Autor: Marek Pielach

Dziennikarz Obserwatora Finansowego, specjalizuje się w makroekonomii i finansach publicznych

Prognozy wzrostu na świecie idą w dół, a europejskie QE niewiele pomoże

3 proc. i 3,5 proc. – to szacunki wzrostu światowego PKB w 2015 roku od Banku Światowego i Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Tylko Stany Zjednoczone rozwijają się szybciej niż zakładano, Japonia wolniej, strefa euro się do niej upodabnia, a Chiny zmieniając model gospodarczy pogłębiają spadki cen surowców. Polska na tym tle wypada nieźle.
Prognozy wzrostu na świecie idą w dół, a europejskie QE niewiele pomoże

Prof. Andrzej Sławiński: Europejskie QE nie pomoże przedsiębiorcom. (Fot. NBP)

„Rozczarowujący wzrost” – to sformułowanie padało najczęściej podczas prezentacji prognoz MFW w Pekinie 20 stycznia i omówienia prognoz Banku Światowego 21 stycznia w Warszawie. W obu raportach obniżono prognozę wzrostu o 0,3 punktu procentowego w porównaniu do poprzednich edycji. I tak Bank Światowy szacuje, że globalna gospodarka wzrośnie w tym roku o 3 proc. (w czerwcu zakładał 3,3 proc.), a Międzynarodowy Fundusz Walutowy daje 3,5 proc. (w październiku 3,8 proc.).

Rewizja jest wynikiem słabości wielu gospodarek, ale szczególnie spowolnienia w Chinach (MFW zakłada wzrost poniżej 7 proc.) oraz wciąż nienadchodzącego ożywienia w strefie euro. Swoje dołożyła także słabość trzeciej gospodarki świata – Japonii oraz fakt, że z rynków wschodzących dobrze radzą sobie tylko dwa – Meksyk oraz Indie. Zamiast słynnego akronimu BRICS można więc stosować o wiele krótszy – MI. Szczególnie, że za połowę rewizji prognoz Banku Światowego odpowiedzialne są Brazylia oraz Rosja. Jedynym jasnym punktem na mapie gospodarczej świata pozostają Stany Zjednoczone, gdzie prognozy zrewidowano w górę do 3,2 proc. (Bank Światowy), a nawet 3,6 proc. (MFW).

Obie instytucje podkreślają, że sytuacja poprawi się dzięki taniej ropie naftowej, której ceny w ciągu pół roku spadły o 55 proc. Nie jest jednak tak, że będzie to dodatkowa stymulacja dla silnej gospodarki. Związek jest odwrotny – ropa jest tania dlatego, że nie rośnie na nią popyt ze strony wielu pogrożonych w stagnacji państw.

– Najpierw był wzrost wartości dolara w czerwcu 2014 roku, później ropa zaczęła spadać, a listopadowa decyzja OPEC o nie zwiększaniu wydobycia tylko te spadki pogłębiła. Spadek cen ropy wpisuje się w szerszy kontekst spadku cen wielu innych surowców, które swój szczyt osiągnęły w 2011 roku i od tego czasu powoli tanieją. Ta skumulowana zniżka sięgnęła już jednak 40 proc. i wygląda, że ropa dogoniła po prostu inne surowce – tłumaczyła podczas konferencji w NBP Franziska Ohnsorge, główna autorka raportu Banku Światowego.

– Ropa nie będzie rosnąć w 2015 w 2016 i w 2017 roku. Prognozowanie cen po tym okresie jest zbyt skomplikowane – dodała.

To dobra wiadomość dla importerów ropy, czyli Unii Europejskiej, Turcji czy Indii. MFW zwraca uwagę, że realne dochody konsumentów będą tam wyższe, a niższe koszty produkcji dóbr finalnych. Powinno to wpływać na zwiększenie konsumpcji i szybszy wzrost gospodarczy.

Każdy kij ma jednak dwa końce. Na drugim znajdują się tracący eksporterzy ropy – Rosja, Nigeria czy Wenezuela. MFW pisze wprost, że z tą sytuacją poradzą sobie tylko państwa surowcowe, które mają jeszcze przestrzeń do dostosowania wydatków. Rosja z dużym budżetem uzależnionym od dochodów z ropy zniesie to pewnie najgorzej.

Generalnie jednak globalne PKB na tańszej ropie zyska. Ciężko określić ile. MFW ma dwa scenariusze. W pierwszym przyrost to 0,7 proc. w 2015 roku, w drugim 0,3 proc. Franziska Ohnsorge z Banku Światowego uważa jednak, że dodatkowy wzrost PKB nie będzie wysoki, a ceny ropy będą miały wpływ raczej na krótkotrwałą redukcję inflacji od 0,4 do 0,9 proc. Banki centralne już teraz powinny na ten scenariusz reagować.

Wszystkie spojrzenia skierowane są oczywiście na Europejski Bank Centralny, który jako jedyny z wielkich nie prowadzi jeszcze programu luzowania ilościowego. Powszechnie oczekuje się jednak, że ogłosi go już 22 stycznia. I chyba na tej podstawie MFW szacuje, że gospodarka strefy euro urośnie w tym roku o 1,2 proc., a Bank Światowy o 1,1 proc.

W teorii europejskie QE ma zatrzymać deflację i jeszcze trochę osłabić euro co powinno przełożyć się na spadek pesymizmu i wzrost eksportu. W praktyce ciężko to będzie osiągnąć. Prof. Andrzej Sławiński, dyrektor Instytutu Ekonomicznego NBP wyjaśniał, że w Europie w przeciwieństwie do Stanów Zjednoczonych czy Wielkiej Brytanii długoterminowe oprocentowanie nie jest tak ważne jak krótkoterminowe. Ważniejsze są pożyczki na bieżącą działalność firm, a nie np. długoletnie hipoteki. Finansowaniu przedsiębiorstw zaś europejskie QE nie pomoże. Co gorsza, ciężko także o coś o wiele bardziej skutecznego. Japonia, dotknięta deflacją wcześniej, próbowała wszystkiego: i reform rynku pracy i drugich na świecie wydatków na badania i rozwój, i budowy infrastruktury, w końcu także luzowania ilościowego. Z długotrwałą stagnacją nie udało się wygrać.

– Nie możemy liczyć na zbyt wiele za strony EBC. Wpływ programu QE jest już uwzględniony w oczekiwaniach, poza tym nie będzie to żaden przełom. Przełomem byłoby coś co zmienia punkt widzenia europejskich przedsiębiorców na perspektywy inflacji i wzrostu gospodarczego – zgadzał się Artur Radziwiłł, podsekretarz stanu w Ministerstwie Finansów.

Co ważne podtrzymał on prognozę wzrostu polskiej gospodarki o 3,4 proc. zapisaną w ustawie budżetowej na 2015 rok. MFW daje nam 3 proc. (rewizja z 3,3 proc.), a Bank Światowy nawet 3,2 proc. Ważne jest także to, że w stosunku do Polski nikt nie używał przymiotnika „rozczarowujący”. Naszego wzrostu nie określano inaczej niż „silny”. Choć i to zależy od punktu odniesienia.

– 3 proc. to nieźle w porównaniu do strefy euro, ale kiepsko w porównaniu do dawnych wyników Polski czy choćby państw azjatyckich – zauważył James Roaf, szef biura regionalnego MFW na Europę Środkową i Wschodnią.

Raporty na stronach Banku Światowego oraz MFW.

Prof. Andrzej Sławiński: Europejskie QE nie pomoże przedsiębiorcom. (Fot. NBP)

Tagi


Artykuły powiązane