Tylko jeden krok w stronę naprawy bankowości

Wyniki europejskich testów wytrzymałościowych dla banków  były częściowo zachęcające i częściowo rozczarowujące, co tłumaczy paradoksalne reakcje: rynki poszły do góry, chociaż wielu analityków uznało całe przedsięwzięcie za szwindel.
Tylko jeden krok w stronę naprawy bankowości

Publikacja wyników stress testów sama w sobie raczej nie uzdrowi sytuacji na rynku międzybankowym, ale może się okazać ważnym krokiem w tę stronę, zależnie od tego, jakie pójdą za nią inicjatywy polityczne.

Po stronie plusów należy zapisać ujawnienie bezprecedensowo szerokich danych na temat ekspozycji na zadłużenie publiczne. Przedstawiły go wszystkie testowane banki, z wyjątkiem jednego greckiego i sześciu niemieckich. Udzielenie tych informacji jest dobrą odpowiedzią na największe obecnie zmartwienie inwestorów. Ponieważ władze konsekwentnie wykluczają możliwość bankructwa któregoś z państw UE, ewentualność taka nie została uwzględniona w testowych scenariuszach. Dzięki uzyskanym danym analitycy mogą jednak sami sporządzić taką projekcję. Inna dobra wiadomość jest taka, iż na pierwszy rzut oka wszystko wskazuje na to, że banki poradziłyby sobie w przypadku bankructwa Grecji.

Innym pozytywnym skutkiem testów jest wzrost transparentności. Hiszpania narzuciła ją niechętnym krajom (Wielkiej Brytanii, Irlandii i krajów skandynawskich nie trzeba było w tej kwestii poganiać), prawdopodobnie z niemałą zakulisową pomocą Europejskiego Banku Centralnego, Międzynarodowego Funduszu Walutowego i amerykańskiego Departamentu Skarbu. Cały ten proces pokazuje, że niektóre unijne systemowe problemy finansowe można rozwiązać tylko poprzez obejmujące całą UE inicjatywy polityczne, co jest pożyteczną lekcją na przyszłość. Ponadto Komitet Europejskich Organów Nadzoru Bankowego (CEBS) udowodnił swoją wartość i zdołał przeprowadzić testy w wyznaczonym terminie.

Niestety, sporo jest również złych wiadomości. Najbardziej oczywista z nich to pojawiający się w publikacji wniosek, że do uzdrowienia europejskiego systemu bankowego wystarczy 3,5 mld euro dodatkowego kapitału. Niewielu uzna to za wiarygodne, nawet jeśli uwzględnimy fakt, że sytuacja makroekonomiczna uległa poprawie od czasu, kiedy po amerykańskich testach wytrzymałościowych, przeprowadzonych w maju 2009 roku, stwierdzono, że brakuje 75 mld USD kapitału. Ponadto źle się stało, że testy były skoncentrowane na kapitale Tier 1, wątpliwym wskaźniku siły banków – argument, że inne mierniki nie są dostatecznie zharmonizowane, nie przekonuje. Nadzorcy powinni byli sprawdzić bazowy Tier 1 przy bardziej negatywnym czarnym scenariuszu, aby zrekompensować założenie, że bankructwo któregoś z państw jest niemożliwe. Należało również przedstawić więcej zdezagregowanych danych o poszczególnych kategoriach aktywów, aby naświetlić ryzyka inne niż ekspozycja na dług publiczny zagrożonych państw. Tutaj przyjęty przez UE format ujawniania danych jest mniej kompleksowy od użytego w zeszłym roku w USA oraz od zastosowanego z własnej inicjatywy przez Hiszpanię.

Kolejny negatywny aspekt to kiepska komunikacja przed upublicznieniem wyników. 17 czerwca przywódcy unijni wyznaczyli termin ogłoszenia wyników testów na koniec lipca, nie zdając sobie sprawy, że jest on zdecydowanie za krótki ze względu na stopień skomplikowania sprawy i nieuchronność dyplomatycznych przepychanek. Znacznie lepiej byłoby wyznaczyć termin końcowy na wrzesień, żeby było więcej czasu na koordynację i przygotowanie raportu. Już po terminie, wyznaczonym na 23 lipca o 16:00, CEBS nie był w stanie potwierdzić, że ekspozycja na dług publiczny zostanie przedstawiona na zasadzie kraj po kraju, co niepotrzebnie spowodowało, że pierwsze reakcje były negatywne. Zasadniczo kontrastuje to z mistrzowskim sterowaniem oczekiwaniami rynku przez amerykańskie władze finansowe na przełomie kwietnia i maja 2009 roku.

Większe zatroskanie budzi chyba fakt, że UE nie podpisała się jednoznacznie pod ujawnionymi danymi. CEBS i ECB dały do zrozumienia, że ocena sytuacji kapitałowej banków należy do władz poszczególnych krajów. Poszanowanie suwerenności państw członkowskich jest zrozumiale, ale oznacza, że nikt nie bierze na siebie odpowiedzialności za pełen zestaw ujawnionych danych.

I wreszcie można odnieść wrażenie, iż Niemcy nadal nie chcą się przyznać, że mają kryzys bankowy. Niezależnie od argumentów prawnych trzeba powiedzieć, że władze niemieckie ociągały się, negatywnie reagowały na apele o ujawnienie danych i w końcu, w odróżnieniu od prawie wszystkich innych krajów, nie udostępniły wszystkich żądanych liczb. Oprócz biurokratycznej inercji kryje się za tym głębszy problem polityczny. Przywódcy niemieccy tyle się nagadali o germańskiej oszczędności i roztropności, którą przeciwstawiali zachowaniom szemranych anglosaskich spekulantów i rozrzutnych południowców, iż teraz trudno jest im przyznać, że ich własny system bankowy – nawiasem mówiąc, wyjątkowo mocno spleciony z lokalnymi układami partyjnymi, prawicowymi i lewicowymi – przeżywa kłopoty. Dopóki kanclerz Angela Merkel i jej ekipa nie zmienią tej postawy, Europa raczej nie przezwycięży swojej politycznej słabości.

Ostateczny werdykt historii będzie zależał od tego, co się stanie teraz. Po pierwsze, europejskie banki muszą podnieść kapitał, a władze muszą znaleźć sposób na to, żeby je do tego zachęcić w sytuacji, gdy wystawiły im świadectwo zdrowia. Bodźcem do publikacji wyników testów wytrzymałościowych był kryzys zadłużenia publicznego w strefie euro, a celem pozostaje takie wzmocnienie sektora bankowego, aby przetrwał ewentualną przyszłą restrukturyzację długu państw. Po drugie, zagrożone kraje eurolandu muszą kontynuować wysiłki na rzecz trwałej konsolidacji finansów publicznych, aby w sytuacji, gdy jeden z nich zbankrutuje, reszta nie padła ofiarą gwałtownego obniżenia się nastrojów rynku. Po trzecie, UE musi zastąpić raczkujące CEBS i podobne komisje ubezpieczeń i papierów wartościowych posiadającymi większe kompetencje European Supervisory Authorities, zgodnie z ubiegłoroczną rekomendacją raportu grupy Larosière’a. Byłoby katastrofalne, gdyby dyskusje na ten temat zakończyły się patem. Z drugiej strony, jeśli w wymienionych trzech kwestiach zaobserwujemy postępy, to będziemy mieli prawo uznać, że publikacja wyników stress testów mimo wszystko była korzystna.

Nicolas Véron jest ekonomistą instytutu Breugel w Brukseli, współpracuje także z Peterson Institute for International Economics w USA. Publikowany tekst ukazał się w oryginale na stronie Eurointelligence.


Tagi