Autor: Andrzej Godlewski

Specjalizuje się w problematyce gospodarki niemieckiej.

Czy Grecję uda się jeszcze raz uratować?

Grecja nie opuści strefy. Grecja nie zbankrutuje – takie są zapewnienia m.in. szefa strefy euro Jeana-Claude’a Junckera i członka władz Europejskiego Banku Centralnego Ewalda Nowotnego. Decydenci wciąż dementują piątkowe doniesienia Spiegel Online, że rząd w Atenach rozważa opuszczenie unii walutowej. Dla wielu ekspertów informacje niemieckiego portalu są jednak bardziej wiarygodne.
Czy Grecję uda się jeszcze raz uratować?

George Papandreou, premier Grecji (CC BY-SA World Economic Forum)

Atmosfera wokół Grecji jeszcze bardziej się zagęściła kiedy w poniedziałek agencja Standard&Poor’s po raz kolejny obniżyła rating dla tego kraju (poprzednio zrobiła to w marcu) i nie wszystkich w Europie martwią kłopoty tego kraju.

– Czy Grecy zniszczą strefę euro? Czy powinno się ich wykluczyć z unii walutowej? – pytała dramatycznie w tych dniach największa gazeta w Europie, czyli niemiecki „Bild”. Według czytelników bulwarówki zagrożenie jest na tyle poważne, że jak najszybciej powinno się eksmitować południowców z elitarnego klubu (prawie 85 proc. uczestników sondy internetowej jest tego zdania). Jednak nawet twórcy tabloidu wiedzą, że populistyczne pomysły nie przyniosą trwałych rozwiązań. – Gdyby upadł jeden kraj, pożar rozprzestrzeniłby się na całą Europę i dni euro byłoby wtedy policzone. Groziłby nam chaos. Jest to więc rachunek, na którym nikt by nie zyskał –  ocenia „Bild”, studząc tym samym nieco emocje, które zazwyczaj ta gazeta sama podgrzewa.

Obecna sytuacja Grecji jest na tyle niestabilna, że bez radykalnych rozstrzygnięć nie da się już na dłuższą metę utrzymać status quo. W zeszłym roku kraj ten uzyskał pakiet pomocowy o wartości 110 mld euro z UE i MFW, z którego połowa środków już została wypłacona. Nastąpiło to pod warunkiem głębokim reform ekonomicznych, które miały sprawić, że gospodarka Grecji będzie bardziej konkurencyjna, a jej finanse zdrowsze.

Po roku wyrzeczeń niewiele jednak zmieniło się na lepsze. W 2010 r. PKB Grecji zmniejszył się o 4,2 proc., a w tym roku prawdopodobnie spadnie o kolejne 3 proc. Równocześnie wzrosło bezrobocie (do ponad 15 proc.) i zwiększył się grecki dług, który wynosi już ponad 143 proc. PKB, czyli około 330 mld euro. Zapewne pod koniec 2012 r. znajdzie się on na poziomie 160 proc.

Wbrew planom rządu w Atenach deficyt  budżetowy Grecji wyniósł w 2010 r. aż 10,5 proc. PKB (celem było 9,6 proc.). Według ostatnich wypowiedzi przedstawicieli greckiego rządu niemożliwe jest zmniejszenie deficytu do roku 2014 do poziomu 3 proc. i Grecji potrzebne będą kolejne dwa lata, by osiągnąć ten wskaźnik. Dodatkowo minister finansów Grecji przyznał, że w 2012 r. jego kraj będzie potrzebował kolejnych 25-30 mld euro pomocy z państw eurolandu.

Niespełnienie oczekiwań ma odzwierciedlenie w rosnącej cenie pieniądza. Dziś oprocentowanie 10-letnich obligacji greckich wynosi już ponad 15 proc., zaś za 5-letnie papiery pobierane są odsetki rzędu 25 proc. Jakie jest więc wyjście z tej „sytuacji bez wyjścia”? Bankructwo państwa, czy też może opuszczenie strefy euro? Oprócz tych dwóch czarnych scenariuszy możliwy jest jeszcze trzeci, który byłby połączeniem obydwu skrajnych.

