Miejsce gotówki i CBDC w systemie płatniczym w przyszłości
Kategoria: Analizy
Dziennikarz analizujący rynki finansowe, zwłaszcza rynek kapitałowy.
więcej publikacji autora Piotr Rosik
Okładka książki
Płatki śniadaniowe, mleko, czekolada, warzywa i owoce, chleb. I do kasy. Karta. Płatność zbliżeniowa. Ping! Ten dźwięk oznacza, że transakcja została zaakceptowana. W tej samej sekundzie w proces płatności zostaje zaangażowanych kilku pośredników – firma emitująca kartę, dostawca terminala płatniczego – oraz sam bank, w którym płacący ma rachunek. Zazwyczaj jest pobierana jakaś opłata, niewidoczna dla oka i nieodczuwalna dla portfela, ale ślad po transakcji zostaje w wielu miejscach. Tymczasem użycie gotówki – czyli staroświeckich banknotów i monet – oznaczałoby również natychmiastowe rozliczenie transakcji, i to w modnym modelu peer-to-peer, w dodatku bez opłat i bez generowania śladów, czyli bez używania danych płacącego.
Ten wstęp to właściwie streszczenie alarmistycznej książki „Cloudmoney. Gotówka, karty, krypto – wojna o nasze portfele” (Instytut Spraw Obywatelskich, Łódź 2024), ostrzegającej przed tworzącą się – po cichutku, krok po kroku, dzień po dniu – dyktaturą hybrydy banków, wielkich korporacji i innowacyjnych spółek technologicznych z dziedziny płatności elektronicznych. Autorem jest Brett Scott, antropolog, który przez kilka lat pracował jako broker finansowy, także w czasie kryzysu finansowego 2008 r. Ma więc i wiedzę teoretyczną, i praktyczne doświadczenie. Następnie współpracował z różnymi instytutami naukowymi, jak MIT czy Institute for Social Banking. Publikował również na łamach m.in. „The Guardian” czy „Wired”, by w końcu usiąść do większych form. W 2013 r. wydał książkę „The Heretic’s Guide to Global Finance”, a kilka lat temu właśnie „Cloudmoney”.
Demoniczna fuzja trwa
„Musimy stanowczo domagać się prawa do używania gotówki i traktować to jako akt polityczny” – pisze Scott. Już od pierwszych kart „Cloudmoney” wiadomo, że książka będzie swego rodzaju manifestem. Gotówka jako gwarancja wyboru. Gotówka jako gwarant wolności. Gotówka jako możliwość zbierania anonimowych datków na ruchy czy kampanie wymierzone w rządzących. Gotówka jako skuteczne narzędzie oszczędzania. Gotówka jako prawdziwe paliwo kapitalizmu. I wreszcie gotówka jako przeszkoda dla władzy państwowej i korporacyjnej. Tak oto przedstawia ją Scott. I trudno mu odmówić racji.
Scott widzi wiele grup chcących usunąć gotówkę z obrotu. Autor uważa, że powstaje demoniczne połączenie sił wielkiej finansjery i wielkiej technologii (Big Tech). „Po zakończeniu fuzji siły te będą miały nad nami władzę niespotykaną nigdy wcześniej w dziejach ludzkości” – straszy Scott. „Digitalizacja płatności umożliwia digitalizację finansów. […] Niemal każda duża firma technologiczna wchodzi dziś w partnerstwo z instytucjami finansowymi. […] W wyniku tego procesu powstają potężne oligopole, ale pozostają one ukryte za mnożącymi się aplikacjami. Za ekranami naszych smartfonów rozwija się infrastruktura zautomatyzowanej kontroli finansowej. Miliardy ludzi są podłączane do wzajemnie powiązanych systemów, które umożliwiają inwigilację i pozyskiwanie danych na niewyobrażalną wcześniej skalę” – alarmuje.
Co więcej, ta zacieśniająca się sieć zaczyna tworzyć supersystem, który – jak przyznaje Scott – powoduje u niego klaustrofobię. Twór jest rozległy, więc trudno go zobaczyć. Jest budowany za przyzwoleniem każdego, kto dokonuje transakcji elektronicznych – wskazuje autor „Cloudmoney”. „Wzdrygam się na widok reklam prezentujących zalety produktów, które później będą próbowały badać moje zachowanie i nim sterować. Patrzę na swój telefon, i zastanawiam się, czy jest on pomocnym towarzyszem, czy raczej agentem złowrogiej siły, śledzącej te obszary mojego życia, które wcześniej skutecznie opierały się formalnej kontroli” – stwierdza Scott.
