Autor: Zsolt Zsebesi

Jest zastępcą redaktora działu krajowego w węgierskim dzienniku Népszava.

Węgry trzymają recenzentów z MFW na dystans

Z końcem lipca zakończyły się rozmowy z MFW oraz UE w sprawie kredytu dla Węgier. Prowadzący je w imieniu Węgier Mihály Varga wyraził nadzieję, że porozumienie w tej sprawie będzie gotowe we wrześniu. Negocjacje mogą jednak potrwać dłużej ponieważ Węgry nie mają ochoty na zapowiadane ustępstwa, zwłaszcza w kwestiach podatkowych.
Węgry trzymają recenzentów z MFW na dystans

Victor Orban, premier Węgier (CC By-NC-ND european parliament)

Ze strony władz płyną sygnały świadczące, że rychłe porozumienie z MFW i Unią jest im nie na rękę. To wzmaga opinie, że rząd Węgier woli trzymać na duży dystans waszyngtońskich i brukselskich recenzentów własnej polityki gospodarczej, bowiem po ewentualnym podpisaniu umowy kredytowej uzyskaliby oni silny mandat do jeszcze skrupulatniejszej oceny węgierskiej gospodarki i jej postępów.

Rząd gra na czas

Obserwatorzy twierdzą więc, że rząd gra na czas. Ma o tym świadczyć fakt, że w niecałe dwa tygodnia po optymistycznej wypowiedzi negocjatora Mihály Vargi, szefa kancelarii premiera Orbana, zamiast jesieni jako prawdziwy termin zakończenia rozmów podawany jest już (jeszcze nieoficjalnie) początek roku 2013. W świetle umocnienia kursu forinta i obniżenia kosztów ubezpieczenia kredytów dla Węgier wyrażanych w cenie CDS (credit default swap) bieżące, taktyczne cele rządu zostały osiągnięte, więc czemu służyć miałby pośpiech w sprawie kredytu stand-by? – zdaje się brzmieć przesłanie.

Są jednak także mocniejsze przesłanki uprawomocniające tezę o grze na zwłokę. Już w czerwcu parlament węgierski przyjął podstawowe założenia budżetu na 2013 r. Chwaliło by się, gdyby nie opinie  krajowych i międzynarodowych ekspertów, że założenia te rozmijają się z rzeczywistością. Nadal obowiązuje cel zakładający, że deficyt budżetowy wyniesie w 2013 r. 2,2 proc. PKB, choć szanse na to topnieją w oczach.

Złe wieści dotyczą przede wszystkim tempa wzrostu gospodarczego. Władze nadal zdają się liczyć na to, że wyniesie on w przyszłym roku 1,6 proc. tymczasem na tzw. rynku nikt nie ośmiela się prognozować więcej niż ok. 0,5 proc. Bazując na ekspertyzie Międzynarodowego Funduszu Walutowego największy bank węgierski OTP ocenił w tych dniach, że w budżecie jest dziura w wysokości 600 miliardów forintów, co równa się 2 procentom PKB. Inni mówią o niedoborze w przedziale 500-700 miliardów forintów, co świadczy o dużej zgodności ocen.

Bank centralny nadal na widelcu

Kolejna sprawa ma związek z bankiem centralnym. Po zakończeniu intensywnego sporu z Unią Europejską i Europejskim Bankiem Centralnym o niezależność Węgierskiego Banku Narodowego rząd węgierski otworzył nowy front, wprowadzając tzw. podatek transakcyjny dla banku centralnego. Bank ten bedzie placic 0,1 procent od kazdej swojej transakcji, a za jednodniowy depozyt  0,01 procent. Bruksela i Frankfurt już dały do zrozumienia, że uważają to za poważne naruszenie suwerenności tej instytucji.

Jest też aspekt polityczno-kadrowy. Przeciąganie terminu zawarcia porozumienia kredytowego z MFW co najmniej do marca 2013 r. daje premierowi Viktorowi Orbanowi możliwość realizacji dalszych jego planów związanych z węgierskim bankiem centralnym już ręka w rękę z nowym kierownictwem instytucji, ponieważ mandat dzisiejszego prezesa banku Istvána Simora wygasa właśnie na wiosnę. Obniżka jego pensji aż do jednej czwartej dotychczasowej wielkości stała się symbolem batalii toczonej z wielkim i ważnym udziałem Brukseli i Frankfurtu, w której stawką była faktyczna niezależność banku.

Postawa i poglądy prezesa są niezwykle istotne, gdy na stole są – a są – sprawy rezerw walutowych i wysokości podstawowej stopy procentowej Węgierskiego Banku Narodowego. Przy sprzeciwie obecnego prezesa Magyar Nemzeti Bank Viktor Orbán i minister gospodarki György Matolcsy do dzisiaj nie mogą przeforsować obniżenia stopy podstawowej, chociaż udało im się tak zmienić ustawę o banku narodowym, że w gremium decydującym o wysokości stóp większość mają już poplecznicy rządu. Większość ta bardzo zresztą mocno naciska na obniżenie oprocentowania.

Premier Orbán i minister Matolcsy kilkakrotnie sugerowali ponadto, iż bardzo chętnie poświęciliby część rezerw walutowych swojego banku centralnego na spłatę części długów dewizowych państwa, ale także na pobudzenie gospodarki. W tle jest idea zmiany struktury własności węgierskich banków, tak aby połowa była w krajowych, a już najlepiej krajowych i jednocześnie państwowych rękach.

