Autor: Jacek Ramotowski

Dziennikarz zajmujący się rynkami finansowymi, zwłaszcza systemem bankowym.

Oddłużanie nie dla najbardziej potrzebujących

Od 2015 roku obowiązują przepisy o upadłości konsumenckiej, ale mało kto z nich korzysta. Nie jest pewne, czy prawo, które powstało w celu oddłużenia gospodarstw domowych, będzie temu sprzyjać, zwłaszcza jeśli chodzi o najuboższych. Można żałować, że kwestia upadłości nie została związana z nowym programem 500+, bo była okazja do zmniejszenia skali szarej strefy w Polsce.
Oddłużanie nie dla najbardziej potrzebujących

Infografika Zbigniew Makowski

Potencjał nowych przepisów nie jest wykorzystywany, ale jako społeczeństwo, Polacy są stosunkowo mało zadłużeni. Pomimo długu we frankach szwajcarskich, powodującego nawet ryzyko zaburzenia systemowego, polskie społeczeństwo należy do najmniej obciążonych w Europie zobowiązaniami z tytułu kredytu hipotecznego.

Jeżeli chodzi o kredyt konsumpcyjny, odsetek zadłużonych gospodarstw domowych jest zbliżony do mieszkańców strefy euro i wynosi 29,4 proc. (wobec 29,3 proc. w strefie), ale za to wysokość długów jest bez porównania niższa. O ile w strefie euro mediana zadłużenia wynosi 5 tys. euro na gospodarstwo domowe, w Polsce to 1,2 tys. euro, czyli ok. 5 tys. zł. Niższe zobowiązania z tytułu kredytów konsumpcyjnych niż w Polsce mają tylko Słowacy (1 tys. euro).

Jak podaje w wynikach badań „Zasobność gospodarstw domowych w Polsce” NBP, około dwukrotnie rzadziej niż w krajach strefy euro występują u nas nadmiernie zadłużone gospodarstwa domowe, czyli takie, w przypadku których koszty obsługi długu przekraczają 40 proc. dochodów (wskaźnik DSTI brutto). Ich udział to 4,8 proc. wszystkich zadłużonych, a w krajach strefy euro ok. 9 proc.

Infografika: Zbigniew Makowski

Infografika: Zbigniew Makowski

Co więcej, jesteśmy społeczeństwem, które powoli, lecz systematycznie zmniejsza skalę swojego zadlużenia, przy równoczesnym stopniowym wzroście skłonności do oszczędzania. Z ostatniej „Diagnozy społecznej” wynika, że o ile w 2008 roku zobowiązania finansowe miało 37 proc. Polaków, w 2015 ich udział zmalał do 35 proc. Równocześnie zmniejsza się odsetek tych, którzy mają zobowiązania wobec banku, choć część – na razie niewielką – tych zobowiązań przejęły firmy pożyczkowe.

– Rośnie grupa zdecydowanych przeciwników korzystania z rynku usług finansowych – mówił Piotr Białowolski z SGH podczas ubiegłorocznego kongresu Consumer Finance w Warszawie.

Nie mniej jednak w bazach BIG InfoMonitor – według ostatniego raportu InfoDług – figurują informacje o zaległych 40,39 mld zł zobowiązań. Kwota ta rozłożona jest na blisko dwa miliony osób, które nie spłacają terminowo kredytów lub innych długów, dając średnią w wysokości blisko 20,5 tys. zł.

Czy jest to dużo, czy mało, i czy skala zadłużenia nie szkodzi gospodarce, a w konsekwencji całemu społeczeństwu? I czy Polska, pomimo liberalizacji przepisów o upadłości konsumenckiej, ma dostateczne instrumenty pozwalające nadmiernie zadłużonym na wyjście z błędnego koła długów?

Upadłość konsumencka zadziałała

Liberalizacja zasad upadłości konsumenckiej obowiązująca od początku 2015 spowodowała, że w ciągu roku sądy ogłosiły ją wobec 2112 osób, podczas gdy w kilku poprzednich latach doszło do 60 takich przypadków. Na razie to nadal bardzo umiarkowana skala, zważywszy, że eksperci bankowi przewidywali, iż już pierwszy rok może przynieść dziesiątki tysięcy postępowań. Szacowano ją na podstawie danych mówiących, iż w krajach takich jak Wielka Brytania w 2011 roku ogłoszono ponad 143 tys. upadłości, co było wówczas europejskim rekordem. W krajach takich jak niewielka Holandia dochodzi do kilkudziesięciu tysięcy rocznie.

