy handlują przecież z całym światem.

Komisja Europejska ukończyła niedawno własny raport w sprawie niemieckiej nadwyżki rozrachunków bieżących, dochodząc do całkiem trafnego wniosku, że trudno precyzyjnie określić, które z wielu czynników na nią wpływają. Na przykład dla niemieckich eksporterów środków trwałych nadzwyczaj korzystny okazał się wzrost Chin.

Mimo to Komisja wymownie dowodzi, że rozwiązania propagujące inwestycje publiczne i prywatne w krótkim czasie spowodowałyby ograniczenie tej nadwyżki, a jednocześnie wzmocniłyby wzrost gospodarczy Niemiec w długim okresie. Można by do tego dodać, że w wielu krajach północy Europy wciąż istnieją znaczne ograniczenia konkurencji w usługach i handlu detalicznym. Usunięcie ich spowodowałoby zwiększenie konsumpcji wszystkich towarów, także importowanych.

Niemcy z kolei słusznie podkreślają, że to na ich silnym bilansie opiera się dziś krucha stabilizacja w Europie. Czy przysięga, jaką latem 2012 roku złożył prezes Europejskiego Banku Centralnego, Mario Draghi – że będzie ratować euro „jak tylko się da” – byłaby równie skuteczna, gdyby inwestorzy mieli jakiekolwiek wątpliwości co do potęgi finansowej i determinacji Niemiec, wspierających tę walutę?

Prawdą jest jednak i to, że Niemcy mogłyby być bardziej otwarte i bardziej liberalne jeśli chodzi o wykorzystanie swojego bilansu do ulżenia krajom peryferyjnym – jak Portugalia i Grecja, a może nawet Irlandia i Hiszpania – w problemach z nadmiernym zadłużeniem.

Sedno sprawy polega na tym, że przypadki dużej i trwałej nierównowagi zewnętrznej są czymś, co architekci polityki globalnej powinni dokładnie monitorować, gdyż – co pokazał krach na amerykańskim rynku mieszkaniowym – mogą one stanowić wskaźnik problemów, które trzeba głębiej zbadać. Krytycy nadwyżki mają też rację co do tego, że każdy bilans ma dwie strony i że przedmiotem analizy powinny być także kraje z deficytem. Błędna jest jednak wiara w to, że uproszczone rozwiązania – w rodzaju: więcej stymulacji budżetowej albo więcej oszczędności w wydatkach – mogą stanowić panaceum. Często bywa przecież tak, że źródła problemów związane są z zadłużeniem, sztywną strukturą gospodarki, zbyt niskimi inwestycjami oraz słabą konkurencyjnością. 

© Project Syndicate, 2014

www.project-syndicate.org

 

Kenneth Rogoff

Tagi