Autor: Jacek Ramotowski

Dziennikarz zajmujący się rynkami finansowymi, zwłaszcza systemem bankowym.

Przegląd aktywów uwiarygodni polskie banki

Polskie banki wezmą udział w przeglądzie aktywów i europejskich stres-testach. Gdyby obraz któregoś banku okazał się znacząco gorszy, Komisja Nadzoru Finansowego będzie żądała zmiany audytora banku, a nawet zasadniczych zmian w jego zarządzie – mówi Wojciech Kwaśniak, wiceprzewodniczący KNF.
Przegląd aktywów uwiarygodni polskie banki

Wojciech Kwaśniak, KNF (Fot. NBP)

ObserwatorFinansowy.pl: Czemu ma służyć europejski przegląd jakości aktywów?

Wojciech Kwaśniak: Przegląd jakości aktywów ma być przeprowadzony według jednolitej metodologii. Europejski Urząd Nadzoru Bankowego (EBA) i Europejski Bank Centralny (EBC) przyjęły metodologię opartą na konserwatywnym podejściu w ramach Międzynarodowych Standardów Rachunkowości (MSR). Wiadomo, że ramy MSR w praktyce instytucji nadzorowanych i nadzorów były różnie stosowane. Badanie jest więc po to, aby powstał jednolity obraz banków gromadzących w każdym kraju powyżej 50 proc. aktywów, które następnie poddane zostaną europejskim stres-testom. Będzie to obraz odporności europejskiego systemu bankowego w momencie przejęcia nadzoru przez EBC nad kluczowymi bankami strefy euro.

EBC, a następnie Komisja Nadzoru Finansowego dołączyły do przeglądu jakości aktywów i stres-testów w sumie aż 16 polskich banków, choć nie jesteśmy w strefie euro. Dlaczego? 

W przypadku państw spoza strefy euro pozostawiono otwartą możliwość uczestniczenia w tym projekcie. Zostaliśmy zaproszeni i postanowiliśmy z tego zaproszenia skorzystać, kierując się przede wszystkim tym, że udział w badaniu będzie elementem podnoszącym wiarygodność polskiego systemu bankowego. Pomimo jego niewątpliwych sukcesów dotyczżacych poziomu stabilności i efektywności, polski rynek jest postrzegany cały czas jako rynek wschodzący, a jego reputację budują dwa elementy – większa transparentność zapewniana przez duży udział banków giełdowych i bardziej konserwatywne podejście w działalności i nadzorze. Powinniśmy więc w badaniu uczestniczyć, żeby nasz sektor zyskał większą wiarygodność.Aby tak się stało, standardem jest, iż badaniem powinno być objęte ponad 50 proc. aktywów krajowego sektora bankowego.

KNF dołączyła banki będące spółkami zależnymi banków ze strefy euro, które poprzez właścicieli i tak poddane zostaną badaniu. Po co?

Mamy w aktywach sektora ponad 50-procentowy udział banków zależnych od grup z Unii Europejskiej. Z powodu tak silnych związków tym bardziej należało brać udział w tym badaniu. Przyjęliśmy założenie, że badaniem powinny być objęte wszystkie banki, które są notowane na giełdzie w Warszawie. Polska jest specyficznym krajem, w którym wskutek naszej wieloletniej polityki wszystkie instytucje o znaczącym udziale w rynku są obecne na giełdzie, po to aby zwiększyć ich transparentność i dyscyplinę rynkową.

Badaniem również będą objęte banki, które kwotują stawki WIBOR i WIBID, z wyjątkiem BGK jako wyłączonego spod unijnych dyrektyw bankowych. To ważne, gdyż banki w oparciu o te stawki wyceniają swoje pozycje bilansowe. Grupa banków reprezentuje ponad 70 proc, aktywów naszego sektora, zaś jeśli chodzi o bankowość komercyjną, to jest to ok. 79 proc. Wiemy, że na pewno do badania włączymy jeden z banków średniej wielkości, ale zrobimy to dopiero na koniec przeglądu. Pamiętajmy, że w bankach krajowych, w tym zależnych od międzynarodowych grup bankowych, depozyty są ubezpieczone w krajowym BFG. Dodatkowo w warunkach kryzysowych owo zarządzanie kryzysowe prowadzone byłoby w oparciu o krajowe zasoby, a dodatkowo jest przecież potrzebna ochrona interesów inwestorów mniejszościowych w bankach giełdowych.