26.02_wykres-550_1

Infografika Zbigniew Makowski

– Obawy o zalew upadłości konsumenckich nie potwierdzają się. Wysypu nie ma i nie będzie. To proces, który trwa naturalnie – powiedział podczas Kongresu Sławomir Grzelczak, prezes BIG InfoMonitor.

Jeśli jednak przyjrzymy się comiesięcznym statystykom, to pokazują one co najmniej kilkuprocentowe wzrosty, co może oznaczać, że potencjał do korzystania z nowego prawa jest jeszcze daleki od wyczerpania. Tym bardziej, że od 2016 roku jako konsumenci mogą zacząć upadać także osoby prowadzące działalność gospodarczą.

Przypomnijmy, że „upaść” może każdy konsument, który „nie z własnej winy” ani też wskutek „rażącego zaniedbania” stracił płynność i możliwość finansowania spłat długu. Majątku nie można ukrywać. Sąd może ogłosić upadłość, kierując się „względami humanitarnymi”, co budziło w okresie uchwalania ustawy silny sprzeciw bankowców. Cel jednak sformułowano wyraźnie: priorytetem jest oddłużenie przed zaspokojeniem wierzycieli.

Sąd, wyłącznie na wniosek konsumenta, ustala skład majątku oraz plan spłaty wierzycieli. Może umorzyć część, a nawet całość wierzytelności, zwłaszcza wtedy, gdy dłużnik nie ma majątku. Z tego punktu widzenia – co podkreślają prawnicy – upadłość konsumencka jest najbardziej korzystna dla tych osób, które majątku nie mają. A więc wydawałoby się – dla najuboższych gospodarstw domowych.

Kto najczęściej upada?

Zdaniem prawników po roku działania ustawy można sformułować pierwsze wnioski co do linii orzeczniczej. Oczekiwano bowiem, że nieostre pojęcie „względów humanitarnych” może sprawiać duże problemy interpretacyjne i prowadzić do bardzo uznaniowych orzeczeń.

– Widać ucieranie się pewnej linii orzeczniczej w zakresie względów humanitarnych (…) Proces powstania linii orzeczniczej będzie rozłożony w czasie (…), a sądy odwoławcze, a może i Sąd Najwyższy będą jeszcze owo orzecznictwo kierunkować – mówi Obserwatorowi Finansowemu adwokat Bartosz Groele z kancelarii Tomasik, Pakosiewicz, Groele i Instytutu Allerhanda.

Według prezesa BIG InfoMonitor, który przeanalizował dane dostępne po 10 miesiącach ubiegłego roku, sądy przychylają się do wniosków osób mających wiele zaległości kredytowych, choć niekoniecznie na wysokie kwoty. Prawie 26 proc. upadających ma po 5–10 kredytów. Upadłość orzekana jest najczęściej w przypadku osób starszych, a równocześnie mających dużo zobowiązań.

– Wiele kredytów i starszy wiek zwiększają prawdopodobieństwo ogłoszenia upadłości – mówił Sławomir Grzelczak.

Przykłady? Kobieta w wieku 71 lat ma 41 kredytów na łącznie 35 tys. zł. 81-letni mężczyzna ma do spłaty 44 kredyty na 33 tys. zł. W ocenie Sławomira Grzelczaka, sądy są również wrażliwe na sytuację na przykład rozwiedzionej kobiety z dziećmi i kredytem „frankowym”.

Przeciętna kwota długu, przy którym ogłaszano w tym okresie upadłość, wynosiła 161 tys. zł. Była więc to raczej kwota wysoka, bo według raportu NBP przeciętny dług gospodarstwa domowego w Polsce to zaledwie 2,4 tys. euro, czyli ok. 10 tys. zł.

– Jest wiele wniosków (o upadłość) osób z wykształceniem wyższym, ekonomicznym, także wielu bankowców upada – mówił Sławomir Grzelczak.