Celem miałoby być uniezależnienie kredytowania gospodarki węgierskiej od banków zagranicznych. Eksperci sądzą jednak, że to w obecnych warunkach utopia, chyba żeby „zatrudnić” do tego rezerwy banku narodowego. Kupując banki i dokapitalizując je ze środków budżetowych, rząd węgierski już rozpoczął konstruowanie sieci węgierskich banków państwowych, które miałyby się zająć finansowaniem nowych wielkich przedsiębiorstw państwowych w energetyce i telekomunikacji.

Przedsiębiorcy krytykują rząd

Viktor Orbán jest teraz na urlopie. Jak powiedział, chce naładować akumulatory. Przedtem spotykał się ze swoimi sojusznikami, aby omówić rezultaty dwuletniej walki „o wolność i suwerenność gospodarczą kraju”. Ku zaskoczeniu obserwatorów przyzwyczajonych do rutynowych pozytywnych podsumowań, na jednym z takich spotkań przewodniczący Krajowego Związku Pracodawców i Przedsiębiorców, miliarder Sándor Demján zasypał premiera krytycznymi uwagami.

Tu trzeba wiedzieć, że jeszcze przed wyborami Demján podpisał w imieniu związku z Orbanem porozumienie dotyczące oczekiwań wielkiego kapitału od rządu. Faktem stało się obniżenie podatku od zysku z 19 do 10 procent, gdy dochód nie przekracza 500 milionów forintów (ponad półtora miliona euro). W wyniku nowelizacji kodeksu pracy obniżony został poziom praw pracowniczych. Wprowadzona została jedna stawka (16 proc.) w podatku dochodowym od osób fizycznych (PIT), co połączone zostało z likwidacją wszelkich ulg.

Sándorowi Demjánowi spodobał się nowy kodeks pracy, ale oprócz tego prawie nic więcej. Atakował przede wszystkim politykę gospodarczą rządu. W jego opinii nie służy ona wzrostowi gospodarczemu, który w tym roku zamieni się w spadek – prawdopodobnie jednoprocentowy. Największe gromy spadły jednak z jego strony na politykę podatkową.

Gospodarka stoi w miejscu

Ani podatek 16 procentowy, ani obniżenie podatku od przedsiębiorców nie przyniosło pozytywnych efektów. Nie wzrosła ani konsumpcja, ani chęć do inwestycji. Firmy węgierskie nie mają zysku, więc obniżenie podatku od dochodu nic nie daje. Stagnacja w konsumpcji i w inwestycjach, a do tego katastrofalna sytuacja w bankowości sprawia, że na rynku wewnętrznym dominuje bezruch.

Banki węgierskie są w dużych kłopotach. Nie dość, że zostały obciążone nadzwyczajnymi podatkami, to musiały wziąć na siebie część ciężarów ratowania rodzin węgierskich z kredytami hipotecznymi we frankach szwajcarskich. W tych okolicznościach sektor bankowy zamknął 2011 rok na minusie. Stało się tak pierwszy raz od 13 lat. Łączna strata sektora wyniosła 92,5 mld forintów (ok. 320 mln euro). W tej sytuacji banki węgierskie praktycznie nie podzielają kredytów dla firm małych i średnich, zamykają swoje filie, zwalniają pracowników, a ich zagraniczni właściciele zagraniczne zaczynają przerzucać z nich środki na inne rynki.

Demján, który jest na Węgrzech kapitalistą numer 1 nie zostawił na Orbanie suchej nitki. Żądał rychłego porozumienie z MFW i przeproszenia się z krajowymi bankami, co dawałoby jakąś nadzieję na wznowienie akcji kredytowej. Tu warto przypomnieć, że premier Orban osobiście obiecał dwa lata temu jeden milion nowych miejsc pracy, z których do dzisiaj nie przybyło ani jednego. Przypominał o potrzebie odpowiedniej polityki socjalnej.

W odpowiedzi na grad krytyki ze strony Demjána szef węgierskiego powiedział: „Niech Bóg pozwoli mi uniknąć sytuacji, w której nie będę miał innego wyjścia, niż wprowadzić jakiś inny ustrój, zamiast demokracji dla naszego pół-azjatyckiego narodu”.

Do długiego katalogu tematów rozgrzewających bez tego do białości doszły więc jeszcze zagadnienia z obszaru badań genetycznych, które nie potwierdzają zresztą słów premiera o Węgrach pół-Azjatach. Ale dominują jednak merytoryczne źródła emocji, takie jak pomysł zmiany ordynacji wyborczej. Wprowadzona byłaby wcześniejsza rejestracja osób wyrażających chęć wzięcia udziału w wyborach, co miałoby wykluczyć z udziału niezdecydowanych, których z reguły jest na Węgrzech za każdym razem mnóstwo, jeśli nie najwięcej. Premier chce też zasady, że zwycięzca w jednostopniowych wyborach parlamentarnych uzyskujący zwykłą większość bierze wszystko, to znaczy głosy oddane na przegranych przypadałyby tym kandydatom, którzy mieli najwięcej głosów w swoim okręgu. Parlament byłby ponadto zmniejszony o połowę.

Do wyborów jeszcze daleko, sytuacja gospodarcza jest ciężka, dwa milionów Węgrów żyje w biedzie, a w dodatku stale męczy ich niepewność, czym jeszcze zaskoczy ich Viktor Orban.

Autor jest dziennikarzem gazety codziennej Népszava. Jest absolwentem Uniwersytetu Warszawskiego. Był korespondent agencji prasowej MTI w Warszawie.

Victor Orban, premier Węgier (CC By-NC-ND european parliament)

Otwarta licencja


Tagi