Autor: Sebastian Stodolak

Dziennikarz, filozof, muzyk, pracuje w Dzienniku Gazecie Prawnej.

Uczcie się na naszych błędach, jak dostrzegać bańki

Przejechał camperem 50 tys. km wzdłuż i wszerz Stany Zjednoczone, po to, by porozmawiać z tymi, którzy przewidzieli kryzys finansowy. – Konkluzja rozmów mnie zaskoczyła – mówi w wywiadzie  Jimmy Morrison, reżyser filmu „Bańka”. Teraz szuka inspiracji także w Polsce.
Uczcie się na naszych błędach, jak dostrzegać bańki

Peter Schiff, amerykański inwestor i ekonomista, który przewidział kryzys, to jeden z ekonomistów występujących w "Bańce". (CC BY-NC-ND 124o4)

Obserwator Finansowy: Po kryzysie nakręcono już kilka filmów dokumentalnych, a nawet fabularnych demaskujących sprawców całego zamieszania. „Inside Job”, z Mattem Damonem jako narratorem, dostał nawet Oskara. Pan uznał, że zrobi kolejny film. Jest sens i potrzeba?

Jimmy Morrison: Jest. Mój film daje widzom zupełnie inną perspektywę. W 2006 r. rzuciłem studia na Uniwersytecie Iowa, bo chciałem zająć się robieniem filmów. Zawsze mnie to interesowało, a studia wydawały mi się stratą czasu. Jak jednak robić niezależne kino bez pieniędzy? Założyłem firmę, która zajmowała się malowaniem elewacji. Był okres niezwykłej prosperity na rynku nieruchomości, każdy kupował domy, więc miałem mnóstwo zleceń. Udało mi się odłożyć bardzo szybko 10 tys. dolarów i zacząłem kręcić pierwszy film – dotyczył on kwestii radzenia sobie z poczuciem winy, umiejętności wybaczania.

Niestety, nie skończyłem go. Bo wybuchł kryzys, pękła bańka nieruchomości, ludzie przestali dostawać kredyty na remonty i skończyły się zlecenia. Nie miałem za co dokończyć zdjęć, montażu, nie mówiąc o pieniądzach potrzebnych na wprowadzenie filmu do dystrybucji… Zacząłem się więc zastanawiać, jak to możliwe, że nie widziałem nadchodzącej katastrofy, że wybrałem robienie interesów w branży, która stanowić miała jej epicentrum.

Bo może bańki nie dało się dostrzec, skoro tkwiło się w jej wnętrzu?

Ale byli tacy, którzy ją dostrzegli. Przejrzałem uważnie publikacje prasowe i internetowe z ostatniej dekady i okazało się, że są ludzie, którzy potrafią przewidzieć zagrożenie.

Wróżbici?

Nie. Ekonomiści. A dokładniej, ekonomiści ze szkoły austriackiej (wolnorynkowa szkoła ekonomii stojąca w opozycji zarówno do monetaryzmu, jak i do keynesizmu, niemal nieobecna w głównym nurcie naukowym – przyp. red.). To oni stanowili przeważającą część tych, którzy bańkę przewidzieli. Zresztą nie tylko tę ostatnią. Wcześniej przestrzegali przed bańką dotcomową z końca drugiego millenium, czy stagflacją w latach 70. ubiegłego wieku. Wpadłem na pomysł, żeby nakręcić film dokumentalny bazujący na rozmowach z nimi, w którym wyłożone byłoby jasno nie tylko, dlaczego mamy kryzys, skąd biorą się bańki, lecz także to, jak tego uniknąć.

Był Pan jednak spłukany…

Ale na paliwo było mnie stać. Żeby przeprowadzić te rozmowy, przejechałem całe USA, w sumie prawie 50 tys. km, swoim samochodem kempingowym, w którym mieszkałem i urządziłem też małe studio montażowe. Jednocześnie szukałem razem ze wspólnikiem inwestorów. Udało się ich znaleźć. Budżet mojego filmu wynosi 180 tys. dolarów.

Lewicujący „Inside Job” miał 2 mln dolarów.

