Autor: Jens Boysen-Hogrefe

ekspert Kiel Institute for the World Economy

Europejski Bank Centralny ryzykuje swoją reputację

Operacja kupna rządowych obligacji Grecji jest dla Europejskiego Banku Centralnego niezwykle kosztowna. Cierpi na niej wiarygodność Banku. Tracą także obligacje rządowe krajów niezagrożonych, takich jak Niemcy czy Polska. Ale cel uświęca środki. Gdyby nie determinacja EBC, strefie euro groziłaby katastrofa na miarę kryzysu wywołanego upadkiem Lehman Brothers.

10-letnie obligacje Hiszpanii poszły (czwartek, 20.05.2010) całkiem nieźle, za sumę 3,52 miliardów euro. Czyli za nieco więcej niż przewidywały to najbardziej optymistyczne prognozy. Strategia Europejskiego Banku Centralnego zaczyna przynosić efekty?

Chyba rzeczywiście się udało. EBC nie miał zresztą innego wyjścia. Musiał zacząć kupować obligacje rządowe, żeby zapobiec katastrofie systemu finansowego strefy euro i uspokoić rynek. Trzeba było wyjść poza puste deklaracje. Było warto. Wystarczy przypomnieć sobie nerwową atmosferę na rynkach sprzed 9 maja, zanim jeszcze unijni liderzy podjęli decyzję o stworzeniu pakietu pomocowego. Oczywiście nadal wyczuwalna jest niepewność. Rentowność obligacji zagrożonych krajów jest wciąż wysoka, nie wiadomo, kiedy pakiet będzie w rzeczywistości gotowy, i pozostają wątpliwości, czy kraje takie jak Grecja wprowadzą reformy. Ale rynek jest spokojniejszy.

Na strategii EBC korzystają Grecja, Hiszpania i Portugalia, a obligacje innych, niezagrożonych krajów Unii?

Kupując obligacje Grecji, EBC chce przekonać inwestorów, że ryzyko nie jest tak duże, jak im się wydawało. Z drugiej strony jednak cierpią na tym obligacje innych krajów. Ich rentowność z pewnością troszkę idzie w górę. Nie trzeba daleko szukać. Niemieckie obligacje nieco podrożały od kiedy EBC zaczął kupować papiery Grecji. Na szczęście ten negatywny efekt strategii EBC jest relatywnie niewielki. Naprawdę zapobieżenie katastrofie na skalę kryzysu hipotecznego po upadku Lehman Brothers usprawiedliwia niewielkie skutki uboczne.

Wielu analityków ostrzega, że ta cała operacja może się skończyć źle dla samego Banku. Czy Pan także widzi takie zagrożenie?

To przecież oczywiste. Pomoc, której udziela EBC, jest dla niego dość kosztowna. Bank kupił obligacje, uznane wcześniej przez Standard&Poor`s za papiery śmieciowe, obciążając w ten sposób swój bilans. Bank traci w ten sposób na wiarygodności. Zwiększa się także płynność na rynku.

Rośnie ryzyko inflacji?

Ryzyko inflacji mierzone długoterminowo zwiększyło się już 9 maja. Kupno obligacji rządowych destabilizuje rynek. Oba te czynniki obniżają wiarygodność EBC. Bank musi podjąć odpowiednie kroki, aby ją odzyskać.

Jak?

EBC musi przekonać inwestorów, że operacja kupowania obligacji jest czymś nadzwyczajnym i tymczasowym. Nikt nie może myśleć, że od dziś EBC już zawsze będzie kupować obligacje rządowe, nie tylko po to, aby zapobiec wielkim kryzysom, ale także mniejszym problemom finansowym w strefie euro. Stawką jest w tej chwili nie tylko wiarygodność EBC, ale i stabilność euro. Zarząd EBC musi dać też jasno do zrozumienia, że bank jest niezależny i nie działa pod wpływem decyzji poszczególnych polityków europejskich.

No właśnie. Politycy psują, to co naprawia EBC. Nieco uspokojony rynek przestraszył się decyzji niemieckiego rządu o zakazie handlu tzw. naked credit default swaps. Euro słabnie. Po co ten zakaz?

Tę decyzję podjęto dość niespodziewanie. Zbyt szybko. Stąd jej negatywny skutek w postaci niepokoju na rynku. Z drugiej jednak strony, doświadczenia z USA pokazują, że takie instrumenty pochodne nie służą dobrze stabilności finansowej na rynku, dlatego zakaz takiego handlu jest sensowny. Oczywiście pod warunkiem, że zdecydują się na to wszystkie kraje, nie tylko Niemcy czy strefa euro. W przeciwnym razie inwestorzy handlujący CDS przeniosą się po prostu z Frankfurtu do Nowego Jorku. Rządowi Angeli Merkel ta decyzja przyszła o tyle łatwo, że teraz wszyscy Niemcy są wkurzeni na banki i spekulantów i zaakceptują każdy przepis uderzający w tę grupę. Obawiam się, że to musiało mieć jakieś znaczenie. Rząd nie konsultował nawet tej decyzji na poziomie europejskim.

Są już podobno gotowe inne pomysły, które mają stabilizować strefę euro. Bankowcy spodziewają się, że europejscy liderzy zdecydują się na głębszą integrację, co pozwoli na emisję wspólnych obligacji eurolandu. Co Pan o tym sądzi?

To nie jest zły pomysł. Wiarygodność czy jej brak takich krajów jak Grecja nie miałaby już znaczenia w przypadku emisji obligacji wspólnych dla eurolandu. Sytuacja gospodarcza całej strefy euro nie jest przecież taka zła, szczególnie jeśli ją porównać do Wielkiej Brytanii czy USA. Z drugiej strony, pomysł emisji takich bezpiecznych obligacji mógłby zachęcić kraje dziś zagrożone do zaniechania reform. Trzeba by zawczasu pomyśleć o niezależnej instytucji kontrolnej, na poziomie Unii, która by do tego nie dopuściła i która czuwałaby nad realizacją narodowych budżetów. Na razie jednak wszystkie kraje eurolandu muszą po prostu odzyskać wiarygodność, oczywiście jeśli któreś z nich ją straciły. Inwestorzy muszą być przekonani, że polityka budżetowa poszczególnych krajów szesnastki jest zrównoważona i rzetelna.

Potrzebna jest niemiecka dyscyplina. Jakie rozwiązania może zaproponować unijnym partnerom niemiecki minister finansów?

Od przyszłego roku w Niemczech będzie obowiązywać coś, co nazywamy schuldengrenze, czyli progiem zadłużenia, którego nie można przekroczyć, chyba że zdarzy się jakaś naturalna katastrofa czy wojna. Deficyt budżetowy nie może przekroczyć 1 procentu PKB. Jak widać, to o wiele bardziej restrykcyjne warunki niż te, które narzuca Pakt Stabilności i Rozwoju. Być może minister finansów będzie chciał spopularyzować tę zasadę także w strefie euro.

Rozmawiała Anna Gwozdowska


Tagi