Który średniej wielkości bank zostanie dołączony do badania?

Nie mogę powiedzieć, ale nie jest to bank o znaczącej pozycji rynkowej.

KNF i NBP co roku robią naszym bankom stres-testy. Stres-testy unijne będą bardziej surowe?

Nasze standardy nadzorczo-inspekcyjne są konserwatywne, a nasza metodologia inspekcyjna jest bardzo bliska stosowanej w europejskim badaniu aktywów. Nie spodziewamy się nadzwyczajnych sytuacji zmieniających obraz naszych banków.

W obliczu stres-testów również?

Jeśli chodzi o stres-testy, jesteśmy spokojni o obraz polskiego sektora bankowego, podobnie jak NBP. Parametry naszych badań są zbieżne z tymi, które są uzgadniane przez EBC i EBA, nadzory i banki centralne. Chodzi o to, żeby na rynek trafiła jednolita i czytelna informacja, a nie różne informacje, które mogą powodować zamieszanie i potrzebę dodatkowych wyjaśnień.

Jak to badanie będzie przebiegać?

Słabością europejskiego nadzoru jest to, że w wielu krajach nie zbudowano silnych pionów inspekcyjnych. Polska jest ewenementem. Inne nadzory zlecają badania firmom audytorskim, oczywiście innym niż te, które są audytorami danego banku. My mamy własny potencjał nadzorczy, więc sami przeprowadzamy badanie. To podnosi nam międzynarodową reputację. Tylko w przypadku trzech polskich banków zależnych od międzynarodowych grup, nadzorcy macierzyści i EBC uznali, że zasadne jest przeprowadzenie badań bezpośrednio z poziomu nadzoru macierzystego. Tamci nadzorcy upoważnili firmy audytorskie, które wspólnie z nami przeprowadzą badanie. Przegląd aktywów zakończymy w lipcu, a w końcu sierpnia rozpoczną się stres-testy europejskie, które powinny się zakończyć w październiku. Proces jest więc dosyć intensywny i tak skonstruowany, żeby na początku listopada, gdy EBC przejmie nadzór, obraz europejskich banków był klarowny.

Jakieś podpowiedzi dla banków?

Aby ten proces dodatkowo ubezpieczyć z punktu widzenia potencjalnych niespodzianek, w związku z ryzykami, które zidentyfikowaliśmy sami w ubiegłym roku, wysłałem dwa pisma do banków i do audytorów. Opisano w nich praktyki, które nam się nie podobają i są nadmiernie liberalne. Krótkoterminowo poprawiają wynik, w tym niedoszacowują ryzyka i koniecznych odpisów na jego pokrycie. W przypadku banków stosujących MSR-y są to odniesienia do pewnych parametrów, które dotyczą np. oczekiwanych strat na portfelach kredytowych. Pozycje te są bardzo różnie parametryzowane, a przy dużych portfelach zmiana takiego współczynnika dość istotnie może korygować wynik – w jedną albo w drugą stronę. Drugie pismo odnosiło się do zasad rachunkowości w obszarze bankassurance i było kolejnym pismem w tej sprawie. Chcieliśmy bowiem bankassurance od strony standardów rachunkowych uporządkować w bankach na koniec 2013 r.

Skutki znamy – niektóre banki musiały zmniejszyć wyniki o kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt milionów złotych. Czyli, trzeba spodziewać się większych rygorów?