Tak. Hollywood jest z natury lewicowe, więc o pieniądze na takie projekty nietrudno. Na szczęście, na rynku elektroniki panuje deflacja. Coraz lepszy sprzęt można kupić coraz taniej. Za kamerę, którą kręciłem „Bańkę”, dekadę temu zapłaciłbym 100 tys. dolarów. Kupiłem za 6 tys. Co ciekawe, mój film jest finansowany głównie przez… osoby, które się w nim wypowiadają. Po prostu, po przeprowadzeniu rozmowy proponowałem im udziały w filmie. Ci ludzie są często zaangażowani w ruch wolnościowy, to nie tylko ekonomiści, lecz w jakimś sensie także aktywiści. Było więc dość łatwo ich przekonać.

Skoro o tym mowa – kim są bohaterowie filmu?

O gospodarce opowiada w nim m.in. Tom Woods, jeden z najbardziej znanych popularyzatorów ekonomii austriackiej, Bob Murphy z Instytutu Misesa, senator Ron Paul, a także guru finansów tacy jak Peter Schiff, Marc Faber i Jim Rogers, były wspólnik Georga Sorosa. Najbardziej zaimponowali mi ci dwaj ostatni. Oni swoje przekonania potwierdzają realnymi działaniami. Obaj mieszkają i robią interesy w Azji. Marc Faber mieszka w Tajlandii, Jim Rogers – w Singapurze. Przeprowadził się tam na kilka miesięcy przed wybuchem kryzysu. Po prostu sprzedał dom, zabrał rodzinę i zwiał do Singapuru.

Czy może ujawnił Panu, dlaczego teraz tak niechętnie wspomina dawne czasy współpracy z Sorosem?

Rzeczywiście nie lubi o tym mówić. Czytałem w jego książce, że chodziło o podejście do etyki w biznesie. On nie chciał jej łamać, a Soros…

Dlaczego w filmie brakuje przedstawicieli innych szkół ekonomicznych, którzy przewidzieli kryzys, np. Nouriela Roubiniego?

Byli nieuchwytni. Austriacy reagowali szybko: „zapraszamy!”. Inni często ignorowali moje prośby. Ale nie jest tak, że nie przedstawiam punktu widzenia Roubiniego, czy Paula Krugmana, przedstawicieli administracji rządowej, albo ekonomistów neoliberalnych ze szkoły monetarystycznej takich, jak Alan Greenspan. Przeciwnie, obszernie cytuję ich wypowiedzi, których udzielali innym mediom. Chodzi jednak o to, że do mnie przemawiają argumenty, które ich nie przekonują. Zgodnie z austriacką teorią cyklu koniunkturalnego za kryzysy odpowiedzialny jest nieustanny dodruk papierowego pieniądza.

Coś takiego było specjalnością Alana Greenspana od momentu, gdy objął funkcję szefa Rezerwy Federalnej, amerykańskiego banku centralnego. W chwili, gdy gospodarka spowalniała, on dodrukowywał pieniądze, czym „ratował” ją przed recesją. Z tym, że ten ratunek w istocie przesuwał problemy w czasie. Porównanie do narkomana dobrze odzwierciedla tę sytuację. Dodatkowa dawka łagodzi głód, ale w końcu doprowadza do śmierci. W momencie, gdy dodrukowujemy pieniądze, inwestorzy i konsumenci otrzymują fałszywy sygnał.

Te pieniądze trzeba przecież na coś wydać – rozglądają się dokoła i nagle dochodzą do przekonania, że być może warto zainwestować w coś, w co przy mniejszej ilości gotówki by nie zainwestowali, albo że warto kupić coś, czego normalnie by nie potrzebowali. Tak, to jest pierwsza istotna nauka płynąca z mojego filmu: drukowanie pieniądza jest złe.

A jak brzmi druga?

Nie ratujmy bankrutów pieniędzmi podatników. „Zasada zbyt duży, by upaść” cementuje tylko sojusz biznesu z politykami i godzi w najbardziej podstawowy mechanizm wolnego rynku: w kapitalizmie, jeśli zawalisz, musisz ponieść karę. Chcę obudzić w Amerykanach wiarę, że rząd nie jest od rozwiązania ich problemów, że społeczeństwo buduje prywatna inicjatywa, a nie politycy.

