Autor: Andrzej Godlewski

Specjalizuje się w problematyce gospodarki niemieckiej.

Do lata Portugalia wejdzie pod parasol ratunkowy

Po udanym początku roku dla Portugalii i jej finansów sytuacja tego kraju na rynkach finansowych staje się coraz trudniejsza. O tym, czy Portugalia będzie musiała skorzystać w pomocy Unii i MFW rozmawiamy z ekonomistą Christophem Weilem, ekonomistą Commerzbanku.
Do lata Portugalia wejdzie pod parasol ratunkowy

Jose Socrates, premier Portugalii, już wkrótce będzie musiał przyznać czy jego kraj potrzebuje pomocy (CC BY-SA José Goulão)

Obserwator Finansowy: Kilka tygodni temu rząd Portugalii z sukcesem sprzedał obligacje warte 1,25 mld euro i za dziesięcioletnie papiery oferował mniej niż w czasie poprzedniej emisji (6,72 proc. wobec 6,81 proc.). Potem jednak rentowność obligacji wspięła się do poziomu 7,5 proc. Dlaczego zmniejsza się wiara inwestorów w to, że Portugalia poradzi sobie sama z obsługą zadłużenia?

Christoph Weil: Na początku roku Portugalia tylko dlatego uniknęła skorzystania z parasola ochronnego, że Europejski Bank Centralny w dużej skali kupował portugalskie obligacje rządowe, chcąc w ten sposób obniżyć poziom ich oprocentowania. Jest rzeczą oczywistą, że długoterminowo Portugalia może tylko wtedy obsługiwać swoje zadłużenie publiczne, gdy jej gospodarka będzie solidnie się rozwijała. Jednak ostatnie dane na temat koniunktury gospodarczej w tym kraju nie dają wiele nadziei, że tak się stanie. W ostatnim kwartale 2010 r. portugalska gospodarka po raz kolejny zanotowała ujemny wzrost.

A może los Portugalii jest raczej argumentem dla tych, którzy za kryzys w strefie euro obwiniają spekulantów chcących więcej zarobić na chaosie w Eurolandzie?

Wpływy tzw. spekulantów są przeważnie wyolbrzymiane. Przede wszystkim są to zwyczajni uczestnicy rynku, którzy krótkoterminowo kierują się trendami i oczekiwaniami oraz, z reguły, starają się zachować jak największą płynność. Zacznie ważniejsze są dane fundamentalne oraz strategiczne decyzje polityczne.

Jeśli chodzi o tę ostatnią kwestię, to politycy w Lizbonie zrobili w ostatnich miesiącach bardzo wiele, by skonsolidować finanse publiczne. W odróżnieniu od Grecji i Irlandii rząd w Lizbonie dotrzymał obietnicy i w 2010 r. zmieścił się w zakładanym deficycie (w przypadku Portugalii było to 7,3 proc. PKB). W tym roku portugalski deficyt budżetowy ma być jeszcze mniejszy (4,6 proc. PKB), zaś w 2013 r. ma się znaleźć się poniżej 3-proc. limitu zapisanego w traktacie z  Maastricht. Uchwalając tegoroczny budżet zdecydowano m.in., że stawka VAT zostaje podniesiona z 21 proc.  do 23 proc., ograniczone są świadczenia socjalne, zaś płace w sektorze publicznym zostały zmniejszone o 5 proc. To wszystko są bardzo konkretne decyzje. Dlaczego one nie wystarczają? Co jeszcze powinni zrobić Portugalczycy, by przekonać inwestorów?

Problemem Portugalii są ciągle wzrastające wydatki socjalne. Dopiero wtedy będzie można oczekiwać stabilizacji w tej dziedzinie, gdy bezrobocie przestanie rosnąć.

Bezrobocie w Portugalii przekroczyło już 10 proc., co jeszcze zmniejsza słaby popyt wewnętrzny. Rząd w Lizbonie prognozuje wzrost PKB o 0,2 proc., ale bank centralny liczy się raczej z recesją (-1,3 proc.), podobnie jak Komisja Europejska (-1 proc.). Czy możliwe jest w ogóle refinansowanie długu publicznego?

Teoretycznie refinansowanie jest oczywiście możliwe. Jest jednak kwestią otwartą, czy portugalski rząd będzie chciał się zadłużać na tych warunkach, które teraz obowiązują.

Czy Portugalii pomogłoby wdrożenie francusko-niemieckich propozycji społeczno-gospodarczych, które na początku lutego pojawiły się jako „Pakt dla konkurencyjności”?

Decydującą kwestią jest to, czy gospodarka portugalska na nowo będzie konkurencyjna. Portugalia nie może wiązać zbyt wielkich nadziei z Paktem, konkurencyjności nie da się bowiem odgórnie zaordynować z Brukseli.

Z Portugalii nadchodzą również informacje o kłopotach sektora bankowego. Czy – podobnie jak w Irlandii – może on sprawdzić na ten kraj jeszcze większe problemy?

Portugalskie banki są teraz na garnuszku EBC. Jednak kłopoty systemu bankowego w tym kraju są znacząco mniejsze niż w Irlandii.

Do lata tego roku Portugalia ma spłacić swoje obligacje o wartości 9,5 mld euro. Czy to jest jeszcze realne? Na ile prawdopodobne jest, że Portugalia jednak skorzysta z pomocy UE i MFW? Jakie będą tego konsekwencje?

Widzimy znaczące ryzyko, że do lata tego roku Portugalia schroni się pod parasolem ratunkowym. Dla innych państw, czy banków nie miałoby to bezpośrednich skutków, ponieważ Portugalii nadal będzie obsługiwać swoje zadłużenie.

Czy kraje znajdujące się w finansowych kłopotach próbują za wszelką cenę uniknąć pomocy? To kwestia nieatrakcyjnych warunków, czy raczej prestiżu?

Ten, kto raz znajdzie się pod parasolem ratunkowym UE i MFW, zostaje na dłuższy czas odcięty od rynków kapitałowych. Poza tym taki kraj traci niezależność w polityce gospodarczej i finansowej.

Przywódcy strefy euro zdecydowali w połowie lutego o powiększeniu europejskiej części mechanizmu stabilizacyjnego do 500 mld euro w 2013 r. Czy to wystarczy? A może należałoby raczej pytać, czy nie stanie się to zbyt późno?

500 mld euro wystarczy, by móc uratować jeszcze Hiszpanię. Jeśliby jednak także Włochy potrzebowały pomocy, wówczas pomogłaby już tylko emisja wspólnych  obligacji. Co do terminu – w razie konieczności kraje strefy euro będą dopasowywać wielkość funduszu do aktualnych potrzeb.

Co oznaczałoby oddłużenie Portugalii, w którym mieliby udział także prywatni inwestorzy (haircut)? Może jednak lepszy jest koniec niepewności niż niepewność bez końca?

Portugalia nie jest aż tak bardzo zadłużona jak Grecja, czy Irlandia. Dlatego Portugalia z pewnością nie będzie pierwszym krajem, który zdecyduje się na takie oddłużenie.

Rozmawiał Andrzej Godlewski

Christoph Weil jest ekonomistą do spraw strefy euro w Commerzbanku we Frankfurcie

Jose Socrates, premier Portugalii, już wkrótce będzie musiał przyznać czy jego kraj potrzebuje pomocy (CC BY-SA José Goulão)

Otwarta licencja


Tagi