Nasze działanie uwzględniało również stanowisko Komisji Nadzoru Finansowego z listopada dotyczące znacznie bardziej liberalnego podejścia jeśli chodzi o politykę dywidendową niż w poprzednich dwóch latach. Bankom spełniającym określone warunki Komisja pozwoliła wypłacać do 100 proc. zysku w postaci dywidendy i chodziło nam o to, żeby był to wynik wynikający z konserwatywnych standardów oszacowania ryzyka.

Czy chodziło też o to, żeby banki lepiej przygotowały się do przeglądu?

To był drugi powód. Chcieliśmy, żeby nie było zasadniczych różnic w obrazie polskich banków. Mieliśmy spotkanie z audytorami oraz z bankami i zapowiedzieliśmy, że gdyby na skutek nieznanych nam okoliczności okazało się, że wystąpiłyby w którymś z polskich banków sytuacje, które istotnie mogłyby zmieniać jego obraz, będziemy podejmowali zdecydowane działania – przede wszystkim wobec dotychczasowego audytora banku, żądając jego zmiany. Będziemy też żądali od właścicieli banków gruntownych zmian we władzach zarządzających bankiem.

Dlaczego aż tak stanowczo?

To sprawa obrazu polskiego systemu bankowego, który później będzie się przekładał na ratingi, a to ma z kolei wpływ na dostęp do finansowania i koszty finansowania. Ergo – sprawa ta nie jest obojętna dla klientów polskich banków, rzutuje bowiem na koszty kredytu, jest ważna dla tempa rozwoju polskiego sektora finansowego oraz całej gospodarki.

Są jeszcze jakieś efekty tego stanowiska?

Znajdują odzwierciedlenie w planach finansowych banków. Zakładają one wyższe saldo rezerw oraz istotne podniesienie poziomu odpisów na należności zagrożone – z dzisiejszych 46,8 proc. do 51,8 proc. Wzrost ten to efekt świadomości w kluczowych bankach, że będą one objęte przeglądem badania jakości aktywów. Wydaje mi się, że jeśli banki konserwatywnie planują swój rozwój, jest to dobrze postrzegane przez obserwatorów rynku, W sferze szacowania ryzyka kredytowego i pozycji kapitałowej nie spodziewamy się żadnych istotnie negatywnych wyników.

Czy nasze banki mogą mieć jakieś problemy ze spełnieniem nowych norm płynnościowych?

Strukturalnie nie odbiegamy od tego, co jest problemem wszystkich banków europejskich. Płynność długoterminowa jest kosztowna, żeby ją pozyskać trzeba spełnić wyższe standardy niż przy płynności krótkoterminowej. Nawet przy płynności krótkoterminowej banki starają się ograniczać koszty i kierować się maksymalizowaniem krótkoterminowego zysku oraz podnoszeniem swojej rynkowej wartości. Banki były skłonne nie dokładać należytej staranności do ryzyka płynności, bo ta płynność była zawsze łatwo dostępna. Kryzys to zmienił. Płynność to koszt i koszt ten banki starają się ograniczać. Polska w różnych sprawach nadzorczych już przed kryzysem stosowała rozwiązania, które spowodowały, iż polski podatnik nie musiał dokładać do utrzymania stabilności banków. Przed kryzysem w Polsce zostały wprowadzone normy płynności zarówno krótkoterminowej, jak i długoterminowej. Krótkoterminowa norma zasadniczo nie odbiegała od tego, co ustalił Bazylejski Komitet Nadzoru Bankowego i co jest w pakiecie CRD IV/CRR. Długoterminowa norma – generalnie – jest zbieżna z tymi założeniami, ale pozwala za zgodą nadzoru wykorzystywać modele wewnętrzne do zarządzania płynnością, czego nie przewiduje standard Komitetu Bazylejskiego. Rozwiązanie polskie jest mniej kosztowne dla banków.

Na jaką największą przeszkodę – prócz własnej słabości ­– napotykały dotąd nadzory w strefie euro?