Gentryfikacja płatności postępuje
Co zaskakujące, gotówka pozostaje znacznie tańszym sposobem regulowania należności niż karta – dowodzą tego dane Banku Rozrachunków Międzynarodowych. Nawet w tych krajach, gdzie płatności elektronicznych jest multum, jak w Wielkiej Brytanii, koszt transakcji jest od 50 do 150 proc. wyższy dla kart niż dla gotówki. Większość opłat generowanych przez karty to opłaty serwisowe dla dostawców usług płatniczych. Są one zwykle ukrywane przed użytkownikiem karty, a po części przenoszone na wszystkich klientów płacących wyższą cenę za różne towary i usługi. To oznacza, że osoby używające gotówki… subsydiują płatności kartami.
W dodatku pomimo postępu technologicznego i coraz silniejszego efektu skali koszt płatności kartą nie spada. Dlaczego? Na skutek wysokiego poziomu koncentracji rynku płatności. Jest on zdominowany przez dostawców kart takich jak Visa i Mastercard. Korporacje te zarabiają na przelewach i postrzegają gotówkę jak konkurencję, wystarczy zajrzeć do raportu rocznego spółki Visa – przekonuje Scott. „Jego autorzy z zapałem piszą o uwalnianiu ludzi od gotówki, niczym zadufani w sobie krzyżowcy wyzwalający pogan od życia w grzechu” – ironizuje autor „Cloudmoney”. No i jeszcze te kampanie pod wzniosłymi hasłami: „Dobroć jest bezgotówkowa” (Visa), „Bezgotówkowy i dumny” (również Visa)…
Niezwykle istotnym faktem – powszechnie znanym ekonomistom, finansistom, ale już niekoniecznie przeciętnemu Kowalskiemu – jest, że pieniądze elektroniczne leżące na koncie bankowym nie są cyfrowym odpowiednikiem gotówki. Banknoty i monety to pieniądze emitowane przez państwo (przez bank centralny), a pieniądz bankowy to właściwie prywatny środek płatniczy emitowany przez banki komercyjne w momencie, gdy udzielają one kredytów. Tak, tak – pieniądz elektroniczny jest tworzony przez banki komercyjne, a nie przez bank centralny. Możliwość swobodnej zamiany gotówki na taki pieniądz emitowany przez banki sprawia, że akceptowalność elektronicznej formy pieniądza jest powszechna. I stąd już prosta droga do konstatacji, że w ewentualnym społeczeństwie bezgotówkowym banki komercyjne uzyskałyby ogromną władzę nad pieniądzem, gospodarką i obywatelami.
Jak utyskuje Scott, płatności bezgotówkowe zyskują jednak aplauz modnisiów. Zjawisko to nazywa gentryfikacją płatności. Wielu przedstawicielom młodego pokolenia oraz zadufanym w sobie specjalistom zarabiającym krocie gotówka kojarzy się z klasą robotniczą – przekonuje Scott. W drogich kawiarniach za sojowe latte wstyd płacić gotówką, no po prostu nie uchodzi, ale wypada zapłacić zbliżeniowo iPhone’em. Tymczasem na tej samej ulicy zdarzają się często kwiaciarnie, kebaby czy sklepy mięsne z kartką na szybie „tylko gotówka”.
Tego rodzaju gentryfikacji poddają się już miejsca i społeczeństwa, które jeszcze do niedawna były w pełni tradycyjne i niezależne od rozrastającego się finansowego matrixa – ocenia Scott. I podaje przykład miasteczka Pisac w peruwiańskich Andach, gdzie za kawę można już płacić zbliżeniowo, czy miasta Pucallpa w Amazonii, do którego obcokrajowcy przybywają po „psychodeliczny sakrament”. Tak, szaman prowadzący sklepik też już ma terminal płatniczy, o zgrozo…
Sieciowa gotówka przegrywa
No dobrze, a bitcoin? W końcu od lat słyszymy, że jest „cyfrowym złotem” i genialnym wynalazkiem, który umożliwia płatności elektroniczne poza systemem bankowym. Wedle jego twórcy Satoshiego Nakamoto jest to elektroniczny system gotówkowy peer-to-peer.