Wskazuje Pan winnych zaistniałej sytuacji? Proponuje Pan, jak ich ukarać? W końcu lewica na przykład regularnie narzeka, że ani jednemu finansiście włos po kryzysie z głowy nie spadł.

Jeżeli ktoś kogoś oszukiwał, powinien ponieść przepisaną prawem karę. Natomiast według mnie powodem kryzysu nie są jednostki, które są mniej lub bardziej ułomne. Powodem jest system, który pozwala na kreację pieniądza z niczego. Alan Greenspan miał zapewne dobre intencje, ale nie mogło mu się udać…

Czyli powracamy do tradycyjnej libertariańskiej narracji: tylko złoto rozwiąże nasze problemy?

Nie. Film nie podejmuje tego wątku. Chodzi w nim przede wszystkim o to, żeby zobaczyć, jakie mamy problemy i co je powoduje. Rozwiązania mogą być pewnie różne.

Proszę przyznać, że jednak złoto. Ma Pan wizerunek Murraya Rothbarda na krawacie, anarchokapitalisty i zwolennika standardu złota.

Dostałem ten krawat w prezencie w Instytucie Ludwiga von Misesa (śmiech). Ale naprawdę nie chodzi mi o to, żeby mój film obejrzał prezydent Barack Obama oraz szef Fed Ben Bernanke i zainspirowani nim wprowadzili standard złota… Moim celem jest dotarcie do zwykłych ludzi. Chciałbym, żeby Amerykanie nauczyli się na moich błędach, żeby na przykład nie zakładali biznesów w branży budowlanej na dzień przed jej upadkiem. Uważam, że taka samoświadomość jest konieczna.

Objadę z tym filmem wszystkie stany USA i prowincje Kanady. Zaplanowałem już ponad 200 edukacyjnych seansów połączonych z wykładami. Już teraz na mojej stronie można za darmo obejrzeć w całości wywiady, których fragmenty wykorzystałem w filmie. Do tego dojdzie komercyjna dystrybucja internetowa oraz w sklepach na DVD – na czymś w końcu muszę zarabiać.

Premierę planuje Pan na…?

Przełom lata i jesieni tego roku.

Co Pana sprowadza do Polski?

O ile Amerykanie mogą uczyć się na moich błędach, to Polacy, i w ogóle cały świat, może uczyć się na błędach Ameryki. Daję tutaj wykłady na ten temat, spotykam się z ludźmi. Tłumaczę, że każdy z nas może, jeśli chce, lepiej zabezpieczyć własny dobrobyt, wybierając optymalną pracę, zakładając firmę, na której usługi i produkty popyt jest realny, a nie sprokurowany działaniami banku centralnego.

Tłumaczę też, jak ważne jest ograniczone zaufanie do „cudownych” rozwiązań, oferowanych nam przez populistów. USA na przykład wpadły w kolejne kłopoty związane z tzw. kredytami studenckimi. Ludzie, idąc na studia, biorą gwarantowane przez rząd kredyty, a potem nie znajdują pracy i nie mogą ich spłacić. Pogarsza się więc zarówno ich sytuacja materialna, jak i sytuacja budżetu USA, którego deficyt w efekcie rośnie. Z Polski jadę na Litwę i do Estonii, gdzie spotkam się z estońskim premierem i byłym ministrem finansów. Szukam inspiracji do kolejnego filmu, a Europa Środkowa to naprawdę ciekawe miejsce.

Rozmawiał Sebastian Stodolak

Jimmy Morrison (26 lat) –  amerykański reżyser, producent i ekonomista-amator. Jego dokumentalny film „Bańka”( „The Bubble”) tłumaczy przyczyny kryzysu finansowego. Światowa premiera filmu za kilka miesięcy.

OF

Peter Schiff, amerykański inwestor i ekonomista, który przewidział kryzys, to jeden z ekonomistów występujących w "Bańce". (CC BY-NC-ND 124o4)

Otwarta licencja


Tagi