Autor: Marek Pielach

Dziennikarz Obserwatora Finansowego, specjalizuje się w makroekonomii i finansach publicznych

Strefa euro się uratuje, a polskie firmy będą miały skąd pożyczać

Dzięki konstrukcji funduszu ratunkowego strefy euro, możliwości skupu obligacji przez EBC, planowanej unii bankowej i uspokojeniu sytuacji wokół Grecji, Europa się uratuje. Także sytuacja kapitałowa polskich firm nie powinna się w przyszłym roku pogorszyć. Konferencja „Rok 2013 w spółkach i na rynku” przyniosła optymistyczne prognozy.

– Żadna z greckich partii, nawet populistyczna, nie proponuje Grekom wyjścia ze strefy euro. Z prostego powodu – w tym momencie polityczni liderzy musieliby powiedzieć, że następnego dnia wszyscy obywatele zamiast twardej waluty euro będą mieli w kieszeni jakąś drachmę – przekonywał Andrzej Raczko, członek zarządu NBP, w czasie wykładu otwierającego konferencję „Rok 2013 w spółkach i na rynku” w Polskim Instytucie Dyrektorów.

W Unii Europejskiej nikt nie chce wyrzucenia Grecji. Kanclerz Niemiec Angela Merkel nigdy nie powiedziała, że nie chce Aten w strefie euro. Podkreśla tylko, że pomoc dla tego kraju nie może być bezwarunkowa.

– Ważniejsze jest teraz sporządzenie planu gry dla Grecji, który mógłby być powielony w odniesieniu do wszystkich „czarnych owiec”, które w strefie euro mogą się jeszcze pojawić – mówił Raczko. – Po pierwsze, jak najszybciej trzeba w Grecji doprowadzić do uzyskania pierwotnej równowagi budżetowej, żeby bieżące wydatki można było tu pokrywać z bieżących dochodów. Po drugie, uzyskać stabilność jeśli chodzi o deficyt na rachunku bieżącym w relacjach z zagranicą, poprzez zahamowanie odpływu zagranicznego kapitału. Ten kapitał, gdy zauważy, że rachunek bieżący się stabilizuje, nie będzie miał powodu do gwałtownej ucieczki – wyjaśniał.

W dłuższym terminie konieczna jest jednak restrukturyzacja greckiego długu, szczególnie w porozumieniu z sektorem prywatnym oraz reformy strukturalne. Doświadczenie greckie pokazuje, że obcięcie płac i wydatków budżetowych to łatwiejsza część zadania. O wiele trudniej zreformować system podatkowy, a pełne ograniczenie przywilejów i uwolnienie zawodów na razie się nie udało.

Strefa euro ma więc model pomocy dla zagrożonych krajów. Pracuje także nad rozwiązaniem kryzysu budżetowego oraz kryzysu sektora finansowego. W tym pierwszym przypadku dyskutuje się nad wspólnym emitowaniem długu publicznego, wprowadzony już został Europejski Mechanizm Stabilizacyjny – ESM. W drugim przypadku chodzi o odpowiedź na konieczność delewarowania i wzmocnienia kapitałów banków. Tą odpowiedzią ma być unia bankowa.

– Unia bankowa jest konstrukcją budowaną po to, żeby uzyskać środki na dokapitalizowanie sektora finansowego, które nie będą w mundurku narodowym: hiszpańskim, irlandzkim, włoskim, tylko wspólnym europejskim. W dodatku pozwolą wykorzystać, to co finansiści bardzo lubią, to znaczy możliwość lewarowania – mówił Andrzej Raczko.

Pozytywnie ocenił także ekspansywną politykę monetarną prowadzoną przez EBC. Jego zdaniem, w obecnych czasach potrzebna jest nadzwyczajna płynność, której bank centralny strefy euro dostarcza. Nie ma przy tym ryzyka nadmiernej inflacji, ponieważ bank w odpowiednim momencie może zdjąć nadmiar pieniędzy z rynku.

