Autor: Daniel Gros

Dyrektor brukselskiego think tanku Ośrodek Badań Polityki Europejskiej, publicysta Project Syndicate.

Niezgrabna rewolucja

Pod koniec zeszłego roku ministrowie finansów strefy euro osiągnęli kompromis co do podstawowych elementów Jednolitego Mechanizmu Likwidacyjnego (Single Resolution Mechanism, SRM) - czyli tego, jak postępować wobec banków w kłopotach. Robi to okropne wrażenie, ale zdaje się, że prawdopodobnie będzie działać.
Niezgrabna rewolucja

Daniel Gros

Główny składnik tego kompromisu stanowi korzystanie w razie konieczności ratowania banku z odrębnych funduszy krajowych – przynajmniej początkowo – choć jednocześnie tworzy się Jednolity Fundusz Likwidacyjny (Single Resolution Fund, SRF), który w ciągu następnych dziesięciu lat ma osiągnąć wartość 55 mld euro i będzie finansowany ze składek samych banków. Cały SRM będzie kierowany przez zespół pracowników nadzoru z poszczególnych krajów oraz przedstawicieli Europejskiego Banku Centralnego i Komisji Europejskiej.

>>czytaj więcej: Pół unii bankowej to większe ryzyko niż jej brak

Defekty tego kompromisu są oczywiste. Zacznijmy od tego, że SRM nie będzie w ogóle – przynajmniej na początku – „jednolitym” mechanizmem. Nadal za problemy „swoich” banków odpowiedzialne będą fundusze krajowe – a zatem i władze poszczególnych krajów – a udział SRF w jakichkolwiek operacjach ratunkowych będzie rósł dopiero stopniowo. Trzeba co najmniej dziesięciu lat, co potrwa mniej więcej do 2025 roku, zanim SRM stanie jest rzeczywiście „jednolity” i skończy się korzystanie z odrębnych funduszy narodowych.

Ten okres przejściowy jest rzecz jasna długi. Ponieważ jednak EBC przeprowadza właśnie proces przeglądu jakości aktywów bilansowych banków, niewielkie jest ryzyko, że w bankowych szafach pozostanie szczególnie dużo ukrytych szkieletów. Ponadto po pięciu latach (w 2020 roku) SRF powinien już dysponować kwotą prawie 30 mld euro – czyli wyższą niż większość funduszy krajowych – zapewniającą istotną ochronę w sytuacji, gdyby jakiś fundusz krajowy okazał się niewystarczający.

Trudno za rozwiązanie idealne uznać to, że SRM obejmie tylko te banki – jest ich w sumie około 120 – które z końcem bieżącego roku przejdą pod bezpośredni nadzór EBC. Ma to jednak sens na początku, gdy EBC będzie miał pełne ręce roboty z bankami pod jego bezpośrednim nadzorem (stanowią one zresztą około czterech piątych systemu bankowego strefy euro). Teoretycznie EBC sprawuje również pośredni nadzór nad mniej więcej tysiącem drobniejszych banków w strefie euro, trzeba jednak czasu, żeby nadzór ten stał się skuteczny.

Kolejny nieelegancki element proponowanych rozwiązań stanowi to, że SRF nie będzie częścią unijnej machiny; zostanie powołany na podstawie traktatu międzyrządowego (który członkowie strefy euro właśnie na gwałt negocjują). Prawdopodobnie jednak ta międzyrządowa umowa będzie rozwiązaniem tylko przejściowym. Były już przypadki ważnych inicjatyw, które pojawiły się poza ustanowioną przez traktaty UE strukturą prawną, później jednak zostały one włączone do acquis communautaire (zestawu praw UE), trafiając tym samym pod kontrolę Komisji Europejskiej oraz Parlamentu Europejskiego. Tak było na przykład ze strefą Schengen, czyli obszarem swobody podróżowania. To samo może się zdarzyć ze SRF.

Mało natomiast prawdopodobne jest, żeby istotną przeszkodę w restrukturyzacji banków stanowił zaproponowany dla SRM, niewiarygodnie wręcz skomplikowany proces decyzyjny, który – przynajmniej na papierze – będzie angażować ponad sto osobistości oficjalnych i liczne komitety. Rzecz w tym, że restrukturyzacja banku to zwykle kwestia dni i najczęściej odbywa się w weekend. Kluczowe decyzje podejmie więc znająca szczegóły nieliczna grupa, a resztę, dysponującą niewielką wiedzą o sprawie (albo w ogóle nią niezainteresowaną) poprosi się grzecznie o ich poparcie. Gdy SRM i SRF trafią z powrotem do systemu UE, proces podejmowania decyzji trzeba będzie zrewidować.

Często krytykuje się wielkość SRF jako niewystarczającą. Ale to błąd: 55 mld euro wystarczy na ratowanie wszystkich – oprócz tych największych – banków w Europie. Wystarczyłoby to również na uporanie się z kryzysem systemowym w krajach małych czy średniej wielkości, jak Irlandia lub Portugalia. Nawet Hiszpania w apogeum swojego kryzysu potrzebowała „tylko” 60 mld euro z Europejskiego Mechanizmu Stabilizacyjnego.

Fundusz restrukturyzacyjny będzie zresztą tylko zestawem pierwszej pomocy w odniesieniu do pojedynczego przypadku (czy dwóch). Kryzysy systemowe zawsze wymagać będą wsparcia budżetowego. Tak więc również pod tym względem propozycja SRM jest niepełna.

W końcu jednak strefa euro ma stały mechanizm wsparcia dla rządów, które napotykają trudności. Choć brak jeszcze wyraźnego porozumienia, nie ma raczej wątpliwości, że gdyby kryzys na wielką skalę przekroczył możliwości SRF, to i poza nim znalazłyby się środki na ratowanie systemu bankowego strefy euro przed upadkiem, gdyż wszystkie państwa uczestniczące w SRM będą mieć bodziec do wsparcia swojej wspólnej inwestycji.

Plan stopniowego tworzenie wspólnego funduszu likwidacyjnego stanowi niezgrabny krok we właściwym kierunku. Odnosi się do pewnych problemów, ale tyle samo problemów pomija. Efekt końcowy tego planu będzie jednak prawdopodobnie mocny, gdyż wprowadza on innowację o kluczowym znaczeniu: wspólny fundusz, który powoduje skuteczne uwspólnienie większości ryzyka, wynikającego z upadków banków.

© Project Syndicate, 2014

www.project-syndicate.org

Daniel Gros

Tagi