Problem wielkich instytucji polega na tym, że tak naprawdę nie mają realnych właścicieli. Kapitał jest tak rozdrobniony, że inwestorzy oczekują najwyższych stóp zwrotu z kapitału i skłonni są dobierać do zarządzania osoby, które – gdy jeszcze dostają odpowiednie bonusy – są skłonne akceptować wysoki poziom ryzyka w działalności banku. Zakładano, że skoro jesteśmy tak duzi i wpływowi politycznie jako tzw. narodowe czempiony, to w razie czego politycy nam pomogą. Okazało się, że słusznie, bo generalnie państwa pomogły. Ale w zamian politycy, pod wpływem niezadowolonych podatników, odreagowują nowymi regulacjami, które mają spowodować, że w przyszłości państwo już nie będzie musiało pomagać. W związku z tym nastąpiły też zmiany dotyczące organizacji systemu nadzoru. Żeby zapanować nad bankami o aktywach większych niż PKB wybranych państw, powstał pomysł, żeby nadzór oprzeć o EBC.

To właściwe rozwiązanie?

Tak uważam, zgodnie z tym, co napisałem już w czerwcu 2007 roku i opublikowałem w „Rzeczpospolitej”. Jednak nie dla wszystkich banków jest to dobre rozwiązanie. Trzeba to było zrobić w odniesieniu do ok. 40 kluczowych instytucji i tak skupiających ponad 60 proc. aktywów europejskiego sektora bankowego. Wyraźnie twierdziłem, że tylko EBC może sobie z tym poradzić ze względu na niezależność od nacisków politycznych w takiej mierze, w jakiej dotykają one wybranych nadzorców krajowych, i z uwagi na to, że tylko on może zapewnić jednolite podejście. Z naszego punktu widzenia to, że EBC przejmie nadzór nad bankami strefy euro, jest ze wszech miar dobre, bo będziemy mieli jednego partnera do współpracy, partnera niewątpliwie bardziej niezależnego politycznie, a szefowa tego nadzoru, Daniele Nouy, jest osobą bardzo cenioną na rynku nadzorczym. Jesteśmy przekonani, że będzie sobie ona dobrze radziła z bankami i naciskami politycznymi oraz że będziemy mieli z nią świetną współpracę.

Może więc powinniśmy być w unii bankowej?

To decyzja polityczna, którą podejmuje rząd i wydaje mi się, że zajmuje słuszne stanowisko, nie spiesząc się z decyzją. Mówi o dwóch fundamentalnych kwestiach, które muszą być brane pod uwagę. Proces przystępowania do unii bankowej jest wprost merytorycznie powiązany z procesem naszej obecności w strefie euro. Musi być również zrobiony bilans korzyści oraz kosztów. Zatem żeby ten bilans zrobić, proces konstruowania unii bankowej musi zostać zakończony. Zaczęto od nadzoru, na czym w mojej ocenie powinno się kończyć, ale teraz dopinany jest drugi element związany z procesami uporządkowanej likwidacji banków, czyli resolution, zaś trzeci najtrudniejszy, związany z jednolitym europejskim systemem gwarancji depozytów dopiero przed nami. Ta decyzja jest bardzo trudna, bo sprowadza się do tego, kto płaci w sytuacji kryzysowej za przywracanie stabilności bankom oraz gwarancje depozytów bankowych. Trudno podejmować decyzję, jeśli pełnego bilansu kosztów i korzyści nie ma, bo nie ma ostatecznych rozstrzygnięć dotyczących szczegółowych rozwiązań.

Banki spółdzielcze skarżą się, że regulacje są dla nich nieproporcjonalnie restrykcyjne, co zaszkodzi ich konkurencyjności. Mają rację?

