Autor: Kerstin Bernoth

Niemiecki Instytut Badań Gospodarczych (DIW) w Berlinie

Niemcy czują się odpowiedzialne za euro

Rządy państw strefy euro uzgodniły w niedzielę szczegóły planu ratunkowego dla Grecji. W razie zagrożenia bankructwem kraje euro-grupy gotowe są przekazać Grekom pomoc o wartości 30 mld euro, zaś Międzynarodowy Fundusz Walutowy dodatkowe 15 mld euro. Gdyby Grecja chciała skorzystać z tych środków, musi jednak wprowadzić jeszcze bardziej rygorystyczne oszczędności. Reakcja rynków finansowych była zaskakująco pozytywna: Grecja sprzedała obligacje o wartości 1,56 mld euro, choć planowano zebrać 1,2 mld.

Czy sytuacja Grecji już trwale zmieniła się na lepsze?

Udana sprzedaż greckich obligacji oraz fakt, że spadło ich oprocentowanie, oznacza, że w ocenie rynków zmniejszyło się prawdopodobieństwo nagłej zapaści Grecji. Jednak oprocentowanie nadal wynosi ponad 6 proc., czyli jest na bardzo wysokim poziomie. Dlatego nie można mówić o prawdziwym odprężeniu.

Nie widzi Pani pozytywów?

Pakiet pomocowy dla Grecji sprawił, że udało się zażegnać groźbę niewypłacalności tego kraju w najbliższym czasie. Zatrzymano negatywny rozwój wypadków. Jednak w dalszej perspektywie bankructwo wciąż nie jest wykluczone. Grecja musi przecież kiedyś spłacić swoje kredyty. Dlatego UE musi znaleźć regulacje, jak w razie konieczności poradzić sobie z niewypłacalnością kraju członkowskiego.

A może stałoby się lepiej, gdyby rząd w Berlinie wcześniej się zgodził na pomoc dla Grecji? Być może wówczas euro nie traciłoby tak dużo wobec dolara, a Grecy nie musieliby płacić coraz więcej swoim wierzycielom.

Niemcy, a także niektóre inne państwa UE, nie chcą bezwarunkowo wspierać finansowo Grecji – w ten sposób chcą ograniczyć ryzykowne zachowania w przyszłości. Gdyby godziły się na to szybko i bez dyskusji, inne wysoko zadłużone kraje strefy euro mogłyby błędnie zrozumieć tę sytuację.

To znaczy jak?

Mogłoby się im wydawać, że zamiast bolesnych działań na rzecz konsolidacji finansów publicznych mogą liczyć na pomoc z UE. Byłby to cios dla jakiejkolwiek dyscypliny budżetowej. Dlatego najpierw należy wywierać presję na Grecję, żeby rozpoczęła konieczne reformy. Niemcy i inne kraje nie mogą dawać Grecji zbyt łatwego dostępu do zagranicznych kredytów. Środki pomocowe muszą być powiązane z bolesnymi warunkami.

Od połowy stycznia do teraz oprocentowanie 10-letnich greckich obligacji rosło z 5,5 proc. do ponad 7 proc. Ostatnio nieco spadło.

Co będzie dalej?

Dopóki nie znajdzie się efektywne rozwiązanie kryzysu w Grecji, dopóty będzie narastać już rozpoczęta ucieczka kapitału z tego kraju. Grozi to tym, że oprócz kryzysu państwowego pojawi się kryzys bankowy, ponieważ banki nie będą miały wystarczających środków, by zachować płynność. Gdyby ten negatywny scenariusz miał zaistnieć, wówczas pomóc będzie mogła już tylko deklaracja innych państw UE, że obejmują swoimi gwarancjami greckie obligacje państwowe.

Według zatwierdzonego pakietu pomoc dla Grecji może w razie konieczności kosztować niemieckiego podatnika 8 mld euro. Czy Niemcy czują się odpowiedzialne za słabszych partnerów w unii walutowej?

Niemcy czują się odpowiedzialne przede wszystkim za utrzymanie i stabilność całej strefy euro. Dlatego decyzje polityczne powinny być podejmowane właśnie z tego punktu widzenia.

W lutym minister finansów RFN Wolfgang Schäuble proponował utworzenie Europejskiego Funduszu Walutowego, który miałby pomagać krajom UE przy ewentualnych kolejnych kryzysach gospodarczych. Jednak od ponad miesiąca nie mówi się już o EFW. Czy kiedykolwiek on powstanie?

Wydaje mi się, że nie. Dojdzie raczej do zmian w prawodawstwie UE, tak by w przyszłości uniknąć tego rodzaju kryzysów.

Jakiego typu mogą być to zmiany?

Na przykład zaostrzenie zapisów paktu stabilizacji i rozwoju, a w razie ich naruszenia automatyczne sankcje. Dzięki temu mielibyśmy większą dyscyplinę fiskalną w państwach euro-grupy.

Czy opuszczenie strefy euro przez Grecję i innych „euro-grzeszników”, czego według marcowych sondaży opublikowanych w „Financial Times” życzy sobie co trzeci Niemiec, byłoby dobrym rozwiązaniem tego kryzysu?

Ale wyjście z unii walutowej – obojętnie czy wymuszone, czy dobrowolne – nie jest teraz prawnie możliwe. Takich regulacji nie ma przecież w traktacie lizbońskim.

A gdyby były?

Nie miałyby ekonomicznego sensu. W razie wyjścia ze strefy grecka waluta ogromnie straciłaby na wartości. To jeszcze bardziej zaostrzyłoby kryzys, bo zadłużenie Grecji jest denominowane w euro.

Byłby to już jednak problem Greków.

Nie. Takie wyjście zagroziłoby stabilności całej strefy euro. Zaczęłyby się wtedy spekulacje przeciwko innym wysokozadłużonym państwom euro landu.

A czy może Pani wyobrazić sobie Niemcy poza strefą euro? Dziś więcej jest Niemców, którzy uważają, że za czasów D-Marki żyło im się lepiej niż teraz z euro.

Nie. Niemcy są krajem nastawionym na eksport i w wyjątkowym stopniu profitują z jednolitego obszaru walutowego. Zasadnicza część niemieckiego eksportu trafia do państw strefy euro, dzięki czemu nie muszą być uwzględniane ryzyka kursów walutowych. Wobec postępującej globalizacji europejskie państwa powinny należeć do tej samej strefy walutowej.

A co radzi Pani Polsce? Już teraz polski rząd za 10-letnie obligacje 3,85 proc., co ma oznaczać, że Polska awansowała do europejskiej ligi mistrzów.

Polska tak niewiele musi płacić za swoje obligacje, ponieważ rynki finansowe spodziewają się, że w najbliższych latach Polska wprowadzi u siebie euro. Poza tym dzięki pozostawaniu w „poczekalni strefy euro” Polsce udało się znacznie zmniejszyć inflację w ostatnich latach oraz utrzymać dość stabilny kurs wymiany.

Rozmawiał Andrzej Godlewski


Tagi