Autor: Bruce Bartlett

b. doradca ds. ekonomicznych prezydenta USA

Uzależnienie od kapitału zagranicznego jest złe

Amerykański sekretarz handlu Gary Locke podkreśla, że najbogatsze państwa świata muszą zastanowić się, co zrobić z problemem deficytu na rachunku bieżącym. Były doradca prezydenta ds. gospodarczych Bruce Bartlett zwraca uwagę na problem nierównowagi między krajowymi oszczędnościami i inwestycjami. Podważa też konwencjonalny pogląd, że deficyt handlowy może być oznaką jedynie słabości gospodarki.

Amerykanie mają skłonność do ignorowania międzynarodowego wymiaru gospodarki. Parę osób podnieca się deficytem handlowym, zwłaszcza z Chinami, ale prawie nikt się nie przejmuje deficytem na rachunku bieżącym, o którym mówimy wtedy, gdy import towarów i usług jest większy od eksportu. Czynnik ten należał do istotnych powodów naszych problemów gospodarczych i można sądzić, że tak również będzie w przyszłości.

Mówiąc w uproszczeniu, deficyt handlowy trzeba jakoś sfinansować. Można to zrobić na dwa sposoby – z zysków od międzynarodowych inwestycji albo z napływu kapitału od zagranicznych inwestorów. Departament Handlu wylicza te wskaźniki, na które media generalnie nie zwracają uwagi. Z danych tych wynika, że amerykański deficyt na rachunku bieżącym wzrósł z 398 mld USD w 2001 roku do 760 mld USD w 2006 r., by w ciągu następnych trzech lat spaść do 420 mld USD.

Deficyt na rachunku bieżącym składa się przede wszystkim z deficytu handlowego, do którego dochodzą operacje militarne, programy pomocy zagranicznej i kilka innych elementów. We wspomnianych powyżej latach sam deficyt handlowy wynosił odpowiednio 365, 760 i 379 mld USD.

Przy analizie tych deficytów powstaje problem odróżnienia skutków od przyczyn. Większość polityków ma skłonność do patrzenia na tę kwestię „od dołu”, a mianowicie wskazują na zagraniczne bariery dla amerykańskiego eksportu oraz dotowanie przez inne kraje eksportu do USA. Takie dotowanie może przybierać wiele postaci – ulgi podatkowe, preferencyjne kredyty itd. – ale największą „dotacją” jest sztuczne zaniżanie kursu rodzimej waluty wobec dolara.

Głównym winowajcą są tutaj oczywiście Chiny. Całkowicie wolny rynek z pewnością wyceniłby juana wyżej, ale rząd chiński sprzedaje tyle swojej waluty, ile potrzeba, aby kurs utrzymywał się na pożądanym poziomie. Za te juany kupowane są przede wszystkim dolary, występuje zatem dodatkowy efekt wzmacniania amerykańskiej waluty. Można powiedzieć, że Chińczycy z powrotem nam pożyczają te dolary, ponieważ kupują za nie głównie nasze papiery skarbowe, od których płacimy im odsetki.

Według wielu osób rozwiązaniem problemu deficytu handlowego i na rachunku bieżącym byłoby skłonienie Chińczyków do liberalizacji reżimu kursowego. Chińskie towary byłyby wtedy droższe w dolarach, zaś amerykańskie towary tańsze w juanach. Departament Skarbu od lat wywiera naciski na Chiny, aby podwyższyły kurs wymiany, aby przywrócić równowagę handlową i zmniejszyć presję polityczną na wprowadzenie opłat celnych i kwot importowych.

Nierównowaga oszczędności

Jest jednak inna szkoła myślenia, która mówi, że deficyt handlowy jest tylko odbiciem głębszego problemu – nierównowagi między krajowymi oszczędnościami i inwestycjami. Kiedy oszczędności krajowe są za małe na sfinansowanie inwestycji w nowe fabryki i maszyny, wtedy oszczędności można „importować”. Import ten przybiera postać kupowania za granicą towarów i usług, które w kraju są niedostępne, ponieważ zbyt wysoki poziom konsumpcji uniemożliwia wykorzystywanie produkcji krajowej do celów inwestycyjnych.

Uproszczeniem byłoby powiedzieć, że deficyt budżetowy powoduje deficyt handlowy, ale bez wątpienia istnieje między nimi związek. Deficyt budżetowy uszczupla oszczędności krajowe, które w przeciwnym razie można by przeznaczyć na inwestycje. Rodzi to konieczność albo importu oszczędności, albo redukcji inwestycji krajowych. Na dłuższą metę musi prowadzić to do zmniejszenia wydajności pracy i obniżenia poziomu życia. (Oszczędności same z siebie nie zwiększają poziomu życia, lecz muszą zostać przekształcone w produktywny kapitał za pośrednictwem inwestycji).

