Okładka książki
Książka ukazała się nakładem wydawnictwa Uniwersytetu w Princeton 21 maja 2024 r. Warto wspomnieć, że od razu zebrała pozytywne recenzje, m.in. od Charlesa Goodharta i Helene Rey. Stąd decyzja, aby zapoznać się z nią, a następnie zachęcić innych czytelników do pójścia w moje ślady.
Na początek, kilka słów o obu autorach. Patrick Bolton jest związany z Columbia University od 2005 r. Na jego stronie internetowej można przeczytać, że jego badania i obszary zainteresowań to teoria umów i zagadnienia kontraktowania w finansach przedsiębiorstw i organizacji przemysłowej. Innymi słowy, ład korporacyjny wydaje się jego obszarem specjalizacji. Haizhou Huang jest profesorem finansów w PBoC School of Finance i Shanghai Advanced Institute of Finance oraz zewnętrznym członkiem Komitetu Polityki Pieniężnej w Ludowym Banku Chin. Jego kwalifikacje do pełnej oceny polityki pieniężnej zostały pozytywnie zweryfikowane, gdy w 2018 r. został wybrany na współredaktora prestiżowego przedsięwzięcia pod nazwą „The Changing Fortunes of Central Banking”.
Połączenie dwóch ekspertów, z których jeden specjalizuje się w ładzie korporacyjnym, a drugi w polityce pieniężnej, może wydawać się nieco niezręczne. Jak wskazuje Charles Goodhart w swojej rekomendacji do książki, jej kluczowa wartość dodana polega na wskazaniu faktu, że pieniądz fiducjarny ma ważne cechy wspólne z korporacyjnym kapitałem własnym (corporate equity) – jego wartość rośnie i spada proporcjonalnie do siły emitenta. Na pierwszy rzut oka może to szokować, ale autorzy włożyli wiele wysiłku, aby przekonać nas, że takie skojarzenia są uzasadnione. To dlatego Helene Rey mówi w swojej osobnej rekomendacji tej książki o niezbadanych ścieżkach, ponieważ pieniądz fiducjarny jest postrzegany jako sprawiedliwość narodu – pogląd, który brzmi nieco intrygująco, ale powinien stanowić wystarczająco silną zachętę do zapoznania się z tą książką.
Zobacz również:
Skąd i dokąd wiedzie droga Chin
Szczegółowa recenzja tej książki ukaże się jesienią 2024 r. na łamach Banku i Kredytu. A więc wszystkich zainteresowanych jej treścią będę prosić o cierpliwość i to, aby poczekali do chwili ukazania się tej recenzji. Teraz mogę jedynie powiedzieć, że treść książki sprowadza się do ciekawego procesu szukania analogii między tym jak funkcjonuje duża korporacja (w ujęciu bilansowym) a danym państwem wraz z jego organami odpowiedzialnymi za prowadzenie szeroko rozumianej polityki makroekonomicznej (ze szczególnym naciskiem położonym na politykę pieniężną). Wbrew pozorom tych analogii jest całkiem sporo.
Chciałbym polecić jeden z rozdziałów tej książki. Nie jest to standardowa praktyka, ale mam ku temu swoje powody. Rzecz w tym, że sama książka dotyczy przede wszystkim zagadnień związanych z pieniądzem i polityką pieniężną. I co tutaj dużo mówić nie jest to książka dla każdego – bez solidnej wiedzy na temat makroekonomii (wykraczającej poza samą politykę monetarną) trudno będzie czytelnikowi przebrnąć przez wszystkie rozdziały (okraszane najczęściej dość złożonymi równaniami matematycznymi) tej książki. Wyjątkiem jest jednak rozdział poświęcony Chinom i jak można się domyśleć wyszedł on spod pióra chińskiego autora urodzonego i pracującego w Państwie Środka. Nie wiem jak czytelnicy, ale ja musiałem dokonać rachunku sumienia i przyznać się do tego, że swoją wiedzę na temat tego azjatyckiego kraju czerpię głównie z opracowań pisanych przez zachodnich specjalistów. Teraz nadarzyła się okazja, aby zerwać z tego rodzaju praktyką.