W piątek niemiecki Spiegel Online zrelacjonował tajny dokument z ministerstwa finansów RFN, który opisywał konsekwencje wyjścia Greków z eurolandu. Według niemieckich urzędników wprowadzenie drachmy oznaczałoby natychmiast jej dewaluację nawet o 50 proc., a tym samym dalszy wzrost zadłużenia państwa (do ok. 200 proc. PKB). Ponadto możliwe, że Grecja musiałaby również opuścić Unię Europejską (zezwala na to traktat lizboński).

Taka decyzja Aten miałaby bardzo poważne konsekwencje dla reszty Europy: resort ministra Wolfganga Schäuble prognozuje utratę wiarygodności w strefie euro, ucieczkę kapitału z Europy i kłopoty europejskiego systemu bankowego. Tylko niemieckie banki pożyczyły Grekom 40 mld euro. Problemy miałby sam Europejski Bank Centralny, który posiada greckie obligacje o wartości 40 mld euro i który część z nich musiałby spisać na straty. Publikacja Spiegel Online wywołała burzę w Europie, a euro stracił w ciąg dwóch dni najwięcej od 2008 r.

Premier Grecji Giorgos Papandreou określił doniesienia niemieckiego portalu jako „prawie kryminalne”, a szef grupy euro i premier Luksemburga Jean-Claude Juncker zapewniał, że tego typu scenariusz nie jest dyskutowany. Mimo to ten dziś politycznie niewyobrażalny scenariusz jest rozważany coraz intensywniej i staje się akceptowalnym rozwiązaniem nie tylko dla czytelników „Bild”-Zeitung.

– Wyjście Grecji wraz z Portugalią ze strefy euro byłoby fantastyczną wiadomością – tak Geert Wilders, lider holenderskich populistów komentował spekulacje na temat kryzysu. Jego głos ma o tyle znaczenie, że partia Wildersa wspiera w parlamencie mniejszościowy rząd premiera Holandii Marka Rutte.  Nieco innymi słowy podobną opinię wyraził w Niemczech Frank Schäffler, rzecznik ds. finansów liberalnej partii FDP, która tworzy rząd w Berlinie. – Taka decyzja Grecji prowadziłaby do pewnych niepokojów na rynkach, ale tylko krótkoterminowo, a nie na dłuższą metę – uważa Schäffler.

Jeszcze większe znaczenie dla niemieckiej opinii publicznej miała opinia jednego z najbardziej uznanych ekonomistów w Niemczech prof. Hansa-Wernera Sinna. Dla szefa Instytutu Badań Ekonomicznych IFO w Monachium wyjście Grecji ze strefy euro jest „mniejszym złem”. – Jeśli Grecja zrezygnuje z euro, może dokonać dewaluacji, co zwiększy konkurencyjność gospodarki, ale doprowadzi do upadku jej banki. Natomiast jeśli pozostanie w eurolandzie i będzie próbować dokonać sanacji poprzez redukcję cen i płac o 20-30 proc., masowo będą umierać firmy z realnej gospodarki, a tym samym i tak splajtują banki, zaś kraj znajdzie się na skraju wojny domowej – analizował ekonomista czarne scenariusze dla Grecji w rozmowie z „Frankfurter Allgemeinen Sonntagszeitung”. W tej sytuacji zdaniem prof. Sinna wyjście ze strefy euro leży w żywotnym interesie samych Greków, którym należałoby przy tej okazji umorzyć część długów.