Scott był wczesnym użytkownikiem bitcoina i posługiwał się nim jako środkiem płatności, zanim ta najstarsza kryptowaluta zbiorową decyzją masy inwestorów przekształciła się w spekulacyjną formę aktywów. BTC stał się „cyfrowym złotem”, zamiast „sieciową gotówką”. To sprawia, że bitcoin nie jest używany coraz powszechniej jako środek wymiany, podobnie zresztą jak inne kryptowaluty. Owszem, gdzieniegdzie można nimi zapłacić, ale nadal są to w skali dużych miast dosłownie pojedyncze przypadki. Scott wskazuje, że nie przyjmuje się na rynku nawyk określania wartości towarów czy usług w BTC – wciąż wszystko wyceniane jest w walutach narodowych i dopiero potem przeliczane na BTC.
Kilka lat temu jednak, jak wskazuje Scott, pojawiło się znacznie ciekawsze „alternatywne” rozwiązanie z dużo większym potencjałem, by stać się środkiem płatniczym konkurencyjnym dla walut narodowych. Była to koncepcyjna waluta elektroniczna Facebooka nazwana najpierw Libra, a potem Diem. Z jakichś powodów spółka Marka Zuckerberga zawiesiła nad nią prace, a banki centralne przyspieszyły działania w kierunku CBDC (central bank digital currency) – cyfrowej waluty banku centralnego.
Według Scotta CBDC również nie jest jednak dobrym rozwiązaniem. Inwigilacja za pośrednictwem cyfrowych walut banku centralnego czy swoista cenzura (np. wydatkowa) to zagrożenia, których nie można zupełnie wyeliminować, gdy myśli się o CBDC. Chyba że banki centralne się ugną i umieszczą CBDC na blockchain, tak by obywatele mieli anonimowe adresy do przechowywania środków. „Państwowa waluta cyfrowa w tym duchu mogłaby nawet posłużyć do złamania potęgi korporacyjnego sektora bankowego” – na chwilkę Scott popada w optymistyczne tony.
Tak więc tylko gotówka – perswaduje Scott. I niezwykle interesująco robi się na sam koniec, gdy publicysta wysuwa naprawdę mocne argumenty w obronie monet i banknotów. Przekonuje, że walcząc o gotówkę, walczy się o prawo do bycia brudnym i cielesnym. O prawo do bycia człowiekiem. „Gotówka to pieniądz oparty na zaufaniu, ucieleśniony w towarze. […] Aby z niego korzystać, trzeba zaakceptować powolność i sprzeczność, co w naszym zagonionym i spolaryzowanym świecie przypomina praktykę medytacyjną” – przekonuje.
Korporacyjny kapitalizm przywiera
Wielkim atutem książki są trafne metafory, które pomagają czytelnikowi orientować się i poruszać po złożonym świecie finansów, banków i elektronicznych płatności. Niezwykle obrazowe są porównania systemu gotówkowego do analogowych infrastruktur, bez których nie wyobrażamy sobie rzeczywistości, jak ścieżki rowerowe czy klatki schodowe.
Co więcej, Scott nie unika humoru, a książka zawiera niemal literackie passusy. Spójrzmy choćby na taki fragment: „Gotówka zbierająca się na rozległych peryferiach jest dla sektora bankowego i korporacyjnego jak swędzące miejsce, które chce się podrapać. Gotówka zadomawia się w sfatygowanym portfelu górnika albo w biustonoszu babci z plemienia Xhosa, kupującej mleko dla niemowląt Nestlé gdzieś w małym sklepiku w RPA. […] Aby w pełni zakorzenić się w naszym życiu i przylgnąć do naszych ciał, kapitalizm korporacyjny potrzebuje, aby pieniądze miały postać cyfrową, a stacjonarne punkty obsługi klienta zostały zastąpione znormalizowanymi aplikacjami hostowanymi w smartfonach”.
Gdzieś na początku książki Scott pisze: „Nie twierdzę, że cały świat cyfrowy jest zły. […] Zdaję sobie sprawę, że wszyscy jesteśmy wplątani w skomplikowane sieci relacji – ekonomicznych, kulturowych i politycznych – które mogą nas w tym samym czasie wyzwalać i zniewalać. Książka ta ma być przeciwwagą dla jednostronnej narracji branży finansowej, w której mówi się o wyzwoleniu [poprzez cyfryzację finansów – przyp. red.]. Niech to będzie takie ciemniejsze yin w kontraście z jaśniejszym yang”. Ten kontrast rzeczywiście udało się uzyskać autorowi w niemal mistrzowski sposób.
Tylko jedno ostrzeżenie. Po lekturze „Cloudmoney” zupełnie inaczej popatrzycie na swój smartfon. Serio. I być może już nigdy nie będziecie go używali tak jak wcześniej…
Artykuł pochodzi z 21.wydania kwartalnika „Obserwator Finansowy” – czerwiec-sierpień