Aby można było zrozumieć zakres tego co dokonały Chiny na przestrzeni krótszej niż ostatnie 50 lat to wystarczy powiedzieć, że procesy urbanizacyjne, które w przypadku Europy i amerykańskiej waluty były potrzebne odpowiednio na przestrzeni 150 i ponad 90 lat, Chiny zdołały zrealizować w ciągu niespełna czterech dekad. I ten proces nadrabiania zaległości został przeprowadzony pomimo zadziwiająco słabej pozycji startowej. Krótkie spojrzenie na Produkt Krajowy Brutto na mieszkańca pomaga nadać nowy wymiar tym osiągnięciom, ponieważ PKB na mieszkańca Chin w 1979 r. wynosił zaledwie 423 renminbi (270 dol.). Czterdzieści lat później (w 2019 r.) wyniósł on 70890 renminbi (10247 dol.) i był ponad 167 razy wyższy niż w 1979 r. I to wszystko pomimo posiadania w analizowanych ramach czasowych największej populacji na świecie. Jest to zapierające dech w piersiach osiągnięcie, pod każdym względem. Trudno się z tym nie zgodzić. W rezultacie tego i odwołania się do reguły, co piąty mieszkaniec naszej planety zdołał wydostać się z biedy.
Bardzo dużo miejsca autorzy poświęcają zagadnieniu finansowania inwestycji. Wbrew temu co by mogło się wydawać, inwestowanie w dużej mierze miało charakter wewnętrzy, a udział zagranicy był stosunkowo skromny. Taki stan rzeczy bardzo kontrastuje z tym co działo się w dobie transformacji ustrojowej w Europie Środkowej i Wschodniej. Co ważniejsze, był on odgórnie sterowany, głównie przez funkcjonującą w latach 1952–1998 Państwową Komisję Planowania (State Planning Commission). Autorzy podkreślają, że odegrała ona szczególnie konstruktywną rolę w latach 80. i w pierwszej połowie lat 90. XX w.
Tak więc za sprawą owej komisji, Chiny nie zdecydowały się na uruchomienie rynkowego mechanizmu optymalnej alokacji zasobów. Nie przeszkadzało to rozbudowaniu w imponującym wymiarze niezbędnej infrastruktury transportowej. Do 1988 r. w Chinach nie było ani autostrad, ani kolei dużych prędkości. Do końca ubiegłej dekady zdążono wybudować niemal 150 tysięcy kilometrów autostrad oraz 35 tys. kilometrów kolei (te ostatnie wybudowano w okresie zaledwie 12 lat, od 2007 do 2019 r). Te cyfry mówią same za siebie.
Kluczową cechą chińskiej transformacji gospodarczej było stopniowe (gradualne) podejście do wprowadzanych reform gospodarki. I w tym właśnie autorzy upatrują głównej przyczyny nie tylko sukcesu, ale także odpowiedzi na pytanie, dlaczego Chinom udało się w przeciwieństwie do większości krajów byłego ZSRR (gdzie tzw. terapia szokowa doprowadzała najczęściej do upadku zarówno tamtejszych gospodarek, jak i stopy życiowej większości obywateli tychże krajów)? Co ważniejsze, autorzy nie ograniczają się do samego stwierdzenia stawianych przez nich tez. Te ostatnie są poprzedzone ciekawą (oraz łatwą w odbiorze) analizą. Temu wszystkiemu towarzyszy sporo interesujących danych makroekonomicznych ułatwiających lepsze zrozumienie zarówno rozmiaru wyzwania przed jakim stały władze chińskie na przełomie lat 70. oraz 80. XX w., jak i skali osiągniętego w międzyczasie sukcesu.
Zobacz również:
Chiny: deweloperskie zawirowanie
Dla mnie szczególnie ciekawą częścią składową tego rozdziału jest opis historii chińskiego banku centralnego, który przeszedł przez bardzo długą oraz mozolną ewolucję od chwili jego powstania w grudniu 1948 r., aż do dzisiaj. Frapujący jest też opis tego, jak chińskie władze monetarne, mimo systematycznego i silnego przyrostu podaży pieniądza, nie doprowadziły do trwałej utraty kontroli nad inflacją.