W orzecznictwie sądów krystalizuje się jednak tendencja, żeby nie uznawać utraty pracy za okoliczność na tyle istotną, że może „nie z własnej winy” prowadzić do trwałego nieregulowania zobowiązań. Okazuje się, że pomimo spadającego bezrobocia, takie podejście może przekreślić szanse, żeby upadłość konsumencka stała się instrumentem oddłużenia.

– Tracący pracę na sądach nie robią wrażenia – mówił Sławomir Grzelczak.

Jeszcze nie czas na frankowiczów

Poza incydentalnymi przypadkami zadłużeni w kredytach hipotecznych, zwłaszcza we frankach szwajcarskich, nie tworzą wyraźnej grupy osób składających wnioski o upadłość. Są przynajmniej dwa powody tej sytuacji. Pierwszy jest taki, co pokazuje badanie NBP, iż kredyty we frankach były udzielane osobom bardziej zamożnym, a mediana rocznego dochodu netto gospodarstwa z takim kredytem wynosiła w 2014 roku 33,5 tys. zł na osobę, podczas gdy ze złotowym – niecałe 27 tys. zł. Drugim powodem jest to, że frankowicze czekają na obiecywane im korzystne rozwiązania ustawowe.

– Frankowicze jeszcze nie sięgnęli do rozwiązań upadłości konsumenckiej, ponieważ czekają na rozwiązanie „prezydenckie”. Uważam że frankowicze najlepiej nadawaliby się do rozwiązania układowego, osiągaliby oni porozumienie z wierzycielami przy jednoczesnym zachowaniu własności mieszkania. Z tego, co wiem, było kilka prób zawarcia takiego układu, ale w żadnej bank nie zgodził się na układ – mówi Bartosz Groele.

Badanie NBP pokazuje jednak, że odsetek wydających na obsługę długu ponad 40 proc. dochodów, co uważane jest już za niebezpieczny wskaźnik, wśród gospodarstw z kredytami hipotecznymi w walucie wynosi 21 proc., a w złotych – 16 proc., przy czym nie wzięto w nim jeszcze pod uwagę skutku deprecjacji złotego wobec franka od początku 2015 roku. Dane te pokazują potencjał, jaki ma upadłość konsumencka w przyszłości, bo trudno sobie wyobrazić, że propozycje narażające stabilność systemu finansowego wejdą w życie.

Dla zadłużonych w kredytach hipotecznych upadłość konsumencka czy zawarty w jej ramach układ z bankiem nie są jedynymi rozwiązaniami. Przypomnijmy, że układ z wierzycielem możliwy jest na każdym etapie postępowania upadłościowego. Rozwiązaniem pierwszego wyboru dla najbardziej zadłużonych będzie prawdopodobnie korzystanie z pomocy Funduszu Wsparcia Kredytobiorców, który niedawno rozpoczął nabór wniosków. Jest w nim 600 mln zł z pieniędzy banków wpłaconych proporcjonalnie do wielkości portfela kredytów mieszkaniowych z opóźnieniem w spłacie przekraczającym 90 dni.

Fundusz działa tak, że zadłużony może dostać wsparcie do 18 miesięcy w wysokości do 1,5 tys. zł miesięcznie, jeśli podpisze porozumienie z bankiem, jest bezrobotny lub obsługa kredytu pochłania 60 proc. dochodów gospodarstwa domowego. Pomoc jest zwrotna, ale nieoprocentowana – spłata ma nastąpić w ciągu ośmiu lat po upływie dwóch lat karencji. Ilu klientów będzie miał fundusz – bardzo trudno w tej chwili ocenić. Jego powstanie zapewne zmniejszy „popyt” ze strony zadłużonych hipotecznie na upadłość konsumencką, a banków – na układy z dłużnikiem.

Kogo dziecko wyciągnie z długów

Wszystkie te rozwiązania dotyczą jednak w gruncie rzeczy grup sytuujących się raczej bliżej środka drabiny dochodów, a nie na tych najniższych.

