BGK kupił spokój na rynku

Informacje o skupowaniu obligacji przez BGK ustabilizowały sytuację na polskim rynku długu. Zadziałał bezpiecznik, którego użycie Ministerstwo Finansów zapowiadało już w kwietniu. Analitycy nie są jednak pewni, czy działania BGK uspokoją sytuację na dłużej. Żaden z problemów związanych z kryzysem długu publicznego w Europie nie został przecież rozwiązany.
BGK kupił spokój na rynku

(CC By-NC doug88888)

Ministerstwo Finansów od dłuższego czasu szukało sposobu na awaryjne działania na rynku długu. Resort skłonił do tego rosnący udział inwestorów zagranicznych w krajowym rynku papierów dłużnych. Według ostatnich dostępnych danych z końca lipca zgromadzili oni obligacje i bony skarbowe warte już prawie 151 mld zł.  To dużo, wartość portfela w rękach zagranicy przewyższa już wartość obligacji zgromadzonych przez OFE (niespełna 124 mld zł) i przez banki (ponad 116 mld zł). Gremialne wyjście zagranicznego kapitału portfelowego mogłoby zdestabilizować rynek. Zabezpieczeniem przed tym miał być interwencyjny skup papierów przez BGK.

Według kwietniowych jeszcze zapowiedzi Ministerstwa Finansów BGK miał być wykorzystywany do wspierania rynku obligacji, gdyby pojawiły się na tym rynku napięcia nie związane z fundamentalną oceną Polski. Bank miałby wówczas kupować obligacje na wtórnym rynku, a MF mogłoby gwarantować ich późniejszy odkup, gdyby zaszła taka potrzeba.

Najprawdopodobniej resort finansów uznał, że wzrost rentowności dziesięcioletnich obligacji o 50 pkt bazowych w ciągu dwóch tygodni to wystarczający dowód, że rynkowi grozi destabilizacja.

BGK kupował dziesięciolatki

Informacje na temat interwencyjnego skupu obligacji przez BGK podała agencja Reuters 23 września, powołując się na dilerów rynkowych. I to jedyna dostępna informacja na ten temat. Ministerstwo Finansów (to na jego zlecenie miał działać BGK) i sam bank konsekwentnie milczą w tej sprawie.

W to, że BGK rzeczywiście interweniował na rynku długu wierzy część analityków. Dla ekspertów z BRE Banku była to demonstracja siły Ministerstwa Finansów. W raporcie z początku tygodnia przypomnieli, że MF ma rekordowo dużą nadwyżkę płynnościową (55 mld zł). Działanie BGK miało zdestabilizować ich zdaniem wyraźny trend sprzedaży obligacji 10-letnich przez inwestorów zagranicznych.

– Poprzez takie działanie MF daje do zrozumienia, że trzyma rękę na pulsie i nie dopuści do wzrostu kosztów finansowania długu, zwłaszcza przy tak dużej poduszce płynnościowej – uważa BRE Bank.

Podobnego zdania jest rozmówca Obserwatora Finansowego, diler obligacji w jednym z dużych polskich banków.

– Bank uderzył dużą kwotą na rynku bond spot. Wystawił wysokie ceny kupna i je utrzymywał przez jakiś czas. To spowodowało przesunięcie rentowności w dół – mówi. I dodaje, że działanie BGK należy traktować jako próbę stabilizowania sytuacji.

– Ten ruch miał powstrzymać dużą zmienność, jaką mieliśmy na rynku. Jeszcze dwa tygodnie temu rentowności obligacji 10-letnich wynosiła około 5,50 proc., by nagle wzrosnąć do ponad 6 proc. Nawet jak na ostatnie niepewne czasy ten ruch był gwałtowny – mówi diler.

Interwencja? Jaka interwencja

Nie wszyscy analitycy są jednak przekonani, że BGK faktycznie interweniował. Według Arkadiusza Urbańskiego z Pekao, BGK jest jednym z wielu uczestników rynku i jego ostatnia aktywność mogła wynikać ze standardowej obsługi zleceń klientów.

– Równie dobrze bank mógł akurat wtedy kupować obligacje, bo rentowności były atrakcyjne. To mogła być normalna aktywność banku. Sceptycznie podchodzę do informacji o interwencji, której nikt nie potwierdził i zdaje się, że już nie potwierdzi – mówi analityk.