Jeśli chodzi o banki spółdzielcze, to jesteśmy w pełni zgodni ze stanowiskiem NBP, które zostało zaprezentowane w ostatnim „Raporcie o stabilności systemu finansowego”. Z punktu widzenia konkurencyjności, rozwoju oraz bezpieczeństwa polskiej bankowości spółdzielczej optymalnym rozwiązaniem jest przyjęcie przez nie funkcjonowania w systemie ochrony instytucjonalnej (IPS), który daje największe przywileje. Polskie banki spółdzielcze nie tylko dostosowałyby się do standardu unijnego, ale wygenerowałyby ponad 0,5 mld zł nadwyżek kapitałowych, które mogą wykorzystać na swój rozwój i wzrost konkurencji oraz nadwyżki płynnościowe w kwocie ponad 2 mld zł. Jeśli tego nie zrobią, grozi im znaczny wzrost kosztów, a to oznacza niższą konkurencyjność, ale i niższy poziom stabilności.

Banki spółdzielcze boją się jednak takiej ścisłej integracji.

Jeśli tego nie uczynią, będą miały przede wszystkim poważne kłopoty z wymaganiami płynnościowymi, jak również poniosą dodatkowe koszty kapitału w tym na wsparcie będących ich własnością banków zrzeszających, co wpłynie na ich rozwój. Ostatecznie wszystko zależy od kształtu ustawy, która jest obecnie przygotowywana w Ministerstwie Finansów.

Oczywiście system ochrony instytucjonalnej zmniejsza zakres indywidualnej swobody banku spółdzielczego. Jednak w Unii wszystkie bankowe grupy spółdzielcze pracują albo w systemie ochrony instytucjonalnej, albo w jeszcze bardziej skonsolidowanych zrzeszeniach, w których poziom integracji jest jeszcze wyższy. W związku z tym powstaje pytanie i do regulatora, i do samych spółdzielców, w jakim systemie będą działać, bo od tego zależy ich przyszła konkurencyjność i bezpieczeństwo oraz stabilność, w tym wpływ na poziom ryzyka systemowego w całym krajowym sektorze finansowym.

KNF po roku od przejęcia nadzoru zidentyfikowała ryzyka, które wiążą się z sektorem SKOK-ów. Co teraz?

Ustawa określa bardzo precyzyjnie tryb restrukturyzacji i wskaźniki, które trzeba spełniać, żeby SKOK  mógł samodzielnie funkcjonować albo połączyć się z innym SKOK-iem. Strażnikiem tego procesu jest KNF. Jeśli tak się nie stanie, to SKOK-i mogą być przejmowane przez banki, a jeżeli nie ma chętnych banków, to jest zwykły proces upadłościowy i uruchomienie gwarancji BFG, o których też mówi ustawa. Dodatkowo na ten proces  nakładają się obowiązujące w UE zasady restrukturyzacji instytucji kredytowych, w tym sięganie do pomocy publicznej, co nadzoruje Komisja Europejska. Regulacje dopuszczają też pomoc dla sektora bankowego w związku z przejęciem niewypłacalnej kasy, co też wymaga akceptacji KE, według reguł, które są generalnie znacznie bardziej restrykcyjne niż przed kryzysem.

Gdyby powstał „zły bank”, który gromadziłby złe aktywa przejmowanych SKOK-ów, przejmujące instytucje nie musiałyby korzystać z pomocy publicznej?

Uważamy, że w restrukturyzacji jest potrzebna szeroka paleta instrumentów, które się wykorzystuje odpowiednio do skali działania i ryzyka występującego w instytucjach restrukturyzowanych. Uważamy również, że istnienie „złego banku” jest zasadne, bo on ułatwia w szczególnych sytuacjach drogę restrukturyzacji. Jest ona alternatywna dla procesu restrukturyzacji przez upadłość. Proces restrukturyzacji przez upadłość jest kosztowniejszy i budzi większe zaburzenia rynkowe niż inne instrumenty, wśród których jest między innymi „zły bank”. Generalnie uważamy, że oszczędzający w kasach zasługują na nie gorsze traktowanie niż oszczędzający w bankach.

 

Rozmawiał: Jacek Ramotowski

Wojciech Kwaśniak, KNF (Fot. NBP)

Otwarta licencja


Tagi