„Suma majątku netto 10 proc. najmniej zamożnych gospodarstw jest ujemna (ok. -3,6 mld zł). Wynika to z niskiego odsetka gospodarstw w tej grupie, które posiadają główne miejsce zamieszkania (ok. 1,6 proc.) oraz relatywnie wysokiej skali zadłużenia kredytami innymi niż mieszkaniowe (porównywalnej z zadłużeniem mieszkaniowym i wręcz wyższym niż wśród gospodarstw średniozamożnych)” – pisze w cytowanym raporcie NBP.

W grupie gospodarstw osiągającej najniższe dochody występuje też największe obciążenie długiem. Z kolei według cytowanego raportu InfoDług 327 tys. osób (a nie gospodarstw domowych) ma problem zarówno z rachunkami, pożyczkami, alimentami, jak i kredytami. Raport podaje również, że w dużej liczbie przypadków (blisko jedna trzecia) są to relatywnie niskie kwoty, do 2 tys. zł. Nie znaczy to jednak, że takie kwoty nie są relatywnie wysokie do osiąganych dochodów.

Dodajmy, że baza BIG jest niepełna, gdyż np. dopiero gromadzi dłużników alimentacyjnych, a ponadto często firmy windykacyjne, które kupują od banków przeterminowane kredyty, nie umieszczają swoich dłużników w bazach. Skala niespłacanego zadłużenia jest więc pewnie większa niż wynika z danych BIG.

Cytowany w raporcie InfoDług Roman Pomianowski, psycholog, inicjator programu wsparcia zadłużonych, twierdzi, że na ponad 1,5 mln bezrobotnych blisko 900 tys. to osoby długotrwale bezrobotne, z których „większość nie jest zainteresowana podjęciem legalnej pracy i to wyłącznie z powodów fiskalnych i egzekucyjnych”. Sądzić można, że to w tej populacji są największe obszary nadmiernego zadłużenia. Cześć bezrobotnych pracuje w szarej strefie, ukrywa dochody, nie spłaca długów i nie jest zainteresowana „transferem” do legalnej gospodarki.

Porównanie danych z różnych źródeł pozwala sądzić, że około pół miliona gospodarstw domowych tkwi nie tylko w błędnym kole zadłużenia, ale również bezrobocia, długu, wykluczenia finansowego i w konsekwencji braku motywacji do podjęcia legalnej pracy. Skoro jednak sądy na bezrobocie są „niewrażliwe”, to równocześnie ścieżka oddłużenia przez upadłość konsumencką może okazać się dla tej grupy zamknięta, biorąc pod uwagę również jej stosunkowo niską świadomość prawną.

W tym kontekście rządowy program 500+ mógł mieć pewien integracyjny potencjał, jednak inaczej niż w przypadku wielu programów społecznych, takich jak „Bolsa Familia” w Brazylii, nie został powiązany z żadnymi zachętami do podjęcia starań o trwałą inkluzję. Łatwo można sobie wyobrazić takie zachęty – dostajesz 400 zł na dziecko plus 100 zł na spłatę długu, a wierzyciel umarza ci drugie tyle.

Dlaczego oddłużenie jest tak istotne? Można przecież powiedzieć, że to woda na młyn firm pożyczkowych, by odzyskały one z pieniędzy publicznych nienależną im lichwę. Otóż nie. Oddłużenie jest warunkiem finansowej (i społecznej) integracji, trwałego zmniejszenia szarej strefy w gospodarce, a równocześnie zwiększenia podstawy opodatkowania. Jeśli oddłużenie nie nastąpi, dzieci dostaną wprawdzie po 500 zł, lecz pozostaną wykluczone.

Infografika Zbigniew Makowski
Infografika: Zbigniew Makowski
26.02_wykres-550_1

Tagi


Artykuły powiązane

Obawy o finanse a krańcowa skłonność do konsumpcji

Kategoria: Trendy gospodarcze
Wyniki prowadzonego w czasie pandemii badania, pokazują, że brytyjskie gospodarstwa domowe, obawiające się o swoją przyszłość finansową - w przypadku jednorazowej korzystnej zmiany dochodu -  zamierzają jednak wydać na konsumpcję więcej niż pozostałe.
Obawy o finanse a krańcowa skłonność do konsumpcji