Uprzedzając wszystkich tych, którzy mogą żywić obawy, czy przypadkiem za sprawą recenzowanej tutaj książki nie mamy do czynienia z propagandą gospodarczą oraz apoteozą gospodarki centralnie planowanej? Odpowiadam jednoznacznie, że nie. Świadczyć może o tym szczegółowy opis wielu perypetii z jakimi zmagały się chińskie władze gospodarcze zwłaszcza na etapie formowania zarówno systemu bankowego, jak i systemu finansowego. Bardzo dużo miejsca autorzy poświęcają problemowi złych kredytów, które do dziś są swoistego rodzaju zmorą tamtejszej gospodarki. Ponadto, chińskim władzom monetarnym udało się w ogólnym rozrachunku trzymać inflację pod kontrolą. Nie obyło się jednak bez dwóch poważnych wpadek w drugiej połowie lat 80. XX oraz w pierwszej połowie lat 90. XX w. Autorzy nie koncentrują się zatem tylko na sukcesach, ale również i na porażkach (jak chociażby najnowsze niepokojące zjawiska zachodzące na tamtejszym rynku nieruchomości). Cieszący się natomiast ogromną estymą Patrick Bolton nie pozwoliłby na firmowanie swoim nazwiskiem książki mającej na celu nieuzasadnione czy nadmierne wychwalanie jakiegokolwiek programu reform gospodarczych.
Oczywiście w każdej książce można dopatrzeć się jakiś mankamentów. Brakuje mi tu opisu starań ze strony tamtejszego banku centralnego aby odejść od polityki wspierającej wybrane sektory gospodarki na rzecz wprowadzenia nowoczesnej polityki operacyjnej (bazującej na jednolitej stopie procentowej). Gdyby jednak autorzy mieli kierować się indywidualnymi preferencjami każdego z czytelników, nie byliby w stanie nigdy napisać swojej książki.
A jeżeli już mówimy o banku centralnym to warto zakończyć niniejszą recenzję następującą refleksją. Czytelnicy „Obserwatora Finansowego” nie mogą narzekać na brak analiz na temat ChRL. Dzieje się tak przede wszystkim za sprawą nieocenionego prof. Bogdana Góralczyka, który moim zdaniem jest nie tylko ekspertem, ale przede wszystkim pasjonatem Państwa Środka. Warto też wspomnieć o opracowaniach innych autorów, jak chociażby teksty dr. Dominika Skopca. Niemal wszystkie te teksty mają najczęściej szeroko zakrojony wymiar makro.
Zobacz również:
Transformacja czy stagnacja? Różne wizje chińskiego rozwoju
Za sprawą opisywanej książki (a dokładniej recenzowanego rozdziału) doszedłem jednak do wniosku, że jestem winien czytelnikom dalsze przybliżanie tego co dzieje się w zakresie prowadzonej przez tamtejszy bank centralny polityki monetarnej. Tym bardziej, że plany obchodzącego w lipcu swój pierwszy rok urzędowania jako prezesa Banku Ludowego Chin (PBoC) Pana Gongshenga są naprawdę ambitne i wymagają szczegółowego przybliżenia. Często pisałem też na temat Fed, ECB, SNB, Riksbanku, Banku Danii czy zwłaszcza Banku Japonii. Czasami pojawiały się teksty na temat dylematów polityki banków centralnych krajów Ameryki Łacińskiej i Południowej. Ale nigdy nie pisałem na temat banku centralnego Chin – bądź co bądź drugiej co do wielkości gospodarki świata (a jeżeli za punkt odniesienia weźmiemy parytet siły nabywczej, to wręcz największej). Jedynym wyjątkiem były jeden lub dwa artykuły na temat internacjonalizacji renminbi. Taki stan rzeczy uważam za spore niedopatrzenie i obiecuję odnieść się do zagadnień polityki prowadzonej przez PBoC. Jeśli wywiążę się ze swojej obietnicy, to będzie to jeszcze jedno osiągnięcie ze strony autorów, bo czy może ich spotkać większa satysfakcja z tytułu napisanej książki aniżeli zarówno wzbudzenie wśród czytelników zainteresowania, jak i zachęcenie do dalszego śledzenia poruszanych przez nich zagadnień?
Autor wyraża własne opinie, a nie oficjalne stanowisko NBP.