Bez lokat antypodatkowych oszczędności w odwrocie

Likwidacja antypodatkowych lokat odbiła się negatywnie na stanie oszczędności w bankach. W lutym saldo depozytów gospodarstw domowych zwiększyło się o 1,5 mld zł, czyli kilkukrotnie mniej niż w poprzednich miesiącach – wynika z danych o należnościach i zobowiązaniach banków, opublikowanych przez Narodowy Bank Polski.

Od początku kwietnia banki nie będą mogły oferować depozytów pozwalających uniknąć podatku od zysków kapitałowych dzięki dziennej kapitalizacji i zaokrągleniom odsetek i podatku do pełnego złotego. Ten mechanizm powodował, że dopisywane codziennie odsetki miały na tyle małe wartości, że ostateczna kwota podatku wynosiła zero.

Ministerstwo Finansów załatało jednak tę dziurę w przepisach i zmieniło zasady zaokrągleń. Banki miały kilka miesięcy na dostosowanie się do nowych przepisów, jednak większość z nich nie czekała do ostatniej chwili i już w lutym zaczęła wycofywać antypodatkowe  depozyty ze swojej oferty. A to oznacza spadek oprocentowania dostępnych dla klientów lokat i kont.

Luty był więc dla banków wyraźnie gorszy pod względem zbierania pieniędzy od klientów. Saldo depozytów bieżących, czyli środków zgromadzonych na ROR-ach i kontach oszczędnościowych, spadło o prawie 700 mln zł do 232,5 mld zł. Likwidacja antypodatkowych produktów nie dotyczy bowiem wyłącznie lokat, ale również kont oszczędnościowych, z których zaczęły odpływać pieniądze. W przypadku lokat terminowych bankom udało się utrzymać napływ pieniędzy, ale był on dużo mniejszy niż w poprzednich miesiącach.

Stan oszczędności Polaków trzymanych na lokatach terminowych w lutym wzrósł o 2,2 mld zł do 244,8 mld zł. Dla przykładu w styczniu na lokaty napłynęło ponad 7 mld zł, a w grudniu ubiegłego roku więcej niż 5 mld zł. Banki odczuły więc boleśnie zmianę oferty. To jednak zrozumiałe skoro oprocentowanie depozytów spadło nagle o jeden, czy dwa punkty procentowe. Można się jednak spodziewać, że klienci zaczną się przyzwyczajać do niższych stawek i pieniądze będą płynąć na bankowe depozyty, choć oczywiście nie tak szerokim strumieniem jak w trakcie ostatniej wojny depozytowej. Tym bardziej, że patrząc na zachowanie warszawskiej giełdy trudno przypuszczać, by fundusze inwestycyjne były w stanie zagrozić bankom w konkurencji o depozyty klientów.

Na rynku kredytowym powody do zadowolenia mogli mieć posiadacze kredytów walutowych. W lutym złoty umocnił się ponad 2 proc. do euro i do franka szwajcarskiego, co pozytywnie wpłynęło na wysokość rat kredytowych. Spadło również zadłużenie związane z kredytami walutowymi. Jego całkowita kwota obniżyła się o ponad 4 mld zł do 184,7 mld zł. Sprzedaż nowych kredytów walutowych to już margines rynku i nie ma większego wpływu na całkowite saldo kredytów.

Z kolei w przypadku kredytów złotowych w lutym przybyło ich 1,1 mld zł, a totalne zadłużenie wyniosło 129 mld zł. Te dane pokazują słabość rynku kredytów hipotecznych, który od kilku miesięcy rośnie właśnie o ok. 1 mld zł miesięcznie, a jeszcze rok temu notował miesięczne wzrosty przekraczające 2 mld zł.  Widać, że na polu kredytowym bankom również brakuje pomocy z państwowej kasy. Wcześniej rynek kredytów złotowych był mocno wspierany przez rządowy program dopłat „Rodzina na swoim”. Po jego ograniczeniu wyraźnie się skurczył, a bankom trudno go odbudować na własną rękę. W sumie całkowite zadłużenie z tytułu zarówno kredytów walutowych, jak i złotowych spadło o prawie 3 mld zł do 313,8 mld zł.

W przypadku kredytów konsumpcyjnych sytuacja od dłuższego czasu się nie zmienia. Ich rynek się kurczy z powodu zaostrzonych procedur udzielania pożyczek i mniejszego popytu na nie. W lutym saldo zadłużenia spadło o prawie 1 mld zł do 131,7 mld zł.  Zadłużenie z tytułu kredytów w rachunku zmniejszyło się nieznacznie, bo o 90 mln zł i wyniosło niecałe 11,5 mld zł. Długi na kartach kredytowych spadły o ponad 170 mln zł poniżej poziomu 13 mld zł, czyli sprzed dwóch lat.

Otwarta licencja


Tagi