Czy można jednak przejmować się analizami, których autorzy pozostają anonimowi i ocenami polityków, którzy nie stronią od populizmu? Czy należy uwzględniać też opinie znanego profesora, który lubi prowokować? Dla przypomnienia – podczas pierwszej odsłony kryzysu finansowego w 2008 r. prof. Sinn mówił, że w Niemczech trwa nagonka na bankowców, która jest podobna do antyżydowskiej atmosfery w III Rzeszy w latach 30.

Wygląda jednak na to, że rynki poważnie biorą to wszystko pod uwagę. – W naszej ocenie wielu publicznych wierzycieli Grecji w strefie euro doszło do wniosku, że wyższe potrzeby pożyczkowe tego kraju zmniejszają prawdopodobieństwo powrotu na rynki finansowe pod koniec tego, względnie na początku przyszłego roku jak pierwotnie planowano. Z tego powodu mogą oni uważać, że najlepszym sposobem będzie restrukturyzacja państwowego i komercyjnego długu – stwierdzili w poniedziałkowym komunikacie analitycy Standard&Poor’s i obniżyli rating długoterminowych zobowiązań Grecji z BB- do B (rating krótkoterminowych papierów zmniejszono z B do C).

Grecja jest w ten sposób pierwszym krajem strefy euro, którego obligacje znalazły się poziomie tzw. papierów śmieciowych (mimo, że jeszcze w styczniu 2009 r. miały one rating A) i którego wypłacalność porównywalna jest z ratingiem Białorusi. Zdaniem ekspertów Standard&Poor’s tylko znacząca redukcja długu Grecji (50 proc. lub więcej) może sprawić, że gospodarka tego kraju odzyska potencjał wzrostu. Przy czym jeśli ewentualna restrukturyzacja zadłużenia będzie miała objąć także prywatnych wierzycieli Grecji, S&P nie wyklucza kolejnej obniżki ratingu dla tego kraju.

Wszystko to oznacza, że po roku historia zatoczyła koło i na nowo trzeba ratować Greków. Co gorsza teraz jest znacznie mniej woli i możliwości do finansowego wsparcie południowców. W poniedziałek komisarz UE ds. finansowych Olli Rehn wykluczył jakkolwiek możliwość restrukturyzacji zadłużenia Grecji i zadeklarował jedynie, że Komisja Europejska jest za obniżeniem oprocentowania kredytów udzielonych Atenom. Według premiera Luksemburga Jeana-Claude’a Junckera Grecy potrzebują nowego programu dostosowawczego. Kompromisowym rozwiązaniem mogłoby być wydłużenie okresu spłaty przyznanych w zeszłym roku kredytów.

W Berlinie opór w tych kwestiach jest jednak znacznie większy. W niemieckich kręgach rządzących znów zarzuca się greckim politykom brak woli do dalszego zaciskania pasa i zgoda na kolejną redukcję odsetek (poprzednią udzielono w marcu) uzależniana jest od dalszych reform. Nieufność między stolicami jest tak duża, że pojawiły się nawet spekulacje, iż publikacja w Spiegel Online była inspirowana przez rząd RFN, który w ten sposób chce zwiększyć presję na Greków i wymuszając na nich kolejne wyrzeczenia uratować niemieckie banki przed utratą udzielonych kredytów.

Na razie tym przysłowiowym „trzecim”, który ewentualnie skorzysta na rosnącym chaosie, są Irlandczycy. Oni również zabiegają o złagodzenie warunków pomocy, jaką przyznały im UE oraz MFW i do tej pory nie mieli wielkich szans na powodzenie. By nie pogłębiać kryzysu, rządy eurolandu mogą pójść na ustępstwa wobec Dublina bez dodatkowych warunków (np. bez podwyższania irlandzkiej stawki CIT). Zaplanowane na poniedziałek 16 maja spotkanie ministrów finansów eurogrupy będzie więc kolejnym w ostatnich miesiącach, na których decydowały się losy zjednoczonej Europy.

George Papandreou, premier Grecji (CC BY-SA World Economic Forum)

Otwarta licencja


Tagi