Dlaczego dzisiaj walka z inflacją jest łatwiejsza
Kategoria: Trendy gospodarcze
Analityk makroekonomiczny i publicysta, jego zainteresowania dotyczą polityki pieniężnej i fiskalnej oraz rynków finansowych.
©Getty Images
Z odczytem CPI za kwiecień na poziomie 3,4 proc. i inflacją bazową wynoszącą 3,6 proc. do celu jeszcze daleko. Chociaż jest już znacznie lepiej niż jeszcze dwa lata temu. Przypomnijmy, w czerwcu 2022 r. inflacja w Stanach Zjednoczonych osiągnęła poziom 9 proc., takiego wyniku nie było za Oceanem od dekad. Tak szybko rosnące ceny skłoniły Fed do działania. Między marcem 2022 r. a lipcem 2023 r. FOMC podwyższył stopy z okolic zera do 5,50 proc., czyli tam, gdzie znajdują się one obecnie. Od niemal roku mamy zatem do czynienia z najwyższymi od ponad 20 lat stopami procentowymi (wcześniej wyżej były w styczniu 2001 r.). I chociaż upragniony cel jest coraz bliżej, to jednocześnie wydaje się bardzo odległy. Problem polega na tym, że dezinflacja następuje coraz wolniej, i o ile na początku tempo wzrostu cen hamowało bardzo sprawnie, o tyle teraz się wydaje, że proces ten stanął w miejscu. Pojawiły się nawet pytania o to, czy nie lepiej zrezygnować z 2-procentowej inflacji, skoro jej zbicie do takiego poziomu może być bardzo trudne do osiągnięcia. Ostatni raz inflacja, mierzona wskaźnikiem CPI, rosła w Stanach Zjednoczonych o mniej niż 2 proc. rdr w lutym 2022 r. Zgodnie z danymi Bureau of Labor Statistics wyniosła wówczas 1,7 proc. Było to zatem ponad trzy lata temu.
Zobacz również:
Fed wyciągnął wnioski, obniżki stóp nieprędko
Wysokie stopy jeszcze do niedawna nie były aż takim problemem. Odporność amerykańskiej gospodarki była bowiem zaskakująca i mogło się wydawać, że nie będzie ani hard landing, ani nawet soft landing. Będzie no landing! Innymi słowy restrykcyjna polityka monetarna nie będzie odczuwalna dla tempa wzrostu PKB i dla wysokości bezrobocia. Mijały kolejne miesiące, a recesji ani załamania na rynku pracy nie było widać. To kontrastowało m.in. z sytuacją w strefie euro, gdzie dynamika PKB zjechała blisko zera, a w niektórych państwach zaczęło się robić mocno recesyjnie. Tak dobre odczyty w połączeniu ze zbyt wysoką inflacją, motywowały nawet pytania o to, czy zamiast wyczekiwanych obniżek Fed nie zdecyduje się na… podwyżki stóp? Wydaje się jednak, że takiej opcji nie ma już na stole. Dlaczego?
W czwartym kwartale 2023 r. realne PKB USA zwiększyło się o 3,4 proc. w ujęciu rocznym, ale już w I kw. 2024 r. to wzrost o zaledwie 1,6 proc. Zatem znacznie mniej niż pod koniec 2023 r. i także poniżej oczekiwań rynku. Co więcej, dane te znajdują odzwierciedlenie w sytuacji na rynku pracy. Liczba nowych miejsc pracy, poza rolnictwem, wzrosła w kwietniu zaledwie o 175 tys. Zaledwie, ponieważ miesiąc wcześniej wzrost wyniósł ponad 300 tys., zaś rynki oczekiwały, że tym razem wzrost wyniesie niemal 240 tys. Rozczarowanie było zatem spore. Warto też podkreślić, że w tym kontekście wskaźnik aktywności zawodowej w USA jest wciąż, mimo w dalszym ciągu niskiego bezrobocia, niższy niż przed wybuchem pandemii COVID-19 (obecnie to 62,7 proc., wówczas 63,3 proc.). Stopa bezrobocia również zaczyna wskazywać na pogorszenie sytuacji na rynku pracy. Kwietniowy odczyt to 3,9 proc., czyli o 0,1 pkt proc. więcej niż miesiąc wcześniej, a także już 0,5 pkt proc. więcej niż przed rokiem. Nie ma jeszcze powodów do paniki, niemniej już należy się nieco zaniepokoić.
Fed stoi wobec coraz trudniejszego wyzwania. Jest ono tym bardziej skomplikowane, że obok dbałości o stabilność inflacji, ma on także dbać o poziom zatrudnienia. Co do zasady cele te się ze sobą łączą. W dłuższym okresie pełne zatrudnienie osiągnąć można bowiem wtedy, kiedy gospodarka szybko się rozwija. Jednym z warunków przyzwoitego tempa wzrostu jest zaś opanowana inflacja. Niemniej w krótkim okresie może wystąpić wymienność (ang. trade off) między inflacją a bezrobociem, zjawisko to występuje pod dobrze znaną ekonomistom nazwą krzywej Phillipsa. Sytuacja komplikuje się jeszcze bardziej kiedy pojawia się stagflacja, czyli inercja PKB i jednocześnie wysoka inflacja. W kontekście tego, co teraz dzieje się w gospodarce USA termin ten zaczął się już pojawiać. Utrzymywanie dłużej wysokich stóp (ang. higher for longer) okazuje się nie być jednak obojętne dla wskaźników makroekonomicznych za Oceanem. Tymczasem celu inflacyjnego wciąż nie udało się osiągnąć, a zbyt wczesne luzowanie polityki monetarnej mogłoby doprowadzić do odkotwiczenia oczekiwań inflacyjnych, szczególnie wtedy, kiedy pełnego sukcesu w walce z inflacją wciąż nie ma.
Zobacz również:
Ewolucja polityki banków centralnych
Dylemat jest zatem bardzo trudny do rozwiązania, taka sytuacja gospodarcza, z jaką mamy do czynienia obecnie jest bowiem czymś nowym dla bankierów centralnych. Przez lata przywykli do niskiej inflacji, byli wręcz zmuszeni do uruchomiania niestandardowych narzędzi polityki monetarnej, aby podbić tempo wzrostu cen. Teraz inflacja w USA wciąż nie dobiła do upragnionych 2 proc., a perspektywy gospodarki zdają się stopniowo pogarszać. Każde rozwiązanie nie wydaje się dobre i jest ryzykowne. Zbyt szybka obniżka to utrwalenie inflacji, zbyt późna to natomiast niebezpieczeństwo recesji i bezrobocia. Członkowie FOMC mają więc bardzo twardy orzech do zgryzienia.
Autor wyraża własne opinie, a nie oficjalne stanowisko podmiotów, z którymi współpracuje.