Tylko jednej drogi, prowadzącej do pojawienia się zbyt wysokiej inflacji, nie można wykluczyć – przez zróżnicowanie nacisku inflacyjnego w różnych krajach strefy euro, co związane jest z mechanizmem Target 2. – Ta masa pieniędzy z zagranicy wpływa do gospodarki niemieckiej. Stopy procentowe niemieckich instrumentów finansowych są bardzo niskie i zaczyna się poszukiwanie efektywnej alokacji kapitału w Niemczech. To może spowodować powstanie bańki spekulacyjnej i pociągnąć pewien proces inflacyjny – wyjaśniał Raczko.

Wymowa jego wykładu była jednak zaskakująco optymistyczna.

– Rozwiązania mamy, jest tylko pytanie czy starczy woli politycznej i czasu, żeby je wprowadzić – podsumował Andrzej Raczko.

Po diagnozie, która wskazywała na to, że strefa euro przetrwa, uczestnicy konferencji zajęli się tematem finansowania polskich firm. Jak wynika z panelu „Kapitał w trudnych czasach”, w 2013 r. firmy coraz częściej będą finansować swoją działalność za pomocą emisji obligacji korporacyjnych. Coraz częściej nie znaczy jednak często. Nadal większość polskich przedsiębiorstw woli wykorzystywać na rozwój środki własne, a z tych, które decydują się zadłużyć, ponad 80 proc. wciąż wybiera kredyt bankowy. Zaledwie kilka procent sięga po emisję własnych obligacji.

Od 2009 r. udział kredytów systematycznie jednak spada, a emisja obligacji staje się coraz popularniejsza. W przyszłym roku ta tendencja ma się jeszcze wzmocnić, ze względu na ograniczenie przez banki akcji kredytowej.

>>więcej: Oszczędności Polaków skusiły Orlen do emisji obligacji

– Rozmawiałam z wiceprezesem Energi, dlaczego jego firma zdecydowała się na emisję obligacji, a nie na kredyt bankowy. Odpowiedział, że w obecnych warunkach, choć jego spółka ma podwójny rating, to kredyt, w wielkości miliarda złotych na siedem lat, był praktycznie nie do uzyskania w bankach – mówiła Teresa Rogalska, prezes BondSpot, spółki prowadzącej m.in. pozagiełdowy rynek nieskarbowych instrumentów dłużnych, w tym obligacji korporacyjnych.

Przypomniała także, że obligacje w Polsce wyemitowało 150 podmiotów, każdy średnio po dwa razy, bo mieliśmy 311 emisji. Jednocześnie tylko 10 emitentów ma rating, a emisji mających rating było zaledwie trzy. Problemem jest także płynność obrotu obligacjami. Przeważają bowiem małe emisje do 20 mln zł, a tymczasem pożądaną płynność generują emisje wartości 500 mln zł uznanych podmiotów. Takich jednak wciąż jest niewiele.

Większa popularność ratingów pozwalałaby znaleźć nowych nabywców, a co za tym idzie zachęcić także większych emitentów. Dlatego GPW będzie dążyć do powołania krajowej agencji ratingowej.

W bankowości z kolei przyszły rok powinien upłynąć pod znakiem przejęć.

– Konsolidacja, która się rozpoczęła dwa lata temu, będzie przyśpieszała. Kilka banków pewnie zostanie wystawione na sprzedaż. Ten proces jest o tyle pozytywny, że niektóre mniejsze banki dosyć agresywnie konkurują na rynku i wywołują negatywne zjawiska jak np. wojnę depozytową – narzekał Paweł Borys, dyrektor pionu rozwoju korporacji i inwestycji PKO BP.

– Wraz z tym trendem konsolidacyjnym wyłania się grupa czterech banków, które się umacniają i to wyraźnie. To ING, BZ WBK po połączeniu z Kredyt Bankiem, Pekao S.A, BRE, jeszcze jeden czy dwa banki można by dodać. Ta grupa będzie stanowiła w przyszłości trzon polskiego sektora bankowego – przewiduje Borys.

Przyszły rok zapowiada się więc optymistycznie dla wszystkich, którzy nie boją się inflacji w Niemczech, nie mają tyle oszczędności żeby korzystać na wojnie depozytowej w Polsce, ani nie są związani z branżą budowlaną, deweloperską, turystyczną oraz transportową, bo to właśnie tam, w ocenie uczestników konferencji, pogorszy się dostęp do finansowania w 2013 r.

OF

Otwarta licencja


Tagi