Inna komplikacja jest taka, że niektóre kraje mają nadwyżkę oszczędności w stosunku do krajowych możliwości inwestycyjnych. Klasycznym przykładem tego zjawiska są Chiny, które mocno wprawdzie inwestują, ale ich obywatele, firmy i samorządy jeszcze więcej oszczędzają. Bank for International Settlements szacuje, że krańcowa skłonność do oszczędzania wynosi w Chinach aż 50 proc.

Inne czynniki, które powodują, że niektóre kraje eksportują, a niektóre importują oszczędności, to między innymi demografia (kraje ze starszą ludnością z reguły oszczędzają więcej niż młodsze), jakość instytucji finansowych i kurs wymiany. OECD przeprowadziło ostatnio szczegółowe badania dynamiki tego zagadnienia.

Kiedy oszczędności są eksportowane, pokazują się w bilansach jako nadwyżka handlowa kraju eksportującego i deficyt handlowy kraju importującego. Pamiętajmy, że w ostatecznym rozrachunku oszczędności składają się z realnych towarów i usług. Jeśli popatrzymy na tę kwestię z takiej perspektywy, to zauważymy, że deficyt handlowy nie musi świadczyć o życiu ponad stan, lecz o lepszym klimacie dla inwestycji niż w kraju z nadwyżką handlową.

Słabość czy siła deficytu handlowego

Odpowiedź na pytanie, czy deficyt handlowy jest oznaką słabości czy siły, w dużym stopniu zależy od tego, na co się wykorzystuje importowane oszczędności. Jeśli na finansowanie konsumpcji, to z reguły jest źle, jeśli na finansowanie inwestycji podnoszących wydajność pracy, to z reguły jest dobrze.

Ale nawet jeśli zachodzi ten drugi przypadek, mogą wystąpić negatywne konsekwencje. Jeśli doprowadzi to do przeinwestowania, to znaczy zyski ze sprzedaży towarów produkowanych dzięki inwestycjom nie rekompensują ich kosztów. W USA tak niewątpliwie było z nieruchomościami – zbudowano zbyt wiele domów i nadmuchano bańkę spekulacyjną, która potem pękła. W latach dziewięćdziesiątych tak samo było z firmami internetowymi.

Instytucje międzynarodowe takie jak MFW od lat wyrażają zatroskanie kwestią potencjalnie groźnych skutków napływu kapitału do małych gospodarek otwartych, ponieważ może to wywołać niemożliwy do utrzymania na dłuższą metę boom, a w konsekwencji krach. Z drugiej strony zawsze panowało jednak przekonanie, że dużej gospodarki otwartej takiej jak USA takie problemy nie dotyczą. Teraz jednak poglądy w tej sprawie się zmieniają.

W 2005 roku zarówno Alan Greenspan, jak i Ben Bernanke dużo mówili o zbyt niskim poziomie oszczędności, ale przy braku mechanizmów pozwalających kontrolować napływ kapitału zagranicznego nie bardzo wiadomo, co Rezerwa Federalna mogła zrobić, aby zapobiec nadmiernemu stymulowaniu niektórych sektorów gospodarki przez importowany kapitał. Tak się złożyło, że sektorem tym były nieruchomości, ale równie dobrze mogło paść na inną branżę.

Ekonomiści prowadzą coraz więcej badań na temat skutków globalnych nierównowag – nadmiernych oszczędności w jednych krajach prowadzących do nadmiernych inwestycji w innych. W najnowszym raporcie MFW World Economic Outlook jest rozdział na ten temat, zajmują się nim również tacy ekonomiści jak Jeffry Frieden z Harvardu i Menzie Chinn z University of Wisconsin.

Na razie nie ma jasności, co można zrobić, aby globalne nierównowagi nie rodziły gwałtownych wahań koniunktury. MFW, które przez wiele lat sprzeciwiało się kontroli przepływów kapitałowych, od jakiegoś czasu patrzy na nią przychylniejszym okiem.

W jednej sprawie ekonomiści są wszakże zgodni: obniżenie deficytu budżetowego zredukuje zależność danego kraju od zagranicznego kapitału. Z nowych badań MFW wynika, że o 1 proc. niższy deficyt fiskalny przekłada się na redukcję deficytu na rachunku bieżącym o 0,2-0,3 proc.

Bruce Bartlett: ekonomista i historyk. Wysoki urzędnik Departamentu Stanu na przełomie lat 80. i 90. Był doradcą prezydenta Ronalda Reagana, a następnie wiceprezydenta Dana Quayle’a. W 2009 r. opublikował The New American Economy”.


Tagi


Artykuły powiązane

Ewolucja w podejściu MFW do kontroli przepływów kapitału

Kategoria: VoxEU
Po kryzysie azjatyckim MFW rewiduje swoje poglądy na temat polityki zarządzania zmiennymi przepływami kapitału. Fundusz uznaje obecnie, że może istnieć potrzeba prewencyjnego wykorzystania kontroli przepływu kapitału.
Ewolucja w podejściu MFW do kontroli przepływów kapitału