Jego zdaniem rynek obligacji nie potrzebował działania interwencyjnego, w odróżnieniu od rynku walutowego.

– O ile przecena złotego była bardzo gwałtowna i nieuzasadniona, o tyle ruch na obligacjach dało się fundamentalnie wytłumaczyć. Rentowności krótkich obligacji cały czas są stosunkowo niskie, bo rynek zakłada, że w bliższej lub dalszej przyszłości nastąpią obniżki stóp procentowych. To, że rosły rentowności obligacji o długim terminie wykupu wynika ze wzrostu awersji do ryzyka na fali międzynarodowych niepokojów. Nie wydaje mi się, że w sumie taka przecena jak z ostatnich tygodni może być uzasadnieniem do interwencyjnego skupywania obligacji – mówi Arkadiusz Urbański.

I przypomina, że według założeń BGK miał interweniować wówczas, gdyby sytuacja rynkowa przypominała tę z jesieni 2008 roku, gdy nastąpił gremialny odwrót od aktywów rynków wschodzących, co skończyło się dużą przeceną m.in. na rynku długu.

– Obecna sytuacja tego nie przypomina – mówi analityk.

Scenariusze ryzyka

Eksperci różnią się też w ocenie przyczyn ostatnich wzrostów rentowności. Według Arkadiusza Urbańskiego powodem nie było wyjście z rynku inwestorów zagranicznych, co sugerowali inni eksperci w swoich raportach.

– Nic złego się jeszcze nie dzieje. Inwestorzy zagraniczni nie zareagowali pół roku temu, kiedy już była mowa o potencjalnym bankructwie Włoch i Hiszpanii. Nie sądzę, żeby tym razem mieli wykonywać jakieś paniczne ruchy – mówi.

Inny nasz rozmówca proszący o zachowanie anonimowości twierdzi jednak, że sygnał do sprzedaży dała zagranica.

– To było globalne wyjście z emerging markets. Waluty tych rynków mocno traciły: i turecka lira i brazylijski real i meksykańskie peso. Podobnie na obligacjach. A główna domena inwestorów zagranicznych to długoterminowe obligacje – mówi diler. Dodaje jednak, że na polskim rynku swoją cegiełkę dołożyli jeszcze inwestorzy krajowi.

– A już w czwartek po południu, dzień przed interwencją BGK widać było pierwsze zlecenia kupna z zagranicy – mówi.

Wszyscy nasi rozmówcy są zgodni w jednym: niezależnie od tego, czy do interwencji rzeczywiście doszło, czy też rynek tylko w nią uwierzył, inwestorzy uświadomili sobie, że na polskim rynku długu ma instytucję stabilizującą zbyt duże wahania cen. Wcześniej takim stabilizatorem były OFE, które ze względu na stały dopływ środków zapewniały stały strumień popytu na obligacje. Teraz jest nim BGK. Wątpliwości budzi tylko utrzymanie tej skuteczności w dłuższym czasie.

– Dobrze, że tym razem znalazł się duży kupujący obligacje. Pytanie tylko, co będzie następnym razem. I co się stanie, jeśli nie uda się jakaś aukcja – mówi diler jednego z banków.

Arkadiusz Urbański dodaje, że choć obecnie można się spodziewać stabilizacji cen obligacji, to jednak nie wolno zapominać o kilku czynnikach ryzyka. Główny to ciągle sytuacja międzynarodowa. Ale coraz częściej dochodzą do głosu czynniki krajowe.

– Najważniejszy z nich to wynik wyborów. Gdyby poszły one nie pomyśli rynku, mogłoby dojść do przeceny – mówi.

Jaki jest najbardziej pożądany scenariusz wyborczy? Najdobitniej określił to Anders Svendsen, analityk Nordea Banku w raporcie z 15 września, cytowanym przez agencję Bloomberg.

– Rynki chciałyby władzy silnej Platformy Obywatelskiej. Tymczasowe negatywne reakcje rynkowe są prawdopodobne, jeśli dojdzie do niespodzianki – napisał Anders Svendsen.

(CC By-NC doug88888)

Otwarta licencja


Tagi